Jak mówi porzekadło, „w mętnej wodzie łatwiej łowić ryby”. Oczywiście, nie wszyscy wędkarze mieliby podobne zdanie, ale jeśli chodzi o wszelkie szemrane interesy, niewątpliwie jest to prawda. Wiele już słyszeliśmy na temat Światowej Organizacji Zdrowia. Ostatnie kilka lat, to, jak wspomniałem w poprzednim tekście, pasmo kompromitacji tej prywatnej, wpływowej „firmy”.
WHO IS WHO?
Agenda ONZ, którą powołano w 1946 roku, przeszła proces ewolucji, o którym większość ludzi nie ma pojęcia. Konstytucję World Health Organization ratyfikowało wówczas 61 państw. Podmiotem zależnym od WHO jest PAHO – Pan American Health Organization, czyli międzynarodowa agencja zdrowia publicznego działająca na rzecz poprawy zdrowia i standardów życia mieszkańców obu Ameryk. Co ciekawe, PAHO ma już 120 letnią tradycję – powstała w 1902 roku powołana przez OPA (Organizację Państw Amerykańskich), a została podporządkowana podmiotowi, który na przestrzeni ostatnich lat stał się firmą prywatną. Bo jak inaczej nazwać organizację, której budżet już w 80% składa się z dotacji korporacji farmaceutycznych, czy „datków” fundacji takich, jak należąca do Billa i Melindy Gates? Choć państw należących do tego tworu jest już 194, ktoś słusznie zauważył, że po wystąpieniu z WHO (za prezydentury Donalda Trumpa), Stanów Zjednoczonych (obecny rezydent Białego Domu, cofnął tę decyzję), przez jakiś czas nie była to już organizacja, którą prawidłowo opisywałby przymiotnik „światowa”. Ze zdrowiem, jak wiemy, ta agenda ONZ miała w ostatnim czasie mniej więcej tyle wspólnego, co Adam Niedzielski ze zdrowiem Polaków. Innymi słowy, jeśli się w czymś zasłużyła, to raczej w niszczeniu, niż ochronie zdrowia. Może nie czas tutaj i miejsce na takie rozważania, ale większość organizacji, które w zakresie swoich zadań wymieniają „ochronę zdrowia publicznego”, jest karykaturą tego, jak taka ochrona wyglądać powinna. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Nie ma czegoś takiego, jak „zdrowie publiczne”. Zawsze chodzić będzie o dobrostan indywidualny, konkretnego człowieka, a nie jakiejś nieokreślonej masy, nawet nie do końca wiadomo, czy ludzkiej. Stąd właśnie biorą się „potworki”, z jakimi przyszło zmagać się Polakom (walenie szczotką w okno przychodni, aby otrzymać receptę, czy zgony pod szpitalem z powodu braku testu PCR i wiele innych podobnych zdarzeń). Z poprawą zdrowia, któremu rzekomo miało to służyć, raczej nic tu wspólnego nie znajdziemy. Podobnie, jak w decyzjach WHO o zakładaniu szmat na twarz, czy stręczeniu całemu światu preparatów genetycznych.
Cyrk przyjechał?
