Zastanawiamy się, czy teorie spiskowe związane z koronawirusem stają się teraz bardziej, czy mniej realne. Pisałem o tym na stronach portalu Tu Łódź. Dziś chciałem kontynuować temat, ale bardziej niż na teoriach spiskowych skoncentrować się jednak na faktach. W końcu „Tylko prawda jest ciekawa” – zwykł mawiać nieodżałowany autor „Drogi donikąd”, który opuścił nas 35 lat temu, czyli Józef Mackiewicz.
Gigantyczna mistyfikacja ze strachem w tle?
Tytuł wygląda niby, jak zapowiedź kolejnej teorii nie z tej ziemi, lecz wbrew pozorom, tak nie jest. To wcale nie teoria, ale prawdziwe fakty i to całkowicie z TEJ Ziemi. Gdyby ktoś chciał się nadal czepiać, że „prawdziwe fakty”, lub jak wolą niektórzy „fakty autentyczne”, to masło maślane, bo w samym słowie fakt zawiera się wszak stwierdzenie, że musi być prawdziwy, odpowiadam, że jest w wielkim błędzie. Ostatnio mamy do czynienia z wysypem faktów prasowych, które z prawdą nie tylko nie mają nic wspólnego, a nawet można by rzec, „obok prawdy nigdy nie leżały”. Mamy więc fakty prasowe, fakty elektroniczne, czy szerzej – fakty medialne, a wśród nich także dziennik i program telewizyjny o podobnych nazwach, całą gamę fake-news-ów (czyli „nowych faktów”) na forach internetowcyh, no i wreszcie fakty prawdziwe, czyli zdarzenia w określonym miejscu oraz czasie. Co to się tu porobiło? Kiedyś wystarczyło powiedzieć „fakt” i każdy rozumiał to tak samo, a więc w jedyny możliwy sposób…
Krzywa zachorowań rośnie
Nim przejdę do meritum, wypadałoby tytułem wstępu wspomnieć, że w stosunku do momentu poprzedniej oceny wydarzeń sytuacja stała się jeszcze znacznie bardziej dynamiczna. Jak wygląda ten Świat dziś, czyli ponad 30 dni później?
Analizując choćby tylko pobieżnie wyniki, które podaje Uniwersytet Medyczny Johna Hopkinsa, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z katastrofą na niespotykaną skalę. Liczba zarażonych koronawirusem na świecie przekroczyła znacznie 3 miliony, a łączna liczba ofiar sięgnie niebawem 250 tysięcy, przy czym ponad około połowa z nich, to zgony w Europie. Zatem jest niedobrze, bo to oznacza, że przyrost zakażeń i ofiar mimo różnych restrykcji wprowadzanych przez rządy poszczególnych krajów, postępował nadal, momentami w niektórych krajach nawet podwajając liczby z dnia na dzień. Co się stało? Czy popełniono błędy, a jeśli tak, to gdzie? A może czegoś o tym zabójczym wirusie jeszcze nie wiemy?
Nowe informacje wzbudzają strach
Wprawdzie strony rządowe Ministerstwa Zdrowia, czy GIS, informują czym jest koronawirus i jak się przed nim bronić, a zalecenia higieny zaostrzono mocno w sklepach i innych miejscach, to dowiadujemy się co kilka dni rzeczy nowych. Niby władze przestrzegają nas przed niesprawdzonymi informacjami, które mogą wprowadzać w błąd, ale prócz tego, co czytaliśmy, czyli że wirus atakuje system oddechowy, potem, także sercowo- naczyniowy i że są to badania potwierdzone przez specjalistów nie tylko w Wuhan, są i inne doniesienia.
Dotarła do nas wiadomość, że Sars-CoV-2 może zaatakować też system nerwowy. Konkretnie atakuje rdzeń przedłużony, a więc ośrodek, który zawiaduje wszystkimi automatycznymi funkcjami organizmu, w tym również oddychaniem. Giną komórki nerwowe, a one się nie odradzają. Wirus, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy, może wedrzeć się do mózgu przez nerw węchowy. Dlatego utrata smaku lub węchu może być sygnałem, że to właśnie koronawirus zaatakował nasz układ nerwowy. Mamy więc kolejny z objawów, o których dotąd nie pisano. Informacje meżemy znaleźć na stronie ReasarchGate, która publikuje w tym miejscu streszczenie pracy wirusologa Yan-Chao Lee z Jilin University. Objawy neurologiczne wystąpiły w badaniach aż u 88% pacjentów, chociaż trzeba uczciwie dodać, że były przeprowadzone na grupie niewielkiej, poniżej 100 osób, u których stwierdzono Covid-19.
„Zakażenie SARS-CoV odnotowano w mózgach zarówno pacjentów, jak i zwierząt doświadczalnych, gdzie pień mózgu był silnie zainfekowany. Ponadto wykazano, że niektóre koronawirusy są zdolne do rozprzestrzeniania się połączoną synapsą drogą do rdzeniastego ośrodka sercowo-oddechowego z mechano- i chemoreceptorów w płucach i dolnych drogach oddechowych.” – to cytat ze wspomnianego streszczenia, zaś cały artykuł w języku angielskim można pobrać stąd.
