Ktoś może pomyśleć, że chodzi o clickbait, bo skąd taki tytuł? Otóż, sprawa jest niezwykle prosta, ale zanim wyjaśnię o co chodzi, chciałem się zatrzymać na moment przy Chinach. Śledzimy pilnie to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Nakręcana przez media spirala strachu, gdzie manipuluje się faktami, pokazując, jako jedynie obowiązującą wersję, narrację serwowaną przez ukraińską propagandę. Tymczasem w Państwie Środka dochodzi do sytuacji, która dziś wydaje się być kompletną egzotyką. W Europie, Australii, czy USA, mamy właśnie „covidową odwilż” i mogłoby się wydawać, że to już będzie koniec całego cyrku. Tym bardziej, że po rozpoczęciu postępowań przeciwko Antoniemu Fauci, nad którym gromadzą się coraz ciemniejsze chmury, czy pokazaniu patentu firmy Moderna sprzed 6 lat, o czym pisałem w tekście „Covid przegrał z wojną”, można by mieć nadzieję, że już coraz mniej osób skłonnych jest poddać się tej „ściemie stulecia”. A jednak właśnie w Chinach covidoza dała o sobie znać z siłą, jakiej chyba tam jeszcze nie widziano. Zdjęcia i filmy z zamkniętego w całkowitym lockdownie Szanghaju są przerażające. Ludzie uwięzieni w domach, często bez żadnej szansy na pomoc medyczną, a czasem bez jedzenia, popełniają samobójstwa skacząc z okien wieżowców. Miasto z lotu ptaka wygląda jak wymarła metropolia. A to przecież XXI wiek i nie było żadnego ataku jądrowego, tylko komunistyczne władze, jak zwykle, mają swoich obywateli w tyle i kolejny raz pokazały na co je stać. Czemu więc nawiązałem do zamordyzmu w wersji azjatyckiej? Ponieważ wiąże się on z modną, jak się okazuje, nie tylko w ubiegłym sezonie, chorobą.
Covid dobry na wszystko
Mogliśmy się na własnej skórze przekonać, jak bardzo można zrobić ludziom wodę z mózgu. Słyszeliśmy, że ludzie umierają, „bo covid”, pogarsza się sytuacja ekonomiczna, „bo covid”, trzeba wydawać kolejne miliardy na testy, „szczepionki” i tarcze, „bo covid”. A na koniec wirus zniknął nagle, w jednej chwili, a konkretnie w dniu 24 lutego 2022 roku. I nikogo to nie zdziwiło. Dlaczego? Wiadomo! Jest nowe hasełko: „bo wojna!”…
Jednak blisko 6 mld mieszkańców tej planety nie tylko nie jest zainteresowanych konfliktem na Ukrainie, ale większość nawet nie wie, że on trwa. Z pozostałych niecałych 2 mld, ponad połowa, to obywatele Chin. Nie wydaje mi się, żeby wszyscy byli tam wystarczająco wystraszeni, że wojna może ich dotknąć. Trudno wprawdzie jednoznacznie powiedzieć, jakie czynniki stoją za decyzjami chińskich władz. Zamykanie jednej z ważniejszych metropolii dla światowego handlu i finansów, zwłaszcza w Azji, może mieć jakieś drugie dno. Oczywiście, już samo wyłączenie Ukrainy z normalnego obrotu płodami ziemi, to poważny cios dla wielu państw. Zerwanie łańcuchów dostaw z Państwa Środka, w tej sytuacji „naturalnie” usprawiedliwione (bo covid), może jedynie kryzys pogłębić. Zastanawiałem się już nad tym wcześniej, pisząc też w ubiegłym tygodniu, że dla mnie ta wojna jest bardzo dziwna. Choćby z powodów, które tak ładnie przedstawił na mapce Piotr Wielgucki. Kolejna teoria spiskowa? A może jednak po prostu dalsza spiskowa praktyka?
Samobójcom nie płacimy!
