Ruskie onuce powracają
Skończył się miodowy tydzień Konfederacji. Definitywnie! Powróciły słynne już „ruskie onuce” Sakiewicza oraz „faszyści” z drugiej strony. Krzysztof Bosak przewidział to bardzo trafnie, dlatego można by wzruszyć ramionami. Głupota fruwa swobodnie, nawet bez skrzydeł. Rażąca niewdzięczność, czy zakładanie, że elektorat PiS to matematyczni imbecyle? O co chodzi?
Ledwie zakończył się wieczór wyborczy, a już tej samej nocy, pojawiły się informacje na podstawie „badań”, jak głosowali wyborcy poszczególnych kandydatów z I tury wyborów. Okazało się, że niemal połowa wyborców Krzysztofa Bosaka zdecydowała się zagłosować na Rafała Trzaskowskiego. Jaki skandal! Jak oni mogli? Zamiast na patriotycznego Andrzeja Dudę, to na tęczowego kandydata obozu zdrady? To się nie godzi. W takim razie to już na pewno ruscy agenci, a w ogóle, to najlepiej, żeby zniknęli ze sceny politycznej, bo do tego faszyści przecież itd.
Oczywiście, chodzi jak zawsze o to samo, aby ogłuszyć tępych, którzy z liczeniem powyżej 100 mają już bardzo poważny problem, a kiedy w grę wchodzą miliony, nawet wyobraźnia tak daleko przecież nie sięga, prawda? Kiedy ogląda się wyłącznie jedynie słuszną telewizję, IQ może istotnie spadać w zastraszającym tempie. Na to liczą pewnie autorzy tego typu „wrzutek”. Przy okazji, może jakiś ferment się wywoła w samym obozie patriotycznej prawicy, bo przecież tak radykalna różnica w ocenie kto jest lepszym kandydatem dla Polski, powinna co najmniej zastanawiać. Czyżby?
Po pierwsze matematyka
Może najpierw policzmy. Ostateczne wyniki wyborów ogłoszone przez PKW mówią, że oddano łącznie 20 636 635 głosów, z czego urzędujący Prezydent RP otrzymał 51,03% czyli 10 440 648 głosów. Zaś Rafał Trzaskowski 10 018 263 głosy. Nieważnych było 177 724, z czego aż 102 453 stanowiły głosy oddane przeciwko obu kandydatom.
We wspomnianym wyżej sondażu IPSOS (jak głosowali wyborcy z I tury), podano, że tylko 14,5% wyborców Szymona Hołowni zagłosowało na Andrzeja Dudę. Stanowi to 390.540 głosów. Z kolei wspierający wcześniej Władysława Kosiniaka-Kamysza, wybrali obecnego prezydenta tylko w 23,3%, czyli oddali na niego 107.032 głosy. Co ciekawe, ponoć aż 14,8% wyborców Roberta Biedronia wsparło kandydata zjednoczonej prawicy – czyli uzyskał z tej strony 63.956 głosów. Załóżmy nawet, że elektorat wszystkich pięciu „egzotycznych” kandydatów prócz pierwszej szóstki, zagłosował w całości na Andrzeja Dudę (co jest nieprawdą, ale niech tam…) doliczymy 155.335 głosów. Dodajemy na koniec jeszcze te najważniejsze, czyli wyborców własnych urzędującego Prezydenta z pierwszej tury wyborów, to znaczy 8.450.513 oraz rzeczone 51,5% głosów wyborców Krzysztofa Bosaka, czyli 678.446 głosów.
Policzmy:
390540 + 107032 + 63956 + 155335 + 8450513 + 678446 = 9.781.865
Mhm… Coś się nie zgadza. Brakuje nam co najmniej 658.783 głosów. Czemu? Ależ tak! Frekwencja była przecież wyższa aż o 3,67%. Zatem skoro 1% stanowi 302.685 wyborców, to 3,67%=1.110.854, czyli ponad 70% głosujących, którzy obudzili się dopiero w II turze, zagłosowało właśnie na Andrzeja Dudę. Naprawdę aż tylu? To nie jest dobre wyjaśnienie. Jeśli nawet przyjmiemy za dobrą monetę, że Rafał Trzaskowski zmobilizował jedynie 30% niezdecydowanych, to w dalszym ciągu rachunek nam się nie zgodzi.
