Covid-19 w natarciu…
To ci dopiero historia! Słychać zewsząd, że pandemia, trup się ściele gęsto. Jeszcze niedawno pokazywano obrazki z Bergamo, potem z Nowego Jorku, a obecnie na celowniku dziennikarzy znalazła się Ameryka Południowa, Azja oraz po części Afryka. Generalnie dramat światowy i tylko maseczki mogą przedłużyć nam tę marną egzystencję, aż do chwili, kiedy wreszcie będzie można się zaszczepić, a zaraz potem zacząć żyć długo i szczęśliwie. Czy tak? Ależ, skąd! Właśnie prawdziwy przyjaciel ludzkości, wysokiej klasy znawca wirusów, wprawdzie tylko komputerowych, ale zawsze, mówi, że jedna dawka szczepionki nie wystarczy. Co to, to nie! Trzeba będzie ich kilka, kto wie, może nawet wiele tysięcy, o czym wprawdzie pan Bill już (albo jeszcze) nie mówi, bo przecież nawet dzieci wiedzą, że wirusy mutują, a taki mutant, to dopiero może nam zaszkodzić. A jeszcze jeśli urośnie, a potem się rozmnoży, albo odwrotnie, to gotów nam na ulicy maseczkę z twarzy zerwać, albo jeszcze coś gorszego zrobić… Pomysł z wielokrotną szczepionką, to nawet lepszy biznes, niż sprzedaż czystego powietrza, co się przecież od dawna już dzieje pod postacią słynnych zielonych certyfikatów. Tyle, że cała ściema z OZE, która nie bierze pod uwagę ani szkodliwości i emisji zanieczyszczeń emitowanych w procesie produkcji paneli fotowoltaicznych, baterii samochodów elektrycznych, ani skutków zniszczeń biologicznych i chorób powodowanych u ludzi choćby przez wiatraki oraz wysokich kosztów utylizacji tych „ekologicznych wynalazków”, dotyczy jednak głównie instytucji, firm, czy państw, a więc dotyka obywateli pośrednio. Nikt przecież nie jest w stanie zmusić kogoś żeby sobie kupił Teslę, albo wiatrak (nie licząc takich małych, elektrycznych, dobrych na upały), ale szczepionkę? Całkiem możliwe, że już tak! Dlatego pomysły pana Billa są niebezpieczne. Prawdopodobnie ludzie wiąż nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo! Znając dobroczyńcę i filantropa z jego planów depopulacji można zaryzykować twierdzenie, że to taki Kill Bill może być, choć bez białej broni. On ma dla nas coś lepszego – broń przezroczystą… w strzykawce.
Wracając do „pandemii”, jak wspominałem, w Niemczech rozpoczęła działalność pozaparlamentarna grupa naukowców (ACU), która zamierza wyjaśnić całe to zamieszanie, które powstało u naszych zachodnich sąsiadów w związku z Covid-19. Wstępne szacunki mówią o ponad 90% planowych zabiegów, często niezbędnych dla zdrowia obywateli, których nie wykonano z powodu „epidemii”, a ucierpiało być może nawet 2,5 mln osób, zaś co najmniej 125 tysięcy mogło nawet umrzeć, albo utracą życie w najbliższym czasie właśnie z powodu zaniechań i braku dostępu do normalnych świadczeń służby zdrowia. O stratach dla gospodarki nawet nie ma co wspominać, ale, choć Niemcy są znacznie bogatszym państwem i sobie z pewnością poradzą, to i tak negatywne skutki, zwłaszcza dla firm, muszą zostać zbadane. Czeka więc tamtejszy rząd seria tysięcy procesów. A u nas? Czy naprawdę nic się nie stanie? Czy nikt nie spyta, jak długo Szumowski „będzie pluł nam w twarz”? Podobno on, to akurat już niedługo, bo ponoć jest zmęczony. No, jasne! Poza tym po takim wielomiesięcznym pluciu, to i śliny w końcu może zabraknąć… Przyjdzie nowa miotła, żeby ogłosić „drugą falę pandemii”? Zobaczymy.
