Dziś temat dla niektórych kontrowersyjny, dla innych oczywisty. Będą też tacy, którzy a priori uznają, że oni wiedzą lepiej i generalnie wszystko jest jasne, bo czytali w gazecie, a w telewizji powiedzieli…
No, skoro już w telewizji, to jest argument nie do odparcia 😉 nawet nie będę próbował przekonywać. Mam nieco inne podejście, ponieważ wolę opierać się na dokumentach i faktach. Bynajmniej, nie medialnych. Jeżeli kogoś cytuję, to dlatego, że ma stosowne kwalifikacje i wieloletnią praktykę, więc przeważnie doskonale wie, o czym mówi. Zdarza mi się również przywoływać wypowiedzi dziennikarzy śledczych i osób, które w temacie zdrowia mają sporo do powiedzenia, ponieważ znaczną część życia poświęcili na analizę skuteczności zaleceń wielu lekarzy sprzed lat. Czasem też doktorów i profesorów dziś często już zapomnianych, choć ich metody nadal znakomicie się sprawdzają. Zatem, jeśli ktoś uważa, że nie musi mieć patentu na rację, to zapinamy pasy i startujemy!
Szczepić, czy nie szczepić; o to jest pytanie…
W tym miejscu pewnie należy się zatrzymać, bo część osób wysiada mówiąc z pewnym zażenowaniem, że dali się wkręcić, bo jak w ogóle można zadawać tak idiotyczne pytania? Przecież wiadomo, że szczepionki uratowały cywilizację, bo nie ma już takich chorób, jak gruźlica, polio, czy odra. Prawda? No, właśnie! To ja jednak wkładam nogę w drzwi i mówię, zaraz, zaraz… Poczekajcie! Jeśli po przeczytaniu kolejnych kilkunastu zdań uznacie, że to nie ma sensu, ok. Nie obrażam się. Możecie pozostać przy swoim zdaniu. Powiem Wam więcej! Sam byłem pewien, że to głupie pytanie i nie ma sensu o tym rozmawiać, bo wszystko zostało już napisane. Czemu uznałem, że wcale tak być nie musi?
Przede wszystkim fakty
Jak zaznaczyłem na wstępie, lubię pracować na liczbach, choć wiem, że to czasem nudne. Przyjrzałem się więc danym, ale nie tym, które podawane są na oficjalnych stronach, jak np. GIS, gdzie można zobaczyć wycinek większej całości, ale danym historycznym zaczynającym się od roku 1900-ego. Dlaczego? Sto dwadzieścia lat, to może niewiele aby ogarnąć całe spektrum zagadnień związanych z zagadnieniem szczepień, czy epidemiologii w ogóle, ale już sporo, aby móc zobaczyć, jak wyglądała statystyka zachorowań i zgonów na popularne choroby. Podane niżej liczby można znaleźć w starszych podręcznikach, czy książkach związanych z medycyną i zdrowiem. Dlaczego nie publikuje się ich teraz dyskutując na temat szczepień? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Zacznijmy od tego wykresu, który zaczerpnąłem z oficjalnej strony www.healthsentinel.com
Co przedstawia? To historia śmiertelności z powodu popularnych chorób w USA na przestrzeni 70 lat ubiegłego stulecia. Strzałkami zaznaczono moment wprowadzenia szczepień. Żeby to lepiej pokazać posłużę się slajdem z filmu o szczepionce MMR, w którym wykorzystano dane healthsentinel.com, ale dla większej czytelności dodano nazwy chorób w języku polskim.
Jak widać, szczepionki na krztusiec czy odrę wprowadzono w momencie, kiedy choroby już w zasadzie nie było. W przypadku tej ostatniej, można nawet powiedzieć, że nie było jej już prawie od 10 lat! Ale, jak to? – zaprotestuje ktoś gwałtownie, przecież wciąż na świecie umiera na odrę ponad 170 tyś. osób rocznie. I to jest prawda, ale dotyczy to krajów rozwijających się, wciąż często z bardzo niskim poziomem higieny i szeregiem innych czynników, o których jeszcze będzie nieco niżej. Oczywiście, sceptyk może zwrócić uwagę, że pokazuję Stany Zjednoczone, a żyjemy w Polsce. Ten wykres ma jednak sens dlatego, że można prześledzić zmiany nie tylko na o wiele większej populacji niż w naszym kraju, ale też państwie zamieszkiwanym przez imigrantów różnego koloru skóry, zróżnicowanym etnicznie, kulturowo czy ekonomicznie. Jednak, okazuje się, że w Polsce, akurat w przypadku odry sytuacja była podobna, choć są to dane tylko z połowy ubiegłego stulecia zaczerpnięte z podręcznika pod redakcją Jana Kostrzewskiego.
Sytuacja w przypadku błonicy wyglądała tak:
A w przypadku krztuśca tak:
Widzimy więc, że nie zawsze wprowadzenie szczepionki wiązało się z radykalnym zmniejszeniem liczby zachorowań, czy śmiertelności, a czasem okresowo nie miało na tę śmiertelność kompletnie żadnego wpływu, bądź nawet wiązało się ze wzrostem liczby zgonów (jak w przypadku błonicy w latach 1949-54), ale nie tylko, o czym jeszcze napiszę dalej. To, co jest absolutnie pewne i widać na wszystkich wykresach, to zdecydowanie większy (czasem o kilkaset procent) spadek śmiertelności z zupełnie innych przyczyn niż wprowadzenie szczepionki.
Może to kogoś zaskoczy, ale było tak nie tylko w przypadku szczepionek. Możemy wyżej prześledzić na wykresach, jak wyglądało to w kwestii chorób zakaźnych, na które wynaleziono leki, a nie szczepionki.
Widzimy, że w zdecydowanej większości prezentowanych chorób, pomoc przychodziła w chwili, kiedy choroba nie stanowiła już problemu, który można by było rozpatrywać jako rodzaj epidemii. Co, oczywiście nie znaczy, że leki bądź szczepionki nie posiadały jakiejkolwiek skuteczności. Chodzi o to, że na pewno nie można akurat tego czynnika uznać za decydujący. W tym samym czasie prócz poprawy higieny, szerszego dostępu do bieżącej, oczyszczonej wody, poprawiła się jakość diagnostyki, a spore znaczenie miały też kwestie, o których piszą w konkluzji autorzy tego artykułu.
