Mój ból i nowa normalność w natarciu
Oto właśnie we Włoszech ogłoszono, że zostanie powołanych 60 tyś (sic!) „asystentów obywatelskich” – poinformował portal TVP Info. Asystenci będą mieli za zadanie sprawdzać, czy Włosi przestrzegają obostrzeń związnych z epidemią koronawirusa. Być może fakt, że informuje o tym telewizja rządowa nie jest przypadkiem. W końcu kimże będą owi asystenci obywatelscy? Powiedzmy to śmiało: Nie posiadając uprawnień policji, czy służb medycznych, mogą być wyłącznie donosicielami. Czyż to nie jest przypadkiem wstęp do powołania podobnej armii donosicieli w Polsce? Nowa normalność w natarciu?
Cenzurę już mamy. Wprawdzie nie błyskawicznie, bo jednak zajęło to ponad 5 lat, ale udało się finalnie rządzącej formacji zaorać jedną z bardziej popularnych i lubianych anten Polskiego Radia, czyli Trójkę. Teraz czyni wygibasy, które polegają na próbie zatarcia złego wrażenia, ale wciąż zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Kazik Staszewski poprosił, żeby wycofać jego piosenkę z Listy Przebojów Programu 3, więc w odpowiedzi zamieszczono 1999 notowanie tejże listy, które (podobno przez szacunek dla Marka Niedźwieckiego, wieloletniego prowadzącego kultowy program), nie ukazało się na antenie. Kazik, chcąc nie chcąc wygrał swoją piosenką „Twój ból jest większy, niż mój„. Trudno, żeby było inaczej…
To miała być tylko dygresja, nawet większego znaczenia, bo czymże jest jakaś lista przebojów wobec sytuacji kompletnego zaorania gospodarki, pozbawiania wolności obywatelskich, zakazu zgromadzeń, (nawet mimo chęci zachowania przez uczestników wszelkich obostrzeń związanych z odległością, maseczkami itd.), łamania konstytucji, konkordatu, a nawet własnych, na kolanie tworzonych praw, gdzie są równi i równiejsi.
Jednak warto pochylić nad tą, niezwykłą przecież, sytuacją „afery radiowej”, ponieważ ma ona kontekst znacznie szerszy, niż mogłoby się wydawać. Z jednej i z drugiej strony wyziera obłuda, której mogą nie dostrzegać tylko najbardziej zagorzali i bezkrytyczni piewcy trójkowej wolności, albo bardzo młodzi słuchacze, którzy historii lat 60-tych, czy nawet początku 80-tych, pamiętać nie mogą. Otóż bowiem trudno zaprzeczyć, że u podstaw powstania Programu Trzeciego leżały względy polityczne i został on stworzony jako swego rodzaju „wentyl bezpieczeństwa” dla władzy. W ten sposób decydenci chcieli odciągnąć młodzież od nasłuchiwania stacji zachodnich, zwłaszcza Radia Luxemburg, bo teraz big-beat mógł zacząć funkcjonować (może lepiej napisać „raczkować”) na falach polskiego eteru. O wiele dalej poszło to w latach 80-tych. Walter Chełstowski, Jurek Owsiak, początki Jarocina, Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, hasło „Uwolnić słonia!” i lekkie happeningi, które miały swój bardzo konkretny cel. Czas, kiedy próbowano „skanalizować” nawet ruch fanklubów (na przykład zespołu „MAANAM”), ale też innych, w pożądanym przez komunistyczne władze kierunku, mimo że teoretycznie gierkowska odwilż i „wolność” trwała już co najmniej od 1975 roku. O tej historii znakomicie opowiedział Wojciech Maciejewski w filmie „Fan”, nagrodzonym dwukrotnie w 1988 roku na Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie.
