A jednak się kręci… – to słowa, które według legendy, miały zostać wypowiedziane szeptem przez Galileusza gdy w roku 1633 stanął przed sądem inkwizycji rzymskiej. „Eppur si muove” – tak to by brzmiało w oryginale. Jednak ten słynny cytat będzie przedmiotem rozważań w zupełnie innym kontekście, chociaż pewien związek z Ziemią, a zwłaszcza z Kosmosem w ogóle jest tu niezaprzeczalny.
Oto właśnie mamy wysyp intrygujących informacji, choć wiele z nich pojawiało się także wcześniej, o czym wspominałem między innymi w artykule Gigantyczna manipulacja.
Maseczki do szczepienia
Tak. A dokładniej do „wyszczepienia”, jak to określił minister Szumowski. Właśnie do czasu wyszczepienia wszystkich Polaków trzeba się spodziewać takiej właśnie tortury. Słowo nie przypadkowe, bo jak inaczej można będzie nazwać noszenie tego „wynalazku” przy temperaturze 25+? Przecież druga połowa maja może być bardzo ciepła, a latem z pewnością termometry będą wskazywały nawet powyżej 30 kresek. I co wtedy? Ano, nic… Zdaniem pana profesora, to konieczność. Tak? To przyjrzyjmy się tej sprawie nieco bliżej. Z naukowego punktu widzenia, fakty wyglądają następująco:
Po pierwsze, koronawirus, o którym piszemy, czyli Sars-Cov-2 jest wielkości 90-140 nm, a nanometr to zaledwie miliardowa część metra
Po drugie, co niezwykle istotne, to przepuszczalność powietrza w danej tkaninie. Zacznijmy od definicji w Wikipedii.:
Przepuszczalność powietrza jest miarą zdolności powietrza do przechodzenia przez tkaninę. Przepuszczalność powietrza definiowana jest, jako „objętość powietrza centymetrów sześciennych (cm3), który przechodzi przez w czasie jednej sekundy przez 100cm2 tkaniny przy różnicy ciśnienia 10 cm słupa wody”, znany także jako jednostki Gurley’a .
Nie jest niespodzianką, że grubość tkanin mierzy się w mikrometrach, a mikrometr, to milionowa a nie miliardowa część metra. Wszystko to jest istotne o tyle, że człowiek w maseczce, bez względu na to z czego ona jest wykonana, musi jeszcze jakoś oddychać, w przeciwnym razie maseczka będzie znacznie gorsza od wirusa, ponieważ spowoduje śmiertelność 100% użytkowników, o ile jej na czas zdjąć nie zdążą…
Po trzecie, „w badaniach z 2008 roku przetestowano 45 masek typu N95 oraz 12 masek chirurgicznych. Wyniki badań wykazały, że 29% masek typu N95 osiągnęło wartość PF mniejszą niż 10, co oznacza, że minimum 10% wirusów lub bakterii obecnych w powietrzu mogło przeniknąć przez maskę. Zwykłe maski chirurgiczne wypadają na tym tle jeszcze gorzej, ponieważ żadna z nich nie uzyskała wartości PF większej niż 10. Należy zaznaczyć, że PF=10 to minimum ochrony uznane przez Światową Organizację Zdrowia. (…) W badaniu z 2016 roku skuteczność zwykłych, ogólnodostępnych masek chirurgicznych okazała się być od 8 do 12 razy mniejsza niż masek z filtrem typu N95.„
„Jeszcze nowsze badania przy użyciu kontrolowanej interwencji przeprowadzone na ponad 2 tysiącach pracowników medycznych (artykuł ukazał się na łamach JAMA w 2019 roku) dowodzą raczej prawdziwości analiz z 2008 roku – maski N95 nie są wcale skuteczniejsze. W badaniu zespołu Radonovicha nie zauważono znaczącej różnicy (1% mniej zakażonych wirusem grypy) w skuteczności ochrony między maskami N95 a zwykłymi maseczkami chirurgicznymi „(- to cytaty ze strony badania.net)
Czy kogoś to jeszcze dziwi? Ale jeśli maski chirurgiczne, które jednak stosuje się na salach operacyjnych, czy w gabinetach zabiegowych, nie chronią niemal wcale (skuteczność 12x gorsza przy normie 10%, to właśnie prosty dowód na zaledwie symboliczną ochronę), to jak można polecać zasłanianie ust zwykłą dzianiną, czy tkaniną (znakomita liczba masek szyta jest chałupniczo z czegokolwiek)?