Może to i prawda, ale przecież polio…
No, właśnie. Ktoś mógłby zwrócić uwagę, że owszem, to wszystko prawda, ale na przykład (co nie do końca widać na tak małym wykresie), szczepionka przeciw polio została wprowadzona jednak jeszcze „na górce” zachorowań. Czy rzeczywiście?
Wirus polio i cała historia z nim związana, została bardzo dokładnie opisana na tej stronie, jeśli ktoś chce przeczytać bardzo pogłębioną analizę, ale nawet ten skrót informacji przynosi już sporą dawkę wiedzy, której próżno szukać na stronach GIS, gdzie przecież informacja powinna być najbardziej kompleksowa, wszak to tam właśnie opisane są m.in. szczepienia obowiązkowe. Nieco lepiej wygląda strona PZH, ale tutaj również jest sporo „półprawd” i przemilczeń, a tekst niewiele dłuższy.
Czy rodzice nie mają prawa do pełnej informacji, zanim podejmą świadomą decyzję? Proszę tutaj wszystkich niedowiarków, aby zechcieli porównać sobie zakres wiedzy, także tej pro-szczepionkowej, którą można znaleźć na oficjalnych stronach rządowych i tej ze stron takich jak faktyoszczepieniach.wordpress.com, czy stopnop.com.pl.
Czemu tak jest? Przecież jeśli Rząd, czy Sanepid nie mają nic do ukrycia, to można opisać to szerzej i do tego w taki sposób, aby nie zmuszać ludzi do czytania. Wystarczyłoby zrobić skrót informacji i link typu „czytaj więcej”, dla zainteresowanych. Czy to naprawdę przekracza możliwości redaktorów stron finansowanych przez podatnika, czy pro-szczepionkowego lobby? Nawet gdyby pominęli informacje, które uważają za „zbyt kontrowersyjne”, bo poparte jedynie kilkudziesięcioma źródłami, zamiast kilkuset, to przecież fakty historyczne, które są poza jakimkolwiek sporem, należałoby chyba jednak przytoczyć? Czemu tak się nie dzieje? Na to pytanie musicie już sobie odpowiedzieć sami. To dygresja. Wróćmy do polio. Ponieważ podałem źródło, więc można przeczytać całość, przytoczę tutaj tylko kilka ciekawostek, o których być może nie wiecie. Zacznijmy cytatem:
„Informacje ze strony internetowej NIZP-PZH nie przedstawiają jednak najistotniejszych kwestii, a mianowicie podane statystyki nie odnoszą się do okresu przed epidemiami porażeń, czyli w Polsce do końca lat 40. / początku lat 50. XX wieku.” – zwracają uwagę autorzy cytowanej strony – fakty o szczepieniach. To ma istotne znaczenie, ponieważ „jeszcze przed okresem epidemii infekcji kończących się porażeniami, infekcje wirusem polio były częste, a nawet powszechne i nie wywoływały porażeń w stosunku „jeden przypadek porażeń raz na kilkaset przypadków infekcji”. Dowodzą tego również polskie badania serologiczne przeprowadzone latem 1958 roku przez Halinę Dobrowolską”
Zatem nie było epidemii infekcji wirusem polio w połowie XX wieku, a jedynie epidemia porażeń wirusem, który od dawna krążył.
Kolejny cytat: „Zachorowania z objawami ostrego porażenia wiotkiego zwane w skrócie AFP mogą być spowodowane również przez inne czynniki zakaźne jak np.: enterowirusy Coxsackie lub ECHO, a także czynniki niezakaźne. Objawy te występować mogą w przebiegu wielonerwowych zapaleń z zespołem Guillain-Barre włącznie, poprzecznego zapalenia rdzenia, porażeń pourazowych itp. Zachorowania z objawami ostrych porażeń wiotkich osób w wieku do 15 lat wymagają szczególnie dokładnego rozpoznania i różnicowania klinicznego i wirusologicznego z zachorowaniami na poliomyelitis i VAPP (VAPP = paraliż wywołany szczepionką polio). Wykorzystywane są one – z wyjątkiem porażenia nerwu twarzowego – w systemie monitorującym eliminację/eradykację polio. Występują z zapadalnością zbliżoną w różnych krajach do 1 na 100 000 dzieci i młodzieży do lat 15.” – Źródło: Przegląd Epidemiologiczny 2002 – „Odróżnienie poliomyelitis od innych przyczyn OPW jest kluczowe tak dla zrozumienia historii infekcji polio z porażeniami, jak i dzisiejszej sytuacji epidemiologicznej ostrych porażeń wiotkich.”
„Ponadto od 1997 roku „wyprowadzono” z definicji poliomyelitis przypadki porażeń wywołanych szczepionkowym wirusem.” – tamże.
I tutaj wypada się na chwilę zatrzymać, ponieważ trzeba wspomnieć o epidemii wirusa polio typu 3, wywołanej właśnie szczepionką, co przedstawia poniższy wykres. Zresztą epidemie z tego powodu były dwie, choć ta z 68 roku znacznie mniejsza.
Na kanwie tych wydarzeń można słusznie przytoczyć pytania, które padły na cytowanej stronie:
„Dlaczego ta historia jest pomijana w debacie dotyczącej skutków programu szczepień przez zachwalających je urzędników, wakcynologów i dziennikarzy? Gdzie są ślady tej szczególnej wakcynologicznej solidarności społecznej z ofiarami systemu szczepień?”
Interesujące, prawda? Natomiast kolejną ciekawostką jest również pomijany fakt, że Bulbar polio, sklasyfikowane w polskiej literaturze jako porażenie opuszkowe (lub rdzenno-opuszkowe), było najgroźniejszą formą paraliżu wirusem polio, która prowadziła w większości przypadków do zgonów, czasem nawet mimo stosowania urządzeń nazywanych „żelaznym płucem„
I tutaj dochodzimy do kwestii niezwykle istotnej. Mało kto wie, że prócz błędów w klasyfikacji wystąpień tzw ostrego porażenia wiotkiego, mamy też całą masę błędów statystyk z powodu nie wzięcia pod uwagę innych czynników ryzyka polio z paraliżem, w tym szeroko opisywanego w literaturze medycznej, wpływu usunięcia migdałków. Okazuje się, że wpływ ten istniał nawet wiele lat po zabiegu i przyczyniał się do porażeń układu oddechowego w przypadku zakażenia wirusem!