Trudno byłoby obronić pogląd, że część związanych z Trójką dziennikarzy, to same anioły, które trafiły do radia przypadkiem i nikt nie miał pojęcia po co i dlaczego… To nie są insynuacje, wszystko łatwo sprawdzić, a fakt, że niektórym zakładano teczki, jest dość powszechnie znany. Tym nie mniej, skoro nie „zdekomunizowano” przez całe lata legend zespołu redakcyjnego, to próba dekomunizacji np. pana Marka Niedźwiedzkiego dziś, przy okazji skandalu z piosenką Kazika, jest działaniem także ohydnym, chociaż może nie aż tak bardzo, jak ewentualna współpraca z ówczesnym aparatem przemocy. Piszę „ewentualna”, ponieważ nie ma oczywistych dowodów, że ktoś donosił na kolegów. Bynajmniej nie zamierzam usprawiedliwiać nikogo, kto „coś tam podpisał i nie wiedział co”, bo przeważnie ponosił za swoje działania co najmniej winę nieumyślną, w postaci niedbalstwa – gdyż mógł i powinien przewidzieć konsekwencje swojego działania. Potrafię zrozumieć, że dla dziennikarza, zwłaszcza muzycznego, czy sportowego, chęć wyjazdu za granicę była nie tylko uzasadniona, ale też czasem nawet oczywista. W podobnej sytuacji znajdowali się też ludzie, którzy w obliczu problemów z możliwością otrzymania zgody na wyjazd rozumowali tak: „Podpiszę, dostanę paszport, a potem i tak nie będę aktywie współpracował. Zawsze mogę powiedzieć, że nic nie wiem, niczego nie widziałem etc…”. Niestety, po jakimś czasie przychodziły kolejne wyjazdy, czasem pojawiały się też problemy cięższego kalibru (np. haki w życiu osobistym – jakiś wypadek drogowy, podwójne życie itd). No i klops, bo z jednej strony dobrze zapowiadająca się kariera, a z drugiej… przyzwoitość. Nie zamierzam nikogo osądzać, zwracam tylko uwagę, że dziś, ten Rząd, nazywany „rządem dobrej zmiany”, próbuje działać podobną metodą – „Zróbcie coś z tym Kazikiem”. Czyli co? Fałszujemy głosowanie, bo Naczelnik będzie smutny? A może przeciwstawiamy się fałszowaniu, bo coś tam nie zagrało w liczeniu głosów? Jaka jest prawda? Jestem jak najdalszy od niesprawiedliwych ocen, tym bardziej, że nie ukrywam swoich sympatii do wielu dziennikarzy Trójki „na których” się przecież wychowałem. Najbardziej zabolało mnie, kiedy „wypisał się” z tego zamieszania mój ulubiony Piotr Kaczkowski, którego słuchałem niemal od zawsze, jeśli tylko była taka możliwość.
Jednak ukryć nie da się w żaden sposób, że nie od dziś i nie jedynie w tej stacji, pojawiały się jakieś naciski polityczne. Dziennikarze twierdzą, że wcześniej ich nie było? Żadnych? Czy na promocję pana Prezydenta Dudy są większe niż kiedyś? Nie sadzę. Widzieliśmy wszyscy co się działo, kiedy Prezydent Komorowski prowadził swoją kampanię. Ten czekoladowy orzeł, niezwykła liczba informacji z jedynie słusznego obozu politycznego i żenujące sytuacje z dziennikarzami, czy panią dyrektor, w roli głównej. Być może wówczas nie zauważali, że stają się „funkcjonariuszami” kiepskiej promocji i nie przeszkadzało im to, ponieważ opcja polityczna się zgadzała. Nie wiem, jak było z głosowaniami na listę, ale brak czytelnego regulaminu oraz (w dobie powszechnej cyfryzacji) oprogramowania, które eliminowałoby z automatu głosy mocno podejrzane, może budzić zdumienie. Wszak w mętnej wodzie łatwiej łapać ryby, zatem posądzenia o sprzyjanie poszczególnym artystom, nie daj Boże jeszcze za pieniądze, mogłyby stać się całkiem uprawnione, nawet jeśli niesprawiedliwe. Bo, jak udowodnić, że wszystko odbywało się lege artis, kiedy brak ustalonych, stałych, zasad oraz kasujemy głosy ręcznie? Które głosy? Tutaj jest spore pole do nadużyć. Jasne, że nie da się „odcedzić” wszystkich trefnych, podobnie jak nie było to możliwe przy wysyłaniu kartek pocztowych. Powoływanie grafologa graniczyłoby z przesadą, a samo wysłanie 100 kartek z jednej poczty, nie musi przecież świadczyć o oszustwie, choć jest ono wysoce prawdopodobne. Sądy czasem również skazują podejrzanych w procesach poszlakowych, ale to zupełnie inny ciężar gatunkowy, niż promocja jakiejś piosenki. Zdeterminowani fani danego artysty zawsze byli skłonni coś tam przeskrobać wysyłając więcej kartek i uchodziło to zwykle płazem. A dziś, proszę bardzo! Jeden, moim zdaniem, ze słabszych utworów Kazika znalazł się znów na pierwszym miejscu… i to za sprawą promocji nieudaczników, którzy doprowadzili do tego całego zgiełku.