Po czwarte, maseczka, nawet N95, czyli ta nieco lepsza, nie chroni oczu, a już wiemy z całą pewnością, że zakażenia są możliwe także przez oczy, gdyż wirus wnika przez połączenie kanalików łzowych z nosem.
Zatem, co podkreśliła dr Judy Mikovits (o niej nieco niżej), można porównać skuteczność zwykłej maseczki w ochronie przed koronawirusem, do wstawiania drzwi do lasu. Ochrona przed intruzami będzie zbliżona. Czyli?
Prawda jest jak… z Galileuszem
Twierdzenie, że maseczki mogą nas przed wirusem ochronić, albo ochronić innych jest, jak widać dokładnie taka sama, jak ta, że Galileusz był męczennikiem i wiele wycierpiał ze strony Kościoła. Dziś już wiemy, że wspomnianą we wstępie legendę wymyślił, dopiero sto lat po procesie Galileusza, nierzetelny dziennikarz Giuseppe Baretti. Tę historyjkę, która niestety położyła się cieniem na postrzeganiu inkwizycji i do dziś jest uznawana za sztandarowy przykład prześladowań naukowców przez ciemnogród, obalił Vittorio Messori, włoski dziennikarz, co obszernie zostało wyjaśnione w książce „Czarne karty Kościoła”. Galileusz wcale nie został oskarżony za twierdzenie, że Ziemia kręci się wokół Słońca, ale za sposób w jaki to robił. Starał się on mianowicie wykazać, że przypływy i odpływy morza są wywołane poprzez „wstrząs” z powodu ruchu Ziemi. Tymczasem sąd składający się wówczas z naukowców reprezentujących tę samą dziedzinę, (a nie jak się twierdzi, z teologów dyletantów), był innego zdania. Przedstawiali prawdziwą, jak już dziś wiemy, przyczynę zjawiska, czyli wpływ Księżyca. Galileusz uważał ich jednak za idiotów, podobnie zresztą, jak jezuickich astronomów, którzy odkryli kometę, a on z uporem maniaka twierdził, że to złudzenie optyczne. Do tego jeszcze kłamał, dopuszczał się fałszerstw i podrobił imprimatur, czyli zgodę władz kościelnych na wydanie książki, którą to fałszywkę umieścił w swoim dziele. Niczego nie udowodnił, gdyż jego twierdzenia oparte były na błędnych przesłankach. Przewodniczącym składu sędziowskiego był wybitny człowiek – Robert Bellarmin, który otrzymał po śmierci tytuł doktora Kościoła, jako jedna z zaledwie 35 osób w ciągu ponad 2000 lat historii, bo tytuł ten przyznawano wyjątkowo oszczędnie.
Co więcej, kłamstwem było nie tylko to, że sądzili Galileusza katoliccy fanatycy i dyletanci, ale również, że Galileusz bardzo cierpiał. Nie spędził bowiem w więzieniu ani jednego dnia, no chyba, że uznamy za celę pięciopokojowy apartament z widokiem na ogrody watykańskie i pobyt w Rzymie na koszt Stolicy Apostolskiej w czasie procesu, a potem w willi Medyceuszów w Pincio i pałacu arcybiskupim w Sienie. Jedyną karą, jaką faktycznie otrzymał, było odmawianie siedmiu psalmów pokutnych raz w tygodniu przez trzy lata, choć jako sumienny katolik, dobrowolnie kontynuował tę karę aż do śmierci. Zmarł z papieskim błogosławieństwem. Gdzie tu krzywda? Więcej na ten temat można przeczytać w portalu prawy.pl – a warto, bo to bardzo pouczająca historia, którą „skręcano” na wiele sposobów, żeby tylko fakty nie dotarły do ludzi, a fałszowano je m.in. także w literaturze i w filmie.