Wysoce prawdopodobne jest, że za problemy z oddychaniem, które towarzyszą chorobie, przynajmniej częściowo odpowiada właśnie takie porażenie. Wirus atakuje nasz system odpornościowy i opóźnia jego reakcję, co też w oczywisty sposób sprzyja rozwojowi innych wirusów i bakterii. Zostawmy jednak takie szczegóły medyczne fachowcom.
Jak opisał na swoim vlogu dziennikarz śledczy Witold Gadowski, wirus wyszedł na ponad 90% z laboratorium, do czego przychylają się też inni z wirusologów, choć nie wszyscy. Rozpoczęła się wojna informacyjna, jako że władze Chin chcą przekonać świat, że to był tylko przypadek. Prócz informacji w Jilin, dziennikarz podał również dość niepokojący wniosek naukowców z USA, którzy stwierdzili, że Sars-CoV-2 jest wyposażony jakby we własne „laboratorium”, które może mu pozwolić na przetrwanie w organizmie człowieka dłużej, być może atakując za jakiś czas ponownie, a więc podobnie do malarii. Zresztą, chociaż malarię wywołują pasożyty, a zakażenie (tzw. zarodziec) przenoszony jest przez komary i czas od zarażenia do wystąpienia objawów wynosi zwykle znacznie ponad miesiąc, to objawy choroby są podobne. Może też i z tego właśnie powodu, łagodzą je leki przeciwmalaryczne na bazie chininy.
Metr, dwa metry, a może znacznie więcej?
Inną informacją, także niezbyt wesołą jest rzeczywisty zasięg przemieszczania się wirusa. Jeżeli prawdą jest to, co powiedziała niedawno prof. Lydia Bourouiba z Massachusetts Institute of Technology, to problem z zakażeniem może być o wiele większy! Otóż, powołując się na badania z Wuhan, podkreśliła, że kropelki patogenu, który wydostał się z organizmu kogoś zakażonego, na przykład w wyniku kaszlu czy kichnięcia, mogą pokonywać duży dystans. Z badań opublikowanych na łamach „Journal of the American Medical Association” wynika, że są one w stanie przemieszczać się w powietrzu nawet na odległość 7-8 metrów, zaś ich pozostałości mogą utrzymywać się w cząsteczkach powietrza (aerozolu) przez wiele godzin. To nieco burzy wcześniejsze ustalenia, bo przy takim założeniu, jeśli ktoś kichnie w sklepie, być może to już powinien być wystarczający sygnał dla personelu i klientów, że mamy koniec pracy w tym dniu, a przynajmniej nastąpi teraz kilkugodzinna przerwa. Oczywiście, można by powiedzieć po prostu „na zdrowie” i mieć nadzieję, że klient zarażony jednak nie jest. Tylko, czy sanepid miałby podobne zdanie?
Czy pojawi się lek na koronawirusa?
Ostatnio w mediach znalazły się informacje, że lek w zasadzie już jest, a w każdym razie spora szansa, że będzie niebawem, ponieważ podanie preparatu kilku pacjentom przyniosło znakomite rezultaty. Specyfik skutecznie blokuje ponoć wnikanie wirusa do komórki. Ciekawostką jest to, że lek zastosowano w Polsce, w Lublinie i nie będzie wymagał testów na myszach, czy norkach, bo badania kliniczne na ludziach ma już za sobą, ponieważ to preparat sprawdzony w innych schorzeniach. Brzmi dość obiecująco, prawda? Więcej można przeczytać tutaj. Jednak mamy też sygnały z ośrodka w Krakowie, że tam trwają badania nad nowym lekiem. Ponad 10 dni temu informacje o wynalezieniu leku przybyły również z Brazylii. Słyszeliśmy, że ponoć już 48 placówek badawczych na świecie, a pewnie wciąż ich przybywa, zajmuje się badaniami nad lekiem i ma już pierwsze sukcesy. O szczepionce napiszę niżej, ponieważ to zupełnie inny temat.