Zatem, jak widać, wirus polio nie tylko jest „starym znajomym”, gdyż występował być może nawet od tysięcy lat, jak piszą autorzy w Przeglądzie Epidemiologicznym, ale też wcale nie spowodował setek tysięcy ofiar, jak próbuje się nam wmówić. Statystyki (nawet bez uwzględnienia czynników, o których wspomniałem wyżej) pokazują wyraźnie, że to nie prawda. Co więcej, autorzy cytowanego wcześniej artykułu, przytaczają badania wykonane w USA i w Izraelu stosunkowo niedawno, które dość jasno pokazują, że mitem jest fakt jakoby osoby nieszczepione mogły stać się źródłem zakażeń, (co prowadziło do nagonki medialnej na rodziców dzieci „niedoszczepionych”). Jest akurat dokładnie odwrotnie, ponieważ to właśnie tysiące szczepionych osób bez wystarczającej odporności jelitowych błon śluzowych może być głównym źródłem wydalania i roznoszenia wirusów polio.
To w takim razie tężec!
O! Tutaj już nikt nie zaprzeczy, bo jasno widać na wykresie pełną korelację ze szczepionką. Popatrzmy:
Niby wszystko się zgadza. Problem jest tylko taki, że do momentu szczepień, już tylko w latach 1950-60 umieralność spadła blisko o połowę. Jeśli do tego dodamy, że aż 30% zgonów dotyczyło w Polsce noworodków, a np. w Danii od 1920 przez kolejnych 20 lat śmiertelność spadła u noworodków o 45%, to widać skalę wpływu innych niż szczepienia czynników (głównie poprawy higieny). Faktem jest, że wcześniej, także w Polsce, zgony nowo narodzonych dzieci spowodowane były często przez brak higieny w czasie porodów domowych. Całość danych epidemiologicznych związanych z tężcem można znaleźć tutaj. Zobaczymy, jak łatwo o pomyłkę w przypisywaniu osiągniętego skutku prawdziwym przyczynom, bo przecież „na oko” to właśnie efekt szczepień, prawda? Niestety, tylko kolejna półprawda.
Czy szczepionki nas uratowały?
Idźmy dalej, ponieważ mitologia szczepionkowa jest pielęgnowana tak bardzo, że niestety, nawet ewidentne kłamstwa, o czym będzie jeszcze niżej, traktowane są jak objawienie i nikt nie ośmiela się polemizować. Dlaczego? Może z lenistwa, może z braku chęci, czasem z obawy przed ostracyzmem. Powodów jest pewnie więcej, a przecież dane są i można z nich korzystać.
Dziś wiemy już na pewno, o czym wspomniałem wyżej, że nie tylko podniesienie poziomu higieny w wielu krajach, ale również inne czynniki miały istotny wpływ na spadek zachorowań w odniesieniu do wielu chorób zakaźnych. Należą do nich m.in. zaprzestanie pseudoleczniczych praktyk z poprzednich stuleci, rozwój wiedzy na temat pielęgnacji niemowląt, czy wprowadzenie kontroli jakości i bezpieczeństwa mleka dla dzieci. Gorąco polecam, by zapoznać się z artykułem pt.”Szczepionki nas nie uratowały„, gdzie wiele kwestii omówiono obszerniej, ale konkluzja może zaskoczyć nawet szczepionko-sceptyków.
„W odniesieniu do pięciu omawianych chorób (grypa, zapalenie płuc, błonica, krztusiec i poliomyelitis) w okresie po rozpowszechnieniu danego środka medycznego całkowity spadek umieralności stanowił najwyżej 3,5% całkowitego spadku umieralności z powodu chorób zakaźnych po 1900 r. (przy mało prawdopodobnym założeniu, że spadek ten w całości można przypisać tej interwencji).” – czytamy w analizie.
Tu nawet nie chodzi wyłącznie o szczepionki, ale także wynalezione wówczas leki. Gdyby przeanalizować dokładnie wykresy, na których przedstawiono daty wprowadzenia szczepień związanych z konkretnymi chorobami, może się okazać, że nawet te 3,5% to wynik bardzo optymistyczny. Nie dotyczy z pewnością takich chorób, jak odra, czy koklusz, gdzie, co widać dość wyraźnie, ten wpływ był jeszcze bardziej śladowy.
Oj, tam, oj tam!
Powie być może zdeklarowany obrońca szczepień, ale dzięki szczepionkom zyskaliśmy odporność i już!
Niestety, mam dla niego złą wiadomość. W przypadku odry TYLKO jej przechorowanie daje pełną odporność i to na całe życie. Więcej! Daje odporność na wiele innych chorób, co zostało potwierdzone licznymi badaniami. Wiele znanych, ale także nieznanych faktów zebrano tutaj i na tej stronie. Dla tych, którzy nie chcą się zagłębiać w szczegóły kilka ciekawostek:
– Podatność na infekcje po przebytej odrze zmniejsza się, na co wskazuje spadek liczby wizyt u lekarza (Kummer 1992).
– W krajach najbiedniejszych odra zmniejsza ryzyko malarii i chorób pasożytniczych (Rooth 1992).
– Dzieci, które przebyły zachorowanie na odrę rzadziej cierpią na alergie, podczas gdy szczepienie przeciw odrze nie daje takiej ochrony (Shaheen 1996, Flöistrup 2006, Kucukosmanoglu 2006, Rosenlund 2009).
– Znanym pozytywnym efektem odry jest leczniczy wpływ na chroniczne choroby, takie jak łuszczyca (Chakravati 1986) lub ciężkie schorzenie nerek, tzw. zespół nefrotyczny. Odra może spowodować także remisję padaczki (Yamamoto 2004), podobnie jak atopowego zapalenia skóry na tle alergii pokarmowej (Kondo 1993).
Wiele wskazuje na to, że przebycie chorób dziecięcych, w szczególności odry, różyczki i świnki, owocuje w dalszym życiu obniżonym ryzykiem zachorowania na raka, w tym ziarnicę złośliwą i inne rodzaje chłoniaka oraz raka piersi (Albonico 1998, Glaser 2005, Montella 2006). Także stwardnienie rozsiane zdarza się rzadziej u osób, które przeszły w dzieciństwie odrę (Kesselring 1990).