No, dobrze, ale co to ma wspólnego z maseczkami i gdzie tu prawda? Właśnie w legendzie jest dokładnie taka sama, jak ta, że maseczki chronią… A pokrętne tłumaczenia wypisz, wymaluj, jak z historii o Galileuszu. Związek z astronomią? Oczywisty – kosmiczna bzdura!
A jednak się kręci i będzie się kręcić nadal… To już sobie wyjaśniliśmy, ale są jeszcze inne ważne fakty. Potraktujmy więc dotychczasową część jako dygresję.
Witamina D absolutnie niezbędna!
Badania potwierdzają jednoznacznie, że niedostateczny poziom witaminy D zdiagnozowano aż u 85% pacjentów, którzy znaleźli się z powodu Covid-19 na intensywnej terapii. U większości z nich poziom był krytyczny, to znaczy poniżej 20 ng na mililitr. Związek ten zbadali naukowcy z Louisiana State University Health Sciences Center w Nowym Orleanie.
No, tak… ale przecież witaminę D3 wytwarza organizm ludzki z udziałem słońca. Inaczej się nie da. Czy pan minister każąc Polakom siedzieć w domu także o tym nie wie? Niemożliwe! (O badaniach można przeczytać tutaj)
Mało tego! Wspomniana amerykańska biolog/wirusolog dr Judy Mikovits podkreśla w swoich wywiadach wielokrotnie, że to stres jest jednym z głównych czynników, które osłabiają odporność organizmu. (Jeden z wywiadów z panią doktor z polskim tłumaczeniem znajduje się tutaj)
Można zapytać czemu zatem Rząd i media stają w jednym szeregu i ten stres potęgują? Straszenie Polaków ma już ten skutek, że niektórzy zaczęli donosić na sąsiadów, czy ludzi, których zauważyli na ulicy bez maseczki, albo że rozmawiają ze sobą trzy osoby, a to już przecież zgromadzenie zagrażające życiu i zdrowiu wszystkich rodaków. Nawet sam fakt, że ktoś zakłada maseczkę, choćby i dla świętego spokoju, jest już opresją, która musi wzmagać stres. Widzę ostatnio ludzi biegających po parku w maseczkach. Absurd! Przecież długich dystansów nie pokonują ludzie chorzy, którzy się źle czują, tylko ci, którzy dbają stale o formę fizyczną i zwykle nawet katar im nie dolega. Może lepiej by było powiedzieć, nie dolegał – bo po kilku takich biegach w maseczce, zwłaszcza użytej wielokrotnie, to może się zmienić. Siedlisko bakterii, które trafiają z materiału w dużych ilościach do płuc nie musi pozostać obojętne dla zdrowia.
Chorzy z urojenia?
