Świat zmienia się na naszych oczach nie do poznania. Jaka byłaby Twoja reakcja, gdyby ktoś powiedział Ci 25 lat temu, że będziesz miał ze sobą relatywnie niedrogie, kieszonkowe urządzenie, które zastąpi komputer, GPS, profesjonalny aparat fotograficzny, kamerę, odtwarzacz muzyki, filmów, tłumacza oraz przeglądarkę zdjęć, dokumentów, notatnik, sekretarkę i do tego kilka innych „gadżetów”, w tym konsolę do gier, terminal i możliwość błyskawicznych płatności? Oczywiście, niektórzy z Czytelników są na tyle młodzi, że ćwierć wieku temu byli jeszcze dziećmi lub nastolatkami, a młodym ludziom znacznie łatwiej uwierzyć w rozwój technologii, który zresztą w jakiejś części właśnie im zawdzięczamy. Wszak praca w branży IT i szybki postęp w tej dziedzinie jest domeną umysłów o coraz niższej średniej wieku. Choć prawdą jest też, że młodość pomaga, ale nie musi iść w parze z kreatywnością i szerszym spojrzeniem na wiele zagadnień, co jest nieodłączną cechą wizjonerów, jakim był na przykład Steve Jobs, a dziś Elon Musk.
Lepsze wrogiem dobrego
Utalentowanych informatyków i inżynierów jest zapewne skończona liczba, ale co jakiś czas słyszymy o projektach, które nawet dziś wydają się nieprawdopodobne. Przez jakąś część swojego życia, byłem związany z branżą filmową, a ściślej, z produkcją filmów i reklam. To, w jaki sposób zmieniała się technologia rejestracji obrazu i dźwięku, montażu, animacji, a wraz z nimi wszelkich innych wymagań, było fascynujące, ale poważniejsze zmiany zajmowały dekadę, a nawet trwały przeważnie znacznie dłużej. Owszem, elektronika rozwijała się dość szybko, ale zdjęcia rejestrowane, zwłaszcza na kolorowej, amerykańskiej taśmie filmowej, wciąż były lepsze od coraz nowszych systemów wideo. Pamiętam, że jeszcze pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia, jeden ze znanych dokumentalistów, zwykł mawiać, że kiedy otrzymuje propozycję realizacji filmu z kamerą video, to już jest w zasadzie po zdjęciach… To się kilka lat później zmieniło, a dziś trudno sobie wyobrazić inną formę, bo koszt taśmy i jej obróbki w laboratorium, nie licząc nawet straty czasu i ewentualnych błędów, które trzeba było korygować w laboratorium albo właśnie cyfrowo, czyniłby całe przedsięwzięcie ekonomicznie nieopłacalnym. Oczywiście, technologia poszła znacznie dalej, bo nośniki cyfrowe wypierane są przez zapisywanie danych bezpośrednio „w chmurze”, która sama w sobie nie jest aż tak bardzo „wirtualna”, bo oparta o szybkie dyski, ale pozbawione zawodnych elementów mechanicznych. Liczba dni zdjęciowych w filmach fabularnych także spadła w drastyczny sposób, co oczywiście miało związek nie tylko z rozwojem technologii, ale też innym podejściem do zagadnień związanych z samą produkcją, kosztami dniówek aktorów, itd.
