Mamy za sobą pierwszą turę wyborów prezydenckich i jest kilka zaskoczeń. Wprawdzie ostatnie sondaże w odniesieniu do głównych kandydatów okazały się zbliżone do ostatecznych wyników, a badania prowadzone przed siedzibami komisji wyborczych, również nie były tym razem kompromitujące, ale czy faktycznie?
Te ostatnie z wymienionych, czyli exit poll, mają na celu zapewnienie emocji w trakcie wieczorów wyborczych organizowanych na wielu antenach telewizyjnych i radiowych. No i emocje przez chwilę nawet były, także tym razem. Wyniki ostateczne mieściły się w granicach błędu, co nie zawsze się udaje. Przypomnę choćby ostatnie wybory do Europarlamentu, w których Konfederacji wyparowała gdzieś nagle 1/3 głosów. Tym razem różnica była znacznie mniejsza. Oczywiście, patrząc na wartości bezwzględne, mocno niedoszacowany został ostateczny wynik urzędującego Prezydenta, choć w procentach nie wyglądało to dramatycznie źle. Ale zostawmy badania i pracownie w spokoju.
Kilka ocen? Po pierwsze, „wystrugany” nagle zastępowy pani Kidawy-Błońskiej, okazał się zawodnikiem wagi ciężkiej. Przynajmniej w pierwszej turze, bo co będzie dalej nie wiadomo. Można snuć rozważania po co PiS dało drugie życie „znienawidzonej” PO? Cudzysłów jednak nie jest przypadkowy, bo ta nienawiść jest w rzeczy samej znakomitym teatrzykiem dla gawiedzi. Ludzie całkiem serio myślą, że to wszystko naprawdę i gotowi sobie skakać do oczu i o to właśnie chodzi. Efekty widać. Tak miało być! Pełna polaryzacja sceny. Dwa plemiona, a reszta się nie liczy. Jeśli nie głosujesz na PO, albo na PiS, znaczy jesteś nienormalny, albo wróciłeś właśnie z kosmosu, ewentualnie wybudzili Cię, ze śpiączki i nie zdążyłeś się zorientować, że każdy inny wariant jest bez sensu! Wszak nie po to w Magdalence panowie się natrudzili, żeby teraz oddać w ręce przypadku, kto znajdzie się w drugiej turze wyborów, prawda? Zaraz ktoś powie, że to teoria spiskowa, bo oni naprawdę walczą ze sobą i to jest wszystko na poważnie. Czyżby? Faktem jest, że gdy idzie o pieniądze, żartów nie ma. Lepiej obsadzić spółki skarbu państwa swoimi ludźmi, rodziną i znajomymi królika, bo tych synekur jest sporo. Tutaj nie ma zmiłuj! Walka jest na serio, z tym że, jak to zwykł mawiać Pan Stanisław Michalkiewicz, „kopiemy się po kostkach, ale nie wyżej”. Czy ktoś mimo buńczucznych zapowiedzi po zwyczajowych „bilansach otwarcia” poszedł siedzieć? No, słucham? A przecież PO miała wsadzić co najmniej kilkanaście osób. Ba! PiS zapowiadał, że sprawy wyłudzeń VAT i wiele innych, są tak rozwojowe, że pewnie pójdzie za kraty połowa poprzedniego rządu itd. Jak było, wiemy. Groteska w postaci wielkich komisji, które przytuliły setki tysięcy złotych aby wydać z siebie komunikat typu „państwo nie zdało egzaminu”, o czym wszyscy wiedzieli jeszcze przed powstaniem takiej komisji, jak w sprawie Amber Gold. Tu nie chodziło przecież o żadne wykrycie afery, tylko o teatr! I tak ze wszystkim.
Niby ten PiS prawicowy, a Konwencja Stambulska działa w najlepsze, LGBT śmiało wchodzi do szkół, polityka historyczna zaorana, IPN formalnie jeszcze nie, ale w praktyce ubezwłasnowolniony, Muzeum w Oświęcimiu jest już strefą eksterytorialną pod zarządem przyjaciół z Izraela, ustawy antyaborcyjna, stop pedofilii, czy stop 447 leżą sobie cichutko w zamrażarce, a policja mandatami nie karze sprawców, nawet brutalnych napaści w biały dzień, wymierzonych przeciwko wolontariuszom stowarzyszeń antyaborcyjnych. Za to prezes Fundacji Pro Prawo do Życia – Mariusz Dzierżawski jest ścigany jako „gorszyciel”, ponieważ odważa się umieszczać w przestrzeni publicznej informacje o powiązaniach sodomitów z pedofilią oraz pokazuje czym w gruncie rzeczy jest aborcja. Tak działa, a w zasadzie nie działa państwo. No i co? Ktoś powiedział, że i tak są lepsi niż PO, bo jak ukradną, to się chociaż dzielą, a tamci tego nie robili i jeszcze kopali ludzi na Marszu Niepodległości. Jeśli to ma być miarą „lepszości”, to rzeczywiście widać różnicę. Nie powiedziałbym jednak, że oba te twory realizujące projekt generała Kiszczaka, różnią się pięknie.