W korespondencji Witka Rosowskiego z USA mogliśmy niedawno na antenie wRealu24 usłyszeć o badaniach przesiewowych, które zakończyły się ostatnio w Nowym Jorku. Czego dotyczyły? Postanowiono sprawdzić na losowej grupie badanych u ilu osób znajdą się we krwi przeciwciała, które będą świadczyły o podjętej przez organizm walce z koronawirusem Sars-Cov-2. Nie chodziło o ludzi już wyleczonych, czy w trakcie leczenia, ale losowo przebadanych pod tym kątem. Wyniki okazały się zaskakujące. Przeciwciała znaleziono u 30% przebadanych, z czego testy potwierdziły 5% zachorowań. Co to oznacza w praktyce? Ano, że 95% „chorych” nie wiedziało nawet o tym, że przeszli taką infekcję. Zatem ich organizmy stoczyły „tak ciężką walkę” z przeciwnikiem, że nawet nie poinformowały o tym właściciela… Nieco inne, choć jeśli chodzi o liczbę zainfekowanych częściowo zbliżone dane, zaprezentował Uniwersytet Stanforda. Przeprowadzono je na grupie 3,3 tyś. ochotników w Santa Clara. Okazało się, że od 2,5 do 4,1% osób przeszło już infekcję wcale o tym nie wiedząc. Oszacowano, że liczba zakażonych może być zatem nawet 50 razy większa niż podają oficjalne dane. (Wyniki zaprezentowano tutaj). Gdyby ktoś nie mógł wytrzymać i chciał sprawdzić, czy sam ma przeciwciała, można to zrobić za 285 zł np. w tym miejscu. Tylko trzeba wziąć pod uwagę, że laboratorium może zgłosić „komu trzeba” wynik podejrzanego klienta i wtedy co najmniej kwarantanna gwarantowana, jeśli byłby w trakcie choroby, o której nie wiedział… Chociaż może niesłusznie podejrzewam Firmę, bo przecież jest ochrona danych osobowych itd…
Cytowane badania również nie są jednak żadną tajemnicą i minister powinien je znać. Jeśli nie ma czasu, to ktoś z otoczenia pewnością może go oświecić. Tylko czy na pewno?
Gdzie ci specjaliści, prawdziwi tacy…?
Można by sparafrazować słowa znanej piosenki Danuty Rinn. Czy wiemy kto w ogóle znajduje się w gronie ekspertów naszego Ministra Zdrowia? Ktoś słyszał jakiś wywiad z wirusologiem „od pana ministra”? Grupa ekspertów powinna być tutaj bardzo szeroka, jeśli mają zapadać decyzje tak brzemienne w skutkach nie tylko dla zdrowia Polaków, ale i dla całej gospodarki, prawda? Nikt nie słyszał o ekspertach? Może ich w Polsce nie ma? Nie do wiary!
W takim razie, o co chodzi?
Zapytać może skonfundowany czytelnik, bo przecież lekarz, w dodatku z tytułem profesora, jakim jest Łukasz Szumowski, nie może tego wszystkiego nie wiedzieć. Ba! On to nawet wie na pewno, ponieważ w lutym dokładnie to samo, tylko w skrócie i z humorem, powiedział u redaktora Roberta Mazurka. To dlaczego w takim razie każą nam to robić?
Otóż, moim zdaniem, problem leży zupełnie gdzie indziej. Tu nie chodzi o żadną ochronę. Widzimy przecież, że gdyby o zdrowie Polaków chodziło, to minister i media krzyczałyby jednym głosem #wyjdźnasłońce! Słyszeliście o takiej akcji Pana Ministra, albo Pana Premiera Mateusza Morawieckiego? Nie! Tu chodzi o to, żeby ludzi upodlić, żeby żyli w strachu, najlepiej uzależnieni całkowicie od państwa. Jeśli ktoś traci swój biznes, albo pracę i nie ma już środków na opłacenie rachunków, a do tego każą mu siedzieć w domu, a jeśli już koniecznie musi wyjść, to tylko w maseczce, przygnębienie musi rosnąć. Zaczynasz nagle czuć się bezradny, bo na zewnątrz czeka opresja już to w postaci zagrożenia wirusem, już to nieuchronną karą, jeśli odpukać spotkasz przyjaciółkę, czy pogadasz dłużej z sąsiadem stojąc zbyt blisko na ulicy. Ba! Nawet ze współpracownikiem, z którym przecież rozmawiałeś na co dzień w pracy (dokąd jeszcze była praca), ale tutaj nikogo takie tłumaczenie nie zainteresuje. Będzie mandat i tyle. Może uda się wykpić za 300 czy 500 zł, a jak się postawisz, to kara administracyjna ściągalna od razu. Ktoś zapłacił 5000 za nielegalną wizytę u fryzjera. Orwell w czystej postaci. Chyba, że już nie mają ci co zabrać i nie musisz się obawiać…