Cytaty pochodzą ze strony stopnop.com.pl, gdzie znajduje się też najbardziej obszerne opracowanie, na temat tej i innych chorób zakaźnych. Co więcej, w kwestii samego „przechorowania” odry jest wiele niedopowiedzeń. Czemu na przykład „specjaliści” potrafią usiąść w telewizyjnym studio i opowiadać przez pół godziny, jak to za chwilę będziemy mieli kolejną epidemię odry, bo jest już 90 osób chorych, natomiast NIKT nie wspomina o leczeniu? Przecież np. fakt, że występowały w wyniku zachorowania na odrę powikłania związane m.in. z utratą wzroku, jest znany od dawna i wynika z niedoboru witaminy A, którą należy natychmiast uzupełnić. Dziś, choćby tylko wykonując tak prostą czynność, jak podanie odpowiedniej suplementacji, można wielu powikłań uniknąć. Pomijam już skalę ich występowania, ale nawet jeżeli się zdarzą, to wiemy dokładnie co robić. Czemu więc nikt z lekarzy występujących w programach o tym nie mówi, tylko powtarza jak mantrę jedno słowo: „szczepić”!?
No, dobrze, ale przecież jest jeszcze gruźlica i wiele innych chorób zakaźnych. Ok. Co mówi o szczepionce BCG sam dyrektor Dyrektor Instytutu BCG? – Proszę bardzo. Temat jest tak obszerny, że dopiero, kiedy się zaczynamy powoli „wgryzać” w teksty naukowców, wywiady i dokumenty, szczęka opada czasem na podłogę. To nie jest tak, że postawiłem sobie za cel kogoś do czegoś przekonać. Jeśli już, to tylko do tego, że warto używać własnych oczu, słuchu oraz zwłaszcza rozumu, żeby mieć jakieś zdanie. Bardzo trudno by było przyznać komuś rację bez elementarnej wiedzy. A czy naprawdę ją mamy?
Kłamstwa, kłamstwa i zaskakująca wprost ignoracja
Kiedy się spojrzy na to, co ludzie są w stanie wymyślić i to bez żenady oraz jakichkolwiek podstaw naukowych, to ręce i nogi się uginają. Żeby nie być gołosłownym podaję adres, gdzie znajduje się dość szeroki wybór manipulacji i dezinformacji.
Wystarczy przeczytać tylko I część cytowanego artykułu, aby zobaczyć, że pan doktor już nie tylko mija się z prawdą, ale po prostu ośmiesza. Takich zaskakujących wypowiedzi jest znacznie więcej i można by je pominąć wzruszeniem ramion, gdyby nie fakt, że ludzie naprawdę w to wierzą!
Jednak znacznie gorsze wydaje się podważanie przez rodzimych „mędrców” w dziedzinie epidemiologii oraz usłużne, obficie karmione przez farmaceutyczne koncerny, media, prawdziwych autorytetów. Jednym z przykładów manipulacji, a w zasadzie po prostu zwykłego oszustwa, jest historia doktora Wakefielda, opisywana i powtarzana przez media jako przykład kłamstwa na temat powiązań obecności związków aluminium w szczepionkach z autyzmem poszczepiennym u dzieci. Chodziło o skojarzoną szczepionkę MMR. Nawet dziś, kiedy otworzy się Wikipedię, która dla wielu „naukowców” jest źródłem wiedzy, można przeczytać:
Andrew Wakefield (ur. 1957[1]) – były brytyjski lekarz gastroenterolog. W 1998 opublikował wraz z 12 innymi naukowcami (Wakefield był pierwszym autorem) w czasopiśmie naukowym „The Lancet” artykuł, w którym zamieścił wyniki badań, które rzekomo wskazywały na związek między stosowaniem u dzieci szczepionki MMR a wystąpieniem u nich autyzmu i zapalenia jelit[2].
W wyniku dziennikarskiego śledztwa przeprowadzonego przez Briana Deera z The Sunday Times okazało się, że wyniki badania zostały sfałszowane[3][4]. Wakefield otrzymał za swoją publikację 435 000 funtów od prawników działających na zlecenie rodziców, którzy domagali się odszkodowań od koncernów farmaceutycznych za rzekome szkody wywołane przez szczepionki[5]. Publikacja została wycofana przez czasopismo Lancet w 2010[6], a sam Wakefield za swoje nieetyczne działania otrzymał naganę od brytyjskiego General Medical Council oraz zakaz wykonywania zawodu lekarza w Wielkiej Brytanii[7].
W 2014 roku badanie przeprowadzone na 1,2 mln dzieci wykazało brak jakiegokolwiek związku między szczepionką na MMR a autyzmem[8].
Robi wrażenie, prawda? Kłamca, pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza, sprawa zamknięta, koniec i kropka. Co więcej, każdy dziennikarz publikując te informacje jest „kryty”, bo przecież to Wikipedia!
Zatem przyjrzyjmy się bliżej faktom, które wyglądają zgoła zupełnie inaczej niż się to przedstawia. Po pierwsze, omawiana praca powstała pod kierunkiem profesora Johna Walker-Smith-a, o czym w Wikipedii cisza. Czemu? Ano, temu, że zarzuty w postaci rzekomych nieprawidłowości formalnych w wykonaniu badań czy wręcz rzekomego fałszerstwa przedstawionych danych zawartych w w/w pracy skierowane przez General Medical Council (GMC), brytyjski odpowiednik polskiej Naczelnej Izby Lekarskiej, odnosiły się do dwóch oskarżonych, a proces, który pan profesor wytoczył GMC zakończył się przed Sądem Najwyższym UK całkowitym oczyszczeniem z zarzutów i otworzył drogę do odzyskania prawa do wykonywania zawodu. Profesor Walker-Smith już te prawa odzyskał. Wyrok dotyczy wszystkich autorów pracy, ale jeśli Wikipedia pomięła nazwisko profesora, to jej autorom wydaje się, że mogą brnąć w to kłamstwo dalej. Mam nadzieję, że będzie ich to drogo kosztowało. Niestety, jako że w GMC decyzje podejmowane są (podobnie jak w polskiej Naczelnej Izbie Lekarskiej) w stosunku do konkretnych lekarzy, a nie zbiorowo, więc wyrok SN nie działa „z automatu”, także wobec dr Andrew Wakefielda. Zatem musi on przeprowadzić własne postępowanie, żeby zmusić GMC do decyzji, a proces taki jest niezwykle kosztowny i naukowca objętego infamią, nie było po prostu stać na prowadzenie walki osobiście, co się właśnie zmienia, więc należy oczekiwać, że GMC oraz kłamcy poniosą konsekwencje. Poniżej ilustracja, która w skrócie obrazuje całą tę historię, ale warto pokusić się o przeczytanie tego wątku, który pokazuje, jak spreparowano oszustwo wobec zespołu naukowców, w czym aktywny udział miał Brian Deer, redaktor British Medical Journal, który otrzymał zlecenie na napisanie artykułu o szczepionce MMR. Całość sprawy bardzo dobrze opisał na swojej stronie, pokazując wszystkie oryginały dokumentów i opisując tę historię Jerzy Zięba.