Pretendent do urzędu prezydenta zgromadził bowiem: 2.302.854 głosy wyborców Szymona Hołowni, 505.074 głosy od W. Kosiniaka-Kamysza, 363.853 głosy wyborców R. Biedronia i wspierających jego kandydaturę w I turze 5.917.340, co daje razem 9.089.121, więc z głosami Krzysztofa Bosaka (638.929 – wg IPSOS) miałby 9.728.050 głosów. Brakuje zatem 290.212 do rzeczywistego wyniku. Musiałoby to oznaczać że:
- Z „nowych”, czyli obudzonych w II turze 1.110.854 tysięcy wyborców, należy odjąć te 177.724 głosów nieważnych, a wówczas pozostaje nam 933.130, a po odjęciu 658.783, które z tej puli miałby otrzymać urzędujący Prezydent, pozostaje 274.347 głosów, czyli mniej niż Rafał Trzaskowski w rzeczywistości uzyskał.
- Założenie z gruntu jest błędne, ponieważ nie uwzględnia głosów nieważnych oddanych przez wyborców Krzysztofa Bosaka, a tych było prawdopodobnie procentowo najwięcej spośród wszystkich kandydatów. Dlaczego? Ponieważ tylko Konfederacja nie wsparła oficjalnie w drugiej turze żadnego z kandydatów. Ponadto akurat to właśnie wielu wyborców tej formacji zapowiadało, że skreśli obydwu, właśnie po to, aby nie wybierać mniejszego zła.
- Prawda jest taka, że ze 155.335 tyś głosów tych kandydatów, którzy uzyskali poniżej 1% w I turze wyborów, z pewnością część uzyskał też Rafał Trzaskowski, a to oznacza, że nawet przy większej mobilizacji „leniwego elektoratu” po stronie Andrzeja Dudy, brakowało mu do zwycięstwa znacznie więcej niż 658 tysięcy głosów…
Tak, czy inaczej, choć interesujące jest w jaki magiczny sposób zniknęło nam ponad 15 tysięcy głosów, (już w oficjalnych wynikach), prawdą jest, że reelekcję Prezydent Duda zawdzięcza głównie wyborcom Krzysztofa Bosaka. I to jest informacja pewna. Znacznie bardziej prawdopodobny jest też scenariusz, gdzie głosy „leniwych”, którzy zechcieli włączyć się dopiero w II turze, oscylowały wokół 50% z lekkim wskazaniem na Andrzeja Dudę, zaś brakujące wówczas około 150 – 200 tyś. podpisów uzyskał urzędujący Prezydent także od wyborców Konfederacji, a około 100 tyś z nich skreśliło obu kandydatów. Wiemy też, że około 100 tysięcy głosujących na Krzysztofa bosaka nie wzięło udziału w II turze wyborów. Pozostałe 20-23% oddane na Rafała Trzaskowskiego jest realne ze względu na nadzieje wolnościowców związane z wetowaniem ustaw podatkowych przez nowego prezydenta, co akurat według mnie od początku było mrzonką.
Niewdzięczność i głupota
Niestety, obawiam się, że ani sam Prezydent, ani jego obóz rządzący, nie tylko nie pochylą się nad wynikami, aby wyciągnąć z nich prawidłowe wnioski, ale przeciwnie, będą w dalszym ciągu zwalczać Konfederację z całą bezwzględnością. Pisząc „prawidłowe wnioski”, mam na myśli te konstruktywne dla Polski, a nie dla jakiejkolwiek partii, czy samego gospodarza pałacu prezydenckiego. Układ sił za 3 lata może być w parlamencie zupełnie inny, a z całą pewnością zmieni się mocno zwłaszcza, gdyby Naczelnik państwa się „przeziębił”, albo po prostu uznał, że już wystarczy tej polityki i czas wreszcie odpocząć. Wtedy zjednoczona prawica natychmiast zjednoczona być przestanie, bo trudno wyobrazić sobie, że może nią rządzić, podobnie do Konfederacji, jakaś Rada Liderów. W PiS posłowie „trzymani są krótko” i gdyby nie sam Prezes, to właśnie nadmiar liderów, zwłaszcza tych nadmiernie ambitnych, zabiłby tę partię natychmiast. Do ewentualnej schedy po Jarosławie Kaczyńskim ruszyłaby cała wataha. No, może to nie najlepsze słowo, bo się kojarzy z dożynaniem… W każdym razie ani Jarosław Gowin, ani tym bardziej Zbigniew Ziobro, namaszczenia Mateusza Morawieckiego na „delfina” raczej by nie zaakceptowali, a przecież jest jeszcze Joachim Brudziński, Beata Szydło i co najmniej kilku innych kandydatów „mniejszego płazu”. Zatem rozpad PiS jest co najmniej