W takim państwie właśnie przyszło nam żyć. I kiedy słucham dwóch panów, którzy bez żenady opowiadają, co nowego właśnie wymyślili i jak to będzie świetnie, kiedy się „wyszczepi” wszystkich Polaków, ręce i nogi się uginają. A gdzie profilaktyka? Gdzie leki? Gdzie przekazywanie przeciwciał od ozdrowieńców, których jest już teraz na świecie ponad 1,1 mln i to tylko tych, którzy zostali zdiagnozowani, a przecież w świetle cytowanych badań musi być ich co najmniej 50 milionów. Gdzie wreszcie minimum jakiegoś rozsądku? Co ze statystykami, które mówią, że w wielu rejonach Polski, rok do roku, jest obecnie zgonów mniej nawet o 40%!? Nie tylko w Łodzi, ale w wielu miejscach. Jeśli dziennie umiera w Polsce ponad 1200 osób, a dziś, po pełnych dwóch miesiącach słyszymy, że zmarło około 700 osób, z czego ponad 80% chorych miało choroby współistniejące, co oznacza, że pewnie znaczna część z nich i tak zakończyłaby życie, a więc „dodatkowo” mamy zgon 3-5 osób dziennie, to jak można tu mówić w ogóle o jakiejś epidemii? A jednak się kręci… I to jak!
Podwójna agenda widoczna gołym okiem
Nic już nie będzie takie samo. Musicie zapomnieć o urlopie z wyjazdem gdzieś dalej, o normalnym funkcjonowaniu firmy, o normalnych kontaktach społecznych, o normalnym sprawowaniu kultu religijnego, czy zawodach sportowych, udziale w imprezach kulturalnych, choćby tak banalnych, jak pójście do kina… Musimy się przyzwyczaić do „nowej normalności”, mówi jedna z najważniejszych osób w państwie. Tandem Premier i Minister Zdrowia próbują tworzyć „nową Ewangelię”, ale w tym przypadku tylko imiona się zgadzają…
A może to nie oni tworzą całą tę agendę? Zresztą widać dość jasno, że to się wszystko, kolokwialnie pisząc, „kupy nie trzyma”. No, bo kiedy w połowie marca mieliśmy kilkadziesiąt zgonów i zaczęto nakładać coraz bardziej restrykcyjne ograniczenia, a dziś mamy ich 10 razy więcej i Rząd mówi o odmrażaniu gospodarki, to znaczy, że liczby zachorowań i zgonów nie mają z tymi decyzjami nic wspólnego. Proszę zwrócić uwagę, że tak się dzieje w większości krajów, które znoszą restrykcje, tyle że tam już widać, jak krzywa zakażeń zmienia kierunek. U nas nic takiego jeszcze nie wystąpiło. Czyli już za kilka dni spotkanie z fryzjerem przestanie grozić śmiercią lub kalectwem, a przynajmniej mandatem? A dotąd było szalenie niebezpieczne? Ale niech ludzie się cieszą… Dobre i to. Będą przynajmniej elegancko wyglądać ostrzyżeni i w maseczce niewolnika, zanim pójdą do otwartego właśnie lasu, żeby… Zostawmy ten wisielczy humor.
Słucham słów naszego ministra, że „O takich wakacjach jak w poprzednich latach możemy zapomnieć”, a kilka dni później słyszę w relacji Agnieszki Wolskiej z Niemiec identyczne, co do słowa, zdania wypowiadane przez tamtejszego ministra zdrowia. Przypadkowa koincydencja, czy może ktoś im to napisał?O funkcji maseczek już było sporo, a zdjęcie tytułowe dość dobrze pokazuje, o co tak naprawdę chodzi. To właśnie mentalność niewolnika sprawia, że człowiek staje się bardziej uległy, że w swej beznadziei nie widzi światełka w tunelu. Taki człowiek, może nowy „homo sovieticus”, jest łatwiejszy „w obsłudze”. Ma słuchać i nie zadawać pytań, a jeśli będzie grzeczny, to państwo mu podaruje jakiś ochłap, jak kiedyś kiełbasę wyborczą, czy flaszkę wódki. Tylko musi być spolegliwy, a jeżeli nie będzie, to karząca ręka państwa dopadnie go wszędzie. O taką sytuację i o taki poziom kontroli toczy się cała gra. Stąd m.in. pomysły likwidacji gotówki (bo można się zarazić, tylko że na plastiku wirusy zostają dłużej, no ale o tym nie każdy się dowie). Instalujcie sobie aplikację, która pomoże identyfikować zarażonych. To dla waszego dobra przecież. A potem przyjdzie zdziwienie, że zostaliśmy okrążeni i wyłączeni z systemu, ponieważ jesteśmy niegrzeczni. Nie chcieliśmy się zaszczepić, albo wykonać innego „prozdrowotnego” polecenia władzy.