Kiedy się posłucha bieżących informacji, przedstawionych choćby w tej rozmowie, można się poczuć tak, jakby PRL powrócił. Przywołana komedia „Miś” – Stanisława Barei z 1980 roku, prawdopodobnie nie mogłaby jednak konkurować z oparami absurdu jakie unoszą się nad projektami WHO. Zwłaszcza, nad ostatnim, jakim jest nowy traktat międzynarodowy. Wróć! Już nie żaden traktat, a „POROZUMIENIE”. Organizatorzy całej tej hucpy zorientowali się, być może po twardym, wcześniejszym, „NIE” ze strony Brazylii i obiekcjach innych krajów, że z aktem wyższego rzędu może być poważny problem, bo wymagać będzie ratyfikacji przez parlamenty poszczególnych państw, a w wielu z nich, może wymagać to nawet zmian w ustawie zasadniczej, czy referendum. Cały proces musiałby być więc po pierwsze, transparentny, a po drugie, wydłużony w czasie, do minimum 18 miesięcy. A po co? Lepiej stworzyć pozory legalności i podpisać coś na szybko, bo czas nagli. Kolejne „pandemie” czekają w kolejce, a długo tam stać nie mogą… Stąd pomysł, aby błyskawicznie przegłosować zmiany w IHR (International Health Regulation), czyli międzynarodowych przepisach dotyczących zdrowia. Teraz już wystarczy jednoosobowa decyzja „dostojnego Teodora”, aby określić, co jest, a co nie jest stanem zagrożenia zdrowia publicznego w konkretnym państwie. Co, ciekawe, choć do WHO należą 194 kraje, to za wystarczające uznano 68 i… przegłosowano. A, co! Cóż z tego, że 52 państwa były przeciw? W końcu to Kill Bill i inni starsi, mądrzejsi zarządzają w praktyce „organizacją zdrowia”, egzekwując od pacynki, jaką jest obecny szef tego biznesowego przedsięwzięcia, pan Thedros, zdecydowane i konkretne działania. Trudno powiedzieć na ile ten „Ryszard Ochódzki” wspomnianej wyżej międzynarodowej „firmy”, wykorzystuje różne przedsięwzięcia dla osiągania prywatnych korzyści. Wydaje się, że może wystarczyć mu zapewnienie o bezkarności, bo przecież, gdyby wrócił do Etiopii, w której zapanowałyby rządy prawa, nie wyszedłby z więzienia do końca życia i to tylko pod warunkiem, że lud okazałby się łaskawy i nie powiesił go natychmiast. Ale teraz został wybrany na kolejną kadencję i musi kochać swoich mocodawców.
Pomysły przejęcia, dodajmy od razu, wrogiego przejęcia ministerstw zdrowia poszczególnych krajów, pod przykrywką „skutecznej walki z zagrożeniami” byłyby może nawet i śmieszne, gdyby nie to, że są niezwykle groźne. Justyna Walker podała kilka absurdalnych propozycji, jak choćby skrócenie czasu na zgłaszanie poprawek do 6 miesięcy, wprowadzenie możliwości likwidacji obiekcji konkretnego państwa, jeśli tylko 1/3 członków (państw należących do WHO) zgłosi obiekcje do obiekcji… Już sam fakt próby wprowadzania quasi-demokratycznych procedur, które stają się tej demokracji karykaturą, jest czymś absolutnie niebywałym. No, ale przecież mistrz Machiavelli uważał, że cel uświęca środki, a komunistyczni dyktatorzy i inni zamordyści, stosowali tę zasadę w praktyce, z dość sporym powodzeniem. Brak kontroli rozzuchwala, ale tutaj już nie o jakieś kwestie rozliczania lokalnej władzy chodzi, ale o rzecz FUNDAMENTALNĄ! To do nas, czyli do większości zwykłych obywateli, odnosi się słowo „kontrola”. To, co zrobiono w Niemczech z kilkoma znakomitymi lekarzami, czy postaciami z różnych dziedzin naukowych, nie ma precedensu. Bardzo dobrze opowiada o tym Agnieszka Wolska w swej korespondencji z Kolonii. Przeszukania, nękanie, pozbawianie sprzętu elektronicznego, dostępu do własnych pieniędzy, a do tego szykany, podsycane celowo na różne sposoby, to tylko skromna część arsenału służb używanych przez państwo niemieckie do tłamszenia potencjalnej opozycji. To samo zrobiono przecież również w Kanadzie, Australii, czy Nowej Zelandii. Pytanie brzmi, czy my na TAKĄ kontrolę jesteśmy przygotowani i zgadzamy się na życie w państwie totalitarnym? Jeśli nie, należy NATYCHMIAST zacząć działać, zanim „zupa się rozleje”. Skoro właśnie na ostatniej sesji w Genewie, w dniach 27-28 maja br., uzgodniono przeniesienie koordynacji działań w przypadku pandemii, z poziomu państw na poziom globalny, decydentem ma być właśnie WHO, a nawet tylko jej szef, to na co jeszcze mamy liczyć? Nikt nam przecież oficjalnie nie powie, że w rzeczywistości, to nie żadna Światowa Organizacja Zdrowia będzie podejmować decyzje, lecz ci, którzy od dawna pociągają za sznurki, a doktor Teodor (dodajmy doktor filozofii, a nie medycyny) zatańczy, jak mu zagrają. My jednak powinniśmy zapobiec temu, żeby nasi „właściciele” nie zechcieli, całkiem nieprzypadkowo zresztą, pląsać w rytm tej muzyki. Wszystko, niestety, wskazuje na to, że mają ochotę, również w tej kwestii wyrzec się suwerenności. Zaraz, tam „wyrzec”. SPRZEDAĆ resztki samodzielności za kolejne srebrniki, albo przynajmniej za obietnicę ich otrzymania. Zapoznaj się KONIECZNIE z poprawkami, które mają stać się obowiązującym prawem już za pół roku.