Po drugie, co też istotne, nie jest prawdą, że dr Wakefield jako pierwszy zwrócił uwagę na kwestię związaną z wpływem aluminium na mózg ludzki, ponieważ praca zawiera obfitą bibliografię (665 pozycji), gdzie są też przytaczane opinie różnych naukowców. Po trzecie z kwoty, którą podaje Wikipedia, jako honorarium autora, po opłaceniu kosztów i donacjach pozostało około 10%. Ale, co tam! Prawdziwa krytyka cnoty się nie boi… Kłamstw było znacznie więcej, o czym można poczytać na wskazanych stronach. Sędzia SN pozostawał w szoku, że można było aż tak kłamać, czemu dał wyraz w uzasadnieniu.
Warto wspomnieć, że sam dr Wakefield był w Polsce w 2015 i 2019 roku, a stoją za nim murem tysiące rodziców na całym świecie, wdzięcznych za prace, dzięki którym można było uratować wiele dzieci. Niektóre procesy w USA i we Włoszech, w których wpływ szczepień na pojawienie się autyzmu został bezspornie udowodniony, już się zakończyły, co ułatwi też z pewnością drogę polskim rodzinom walczącym o odszkodowania. O wyrokach sądu włoskiego i amerykańskiego można poczytać tutaj.
O kłamstwach lobby farmaceutycznego, polityków, ekspertów i mediów w kwestii szczepień można by i pewnie należy, napisać książkę. Tylko, że ona musiałby prawdopodobnie zawierać wiele tomów. Na szczęście mamy także odważnych polskich lekarzy, którzy nie boją się mówić prawdy. Czynią to nawet wtedy, kiedy Izba Lekarska grozi, a czasem pozbawia ich praw do wykonywania zawodu, za wyrażanie swoich opinii, popartych szeroką, ogólnie już dostępną, wiedzą i dokumentami. Przed takim „sądem kapturowym” zapadł właśnie w trakcie „pandemii” wyrok w sprawie doktora Huberta Czerniaka. Nie pozwolono wejść na salę mediom, ani nawet mężom zaufania, czy przedstawicielom społecznym, a sympatyków, którzy zgromadzili się przed salą, najpierw wyrzucono na ulicę, a potem potraktowano skierowaniem do sanepidu wniosków o ukaranie za „nielegalne zgromadzenie”. Nie miał żadnego znaczenia fakt, że pacjenci, którym dr Czerniak niejednokrotnie uratował zdrowie, a może nawet życie, chcieli po prostu go wesprzeć i zaświadczyć w jak wielkim błędzie znajdują się oskarżyciele. Zachowywali się spokojnie utrzymując odstęp 2 metrów, ale to nie pomogło. Dlaczego? Ponieważ chodzi o zastraszenie wszystkich, którzy ośmielają się pisnąć słowo o szkodliwości i skutkach ubocznych działania szczepionek, o czym przecież piszą często sami ich producenci! Warto zobaczyć ten film. Nawet więcej! To jest film, który każdy, ale to absolutnie każdy rodzic, ale też zwolennik szczepień, MUSI zobaczyć. Suche fakty, którym zaprzeczyć się nie da, ponieważ właśnie pochodzą w większości od producentów szczepionki.
Wracając do sprawy zawieszenia praw doktora Huberta Czerniaka, jeden z portali napisał coś takiego:
„Dr Hubert Czerniak, znany antyszczepionkowiec, został skazany przez Naczelny Sąd Lekarski. Doktor został zawieszony w prawach do wykonywania zawodu na dwa lata. To najsurowsza kara wymierzona jak dotąd lekarzowi w Polsce.” (cały artykuł)
Krótki tekst, a od razu manipulacja. Przecież dr Czerniak mówił wielokrotnie, że antyszczepionkowcem nie jest. On protestuje tylko w kwestii samego kalendarza szczepień, twierdząc w oparciu o fakty, że jego zmiana mogłaby uratować wiele dzieci przed wystąpieniem bądź tragicznymi skutkami niepożądanych odczynów poszczepiennych.
Chociaż ofiar para-sądowego organu, jakim są poszczególne izby lekarskie, z NIL na czele, jest w Polsce znacznie więcej, np. znakomity fachowiec – dr Jerzy Jaśkowski, to zastraszanie nic nie da. Owszem, niektórzy nie chcąc „kopać się z koniem” wyjechali za granicę. Tam, choć nie są pozbawieni nacisków, mogą przynajmniej wypowiadać się swobodnie, ponieważ za słowa nie można odebrać licencji lekarza. Inni zostaną i będą walczyć. Mam nadzieję, że prawda zwycięży, tak jak dzieje się już powoli w innych krajach. Ale na razie wypowiedzi niezgodne z „jedynie słuszną linią” są kasowane, cenzurowane, opatrywane kłamliwymi komentarzami, a czasem zwykłym, ordynarnym hejtem. Łatwiej dać upust frustracji, niż próbować walczyć na argumenty. Dlatego tym bardziej warto przeczytać wypowiedź pani profesor Marii Doroty Majewskiej w tym wywiadzie. Czy też posłuchać innych naukowców, m.in. pani doktor Wandy Brajczewskiej – Fisher, immunologa z wieloletnim doświadczeniem. Czy mają powody, żeby kłamać?
Gdzie leży prawda?