Koronawirus zatrzymał gospodarkę
Kiedy się jednak spojrzy na efekty gospodarcze związane z wirusem, wydaje się, że prawdziwa pandemia dopiero jest przed nami. Jeżeli tylko w Polsce ponad 50 tyś. firm zawiesiło działalność gospodarczą w ciągu kilku dni, a przecież wiele działalności zostanie wyrejestrowanych w najbliższych miesiącach całkowicie, to już widzimy, że dobrze nie jest i raczej będzie gorzej. Tarcza antykryzysowa pomoże tylko w niewielkim stopniu i pewnej liczbie najmniejszych firm. Ci, którzy prowadzą biznes z większą liczbą pracowników i mają bardzo wysokie koszty stałe, będą mieli problem gigantyczny, a część pomyśli już teraz poważnie o wycofaniu się z rynku, zaś większość tych, którzy zechcą ratować swoje firmy, po prostu utonie wraz z nimi i ogłosi upadłość. To dotyczy sporej części Europy, a także świata. Zerwane zostały całkowicie niektóre łańcuchy dostaw, wielu z nich nie da się już odtworzyć, a na pewno nie w krótkim czasie. Cena ropy spadła do wartości ujemnych. Spodziewane bezrobocie w USA pesymiści szacują nawet powyżej 60%, a cały kryzys jako potencjalnie o wiele większy niż ten z 1929 roku. Niektórzy eksperci wprost mówią o tym, że Stany Zjednoczone będą zgłaszać roszczenia do Chin o odszkodowanie tak za śmierć swoich obywateli, jak i za olbrzymie straty gospodarcze. Do tego jednak należałoby najpierw udowodnić, że wirus wymknął się z laboratorium w Chinach, co nadal w 100% pewne jeszcze nie jest. Napięcia będą narastać, gdyż skala strat w większości gospodarek na świecie może być bardzo trudna do oszacowania. To nie są dobre informacje, ale właśnie…
Czy nadszedł koniec teorii spiskowych?
Nie! To akurat nie jest możliwe. Teorie spiskowe, od kiedy tylko się pojawiły, już chyba zawsze będą istniały. Oczywiście, nikt chyba na serio „nie kupuje” historii o zupie z niedogotowanego nietoperza i podobnych bajek. Jednak nie zawsze musi być tak, że to tylko teorie. Słowa, że w każdej bajce jest ziarno prawdy nie dotyczą tylko samego przesłania, które bajka zawiera. Bywa często znacznie gorzej. Czy zatem mamy do czynienia jedynie z wymysłami oszołomów?
Jeżeli prawdą byłby fakt, że w Chinach zmarło nieco ponad 4400 osób, a epidemia jest tam w całkowitym odwrocie i pod kontrolą, można by uznać rekordowe liczby zgonów w niektórych krajach Europy (jak Hiszpania, Włochy, czy Francja), za niespodziankę, lub wyraz wyjątkowej niefrasobliwości, na co zwracałem uwagę w poprzednim tekście zamieszczonym w portalu TuŁódź. Jeśli jednak podane (także m.in. przez wspomnianego tutaj Witolda Gadowskiego) informacje są faktami, to czyż nie skłaniają do różnych podejrzeń? Okazuje się, że w dwóch popularnych sieciach telefonii komórkowej w Państwie Środka – China Unikom Hong Kong Ltd oraz China Telecom Corp. Ltd w dziwny sposób w ciągu dwóch miesięcy spadła liczba abonentów. W tej pierwszej aż o 7,8 mln, zaś w drugiej o blisko 5,6 mln (tutaj nawet w ciągu jednego miesiąca). Czy więc nagle tylu ludziom przestały się podobać rozmowy przez komórkę i zrezygnowali z nich całkowicie? Czy może po prostu telefony komórkowe przestały być im potrzebne, ponieważ nie będą już więcej rozmawiali. Z nikim. Bez telefonu także…
Z drugiej strony, czy nawet tak szczelnemu państwu, jak Chiny, jeśli chodzi o wyciek informacji, byłoby łatwo ukryć fałszerstwa danych epidemiologicznych aż na tak gigantyczną skalę? Choć, jak mówi W.Gadowski, lekarze, którzy próbowali ostrzec przed wirusem inne kraje wiele miesięcy wcześniej (przypomnijmy, że w Chinach walka rozpoczęła się w listopadzie), tracili pracę, a czasem nawet ginęli w tajemniczych okolicznościach. Cały komentarz dziennikarza do obecnej sytuacji znajduje się tutaj, jako że z kanału Youtube został usunięty.
Uważam jednak, że ponad 13 mln ofiar – jest liczbą raczej nieprawdopodobną, bo wówczas nawet przy śmiertelności 5%, a przecież takiej faktycznie nie ma, musiałoby zachorować 260 mln ludzi, czyli zarażonych byłoby co najmniej 4-6 razy tyle, a to z kolei by oznaczało, że nie ma już w Chinach nikogo bez koronawirusa. Z drugiej strony, równie mało prawdopodobne, przy tak licznej populacji, wydaje się zatrzymanie liczby zgonów na poziomie wielokrotnie niższym niż w Italii. Chiny nie organizowałyby też uroczystości dla uczczenia ofiar Covid-19. Z powodu zwykłej gruźlicy żegna się tam z naszym pięknym światem 40 tyś osób w skali roku, nie mówiąc już o innych chorobach, a tylko w 2016 roku w wyniku nadużycia alkoholu w Chinach zmarło ponad 59 000 kobiet i 650 000 mężczyzn. Chyba nikt nie czcił ich pamięci.
Jak zatem wygląda prawda? Może dowiemy się niebawem, bo jak powiedział Abraham Lincoln: „Można oszukiwać część społeczeństwa przez cały czas, a nawet całe społeczeństwo przez jakiś czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.”