Tymczasem ukazała się książka wydawnictwa Osuchowa, skutecznie, jak widać, zareklamowana przez posła Grzegorza Brauna w parlamencie, bo nakład zdążył się już wyczerpać. Zbiór wywiadów i wypowiedzi naukowców oraz garść statystyk pod znamiennym tytułem „Fałszywa pandemia”, należy stwierdzić, trafia w sedno. Można mieć do samej książeczki różne zastrzeżenia np., co do sporej liczby powtórzeń, w pierwszej części, która wynika albo z pośpiechu Wydawcy, albo z nieśmiałości, by nie publikować fragmentów wypowiedzi, które padły już w innym cytowanym wywiadzie. Jednak ogólnie jest to pozycja na pewno wartościowa i gorąco polecam, zwłaszcza notorycznym połykaczom dezinformacji telewizyjnych. Nie mam przy tym złudzeń, że nakręceni strachem nosiciele maseczek, gotowi pobić tych, którzy śmiało pokazują swoje twarze bez podobnych gadżetów, raczej po publikację nie sięgną. Po co, skoro wiedzą lepiej, bo się już nasłuchali i naczytali… Może warto skonfrontować to z faktami? Tylko, jeśli fakty przeczą narracji różnej maści „znamienitych ekspertów” i zaangażowanych dziennikarzy wspieranych do tego autorytetem WHO, to tym gorzej dla faktów. No, może za wyjątkiem tych pisanych z dużej litery. Im zresztą już raczej nic nie zaszkodzi, wszak Rejtanem kładzie się za nimi sama pani namiestnik Żorżeta.
„Fałszywa pandemia” – (cudzysłów tym razem zbędny, ale skoro taki tytuł, to zostawiam), nie zawiera komentarzy, bo są zbędne. Mówią naukowcy i to nie byle jacy, bo wielu profesorów, wirusologów i nie tylko, z kilku krajów, a więc ze świeżym spojrzeniem, nie skażonym jakąś lokalną sytuacją. W dodatku z miejsc bardzo różnych pod względem rozmiarów „epidemii”. Zabrakło mi jeszcze takich nazwisk, jak dr Stefano Montanari, dr Andrew Kaufman, dr J. Mikovits, czy dr A. Shiva oraz lekarzy z Polski, choć tak odważnych, by dać swą twarz w oficjalnej wypowiedzi u nas akurat przeważnie brakuje. Cóż, rodzina, kredyty itd. Nikt nie chce stracić pracy, chyba że ma to w nosie, bo jest finansowo niezależny. Warto podkreślić, że osoby, w tym również naukowcy, którzy zdecydowali się mówić prawdę, są szykanowani, odcinani od mediów głównego nurtu, cenzurowani przez Google czy Facebook i inne platformy cyfrowe. Mimo to zabierają głos, udzielają wywiadów i piszą. To w dzisiejszym świecie poprawności politycznej spora wartość. Covid-19 stał się już swego rodzaju religią, a jeśli ktoś, zwłaszcza ceniony patolog, mówi wprost, że nie znalazł ani jednego nieboszczyka, który umarłby na tę „chorobę”, to może coś w tym jednak jest? Ba! Wspomniany wyżej dr Montanari mówił nawet w kilku wywiadach, że żaden z jego trzech kolegów patologów nie znalazł wśród domniemanych ofiar „pandemii” we Włoszech, choćby pojedynczego przypadku zmarłego na Covid-19. Dlaczego? Ponieważ większość pacjentów z powikłaniami zeszła z tego świata na zapalenie płuc, albo w wyniku tzw. chorób współistniejących. Czyli normalnie, jak przy każdej zwykłej grypie. Szkoda, że czytelnicy akurat tego głosu nie usłyszą, bo przecież to Italia stała się w Europie (obok Hiszpanii), miejscem największej liczby zgonów. W publikacji są jednak wyjaśnienia dotyczące również tego regionu.
Wróćmy do kraju. Czy w Polsce było podobnie? Czy zamknięta, o zgrozo jeszcze do tej pory, publiczna służba zdrowia, przyniesie podobnie tragiczne efekty, jak to się stało w Niemczech, czy kilku innych krajach? Czy ktoś za to odpowie? Czy Polacy znajdą w sobie wreszcie tyle siły, żeby stuknąć się w głowę i zrzucić szkodliwe, nic nie dające maseczki i powiedzieć tej przemocy zdecydowane NIE!? Czy ktoś zrobi rachunek strat (zysków nie widać i chyba się już nie pojawią), żeby rozliczyć Rząd z kompletnie idiotycznych i wysoce szkodliwych posunięć? Nie tylko związanych ze służbą zdrowia, czy ograniczeniem wolności obywateli i stratami gospodarczymi, ale też w konsekwencji prowadzącymi do utraty suwerenności państwa. Czyż „konieczność” brania brukselskiej jałmużny w zamian za rezygnację z własnego zaplecza energetycznego, czy zgoda na mechanizm badania praworządności, to nie początek końca „Rzeczpospolitej 3,5” – jak to celnie określa Grzegorz Braun?