Aktorzy drżą i protestują
Być może to właśnie najbardziej roszczeniowa grupa zawodowa w branży filmowej doprowadziła do sytuacji, w której znacznie przyspieszył rozwój animacji połączonej ze Sztuczną Inteligencją. Okazało się, że Deep Fake, technologia obróbki audiowizualnej, która pozwala umieścić rzeczywistą postać w sytuacjach wykreowanych w całkiem innych, niekoniecznie przyjaznych dla niej, okolicznościach, to był jedynie wstęp do zmian, których nikt jeszcze (w takim zakresie) wówczas nie podejrzewał. Owszem, wieszano psy na twórcach programów i dystrybutorów aplikacji, które umożliwiały wmontowanie postaci celebrytów, czy polityków w sytuacje obsceniczne, czy nawet w pornografię, ale też wkładanie w ich usta niewypowiedzianych tekstów. Precyzja i coraz doskonalsze algorytmy doprowadziły do szerokiej dyskusji i propozycji zmian prawa w kierunku penalizacji podobnych praktyk. Oczywiście, ochrona wizerunku jest tutaj kwestią bezsporną, a działania, nawet mieszczące się w jakiejś formie nieszkodliwego żartu, powinny być jednak przez samych zainteresowanych zaakceptowane. Ktoś wpadł jednak na pomysł, że skoro takie możliwości techniczne już istnieją, może warto się generalnie na aktorów „wypiąć”? Zamiast się z nimi układać, a czasem procesować, czy negocjować bajońskie sumy w kontraktach, a potem jeszcze znosić fochy na planie filmowym i cierpieć z powodu różnych nieprzewidzianych sytuacji (długa choroba, inna przyczyna nieobecności, czy śmierć odtwórcy ważnej roli), może lepiej ich zastąpić? Ale jak to?! Przecież nawet utalentowany statysta nie „pociągnie” głównej roli. Jasne, że nie! Tylko, że już nie będzie musiał tego robić, ani prawdziwy aktor, ani dubler, ponieważ zrobi to za niego wykreowana przez AI postać. Analiza parametrów fizycznych i biologicznych, możliwości scenicznych, intonacji głosu, itd., w połączeniu z animacją filmową są już na takim poziomie, że widz nie zauważy, że ma do czynienia z postacią wykreowaną całkowicie sztucznie. Rzecz jasna, nie będzie to konkretny aktor, czy aktorka, ani ich sobowtór, bo wówczas i tak trzeba by było im zapłacić za prawa do wykorzystania wizerunku. Zostaną stworzone zupełnie nowe postaci, być może nawet pozbawione wszelkich niedostatków urody, czy sylwetki, maskowanych dotąd starannie przez zespoły charakteryzatorów. Jaka oszczędność! Ci ludzie także stracą pracę, bo nie będzie kogo malować, pudrować, czy naklejać sztuczne rany, nie mówiąc o tak skomplikowanych sytuacjach, jak choćby charakteryzacja zombie w serialu „One of Us”. Od początku do końca będzie mogła zostać teraz wykonana w komputerze. Zbędna stanie się również znaczna część pionu scenografii. Owszem, ktoś będzie musiał czasem znaleźć i wybrać mniej oczywiste obiekty, których w sieci jeszcze nie uda się wyszukać. Być może bardziej jako wzór do wygenerowania ich w programach wspieranych przez Sztuczną Inteligencję. Ale już niedługo wystarczy sama wyobraźnia twórców, którzy potrafią „nakarmić” AI odpowiednio sformułowanymi życzeniami, aby uzyskać nawet lepszy efekt, niż w przypadku kopiowania istniejących obiektów. Niepotrzebne będą też wielkie hale i studia filmowe, w tym dźwiękowe. To się już obecnie dzieje w reklamie. Wprawdzie realizowane są jeszcze we wnętrzach pojedyncze sceny, ale przecież całą obróbkę i udźwiękowienie, włącznie z muzyką filmową wysokiej jakości można dziś zrobić w domu. Tak! Praca zdalna nie dotyczy tylko pracowników biurowych, informatyków, czy działów związanych z obsługą klienta. To się zmienia w błyskawicznym tempie. Dlatego właśnie ostatnio mieliśmy za oceanem do czynienia z protestami aktorów, którzy posiadają swoje związki zawodowe i wydawało im się, (jeszcze do niedawna), że będą niezastąpieni do końca świata, a nawet dzień dłużej. Nic bardziej mylnego! Faktem jest jednak, że organizacje chroniące prawa poszczególnych grup zawodowych mają wciąż sporą siłę przebicia, co w erze powracającego komunizmu, jeszcze przez jakiś czas zagwarantuje artystom ochronę ich interesów. Całkiem możliwe, że wywalczą w sądach jakieś kwoty, albo zmianę prawa, która spowoduje, że niezatrudnienie aktora, scenografa, charakteryzatora, czy inżyniera dźwięku nie będzie może karane więzieniem, ale koniecznością uiszczenia stosownych opłat. Wówczas gwiazdy będą opłacane bez konieczności pracy, co w pewien sposób wpisze się nawet w projekt Klausa Schwaba. W przypadku tej akurat zawodowej kasty chyba dość długo nie znajdzie zastosowania hasło WEF „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”… 😉 Dzięki różnym gildiom i podobnym grupom nacisku, część zawodów zostanie „wyjęta spod prawa”. Ściślej, spod praw ekonomii.