Fakty są bolesne, ale nie z powodu liczby zgonów
Przejdźmy do faktów. W Niemczech odezwały się głosy specjalistów, w tym również dr Wolfganga Wodarga, absolwenta John Hopkins University – pulmonologa, epidemiologa, specjalisty ds. zdrowia publicznego i byłego przewodniczącego komisji ds. zdrowia w Radzie Europejskiej, czyli postaci nietuzinkowej. To ten sam naukowiec, który występował w PE w grudniu 2009 roku, podczas ogłoszonej wówczas przez WHO pandemii świńskiej grypy. Omawiano tam kwestie całej szczepionkowej afery, bo tak można śmiało określić to, co się wtedy stało. W wielu krajach wprowadzono do obiegu szczepionki, które były, delikatnie rzecz ujmując „niepełnowartościowe”. Pod presją czasu oraz naciskiem właśnie ze strony WHO, która zmieniła, tzn. obniżyła w 2009 roku kryteria pandemii, usuwając z nich wymóg wysokiej śmiertelności, spróbowano po raz pierwszy „zaszczepić cały świat”, w dodatku produktem, który nie przeszedł stosownych badań, co zresztą, w przypadku szczepionek antywirusowych, w ogóle jest rzeczą bardzo trudną, o ile nie niemożliwą.
Przypomnę, że łącznie na świecie w wyniku całej „pandemii” grypy A/H1N1 – bo taką nazwę otrzymała oficjalnie, zmarło 14.286 osób, z czego w Ameryce północnej były 3.642 potwierdzone zgony, a w krajach Unii Europejskiej – 2.290. Warto tu przy okazji dodać, że wówczas ministrem zdrowia w Polsce była Ewa Kopacz, która akurat w tej kwestii zajęła, na szczęście dla Polaków, dość pryncypialne stanowisko. Szczepionka do Polski nie została ostatecznie zakupiona. Podobnie również postąpili Szwajcarzy nie lękając się żadnej pandemii. Czemu na szczęście? Gdyż np. Szwecja do dziś wypłaca odszkodowania ofiarom tych szczepionek, jako że wiele, głównie młodych osób, zapadło po nich na różne dziwne powikłania, jak np. nieustanna senność (narkolepsja). Niektórzy mieli nieco mniej szczęścia, bo po prostu szczepienia nie przeżyli. Skala szkód wyrządzonych przez szczepionki w stosunku do liczby zmarłych z powodu samego wirusa, do dziś nie jest znana.
– „W jednym z krajów, który zakupił bardzo dużo szczepionki, dwie osoby zmarły z powodu A/H1N1, cztery osoby zmarły (tak się podejrzewa, podkreślam) w kilka godzin po podaniu szczepionki” – mówił wtedy w Sejmie wiceminister zdrowia Adam Fronczak.
Co ciekawe, posłowie PiS, znajdujący się wówczas w opozycji, krzyczeli, że rząd nie kupując szczepionki chce zamordować Polaków. Obawiam się jednak, że tym razem, właśnie pod hasłem troski o obywateli, podobną szczepionkę kupi. Pozostaje nadzieja, że nie będzie ona aż tak podobna w działaniu, jak ta z 2009 roku…
Jeśli ktoś chciałby przeczytać jaką to wówczas wizję roztaczał przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego – dr Paweł Grzesiowski, niezwykle często zapraszany także i dziś, jako ekspert, do różnych telewizji, można to zrobić na tej stronie.
Dr Wodarg zwracał w marcu uwagę, zresztą nie on jeden, bo zrobiło to kilkunastu lekarzy, w tym także naukowiec z Uniwersytetu Gutenberga w Moguncji – profesor Sucharit Bhakdi, że bazujemy na danych bieżących nie odnosząc ich do okresów historycznych i do sytuacji, które już wcześniej miały miejsce. Wyrywamy niejako problem z kontekstu, czego zwłaszcza w tak poważnej sprawie, czynić nie należy. Całą, niezwykle interesującą historię związaną z koronawirusem w Niemczech zaprezentowała telewizja wRealu24 w rozmowie z korespondentką z Kolonii, Agnieszką Wolską. Można zobaczyć było obejrzeć to tutaj: https://youtu.be/xhKY-p0wjsM
Wydaje się, że całościowe spojrzenie jest stosownym kluczem do tego, by wyrobić sobie zdanie na temat realnego zagrożenia . Gdy przeanalizujemy dane na stronie euromomo.eu, gdzie znajdziemy wykresy dla wielu krajów europejskich oraz dla całego naszego regionu globalnie, okaże się, że kwestia ogłoszenia pandemii jest trudna do obrony. Jasne, że jeśli przyjmiemy za jedyne kryterium współwystępowanie danej choroby na obszarze wielu państw, można by użyć tego stwierdzenia, lecz wówczas prawdopodobnie niemal co roku, gdy pojawia się np. grypa, czy inne choroby na które choruje większość populacji na świecie, należałoby natychmiast ogłaszać pandemię. W większości państw na przestrzeni ostatnich 4,5 roku (dane prezentowane są tam w ujęciu tygodniowym), do śmiertelności z podobnych okresów w latach ubiegłych od 2016-ego począwszy, co można zobaczyć poniżej, brakuje sporo. Mały obrazek nie oddaje całości, więc zachęcam, by wejść na stronę i obejrzeć to na własne oczy. Owszem, omówione dane z 13 tygodnia różnią się od aktualnych. Jednak i tak można się nieźle zdziwić… Nie wiemy czemu Polska nie przesyła swoich danych do tych statystyk.
