Kompletne schińszczenie i maseczki
Odwiedziłem ostatnio jedno z większych centrów handlowych licząc, że może uda się w końcu nabyć ulubioną kawę. Niestety, widok kolejki po koszyk mnie powalił, więc skorzystałem tylko z usług piekarni. Kawa musi na mnie poczekać. Zawsze tak lepiej sobie tłumaczyć, niż że to niby ja będę czekał na kawę.
Cóż, czasy przyszły takie, że kiedy się nie ma co się lubi, to trzeba jak najszybciej polubić, co się ma. Są jednak rzeczy, których polubić chyba nie sposób. Z przerażeniem skonstatowałem bowiem, że w wielkim centrum, które zawsze wydawało mi się jednak dość przyjazne, patrzą na mnie setki oczu, ale twarzy nie widać. Karnawał minął, a nawet post również. Co więcej, w tych oczach czai się strach, czasem pomieszany ze zdziwieniem. Właśnie – zdziwieniem? Jeszcze niedawno odmieńcem byłby ktoś, kto nagle wpadł do sklepu w maseczce, jak jakiś dziwoląg, albo żartowniś. Teraz jest całkiem odwrotnie. Czy to już objaw kompletnego schińszczenia? W Państwie Środka od wielu lat prawie nikt o nic nie pyta, tylko posłusznie wykonuje polecenia. Maseczka? Bardzo proszę. Aplikacja śledząca na komórkę? Czemu nie… Nie wychodzić z domu? Jasne. Siedzimy.
Tylko to dla mnie bardzo dziwne, bo Polacy nigdy tacy nie byli. Nawet wyróżniało nas spośród innych nacji właśnie to, że na ogół staraliśmy się posługiwać własnym rozumem, a nie jakimś instynktem stadnym. Co się zatem stało w ciągu zaledwie 6 tygodni? Czy może katastroficzne wizje, wzmacniane w mediach powoływaniem się na autorytety oraz jednostronny w zasadzie przekaz z każdego źródła: #zostańwdomu, (w domyśle: bo umrzesz) był wystarczający, czy to straszna wizja nieuchronnych kar, o której z taką emfazą wypowiadali się Premier i Minister Zdrowia? Tak, tak! Ten sam minister, który niespełna dwa miesiące temu śmiał się z noszenia maseczek i przekonywał, że przed wirusem nie chronią wcale.
Tymczasem jednak widać wyraźnie, że chyba czujemy się mocno stłamszeni. Wizja choroby, nadchodzącego kryzysu ekonomicznego, czy utraty pracy, często dużych problemów w firmie, a do tego szereg absurdalnych zakazów, sprawia, że wielu z nas zaczyna już myśleć według podobnego schematu: „No, dobrze. Niech sobie będą te ograniczenia wolności, ale niech to się jak najszybciej skończy”. Ale właśnie na to pan minister mówi, nie, nie… to się nie skończy, to potrwa, może rok, może dwa. Urlopów, jakie znamy, już nie będzie itd., itp. Szef resortu zdrowia nawet nie ma przy tym świadomości, że jednym zdaniem właśnie zrujnował kilkaset firm, które żyją z turystyki, bo przecież rozsądni i zapobiegliwi ludzie bardzo szybko po takich zapowiedziach odwołają rezerwacje. Po co płacić…
W ten sposób rodzi się ogólnonarodowa paranoja. I już jesteśmy ledwie krok do tego, by ludzie zaczęli na siebie donosić. „Widziałem wczoraj sąsiada w sklepie bez maski. To, jak to tak może być? Wariat, czy nonkonformista, albo wichrzyciel jakiś? Protestów mu się zachciewa…” No, bo fakt, że sąsiad może mieć zwykłą astmę, czy uczulenie, a nawet zmniejszoną czynną powierzchnię płuc z innych przyczyn i w tej maseczce zacznie się dusić, już nam do głowy, oczywiście nie przyjdzie…
Ale, jeśli już o maseczkach, to może warto też zauważyć kilka dobrych stron tego rozwiązania. Wielu kobietom, które wybierają się na zakupy, albo do pracy, odpadł właśnie problem półgodzinnej porannej rewaloryzacji. Teraz zamiast maseczki Ziaji, Dior-a, Laneige, czy Avon, wystarczy jedynie naciągnąć gumki albo wstążeczki na uszy i już można wychodzić. Dobrą szminkę i puder da się zachować na inne okazje. Oszczędność oraz… no, może elegancja, to już zbyt duże słowo, choć widziałem ostatnio panie w bardzo gustownych, granatowych maseczkach w drobną jasną kratę. Może szyte na zamówienie? Teraz będzie takich coraz więcej. Maseczki mają szansę stać się przedmiotem mody. Ta firmy „X” będzie nieco bardziej wytworna, niż inna, z sieci „Y”. Z napisami, wzorkiem, albo zupełnie gładka, z aplikacją, czy też specjalnym wykończeniem, świecąca, z brokatem, czy też z oryginalnym, może nawet obrazoburczym hasłem typu „Epidemia, to ściema” itd. … Dobrana na okoliczność wizyty, albo koniecznie pasująca do koloru torebki. Ileż to stwarza możliwości?
Maseczka z bawełny 100%, albo lycry, nieco droższe, a tańsze te całkiem sztuczne, które mogą porysować twarz. Maseczki dla kobiet, maseczki dla mężczyzn i te bardziej fikuśne, dla dzieci, z naszywką pluszowego misia, albo myszki, czy supermena, dla tych trochę starszych. W cenie zwłaszcza modne, podarte i dziurami, jak w dżinsach… No, może się jednak nieco zapędziłem, bo tu już funkcjonalność spadłaby w znacznym stopniu, a i policjant nie musiałby być wystarczająco wyrozumiały. Wtedy, jak już wiemy, nawet do 30 tysięcy kary. Wszystko jest możliwe, bo czegóż się w końcu nie robi dla mody? Ostatecznie jednak maseczka może też stać się ostatnią deską ratunku dla pań, o urodzie nieco bardziej stonowanej, zwłaszcza jako substytut medycyny estetycznej. Rozwiązań naprawdę widać sporo. Obawiam się tylko, że chyba raczej nie powstanie w tym wypadku żadna gustowna maseczka na noc. Chociaż, któż to może wiedzieć? Nakaz noszenia masek nocnych, patrząc na różne obostrzenia, także ma szansę się pojawić…
Polecane teksty: Gigantyczna manipulacja, Choroba nie musi być najgorsza, Szczyt Szumowskiego