Mamy dane statystyczne, z których wiemy już na pewno, że NIC nie usprawiedliwia działań Rządu RP. O ile bowiem, przy odrobinie dobrej woli, można zakładać, że początkowe decyzje, podyktowane strachem o dobro obywateli, mogły być słuszne, o tyle kontynuacja ograniczeń po 20 kwietnia za całą pewnością jest wyłącznie przejawem złej woli i kalkulacji politycznych (także tych związanych z wyborami prezydenckimi). Statystyki pokazują i można zobaczyć to choćby we wspomnianej publikacji, że wiadomo było bardzo dokładnie (co potwierdzało się też w innych krajach), że epidemia, nawet gdyby faktycznie istniała, nie może się już rozwinąć. Co ciekawe, liczba zmarłych (licząc do końca maja) nie tylko w Polsce, ale w większości krajów europejskich, jest niższa (u nas średnio o 8%), niż w ciągu poprzednich 4 lat. O jakiej epidemii zatem mówimy? Wyniki portalu euromomo.eu – czyli europejskiej statystyki umieralności, także to potwierdzają, bo wprawdzie widzieliśmy w ciągu 4 tygodni skok w 7 krajach, gdzie liczba zgonów była wyższa niż w przypadku podobnych okresów (sezony grypy) w latach 2016-19, ale globalnie nic się nie zmieniło. W Niemczech, na Węgrzech, Słowacji, Portugalii, Norwegii, Danii, Finlandii, Estonii, czy na Malcie i kilku innych państwach również zanotowano spadek w stosunku choćby do ubiegłego roku. To mało? Wprawdzie, kiedy ktoś zajrzy do statystyk Euromomo dziś, a oglądał je regularnie w trakcie największego nasilenia – (nie tylko medialnego) epidemii, może się nieźle zdziwić. Dane zostały obecnie przedstawione na głównej stronie w zupełnie inny sposób, tak, aby sprawiać wrażenie jakiejś hekatomby i dopiero gdy się popatrzy na poszczególne kraje, widać tę manipulację graficzną. Nawet tam nie udało się ukryć, że epidemii żadnej już nie ma, a nawet jeżeli była, to przez maksymalnie 6 tygodni (a tak naprawdę miesiąc, tylko z przesunięciem w różnych państwach), czyli krócej niż grypa.
Czy to mnie dziwi? Dziś już nie. Wiemy, do czego są zdolne rządy, jeśli zobaczą jakieś koraliki i błyskotki. Marzy mi się prawdziwy Rząd, nieskorumpowany, rzeczywiście dbający o obywateli i nie odbierający im więcej wolności, niż to niezbędne. Tyle, że o wolność trzeba walczyć, nawet z własną, demokratycznie wybraną, władzą, bo jak widzimy, degeneruje się błyskawicznie. Zgodnie z prawem Murphy’ego, „sprawy pozostawione same sobie, mają tendencję do pogarszania się”. Kontrola jest po prostu niezbędna.
Wracam do pytania tytułowego. Kto został uratowany przez Covid? Czy to możliwe? Paradoksalnie, choć wiele osób zostało narażonych na komplikacje zdrowotne i pewnie wiele też w krótkim czasie umrze z powodu zaniechania albo przerwania terapii, to są też szczęśliwcy. Dlaczego? Ponieważ nie wszyscy wykupili leki (często zbędne i szkodliwe), bo był z tym problem – najpierw e-wizyta, a potem długa kolejka do apteki. Niektórzy musieli odłożyć planowane, a ryzykowne zabiegi i dlatego jakaś część z nich nadal jeszcze żyje. Wiele starszych osób z obawy przed szpitalem przechorowała szczęśliwie, nawet dość silne infekcje, w domu. Jeśli mamy w pamięci, że co roku około 50 tysięcy pacjentów walczy z sepsą, z czego tylko 50% skutecznie, to być może mieli szczęście, że nie trafili do szpitali w ciągu pierwszego półrocza. Czy szklanka może być zawsze do połowy pełna? Uratowani przez Covid? Taki paradoks. Może więc jakieś kwiaty dla Ministra Szumowskiego? Pewnie niektórzy bardzo chętnie, na przykład kalie na jodle… Kto chce, niech wysyła. Ja chwilowo się wstrzymam.
Czytaj również felietony: Jak zostać bękartem, Ruskie onuce i matematyka, I po strachu, Zgadzam się z Winnickim, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska, Maseczka na każdą okazję,
i artykuły: Podwójna zdrada, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, 447 godzin, A jednak się kręci, Szczyt Szumowskiego, Tarczą w przedsiębiorcę