Dlatego właśnie Janusz Korwin Mikke miał rację, mówiąc: „wszystkie związki na Powązki”… Ale kiedy komuna 2.0 staje się wszechobecna, za podobne hasło w USA w krótkim czasie mógłby pewnie trafić do lochu.
Znów ta podstępna AI?
Nie zawracaj kijem Wisły! Zresztą innych rzek również. Masz prawo się nie zgadzać, ale tylko wewnętrznie. Pisanie i mówienie rzeczy niepopularnych będzie coraz częściej obarczone sporym ryzykiem. Kontrolerzy, zwani „weryfikatorami faktów”, czyli obecni i przyszli cenzorzy, sowicie opłacani przez państwa i korporacje, już zacierają ręce. Pewnie nie doczekam chwili, kiedy nie będzie wolno powiedzieć złego słowa na Sztuczną Inteligencję, bo „mowa nienawiści” ma również spory potencjał jeśli chodzi o zmiany w prawie. Kiedyś powiedzielibyśmy o „falandyzacji prawa”. Młodszym Czytelnikom i Czytelniczkom przypomnę, że był w Polsce, nieżyjący już, profesor prawa, Lech Falandysz, który jako doradca Lecha Wałęsy wsławił się, prócz znakomitych prac naukowych związanych z wiktymologią, także kontrowersyjnymi opiniami dotyczącymi konkretnych aktów prawnych. Dlatego dziś nic mnie już nie zdziwi. Skoro przyznaje się coraz szersze prawa zwierzętom, dlaczego niby AI miałaby być wyłączona spod ochrony, zwłaszcza gdy dysponuje znacznie wyższym poziomem inteligencji, niż choćby owca, czy krowa?
Zanim jednak dojdzie do najgorszego, warto spojrzeć na rozwój Sztucznej Inteligencji, a w zasadzie możliwości jej wykorzystania w połączeniu z zupełnie nowym urządzeniem, jeśli tak można w ogóle nazwać tę „przezroczystą technologię”.
W krótkiej prelekcji, dostępnej na platformie TED, (film na YouTube znajduje się tutaj), Imran Chaudhri, przez wiele lat związany z Apple, opowiada o nowoczesnych rozwiązaniach, które w niedalekiej przyszłości mogą „zamordować” smartfony. To, co prezentuje w trakcie swojego interesującego wystąpienia, może stać się kolejnym „game changerem”, który na długie lata niemal całkowicie zmieni postrzeganie nie tylko komunikacji z ludźmi, ale też uwolni znakomitą większość gotowych na to osób od protezy, jaką otrzymaliśmy wiele lat temu. Czy pokolenie ludzi z „pochyloną głową”, oderwanych od rzeczywistości, przedstawicieli zwłaszcza młodej generacji, potrafi zrezygnować z blisko 7-calowego ekranu na rzecz normalnej rozmowy? Może nie do końca naturalnej, bo tym razem to AI stanie się zamiennikiem, ale już nie tylko samego urządzenia, co całej filozofii komunikacji i zdobywania informacji, bez straty czasu. Zalet nowych rozwiązań, które będą wdrażane, jest znacznie więcej, dlatego polecam obejrzenie linkowanej wyżej prezentacji. Miłośnicy gier chyba mimo wszystko nie odpuszczą…
O zagrożeniach związanych z AI pisałem niedawno, ale temat jest wciąż żywy. Z pewnością spotkanie finansowych gigantów branży IT, jakimi niewątpliwie są Mark Zuckerberg, czy Elon Musk, musi wzbudzać zainteresowanie, jeśli chcą rozmawiać o rozwiązaniu tego palącego problemu. Wspomniani wyżej panowie, a także Bill Gates i kilku innych tuzów branży IT miało okazję do dyskusji i wysłuchania w Senacie USA, o czym można przeczytać tutaj. Konkretów nadal nie ma. Wiadomo tylko, że nadzorowanie AI jest konieczne. Pytanie, kto i na jakich zasadach miałby to robić, pozostaje wciąż otwarte. Trudno powiedzieć w jakim kierunku to pójdzie. Obawiam się, że skończy się tylko pogłębieniem cenzury, a rzeczywiste zagrożenia, jak to zwykle bywa, gdzieś komuś „umkną”, a winnych być może nawet nie trzeba będzie szukać, jeśli prawdziwe okaże się założenie Elona Muska, że AI nas kiedyś wszystkich zabije.