Tutaj żarty się kończą!
Możemy sobie wmawiać, że przecież to „ministerstwo zdrowia” z czym, jak z czym, ale ze zdrowiem, to akurat wspólnego ma niewiele, więc strata żadna. Tym bardziej, jeśli inni się zgadzają. To może być przekaz serwowany przez różnych pożytecznych idiotów, więc warto zwracać na to uwagę. Problem polega na tym, że o ile dziś WSZYSTKIE „pandemiczne” obostrzenia zawarte w kolejnych rozporządzeniach ministra zdrowia i nagłej śmierci, są nielegalne i można machnąć na nie ręką, to nie wiemy w jaki sposób zachowają się sądy za chwilę. Tym bardziej, że ogłuszanie kasty sędziowskiej przez propagandę unijną osiąga apogeum. Jeżeli w istocie oni w większości wierzą w prymat prawa UE nad polską Konstytucją, tym chętniej „łykną” przekaz, że przecież porozumienie z WHO jest wiążące. Obawiam się, że mogą tak twierdzić nawet, jeśli nie będzie żadnego traktatu, a jedynie coś na kształt podobnego dokumentu, albo wyłącznie przytoczone przez PSNLiN (link podany wyżej) zmiany w IHR. Dziś jeszcze, ktoś „niepokorny”, czytaj NORMALNY, kto stawia opór bezprawiu i nie chce nosić szmaty na twarzy w placówkach medycznych, ma nie tylko szansę, ale wręcz pewność, że najdalej w drugiej instancji taką sprawę wygra. A co, jeśli jutro okaże się to już niemożliwe? Ludzie wciąż nie zdają sobie sprawy ze skali zagrożenia. Pomyśl, drogi Czytelniku: gdybyś to Ty był dyktatorem, satrapą, który chce przejąć władzę nad światem, od jakiego miejsca w strukturze ministerstw krajowych, jakie trzeba sobie podporządkować, byś zaczął? Niektórzy być może napomknęliby coś o wojsku, czy służbach specjalnych, a więc generalnie o resortach siłowych. Inni poszliby bardziej w stronę finansów. Prawda jednak jest taka, że to ZDROWIE, jest podstawową kategorią, przy pomocy której da się przejąć resztę władzy i to bez większych problemów. Tym bardziej, że emisję pieniądza globaliści mają już w swym ręku od dość dawna. Być może nie jest to jeszcze kontrola całkowita, bo Chiny, czy Rosja jej się nie poddały. Jednak dokąd dolar i euro są walutami, które każdy biznesmen chciałby mieć w swoim portfelu, decyzje będą zapadały gdzie indziej. Wprowadzenie pieniądza cyfrowego jest tylko kwestią czasu. Dodajmy, KRÓTKIEGO CZASU, o ile nikt nie będzie sypał piasku w tryby. I właśnie o to chodzi, żeby go wrzucać całymi garściami! Ale nie wystarczy, że zrobi to jakieś jedno państwo, choć to też byłby dla globalistów pewien problem.