Czy to komuś przeszkadza? Wręcz przeciwnie! Igrzyska trwają w najlepsze, co pokazuje niemal rekordowa frekwencja. Przy takiej pogodzie i maseczkowych ograniczeniach w lokalach wyborczych? Cud prawdziwy… Można by pisać, kto wygrał, a kto przegrał, ale już się pewnie nasłuchaliśmy takich analiz do bólu. Niektórych ucieszy kompromitujący wynik Roberta Biedronia, albo zmartwi niezły, ale jednak poniżej oczekiwań, procent głosów dla Krzysztofa Bosaka. Kogoś zaskoczy miejsce na pudle dla Szymona Hołowni. To wszystko nie daje wciąż odpowiedzi na pytanie o rzeczywisty sukces, czy porażkę.
Mnie się nasuwa jedno stwierdzenie. Przegrali Polacy. Czemu? Ponieważ mają wybór między dżumą, a cholerą. Przesada? Przecież każdy kandydat posiada jakieś zalety. Trzaskowski taki przystojny, a Duda taki przekonujący… prawdziwy ojciec narodu, można by rzec. Przypomina się znane powiedzenie, akurat całkiem adekwatne, że nikt Wam tyle nie da ile oni naobiecują. Zwłaszcza teraz. A w tej kategorii, trudno ich prześcignąć. Gdyby nie fakt, że po pięciu latach prezydentury Andrzeja Dudy można powiedzieć: „Sprawdzam” i jest tzw. „… kamieni kupa”, a pretendent już pokazał w stolicy jaką ma wizję Polski i co potrafi zrobić, ktoś mógłby się łatwo nabrać. Mógłby? Ależ skąd! Niemal na pewno da się wpuścić w maliny po raz kolejny. Czasem z przekonań ideologicznych – bo głosujemy na mniejsze zło, co dla każdego może oznaczać coś zupełnie innego, czasem z niedoinformowania, albo ze zwykłej głupoty. Czasem jeszcze z chciwości, bo naiwniacy myślą pewnie, że PiS-owiec chętniej podpisze kolejne 14-te i 15-te emerytury, a może jakieś menelove+ się trafi. Jakoś nie kalkulują, że nikt nie zatrzyma pióra prezydenta nad ustawami podnoszącymi i nakładającymi kolejne dziesiątki podatków. No, tak! Tylko czy jest jakaś alternatywa? Przecież Trzaskowski zaorze Polskę w całości. No, jeszcze gdyby to była prawda, to taki „dobrze zaorany” kraj mógłby przynieść niezłe plony, co ważne, zwłaszcza, kiedy pan Władysław na pomoc nie pospieszy, bo zakończył wybory spektakularną klapą.
Jednak pisząc całkiem serio, powstrzymanie złych ustaw podatkowych może okazać się również iluzoryczne, bo porozumienie ponad podziałami w sprawach istotnych, jak widzieliśmy, wciąż działa. PO nie popiera ustawy Stop 447, podobnie, jak pozostałych w sejmowej zamrażarce i tutaj jest pełna zgoda. Zatem co robić? Pójść, nie pójść, wyjechać do lasu, albo na działkę?
Człowiek odpowiedzialny raczej tak zrobić nie powinien. Rozumiem, że dla każdego, kto utracił już swego faworyta z pierwszej tury, sytuacja jest trudna. Jednak nie można się tak łatwo poddawać. To nic, że przez kolejne dni będziemy słuchać o umizgach do przegranych, aby odstąpili choć część elektoratu, tak jakby ktoś był właścicielem swoich wyborców. Można popaść we frustrację, ale polecam, by potraktować to jako element wyborczego folkloru i trochę się pośmiać.
A później? Na szczęście jeszcze jest trochę czasu do podjęcia decyzji. Tak, wiem. Dwanaście dni raczej kandydatów nie zmieni. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można też powiedzieć, że nie dotrzymają tego, co teraz zechcą obiecać. Tym bardziej, że najczęściej, w ogóle nie leży to w ich mocy, bo niezbędny jest przede wszystkim Sejm i Senat. Tym nie mniej jest jeszcze chwila, aby się upewnić, że mamy rację. Chodzi o to, czy przypadkiem robiąc na złość, nie odmrozimy sobie uszu…
Czytaj też felietony: Awans na królika, Pobożny koronawirus, Opcja antypolska, Maseczka na każdą okazję, Ostatnia prosta
i artykuły: Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, 447 godzin, A jednak się kręci, Szczyt Szumowskiego