Prześmiewca mógłby zapytać, gdzie leży prawda prawdziwa? Już Poncjusz Piłat pytał Jezusa, a co to jest prawda? Dziś mamy cały wysyp piłatów, którzy doskonale wiedząc, że są badania, które potwierdzają zanieczyszczenia szczepionek, a wielu przypadkach także ich szkodliwość, umywają ręce. Gorzej, bo nie informują o tym pacjentów, a wszelkie problemy próbują zamieść pod dywan. Czemu to robią? Dla pieniędzy, zachowania stanowiska, z obawy przed ostracyzmem kolegów z branży, czy może z ignorancji? Oczywiście, można być zaślepionym i wierzyć zapewnieniom producentów szczepionek, że wszystko jest ok. Przebadaliśmy, są bezpieczne i dobrze działają… Ale jeśli są tak ewidentne dowody, wyroki sądów, które przyznają odszkodowania, czy te, które obalają zarzuty stawiane naukowcom, jak choćby wspomniany tu wyrok Sądu Najwyższego w Anglii, który oczyścił z zarzutów dr Wakefielda i cały zespół autorów publikacji, to czy można mówić tylko o ignorancji, czy po prostu złej woli? Primum non nocere – po pierwsze nie szkodzić, to zasada w zawodzie lekarza podstawowa. Jak można o niej zapomnieć? Oczywiście, jeśli ktoś chce i lubi, ma prawo łykać sobie codziennie nawet arszenik, tylko powinien być wcześniej UCZCIWIE poinformowany, jak ta substancja działa. Nie załatwia sprawy przyklejanie łatek „a bo to są antyszczepionkowcy”, czyli w domyśle, jacyś foliarze, płaskoziemcy i wyznawcy teorii spiskowych. Jak widać, co pokazują twarde dane historyczne i wieloletnie badania, to nie ma nic wspólnego z wymysłami, czy spiskami. Może raczej to właśnie bezkrytyczni wyznawcy szczepień okazują się w tym momencie kompletnymi ignorantami, którzy są skłonni podać swoim dzieciom cokolwiek, bo w telewizji pan powiedział, że „szczepionki uratowały świat”. Co więcej, w swoim zacietrzewieniu nie zauważają nawet, że znakomita większość naukowców i osób, które mówią o NOP-ach, czy zanieczyszczeniu szczepionek, wcale antyszczepionkowcami nie są! Dr Stefano Montanari także nie jest, o czym mówił w trakcie tego wykładu w Sejmie RP. Dwa cytaty z wykładu prezentującego m.in. zdjęcia z analiz laboratoryjnych (prowadzonych od ponad 15 lat), aby zilustrować o czym jest mowa i z jaką gigantyczną manipulacją lobby mamy do czynienia:
Dr S.Montanari – (…) Ktoś powiedział – nie wiem dlaczego – że rtęć nie jest już składnikiem szczepionek. 100% szczepionek zawiera rtęć. Wszystkie zawierają rtęć, ponieważ wykonanie ich bez rtęci jest niemożliwe – technicznie niemożliwe – wyprodukowanie szczepionki. Ponieważ jeśli zrobi się ją w ogóle bez rtęci, w szczepionce rosną pewne grzyby w czasie przygotowania, na pierwszych etapach produkcji. Ale z technicznego punktu widzenia – jeśli znasz chemię – wiesz o tym, że niemożliwe jest usunięcie całej rtęci z produktu końcowego. Technicznie i chemicznie niemożliwe, więc wszystkie szczepionki zawierają rtęć. Następnie mamy formaldehyd. Formaldehyd jest… Więc pokażę Państwu, że rtęć jest dodawana do niektórych szczepionek, wymieniona na opakowaniu szczepionki. I jest formaldehyd. Formaldehyd jest czymś zakazanym w medycynie od 2004 roku. Po 15 latach nadal stosujemy coś, co jest surowo zabronione w medycynie, ponieważ jest rakotwórcze. Następnie, mamy antybiotyki … Na przykład neomycyna i kanamycyna, która … cóż … moja farmakologia, mój egzamin z farmakologii odbył się w 1970 r. i gdybym wówczas powiedział mojemu profesorowi, by zastosować neomycynę lub kanamycynę u noworodka, wyrzuciłby mnie za drzwi. Ale teraz umieszcza się je w szczepionkach. Te antybiotyki są nieodpowiednie dla noworodków. Następnie adjuwanty. Powiedziano mi, że wiedzą Państwo wszystko o aluminium. Aluminium jest używane w prawie wszystkich szczepionkach jako adiuwant (…)
I kolejny cytat, który omawia zanieczyszczenia szczepionek różnymi pierwiastkami. Tam jest niemal cała Tablica Mendelejewa:
(…)Jest to kolejna szczepionka, na błonicę, tężec, krztusiec, wirusowe zapalenie wątroby typu B, polio i choroby wywołane przez heamophilius influenzae typu B. Tutaj widzimy cząsteczki, miliony, z tytanu. Tutaj to widać – tytan. Błąd jaki tu można popełnić – margines błędu w tego rodzaju analizie wynosi zero, nie ma możliwości popełnienia błędu, ponieważ każdy poszczególny pierwiastek chemiczny reaguje w inny sposób, ma inny pik, niektóre z nich mają sześć różnych pików, więc jest nie można ich pomylić, ani popełnić błędu.
To kolejna szczepionka – na odrę, świnkę i różyczkę oraz ospę wietrzną. To bardzo dziwna cząsteczka, jak widać, ma dziurę. Jest przedziurawiona i jest z wolframu.
Słyszeli Państwo o wolframie, wspomniałem wcześniej. Widać – wolfram, są dwa piki, wolfram.
Grypa, szczepionki przeciw grypie są najbrudniejsze, ponieważ są wykonywane w pośpiechu. Żadna szczepionka nie jest kontrolowana, nie prowadzi się badań nad szczepionkami, ale szczepionki przeciw grypie są wykonywane w pośpiechu. Są więc bardzo brudne.
Oto co znaleźliśmy: żelazo i tytan. Tu znowu żelazo, chrom, fosfor i krzem. Jest to bardzo dziwne, ponieważ jest to bardzo bardzo duża cząsteczka. Jest to ogromna cząsteczka, złożona z cząsteczek, które są ze sobą sklejone. Cząsteczki te składają się głównie z wapnia, chloru, silikonu i aluminium. Inna cząsteczka, wszystkie są w tej samej szczepionce – baru. Bar i siarka w tej samej szczepionce, znajduje się w gipsie. Tutaj znowu, składa się z wielu różnych cząsteczek. Jest tu żelazo, chrom, wapń, chlor, siarka, fosfor, silikon, aluminium i tlenek węgla. Znowu wiele cząstek razem, ok, widzicie, mamy, ponieważ, jak powiedziałem Państwu, szczepionki przeciw grypie są najbrudniejsze. To jest szczepionka przeciwko zapaleniu opon mózgowych. Oto co napisano, co pisze producent, brak skuteczności, żadne badania dotyczące skuteczności nie zostały przeprowadzone. Ale dotyczy to wszystkich szczepionek. Nigdy skuteczność żadnej szczepionki nie została wykazana i pokażę Państwu, że to jest oficjalne, ale pokażę Państwu oficjalne dane. Żadna szczepionka nie ma udowodnionej skuteczności, ani jedna, pokażę Państwu … To właśnie znaleźliśmy w tej szczepionce – mieszanka wszystkiego, widzą Państwo głównie chrom, fosfor, aluminium …
Zachęcam do przeczytania całości. Relację video można obejrzeć niestety tylko w języku włoskim, ale część ostatniego, niezwykle interesującego wywiadu z doktorem Montanari z maja b.r. poświęcona jest właśnie temu zagadnieniu.