Do podobnych jak np. w 2017 w styczniu wartości dotarły, ale dopiero w 15 tygodniu roku, Włochy, Hiszpania, Francja, Anglia, Belgia, czy Holandia. Z kolei wykres dla Niemiec przebiega wyjątkowo łagodnie i nie doszedł nawet do połowy najwyższego poziomu krzywej z 2018, nie wspominając nawet o 2017. Znakomita większość państw jest w tym zestawieniu, jak widać, jeszcze bardzo daleko od najwyższych punktów z poprzednich lat. Wiele krajów nawet w 16 tygodniu nie osiągnęło wyniku, który świadczyłby, że dzieje się tam coś złego. Natomiast już widać wszędzie spadki.
Wspomniany doktor Wodarg został w Niemczech odsądzony od czci i wiary za swoje wypowiedzi, zwłaszcza za to, że ośmielił się zaprezentować je u kilku blogerów, zaproszony do udzielenia wywiadów. W ten właśnie sposób traci się możliwość wypowiedzi w mediach tzw. „głównego nurtu”, czy, jak mówią inni, „głównego ścieku”. Widzimy to również w Polsce, gdzie wielu niepokornych dziennikarzy, którzy ośmielają się mieć własne zdanie, nie jest już od dawna wpuszczanych na antenę. Restrykcje spotkały też innego niemieckiego naukowca, prof. Sucharita Bhakdi, ponieważ usunięto jego adres mailowy ze strony Uniwersytetu, by utrudnić mediom kontakt. Symboliczna kara za nieprawomyślność. Tylko czemu?
Coś tu cuchnie!
Na szczęście, jeśli ktoś polega na własnym rozumie i prawdziwych dokumentach, a nie histerycznych reakcjach stadnych, ma szansę wyrobić sobie własne zdanie. Sprawa ma również drugie dno, jakim jest sama statystyka, którą można prowadzić naprawdę w bardzo odmienny sposób. Zresztą nie na darmo mówi się, że są małe kłamstewka, duże kłamstwa i jest statystyka… I tak, na przykład w Italii, do zmarłych „z powodu koronawirusa” zalicza się wszystkich, którzy uzyskali pozytywny wynik testu i to bez względu na to, czy zachorowali na Covid-19 oraz czy to ta choroba była faktycznie przyczyną śmierci. Słyszeliśmy nawet o przypadkach, gdy celowo fałszowano dane, gdyż szpitale, w których znalazł się ktoś z pozytywnym testem zrobionym w późniejszej fazie leczenia na inne poważne schorzenie, które stało się przyczyną śmierci, przypisywano mu Covid-19, gdyż różnica w dotacji na pacjenta wynosi ponad 2500 tyś euro (o ile miał koronawirusa).
W Polsce widzimy podobny trend, choć w innej skali. Wyłączono wprawdzie ze statystyk jedną z ofiar, która zmarła na sepsę, ale w większości przypadków podaje się jedynie w komunikacie, że występowały choroby współistniejące, przyjmując za przyczynę śmierci Covid-19. Gdy poczytamy o ofiarach koronawirusa w naszym kraju, okaże się, że blisko ¾ (o ile nie więcej, bo nie każdy przypadek jest dokładnie w mediach opisywany), stanowiły osoby ze współistniejącymi schorzeniami, często faktycznie bardzo poważnymi.
W Niemczech metodologia jest jednak inna, bo jeśli zgon nastąpił z przyczyn współistniejących chorób, to w statystykach znajdzie się prawdziwa przyczyna. Być może dlatego niektórych dziwi, że przy podobnej liczbie zarażonych, Niemcy miały niższy wskaźnik śmiertelności niż w innych krajach, na przykład we Francji jest ponad 4 razy wyższy. W rzeczywistości on nie jest u naszych zachodnich sąsiadów niższy, tylko po prostu realny. Na ponadprzeciętną śmiertelność w dotychczasowych statystykach tak włoskich, jak i hiszpańskich miał wpływ, o czym się wspomina tylko czasem, zwłaszcza fakt wspólnego zamieszkiwania osób młodych ze swoimi dziadkami. Tradycyjny wciąż model rodzin wielopokoleniowych funkcjonuje w Italii chyba od zawsze. W Hiszpanii, chociaż wygląda to nieco inaczej, jednak z przyczyn zmian społecznych, w tym tzw. „późnego odcinania pępowiny”, głównie w przypadku płci męskiej, sytuacja jest w efekcie zbliżona. Czemu? Młodzi mężczyźni często prowadzą dość długo intensywne życie towarzyskie, ale nie wynajmują własnego mieszkania. Tak jest wygodniej, bo nie trzeba płacić, a rodzice czy dziadkowie jeszcze coś ugotują. I to właśnie młodzi „sprzedali”, kolokwialnie pisząc, wirusa swoim bliskim. Odporność organizmu spada niestety wraz z wiekiem, a współistniejące choroby nie pomagają, dlatego tragedia na znacznie szerszą skalę miała miejsce właśnie tam. Tylko, czy faktycznie, z całym szacunkiem dla ofiar, ta skala jest aż tak istotnie większa? Twarde dane mówią coś innego. Nie widać, nawet w 16-tym tygodniu, aby zmarło zasadniczo dużo więcej osób niż na grypę. Natomiast to właśnie fakt, że grypa wystąpiła we Włoszech pod koniec roku, mógł mieć też wpływ na osłabienie odporności starszych osób tych zaszczepionych i tych, którzy zapadli na grypę z powikłaniami, a nie doszli jeszcze do siebie.