Mój ból jest tym większy, że jednak notowanie nr 2000 to byłoby coś! Niewiele jest chyba stacji radiowych na świecie, które mogą pochwalić się taką liczbą tygodniowych notowań. A tutaj co? Tort bez bohaterów, bohaterowie bez tortu… A może jednak? Panowie (i panie również), zaciśnijcie zęby, zagryźcie wargi (nie przeciwników politycznych) i przyjdźcie na Myśliwiecką! Nie po to, żeby protestować, ale żeby uszanować SWOICH słuchaczy! Pokażcie, że nie robiliście tego tylko dla pieniędzy. Wszyscy! Co najmniej ci, którzy prowadzili listę od początku, a jeszcze żyją, powinni być w najbliższy piątek razem. Razem ze słuchaczami. I jestem pewien, że można dojść do konsensusu z władzami Radia i taką audycję zrobić. Neutralnie, bez podtekstów politycznych. Ponoć Kuba Strzyczkowski przejmuje dyrekcję Tójki. Jeśli to prawda, pokażcie, że macie cohones i zróbcie to razem, dla nas! Nawet jeśli miałoby to być notowanie ostatnie. A może jednak da się przetrwać? Z pewnością jest to możliwe. Warunek jest jeden. Niech każdy zajmie się tym, co potrafi robić najlepiej. Dziennikarze muzyczni nie muszą politykować, bo słuchacze popularnych, w końcu jednak rozrywkowych, audycji, nie tego oczekują.
Tak, jest ból, kiedy dziennikarz czuje, że jest w opresji, ponieważ ktoś próbuje odebrać mu niezależność. Czy jednak można i należy oczekiwać pełnej niezależności pracując w publicznej stacji? Czy ktoś naprawdę myśli, że BBC jest rozgłośnią wolną od nacisków, ponieważ tam nie „robią takich numerów”? Naprawdę? Robią znacznie większe i każdy, nawet średnio inteligentny, mieszkaniec „Wyspy” dokładnie wie, że to jest stacja rządowa. Koniec i kropka. Ale jeśli mimo to ktoś podjął decyzję, że pracuje nadal w radiu, dla zmylenia przeciwnika, jak mówi Grzegorz Braun, zwanym „publicznym”, to musi mieć skórę, jak nosorożec i iść dalej! O ile, oczywiście, uważa, że to jest jakaś misja, a jego słuchacze są tego warci. W końcu nie pracuje społecznie… Jeżeli nie, może założyć swoje radio, albo dołączyć do zespołu, który właśnie powstaje. Czy tam będzie lepiej? Może przez chwilę tak. Niezależność, brak reklam i polityków. Wszystko brzmi bardzo pięknie. Kiedy skończą się pieniądze, skończy się niezależność, bo zawsze decyduje ten, kto płaci. Świat się nie zmieni przez to, że stworzy się grupa dziennikarzy, którzy są świetnymi fachowcami i może nawet się lubią, choć pewnie z niektórymi tak, a z innymi nienawidzą. Jeśli potrafią grać „muzę”, której nie ma gdzie indziej i opowiadać historie, których się nie uświadczy na innych antenach, projekt ma szansę. Jeśli nie, skończy się bardzo szybko. To nie jest złośliwość, ale realizm. W dobie internetu, Spotify-ów, Deezer-ów, Tidali, czy Youtube-ów i innych sieci, trzeba mieć ofertę niezwykłą, aby zatrzymać słuchacza. Fakty są takie, że wiernych przy Trójce było w ostatnich latach coraz mniej. Oczywiście, nowy projekt nie musi przejąć wszystkich słuchaczy, żeby się utrzymać. Pewnie procent, czy 1,5%, udziału w rynku byłoby fantastycznym wynikiem. Tylko, że nie rozmawiamy o ludziach, którzy zaczynają swą pierwszą, albo nawet drugą młodość dziennikarską, ale dawno już weszli w wiek, dla którego określenie „dojarzały” może być sporym eufemizmem. Nie przesadza się starych drzew…
Nie wiem, czy mój ból jest większy, niż Wasz, ale wróćcie do Trójki! Z kim Wam będzie gorzej? No, z kim?
Czytaj też: My, skorupiaki!, Totalna ściema, Pobożny koronawirus, Kołysanie łódką i radiem, Koronawirus, maseczki i cyniczna gra