Wracając do „antyszczepionkowców”, łatę przykleja się po to, żeby nie trzeba było uruchamiać myślenia i wchodzić w szczegóły. Po co? Skoro to płaskoziemca, nie należy z nim dyskutować.
Tymczasem warto przyjrzeć się dokładniej nad czym pracują intensywnie naukowcy w wielu laboratoriach świata, bo każdy chciałby uszczknąć kawałek tego bilionowego „tortu” dla siebie. A pierwszy zgarnie pewnie co najmniej połowę. Dlatego słyszymy z różnych miejsc, że szczepionka w zasadzie już jest i rozpoczęły się, albo trwają testy, zwane „badaniami klinicznymi”. Tak! Są ochotnicy, którzy gotowi są za kilkaset euro czy dolarów dać wstrzyknąć sobie cokolwiek. Szczepionka firmy Moderna, sprawdzana właśnie w USA, jest oparta na inżynierii genetycznej. Syntetyczny fragment RNA będzie miał za zadanie wniknąć w komórki i zaprogramować je tak, aby wytwarzały białko receptorowe, które jest identyczne, jak to obecne na powierzchni wirusa. Białko stworzone w ten sposób ma, w swoim założeniu, uruchomić układ odpornościowy badanych i spowodować, że zacznie on wytwarzać przeciwciała, ale bez wywoływania choroby. Podobną koncepcję działania szczepionki, nad którą prace finansuje Bill Gates, stara się wyprodukować m.in. firma niemiecka. Słyszeliśmy też, że zaawansowane są też badania w Wielkiej Brytanii. Wygląda to wspaniale i bardzo nowocześnie. Tyle, że przeciwnicy genetycznej modyfikacji naszego genomu mówią wprost, że to jest zabawa niezwykle groźna nie tylko dla zdrowia, ale dla życia. Czemu? Ponieważ w tej sytuacji przeciwciała organizm zacznie produkować od razu po zaaplikowaniu szczepionki i będzie je produkował cały czas. A gdzie choroba? Przecież jeśli jej nie ma, to może się zdarzyć, że w końcu wystąpi agresja autoimmunologiczna. Tego nie można wykluczyć, ale trzeba zadać sobie pytanie, czy proces da się odwrócić, jeśli coś pójdzie nie tak? Czy przypadkiem chcąc „walczyć z wirusem” w ten sposób, naukowcy nie doprowadzą do tragedii, o skali, którą nawet trudno przewidzieć? Przecież te zmiany będą przekazywane w genach kolejnym pokoleniom. Cudzysłów, użyty wyżej, nie jest przypadkowy. Walka przy pomocy szczepionki z wirusem, który mutuje i dziś ma już ponoć co najmniej kilkanaście znanych odmian, to walka z wiatrakami. Wiemy to choćby z badań nad szczepionkami przeciw grypie, które wciąż są jednak promowane i zalecane. To jest po prostu biznes, z którego czerpią poważne środki nie tylko firmy farmaceutyczne. Ich polityka dzielenia się tym tortem z „ekspertami”, mediami (wpływy z reklam firm farmaceutycznych stanowią poważną pozycję budżetową dla każdej platformy medialnej), czy lekarzami. Nierzadko w proceder włączani są politycy, co choćby teraz widać bardzo dobrze. Afer lekowych i szczepionkowych było w historii różnych krajów aż nadto, żeby udawać, że wszystkie te komisje, urzędy i każdy minister zdrowia, działają wspólnie i wyłącznie na rzecz zdrowia pacjenta. Kto chce, może oczywiście w takie bajki wierzyć, ale wystarczy pójść do apteki, by przekonać się ile skutecznych, a tanich preparatów, zostało wycofanych i zastąpionych tymi, które kosztują wielokrotnie drożej. Nie byłoby to możliwe, gdyby działały prawa rynku i normalna konkurencja. To właśnie refundacja leków winduje ceny. Wycofuje się jedne leki, aby zastąpić je tymi droższymi, oczywiście na receptę. Klient płaci, czasem nawet ze zniżką, kilka razy tyle ile by taki lek kosztował, gdyby nie był objęty refundacją. Ta „operacja” odbywa się tysiące razy, bo listy leków refundowanych puchną, urzędnicy stają się ważni i potrzebni, a wszystko to pod płaszczykiem dbania o nasze zdrowie.
Szczepionki to biznes bezkonkurencyjny
Faktem jest, że o ile w przypadku leków proces badań klinicznych jest długotrwały i przeważnie substancje mają swoje odpowiedniki, a więc dużą konkurencję, o tyle szczepionki pojawiają się na rynku znacznie szybciej. Czasem pod presją „epidemii”, jak to miało miejsce w 2009 roku, czy, co jest bardzo prawdopodobne, będzie miało miejsce w roku bieżącym. Różnica pomiędzy lekiem a szczepionką jest jeszcze co najmniej jedna. Zysk! Mamy tu do czynienia z efektem skali. Leki otrzymują bowiem chorzy, a więc jedynie jakiś procent populacji, który cierpi na konkretne schorzenie. Szczepionkę mogą dostać wszyscy, albo prawie wszyscy. Oczywiście, jak żartują lekarze, nie ma ludzi zdrowych, są tylko źle zdiagnozowani. To, niestety, często wcale nie mija się z prawdą. Tyle, że w przypadku szczepionek nie trzeba nawet nikogo diagnozować. Dotąd był tylko jeden problem. Dobrowolność. Można wyprodukować najlepszy preparat na świecie, ale cóż z tego, kiedy ludzie go nie kupią, bo jest inny, tańszy. Jednak kiedy wystarczająco mocno wystraszy się ludzi, albo wprowadzi się przymus szczepień, to sytuacja zmienia się diametralnie. Przy o wiele niższych nakładach można uzyskać nieproporcjonalnie wysokie zyski. W takiej sytuacji nie liczy się opinia nielicznych. Przykleja się im łatę oszołomów, foliarzy, czy płaskoziemców i odcina od mediów głównego nurtu. Psy szczekają, karawana jedzie dalej… Stopę zwrotu ze sprzedaży szczepionek można prawdopodobnie porównać tylko do tej, ze sprzedaży narkotyków. Jednak tutaj wszystko odbywa się lege artis. Mało tego! Zindoktrynowani ludzie, którym nie chce się czytać i słuchają wyłącznie powtarzanych, niczym mantra, sloganów, będą gotowi (w dobrej wierze) zagryźć kogoś, kto w ogóle sensowność szczepień kwestionuje i to bez względu na rzeczowe argumenty.