Warto zwrócić również uwagę, że w przypadku powikłań po grypie, choćby z zapaleniem płuc, przyjmuje się pacjentów po prostu na oddział pulmonologii nie koniecznie w szpitalu zakaźnym, jak to wygląda obecnie. To również sprawia, że zgony nie są przypisywane grypie i nikt nie zawraca sobie głowy testami. Teraz w takim przypadku test jest już obligatoryjny, a potem dalej nie ma już znaczenia co faktycznie było ostateczną przyczyną zgonu, bo jeśli wynik był dodatni, to wiadomo… Prawda?
Niestety, nie jest to wcale tak bardzo oczywiste, jakby się mogło wydawać. Mówi dr Shiva, w interesującej rozmowie, że nosimy w sobie co najmniej kilkanaście wirusów i około 100 bilionów bakterii, a więc przyczyna zgonu w przypadku osłabienia odporności nie musi być jednoznaczna. To nie Sars-CoV-2 zabija pacjentów, lecz bardzo często „wykonuje pracę”, która ułatwia to zadanie innym wirusom, czy zarazkom, gdyż jak wiadomo, „na pochyłe drzewo…”. Jeśli do tego wirus doprowadzi dodatkowo do zaburzeń układu sercowo naczyniowego, albo problemów z oddychaniem, to o ile zdrowy, młody człowiek sobie najczęściej poradzi, o tyle starszy organizm już nie zawsze…
Czemu więc jest aż tak źle?
Ktoś, kto oglądał relacje z Włoch i całe rzędy trumien ustawionych jedna za drugą w dużych kościołach, może uznać, że to całkiem inna historia, niż w przypadku grypy i po części będzie też miał rację, bo to fakt, któremu zaprzeczyć się nie da. Pojawiały się wprawdzie manipulacje polegające na prezentowaniu zdjęć ciężarówek z trumnami, pochodzących z innego okresu (co ujawniła Polka mieszkająca we Włoszech), ale przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował liczby zgonów, która obiektywnie w ostatnich tygodniach była w Italii wysoka. Fakt, że rozłożyło się to nieproporcjonalnie, bo najbardziej wrażliwym regionem okazała się np. Lombardia, gdzie wcześniej (na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku) doszło właśnie do olbrzymiej liczby zachorowań na grypę z licznymi powikłaniami. Wówczas mówiono tam, że jakiś dziwny ten wirus, bo często atakuje płuca, zwłaszcza osób starszych. Można by spytać, czy te zdarzenia się jakoś przypadkiem nie łączą z koronawirusem, który zaczął szaleć w Chinach właśnie w listopadzie? Czy aby ktoś nie przywiózł go do Włoch wcześniej? Granice były przecież otwarte, a turystów wielu…
Jest rzeczą dość oczywistą, że organizm starszej osoby dwóch, kolejnych silnych ataków różnych wirusów ma prawo nie przetrzymać. Ta koincydencja może też w jakimś stopniu tłumaczyć tę „kumulację”, choć podobnie dynamiczny wzrost zachorowań notowano w Hiszpanii, a potem we Francji i USA. Z drugiej strony, każdego roku na choroby oddechowe związane z sezonową grypą umiera na świecie do 650 tysięcy osób. A przecież nie co roku ogłaszana jest pandemia. Czy ponad 200 tysięcy ofiar w ciągu 4 miesięcy usprawiedliwia taką histerię?
Można i chyba należałoby postawić w końcu kluczowe pytanie:
Czemu oni nam to robią?