Czy może być jeszcze gorzej?
Na koniec akcent sportowy. W ostatnim czasie modne stało się przewidywanie wyników poszczególnych meczów, bez względu na rodzaj dyscypliny, przez Sztuczną Inteligencję, której zadaniem jest przedstawienie kilku scenariuszy. Oczywiście, zabawa ma sens mocno ograniczony, bo chociaż teoretycznie AI może oprzeć się o analizę dostępnych danych, to i tak potrafi wygenerować jakieś absurdalne zakończenie. Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, trudno się jej nawet dziwić. Wszak niektóre rozwiązania przekraczają najśmielsze oczekiwania ekspertów. Przykład mieliśmy ostatnio. Pesymiści mogli wprawdzie przewidzieć, że polscy kopacze wrócą z Tirany na tarczy. Piąty mecz eliminacji do Mistrzostw Europy, który musieliśmy co najmniej zremisować, zakończył się spektakularną klapą. Czy jednak komuś by się przyśniło, że piłkarze polecą prawie 2000 kilometrów, żeby oddać na bramkę przeciwnika jeden celny strzał?! Scenariusz AI był o wiele bardziej optymistyczny:
Niestety, polegliśmy 0:2 i po całkowitej kompromitacji (3 porażki w 5 meczach w jednej ze słabszych grup eliminacji) portugalski trener Fernando Santos stracił posadę. Krzywdy dużej nie ma, skoro za 232 dni pracy skasował ponad 5 mln złotych, a pewnie jeszcze otrzyma jakąś solidną odprawę. Wszystko wskazuje na to, że nowy trener, o ile zechce osiągnąć awans bezpośredni, będzie musiał być cudotwórcą i do tego jeszcze szczęściarzem. Oczywiście, nawet gdybyśmy zakończyli zmagania na ostatnim miejscu, a nie jest aż tak źle, bo uda się chyba wyprzedzić ostatecznie Wyspy Owcze nad którymi mamy 5 pkt przewagi, pozostają jeszcze baraże. Kiedyś awans do Mistrzostw Europy był zadaniem niezwykle trudnym. W latach 1960–1976 turniej finałowy odbywał się z udziałem 4 drużyn. Od 1980 do 1992 brało w nim udział 8 zespołów, zaś od 1996 do 2012 – 16 reprezentacji. Jednak od 2016 w finałach piłkarskich Mistrzostw Europy występują 24 reprezentacje, więc brak awansu można rozpatrywać nie w kategoriach porażki, ale kompromitacji.
Trudno powiedzieć, czy nowemu trenerowi dopisze szczęście. Słychać wiele głosów, które mówią, że z tym zespołem, nawet najlepszy obecnie na świecie trener, Pep Guardiola, także mógłby mieć poważny kłopot. Coś w tym jest… Czy prezes PZPN Cezary Kulesza znów zaskoczy wszystkich swoim wyborem? A może faktycznie powinna mu pomóc Sztuczna Inteligencja. To nic nie kosztuje, a gorzej na pewno nie będzie…
—