Wiem, że czasem trudno uwierzyć. Zwłaszcza jeśli od lat uczono Cię, że szczepionki posunęły do przodu naszą cywilizację w kwestii ochrony zdrowia w niebotyczny sposób. Tylko, że korzystając wyłącznie z mediów głównego nurtu można nigdy nie usłyszeć o aferze wąglika w Niemczech w 2001 roku, czy o celowej sterylizacji młodych kobiet w Kenii dwanaście lat później. Warto posłuchać wywiadu udzielonego przez dr Heiko Schöning-a przy okazji sympozjum lekarzy w ramach prowadzonej przez niego inicjatywy Lekarze dla Edukacji. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Co ciekawe, on także nie jest antyszczepionkowcem! Posłuchajcie, co mówi, bo to dotyczy również obecnej sytuacji.
Jest taki żart branżowy, który „sprzedał” mi absolwent farmacji. Czy wiecie, czym różni się przemysł farmaceutyczny od mafii? Mhm? Prawidłowa odpowiedź brzmi: Mafia ma niższy budżet…
Czas decyzji…
Teraz przychodzi właśnie ten moment, kiedy trzeba będzie podjąć decyzję. Szczepionka już puka do drzwi, a Minister Zdrowia zapowiadał „wyszczepienie” wszystkich Polaków. Czy mu się uda? Wątpię, ale na razie jeszcze decyzję będzie można podjąć (prawdopodobnie) we względne wolności. Czemu względnej? A czy jeśli odmówią Ci przyjęcia dziecka do przedszkola, albo wstępu do kina, teatru czy na koncert, to będzie pełna wolność? O możliwości znacznie większych nacisków, jak choćby przelot samolotem, czy przejazd autokarem dalekobieżnym, o zakupach w większych centrach handlowych, albo uzyskaniu paszportu, już wspominałem przy innej okazji. To dziś wydaje się jeszcze mało prawdopodobne, ale zapewniam, że jest cała masa karnych obywateli, którzy z przyjemnością doniosą, zhejtują i wyszydzą każdego, kto będzie stawiał opór. Skoro sam Prezydent RP powiedział, że widzi możliwość szczepień przymusowych, oznacza, że takie plany były już z całą pewnością dyskutowane. Rząd ma nadzieję, że „plandemia” i kilka miesięcy odmieniania słów koronawirus i covid przez przypadki we wszystkich mediach, zrobiły swoje i znaczna część społeczeństwa, tzw. „ludzie odpowiedzialni”, w trosce o siebie i innych dadzą sobie wstrzyknąć co trzeba i nawet nikt nie spyta, czy to przypadkiem nie jest eksperyment medyczny. Nie wiem tylko, co zrobią z lekarzami, którzy są w większości jednak bardziej świadomi, bo ponad 2/3 z nich się nie szczepi (przynajmniej przeciwko grypie), a wielu też unika jak ognia szczepienia własnych dzieci. Dlaczego? Może warto ich zapytać?
Mam też złą wiadomość. Jeśli doczytałeś Czytelniku Drogi (oczywiście piszę też do jeszcze Droższych Czytelniczek) ten artykuł do końca i przebrnąłeś przez choćby część cytowanych źródeł (zwłaszcza te wykłady i dyskusje w Sejmie RP – gorąco polecam!), nie będziesz już mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wiedziałeś… Tak, jak nie będziesz mógł zachować tej wiedzy tylko dla siebie, bo co się stanie, kiedy ktoś bliski zaszczepi swoje dziecko, albo siebie jedną z tych szczepionek, o których wiesz już dość dokładnie, co zawierają i coś pójdzie nie tak? Czy nie będzie Ci przykro, że nie uprzedziłeś, jak to się może skończyć, zostawiając go oczywiście w wolności, bo każdy powinien mieć wybór?
To nie jest z mojej strony żaden szantaż emocjonalny. Po prostu, myślę o tym, co sam bym czuł w takiej sytuacji, bo przez wiele lat również byłem przekonany, że szczepienia są super i nie ma żadnej alternatywy. Nie znałem drugiej, nie chodzi o to, że często ciemnej, ale po prostu prawdziwej i niezwykle groźnej strony tego zagadnienia. Nie jestem „antyszczepionkowcem”, jak określa się przeciwników szczepień. Uważam, że każdy powinien mieć wybór, ale też pełną i obiektywną, rzetelną informację. Niestety, dziś wciąż jest tak, że w oficjalnym obiegu (strony rządowe i korporacyjne oraz media) takiej wiedzy nie uświadczysz. Zamiast niej są skąpe teksty, slogany, półprawdy i szemrani eksperci pozostający często w konflikcie interesów, a niewygodne statystyki zamiata się pod dywan. Można jednak, na szczęście, poznać opinie naukowców, którzy nie boją się prawdy, bo cenią sobie zdrowie pacjentów i uczciwość znacznie bardziej niż własną kiesę.
Kiedy rozum śpi, budzą się demony – tak brzmi tytuł ryciny hiszpańskiego malarza Francisco de Goi, ale można go odnieść do każdej sytuacji, w której swoją wiedzę opieramy na ogólnikach, frazesach i półprawdach. W wielu kwestiach jest właśnie tak, że pozwalamy rozumowi zasnąć, nie przyjmując żadnych argumentów. Najgorsze jest to, że przebudzenie bywa niezwykle bolesne…
Czytaj też: My, skorupiaki!, Totalna ściema, Pobożny koronawirus, Kołysanie łódką i radiem, Koronawirus, maseczki i cyniczna gra