„Przepraszam, ale pańska karta nie działa. Nie może pan zrobić zakupów. Może ma pan inną? O, ta też nie działa, jaka szkoda. Przykro nam. Musi pan wyjaśnić to w banku.” To nie scenariusz żadnego thrillera, ale całkiem bliska przyszłość, która rysuje się na horyzoncie. Skoro jeszcze niedawno mieliśmy, zresztą mamy nadal, do czynienia z cenzurowaniem niepokornych autorów, usuwaniem filmów, a nawet kanałów Youtube czy kont Facebook, gdy PayPal, bez ostrzeżenia blokuje znanemu wydawnictwu możliwość wypłaty legalnie zarobionych pieniędzy, to przecież „odstrzelenie” klienta w banku, w majestacie prawa, nie będzie stanowiło najmniejszego problemu. Gdzie się zwróci po pomoc? Do sądu? Przecież tam od dawna chodzi się po wyrok, a nie po sprawiedliwość.
Nie wszyscy zwariujemy
I to jest z pewnością dobra wiadomość. Zatem co z pacyfikacją Polaków, skoro ograniczanie praw i wolności idzie coraz dalej i w tak szybkim tempie? Odpowiadam: To się nie uda! Protesty w Stanach i kilku innych krajach już są, bo ludzie coraz częściej przekonują się, że ktoś robi im wodę z mózgu. W Polsce na razie czara goryczy przelała się wyraźnie tylko w rejonach przygranicznych i protest okazał się skuteczny. Wkrótce ruszy fala pozwów, a potem procesów zrujnowanych przedsiębiorców i zwykłych ludzi, których stan zdrowia się pogorszył, bo nie mieli dostępu do placówek służby zdrowia, także tych którzy stracili pieniądze wprost w wyniku nieodpowiedzialnych działań rządu. Wreszcie wyjdą także na ulice ci najbardziej zdesperowani, którzy stracili wszystko i zmiotą z politycznej sceny autorów, którzy za całą tę hucpę odpowiadają. Nie wiadomo tylko, czy kolejni populiści cokolwiek poprawią. Być może czeka nas długi okres chybotania łódką, którą płyniemy. Jedno jest pewne, Polacy nie dadzą się stłamsić i „wyszczepić”, nawet jeśli Bill Gates zafunduje im to całkiem gratis, wraz z nanochipem, jako paszportem do swobodnego przemieszczania się po świecie. Głęboko w to wierzę, ponieważ aktualny stan badań, a prócz cytowanych wyżej, jest wiele innych, pokazuje, że większość ludzi prawdopodobnie nawet już dziś jest odporna na koronawirusa, a są kraje, w których ta odporność wykształci się automatycznie, poprzez zarażenie większości populacji, jak to ma obecnie miejsce w Szwecji i wielu krajach afrykańskich, które żadnych restrykcji nie podjęły. Jeśli arogancja rządzących przekroczy pewien próg, ludzie powiedzą to, co często słyszymy od Wojciecha Cejrowskiego: „Wszyscy won!”
Czytaj też: Gigantyczna manipulacja, Choroba nie musi być najgorsza, Szczyt Szumowskiego, Maseczka na każdą okazję