Czy zatrzymanie całej gospodarki kraju, co zresztą widzieliśmy w coraz większej liczbie państw, można więc chyba mówić o zapaści globalnej, jest uzasadnione? Wszak skutki, w tym straty nie tylko ekonomiczne, ale i zdrowotne, będą dla społeczeństwa już w tej chwili bardzo trudne do oszacowania. Ile osób od ponad miesiąca cierpi z powodu braku możliwości wykonania procedur medycznych nie uznanych za pilne, ale jednak koniecznych? Ilu poważnie chorych, tak rozciągniętej w czasie terapii, po prostu nie wytrzyma, albo stan zdrowia pogorszy im się w znacznym stopniu? Czy wtedy Minister Zdrowia będzie się z tego jakkolwiek tłumaczył? Czy znajdzie się ktoś, kto walnie pięścią w stół i wytoczy naszemu Państwu proces, ponieważ politycy swymi decyzjami zrujnowali jego firmę, a czasem byt całej rodziny, lub doprowadzili kogoś do samobójstwa? Jakiż los gotują właśnie obecne władze młodemu pokoleniu, które będzie musiało spłacać tak gigantyczne zadłużenie państwa, nie wspominając o nędzy, jaka dotknie wielu, kiedy zgłosi się do nich komornik i wyrzucą ich z domów, czy mieszkań, gdy nie będą już w stanie spłacać kredytu, albo opłacać czynszu?
Jak mawiał Napoleon Bonaparte: „W polityce głupota nie stanowi przeszkody”.
To prawda dość ponura. Gdy dziś młodzi, często samodzielni, ale jeszcze niepełnoletni ludzie, którzy z przyczyn wielogodzinnej pracy rodziców (np. lekarzy) nie mogli wyprowadzić psa, bo nowe prawo na to nie zezwalało i mogło spowodować poważne konsekwencje finansowe, albo kiedy zamknięto lasy, jakby to tam siedział gdzieś na drzewie koronawirus, czy parki, by przypadkiem ktoś się „nie zgromadził”, zaś w kościele wierni mieli stanowić podobną liczbę osób jaka jest w prezbiterium, to normalny człowiek patrzył na to z niemałym zdumieniem. O absurdach pisałem wcześniej w portalu TuŁódź. Doszły potem kolejne, te z ustawy o tzw. tarczy kryzysowej oraz nowe obostrzenia, częściowo już zniesione. Rząd mówił, że klient w sklepie ma mieć jednorazowe rękawiczki, ale już nie powiedział, gdzie ma je kupić? Teraz to nieco prostsze, bo kwitnie koronawirusowy biznes. Ale, żeby kupić trzeba by jednak wejść do sklepu, w którym one są. No i koło się zamykało… Większe sklepy zapewniają rękawiczki, które drą się po chwili, a mniejsze nie zawsze. To oczywiście przykład banalny. Natomiast, gdy trąbi się o obowiązkowej kwarantannie po przybyciu do kraju, a tu nagle z samolotu wysiada 360 osób i nikt ze służb medycznych na nich nie czeka, mogą sobie jechać np. środkami komunikacji miejskiej zarażając nieświadomie kogo się da, a kwarantanna jest zastosowana dopiero od następnej doby, to już śmieszne wcale nie jest. O ile, rzecz jasna, mielibyśmy traktować to zagrożenie rzeczywiście poważnie. Ale być może wcale nie o to chodzi?
Biorą nas za twarz, a para i tak w gwizdek…
Tu właśnie należy postawić pytanie na ile te działania są w ogóle w stanie coś zmienić? Czy nie wystarczyłaby po prostu zwykła higiena oraz zdrowy rozsądek i ochrona starszych osób, które obecnie wysyła się do sklepów przed południem, być może po to, żeby między 10-tą a 12-ą mogły w maju wziąć udział w wyborach, jeżeli z głosowaniem korespondencyjnym coś pójdzie nie tak? Czyż to właśnie nie te osoby powinny być pod szczególną ochroną i izolowane od kontaktów, by zapewnić im bezpieczeństwo, zwłaszcza gdy już znamy dobrze statystyki z innych krajów oraz wiekową strukturę zgonów?
Tymczasem to młodym 16-17-letnim wolontariuszom, którzy robili chętnie zakupy starszym, zabroniono wychodzić z domu. Na szczęście to się zmienia. W mediach (i to się akurat nie zmienia) oraz we wszystkich instytucjach państwowych, przestawiono wajchę i zewsząd słychać wyłącznie jeden, ten sam przekaz, „nie wychodź z domu (w podtekście, bo z pewnością umrzesz, albo zabijesz innych)”. Na niektórych bardziej niż widmo śmierci działa jednak nadal te potencjalne 30 tyś złotych kary.
Jesteśmy oto świadkami tworzenia się nowej religii – Koronawirusizmu, czy może Covidyzmu, można sobie wybrać. Pójdę o zakład, że wkrótce jakiekolwiek kwestionowanie zagrożenia, będzie karane niczym kłamstwo… a zresztą dajmy już spokój, bo ręce i nogi się przecież uginają. Dziś pojawia się już silny ostracyzm wobec polityków, czy dziennikarzy, którzy nie mają skłonności do popadania w histerię i nie przytakują, kiedy słyszą ewidentne bzdury. Dotąd mówiono nam, że maseczki ochronne są przecież tylko dla lekarzy i osób chorych, aby nie rozsiewały wirusa kaszląc. Jednak, jak to przewidziałem, weszliśmy w nowy etap „mądrości”, bo WHO zarekomendowało wyposażenie w maseczki najlepiej wszystkich na świecie. Czy może znalazł się producent tych najlepszych, nikt nie wyjaśniał…
Wiele pytań, ale wciąż to jedno z najważniejszych w obecnej sytuacji, czy ktoś w ogóle choć w przybliżeniu oszacował koszty społeczne, rozłożone na wiele, wiele lat, tego samozaorania całej polskiej gospodarki? Oczywiście, rząd się sam wyżywi, to już wiemy, a co z resztą?