Wróćmy jednak do ministerstw zdrowia, które właśnie przejąłeś, jako naczelny szeryf świata. Teraz możesz ogłosić dowolną pandemię i wprowadzić przymus eliksirowania każdego, kto się jeszcze rusza, ze zwierzakami włącznie. Koncerny farmaceutyczne Cię za to ozłocą. W międzyczasie będziesz mógł zdecydować, którego kraju gospodarkę zrujnujesz tylko trochę, a w którym doprowadzisz do totalnego zamętu i rozgardiaszu oraz na jakim poziomie się to ma zatrzymać. Wystarczy wprowadzić stosowne lockdowny, kwarantanny, a potem dobijać ledwo zipiących przedsiębiorców kolejnymi lokalnymi obostrzeniami. NIKT w kraju nie będzie mógł im pomóc, a gdyby zechciał, w prosty sposób doprowadzisz do zmiany rządu. Czy myślisz, że gdyby nie wojna na Ukrainie i wciąż tylko (realnie) około 50% inflacja, obecne władze miałyby w Polsce tak wysokie notowania? Jeśli dziś inflacja sięgałaby 1500%, to nikt nie wychodziłby na ulice? No, właśnie… Gdybyś mógł sobie wybrać kraj do zrujnowania, rzecz jasna, nie byłaby to pewnie Polska. A jakie inne państwo? 😉 Tak, tak… domyślam się! Niedoczekanie! To była tylko taka zabawa intelektualna. Nikt nam nie da podobnej władzy nad światem, ale też pewnie większość z nas jej nie oczekuje.
Żeby tylko dali nam spokój…
Jak zwykle, w znakomitej przewadze, chyba w każdym kraju na świecie, są wyznawcy pewnego świętego. Mówi się, że to najbardziej popularny święty na naszym globie. Ba! Wierzą w niego nawet ateiści. Oczywiście, chodzi o „święty spokój”. Obawiam się, że największym problemem w tym, co się na tej planecie obecnie wyprawia, jest właśnie ON! Nie byłoby możliwe, ani tak systematyczne ogłuszanie ludzi propagandą, ani wprowadzanie nakazów i zakazów sprzecznych z elementarną logiką. Nie można by też wymordować z premedytacją i niemal wśród oklasków gawiedzi, ponad 200.000 niewinnych obywateli, bądź, co bądź, całkiem sporego państwa. Skoro się jednak udało, to właśnie DLATEGO! Ponieważ większość ma głęboko w tyle, co się stanie za rok, czy dwa. Nawet to, co się dzieje DZIŚ z ich sąsiadem, czy dalszą rodziną. No, umarł ktoś na zawał pod szpitalem, bo go nie wpuścili bez testu, czy kagańca. Trudno. Pech. Taka karma. Itd. ZERO refleksji, choćby sumienie gryzło, jak pchły kloszarda, w nocy był kłopot z zaśnięciem, a rano z patrzeniem w lustro. Byleby tylko mieć święty spokój, prawda? I żeby ludzie nie gadali. A po co to roztrząsać? No, umarł! Widać tak mu było pisane. I tylko cicho, tylko cicho, tylko cicho – jak śpiewał Marek Grechuta w piosence „Historia pewnej podróży”. Mam złą wiadomość.
Oni nie przestaną!
Tydzień temu pokazywałem pozytywy tej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Zawsze staram się patrzeć na świat optymistycznie, bo mówią, że realista, to w rzeczywistości ukryty pesymista. Ale ten ostatni, to także optymista, z tym, że dobrze poinformowany. Tak, czy inaczej, złudzeń nie mam. Bez naszego działania nic się nie zmieni. Agenda jest wdrażana systematycznie, a wszystko wskazuje na to, że nawet coraz szybciej. Wydawać by się mogło, że jest jakaś „odwilż”, bo przecież „pandemia” się skończyła. Nic bardziej mylnego! Ospa małpia to także tylko przygrywka. Prawdziwa „jazda” się zacznie dopiero w momencie, w którym WHO osiągnie cel, jakim jest przejęcie wspomnianej wyżej „koordynacji”. Wtedy nam pokażą dokładnie, jak wygląda tak „skoordynowana walka” z prawdziwą p(l)andemią. A Kill Bill już zaciera ręce. Skoro przepowiedział kilka lat temu, że to będzie dekada epidemii o skali globalnej, to z pewnością wie lepiej. W końcu, tak wybitny „wirusolog”, mylić się nie może. Jestem przekonany, że gdyby go trochę bardziej zachęcić, to podałby dokładne daty „wybuchu pandemii”, nie tylko co do dnia, ale nawet co do godziny. Zawsze był punktualny…
Ale, żeby ktoś przypadkiem nie zapomniał, co nam już zrobili podobni „specjaliści”, zacytuję fragment z przytaczanego wcześniej, raportu dotyczącego ujawnionych 2 maja danych z badań firmy Pfizer. W opublikowanym kilka dni temu artykule na stronach Operation Rescue, autorka – Anne Reed pisze o ciążach zakończonych śmiercią dziecka, w wyniku przyjęcia „szczepionki” przez kobiety ciężarne:
Analizując własne dane firmy Pfizer, jasno widać, że 82% – 97% udokumentowanych wyników ciąży zakończyło się śmiercią. (Odchylenie 15-punktowe zależy od końcowego wyniku osób z kategorii „wynik w toku”).