prawdopodobny i to nawet jeśli Naczelnik zachowa, czego mu życzymy, jak najlepsze zdrowie, ale zechce się wycofać. Ponadto jest niewielka szansa, by władza przez kolejne 3 lata się „nie zużyła”, zwłaszcza w świetle kryzysu, którego przebieg może być tyleż gwałtowny, co i długotrwały. Chwilowo mamy jeszcze ciszę przed burzą, jako że tarcza antykryzysowa, bony na wakacje i lekki oddech z tytułu poluzowania covidowych obostrzeń, ale jesienią to się zmieni. Czemu? Ponieważ najprawdopodobniej wróci wiosenna paranoja, tym razem pod postacią Covid 2.0. Jak twierdzą niektórzy analitycy (w tym Trader21), bankom może być to potrzebne, aby domknąć swój plan związany z aprecjacją dolara, a i sytuacja polityczna na świecie do najpewniejszych nie należy. Do tego dojdą jeszcze wybory w USA, gdzie ewentualna wygrana kandydata demokratów może nieźle namieszać. W tle mamy „rozgrzane” Chiny i Bliski Wschód, gdzie ewentualne osłabienie Stanów Zjednoczonych postawi Izrael w dość trudnej sytuacji, jako że przyjaciół wokół nie ma wcale. Zresztą prowadząc zbójecką politykę, trudno żeby ich miał, nawet choćby w odległych zakątkach świata. Kiedy słyszę, że ponad 150 państw uruchomiło dodruk swoich walut i ilość papierów bez pokrycia zwiększa się skokowo, nie muszę być analitykiem, aby wiedzieć, że to dobrze skończyć się nie może.
Mamy w Polsce jeszcze relatywnie niezłą sytuację wyjściową, bo bezrobocia przed obecnym kryzysem niemal nie było, więc teraz jego skok, nawet do niewielkich wartości dwucyfrowych nie powinien jeszcze być specjalną tragedią. Tyle, że czająca się w tle inflacja, może okazać się groźna, a ewentualny kolejny lockdown spowoduje już znacznie bardziej dynamiczny przyrost likwidacji firm, miejsc pracy i w konsekwencji, pauperyzacji społeczeństwa.
Czy w tej sytuacji nie mamy prawa oczekiwać zmian na scenie politycznej? Jako żywo, mamy! Szkoda, że nie widać jeszcze żadnego układu, który mógłby obecny duopol zastąpić. Na razie wciąż trwa walka plemienna, a obywatele karmieni nienawiścią wylewającą się z mediów głównego ścieku, gotowi są skakać sobie do gardeł, wierząc wciąż głęboko, że PiS i PO, to jedyna możliwość. Faktycznie, potrzeba jeszcze sporo czasu, aby ludzie dojrzeli światełko w tunelu, ale też, aby to światełko nabrało mocy.
Tymczasem jednak mamy znów „ruskie onuce” i matematykę wyborczą w tle. Przecież najłatwiej jest dobroczyńców opluć i spostponować. Swoją drogą, to ciekawe, że dziennikarze TVPiS, czy Republiki, bez cienia żenady, są w stanie wmawiać ludziom, że opluwani i przez dwa lata tylko incydentalnie dopuszczani do głosu, politycy Konfederacji, będą za to wdzięczni i zachęcą swoich wyborców do głosowania na jedynie słusznego kandydata obozu rządzącego. Zwłaszcza kiedy równolegle hodowano sobie lewicę (SLD weszła do parlamentu głównie dzięki PiS) i jakoś nikt nie zastanawiał się, czy przypadkiem patriotyczna prawica się na coś nie przyda… No i co? Przydaje się, a jakże! Cały czas, jako chłopiec do bicia. Kiedyś wyjdzie to bokiem, ale może i lepiej, przynajmniej nikt nie będzie miał złudzeń i uzyska pewność, że ze strony formacji, w gruncie rzeczy jednak socjalistycznej, jaką jest w swoim programie rozdawniczym i politycznym partia rządząca, spodziewać się niczego dobrego nie sposób. Przekupić wyborców ich własnymi pieniędzmi – to jedyne, co opanowali do perfekcji, nie licząc oczywiście opanowania spółek Skarbu Państwa i innych synekur. Szkoda…
Czytaj również felietony: I po strachu, Zgadzam się z Winnickim, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska, Maseczka na każdą okazję, Ostatnia prosta, Dżuma, czy cholera?
i artykuły: Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, 447 godzin, A jednak się kręci, Szczyt Szumowskiego, Tarczą w przedsiębiorcę