O co tak naprawdę chodzi?
Jest jeszcze inne pytanie, być może z serii tych, które stawiają tylko oszołomy. Zaryzykuję.:
Czemu nasz i nie tylko nasz Rząd realizuje ochoczo pięciopunktowy plan Billa Gates-a? Plan w którym na drugim miejscu znajduje się, a jakże, szczepionka, zaś na pierwszym i kolejnych, generalnie kooperacja oraz monitorowanie, wspólna, międzynarodowa baza danych, no i „zadbanie” o kraje biedniejsze (żeby nam się „nie wykoleiły”, gdy już ta szczepionka się pojawi), a potem czekanie… Aktywne.
Co, ciekawe, Gates powiedział w jednym z wywiadów o czerwcu! Choć wszyscy lekarze i większość pytanych o to epidemiologów twierdzi, że na wyprodukowanie szczepionki potrzebny jest minimum rok, niektórzy uważają nawet taki czas za zdecydowanie zbyt krótki. Czy jednak faktycznie 12 miesięcy, to optymalny okres? Hmm… Wtedy trudno byłoby się oprzeć wrażeniu oraz matematyce, że badania musiały się rozpocząć latem ubiegłego roku… Upsss! Jeszcze nikt wówczas o wirusie-zabójcy nawet nie słyszał. Nikt, może nie, ale Bill, to nie jest Nikt. Ok, zostawmy teorie spiskowe w spokoju. Nie są potrzebne, jeśli wystarczy zwykłe mnożenie. Powiedział o tym wspomniany już biolog z MIT w Massachusetts – dr Shiva. Szczepionka, to globalny biznes o wartości nawet do 10 bln dolarów. Trudno się oprzeć takiej kwocie, prawda? Tyle, że nie wolno już tym razem popełnić błędów z 2009 i 2010 roku. Śmiertelność była wtedy zbyt niska, szczepienia całkiem dobrowolne i generalnie wszystko poszło nie tak…
Zapewne dyskusje na wysokich szczeblach koncernów farmaceutycznych trwają i tym razem, zrobią to znacznie lepiej. Strach już jest wszechobecny. Skutki finansowe wszyscy zapamiętają na długie lata. Czy ktoś w tej sytuacji ośmieli się stawiać opór, jeżeli jeszcze dostanie do wyboru opcję zaszczepić się, albo nie zostać dopuszczonym do pracy, lub stracić kartę w banku, albo dostęp do transakcji internetowych? Nie, no to już jakiś obłęd, zaprotestuje ktoś bardzo głośno. Naprawdę tak myślisz?
Przecież już obecnie Google czy Facebook ma wszystkie Twoje dane. Tak, te dane, które są im niezbędne, bo jeszcze coś kupujesz. Trzeba dotrzeć z reklamą, celowaną najlepiej jak się da. Starsi się już nie liczą, bo nie kupują, a za to kosztują coraz drożej, więc…
Ale jeśli nie wierzysz i sądzisz, że to wyłącznie teoria spiskowa, to spróbuj napisać coś nieprawomyślnego, albo umieść zbyt „kontrowersyjny” film na Youtube. Co się stanie? Zablokują ci konto. Dostaniesz „bana” najpierw na kilka dni, a potem, jeśli nie będziesz grzeczny, podziękują ci na zawsze. Że takie odcięcie od „świata” zaboli? To pomyśl, jaki będzie ból, gdy Cię wyłączą z systemu bankowego, zwłaszcza teraz, kiedy już całkiem jawnie, ogranicza się ilość gotówki w obiegu i rodzimy Minister Finansów zapowiada, że gotówka wkrótce nie będzie nam potrzebna i należy od niej odejść.
Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo o co chodzi… Ktoś powiedział, że „pieniądze wprawdzie szczęścia nie dają, ale z pieniędzmi znacznie przyjemniej być nieszczęśliwym”. Prawdopodobnie nawet wówczas, gdy nieszczęścia chodzą parami…
Z kolei Marylin Monroe twierdziła, poniekąd zgodnie z prawdą, że „pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”. Może to być niezwykle bolesna prawda, zwłaszcza gdy nieuchronna inflacja zje nam lwią część z coraz większym trudem zdobywanych środków, a wspomniane zakupy trzeba będzie ograniczyć do minimum.
Dobra wiadomość jest jednak taka, że nasze życie nie płynie z obfitości dóbr, a jak pokazuje historia, potrafiliśmy przetrwać wiele prawdopodobnie znacznie cięższych okresów. Może i teraz wystarczy nam tylko nie przeszkadzać? Tylko tyle i aż tyle…
Więcej w artykułach „Kto zatrzymał Świat” i „Czas absurdu„, Choroba nie musi być najgorsza, Tarczą w przedsiębiorcę