„Ten raport potwierdza informacje, które opublikowaliśmy w zeszłym roku” — powiedział prezes Operation Rescue Troy Newman. „Z niecierpliwością czekamy na poniesienie jakiejś odpowiedzialności przez osoby, które odpowiadają za ukrywanie tych kluczowych danych przed opinią publiczną”.
Zachęcam też do zapoznania się z tekstem ze strony Vaccine Impact, w którym autorzy: dr Jessica Rose i Mathew Crawford pokazali niedoszacowanie zgłaszanych do bazy VAERS niepożądanych odczynów poszczepiennych, w tym zgonów w USA. Kiedy spojrzymy na ten prosty graf, włosy stają dęba.
Przypomnienie, że FDA, czyli Agencja Żywności i Leków w USA, autoryzowała te preparaty, jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Zrobiła to mimo posiadania danych o rzeczywistej liczbie i zakresie NOP-ów w trakcie badań Pfizera, oraz faktycznej „skuteczności” tego, co kłamliwie nazwano „szczepionką”. Dziś, po ujawnieniu ponad 11.000 stron dokumentacji wspomnianej wyżej firmy (kolejnych 80.000 poznamy latem), to wszystko wychodzi na jaw. Polecam tę rozmowę z dr Katarzyną Ratkowską. Z artykułu w Vaccine Impact przytoczę tylko początkowy fragment:
Streszczenie: Analiza bazy danych Vaccine Adverse Event Reporting System (VAERS) może być wykorzystana do oszacowania liczby nadmiernych zgonów spowodowanych przez szczepionki COVID. Prosta analiza pokazuje, że prawdopodobnie ponad 150 000 Amerykanów zostało zabitych przez obecne szczepionki przeciw COVID od 28 sierpnia 2021 r.
W Polsce co najmniej kilka tysięcy, ale wielokrotnie więcej, jak już wiemy, zakończyło życie z powodu „covidozy systemowej”, którą zorganizowało nam dwóch propagandowych „ewangelistów” – Mateusz i Łukasz, do których dołączył jeszcze syntezator mowy – Adam. Ponadto, wciąż nie wiemy, jakie będą skutki odległe, tego eksperymentu na ludziach. Niczego dobrego, zwłaszcza w kontekście ujawnianych faktów, spodziewać się raczej nie należy.
Jeśli nadal uważasz, że można, wzorem kibiców, zaśpiewać: „Polacy, nic się nie stało!”, albo zakrzyknąć „Jeszcze jeden!”, to wkrótce głos uwięźnie Ci w gardle. I zapewniam, że nawet nie trzeba będzie wcale czekać do kolejnej pandemii jakiegoś koronawirusa. Wystarczy, że zaaplikują nam obowiązkową szczepionkę na małpią ospę. Chcesz wiedzieć ile osób zapadło, a ile zmarło z powodu zwykłej ospy w USA w ciągu ostatnich 40 lat? Ile było hospitalizowanych? Co się stało w przypadku szczepień na tę chorobę? Oficjalne dane FDA mówią wszystko…
Jak będzie w przypadku ospy małpiej? Prawdopodobnie wyniki będą o wiele bardziej tragiczne. Nie, nie! Nie dlatego, że wirus taki strasznie groźny. To, czego powinniśmy się obawiać, to przemysł farmaceutyczny, a szerzej, medyczny, kierowany i korumpowany przez bandytów. Na szczęście Pan Bóg widzi i może zagrzmi we właściwym momencie. Tylko, czemu miałby to robić, skoro większość owiec będzie znów chciała dać się ostrzyc w milczeniu?