Czas, by wyjaśnić, o co chodzi z tym tytułem. Otóż, sąd we Francji uznał rację firmy ubezpieczeniowej, która odmówiła wypłaty odszkodowania rodzinie zmarłego biznesmena. Sędzia orzekł, że skoro skutki uboczne eksperymentalnej szczepionki zostały wcześniej upublicznione, to zmarły nie mógł twierdzić, że nie był ich świadom, a przecież szczepionkę przyjął dobrowolnie. Sąd podkreślił też, że we Francji nie obowiązuje prawo, które zmuszałoby go do szczepienia. W tej sytuacji, jak wskazano w uzasadnieniu wyroku, „… jego śmierć jest w rzeczywistości samobójstwem”. Zaś zarówno przyjęcie eksperymentalnego leku, jak samobójstwo nie są zdarzeniami objętymi ubezpieczeniem. Informację podał już jakiś czas temu portal Nasza Europa Środkowa (UNSER MITTELEUROPA). Stanowisko polskich prawników związanych z rynkiem ubezpieczeń publikowałem kilka miesięcy temu, ale „słynny” fake hunter – DEMAGOG, wciąż utrzymuje, że towarzystwa ubezpieczeniowe będą płacić. Publikację Kancelarii Lega Artis, potraktowali właśnie jako fałszywkę. A to przecież jest jasne i oczywiste, nie tylko dlatego, że ubezpieczyciele bardzo chętnie odmawiają wypłaty, gdy tylko nadarzy się okazja. Tutaj jest po prostu tzw. „samograj”, bo przecież KAŻDY polski sąd, (o ile sędzia pozostaje przy zdrowych zmysłach i ma minimum wiedzy), zrobi dokładnie to samo, co sąd francuski. U nas również nie ma problemu, żeby zapoznać się z ulotką, a na stronach EMA wyraźnie podane są też daty zakończenia przez firmę Pfizer badań III fazy, a więc NIKT nie powinien twierdzić, że to nie jest eksperyment. Ba! Nawet gdyby były to badania IV fazy, to również byłby to eksperyment medyczny! A skoro ktoś poddaje się takowemu świadomie i dobrowolnie, może to nosić cechy próby odebrania sobie życia. Wprawdzie samobójstwo w polisach jest wyłączeniem tylko przez pierwsze dwa lata trwania ubezpieczenia, ale dotyczy to śmierci, natomiast odszkodowania z tytułu uszczerbku na zdrowiu nie wypłaci z pewnością dobrowolnie żadna firma. Proces sądowy potrwa co najmniej 4 – 5 lat, a są też takie, które trwają dekadę, o czym można poczytać choćby na stronach Stowarzyszenia Stop Nop. Wygrana z państwem jest całkiem prawdopodobna, ale z pewnością nie z towarzystwem ubezpieczeniowym, o ile ktoś nie zawarł indywidualnej polisy, która obejmuje eksperymenty medyczne…
Manipulacje inflacją
Zatem mamy jasność, przynajmniej w jednej kwestii. Eliksirować się można na własne ryzyko, choć nie wiadomo, po co, ale jeśli ktoś lubi… Tymczasem w „teorię spiskową” coraz lepiej wpisują się działania formacji rządzącej. Inflacja rośnie, jak na drożdżach, a jeżeli pan Adam Glapiński pójdzie tym tropem dalej, będziemy mieli kolejną falę. Nie, nie… Nie żadnego wirusa celebryty, ale falę BANKRUCTW. Czy ona ma swój numerek, jak fale Niedzielskiego? Tego dokładnie nie wiem, ale myślę, że skoro firmy zaczęły znikać jesienią 2020, to do tej pory było co najmniej pięć fal upadłości. Z tym że, o ile wcześniej zamykały się głównie hotele, pensjonaty, siłownie, czy kluby fitness oraz małe sklepy, za chwilę zaczną padać piekarnie, mniejsi producenci żywności i biznesy z wszelkich innych branż, w których koszty energii i kredytu zabiją jakąkolwiek możliwość utrzymania się na powierzchni. A co mówi rząd? Ano, że to „ten zły Putin”! Wszystko przez niego i z powodu wojny. Prawdę pokazał na poniższej grafice Grzegorz Płaczek.
Inflacja świąteczna w promocji?
Nic z tych rzeczy! Na Święta, oczywiście, również. Było drogo, będzie drożej. A więc może nie chodzi o żadnego Putina, tylko „LiliPutina”, jak ktoś z nutą szyderstwa określił zupełnie innego przywódcę? Znacie go! Tak, to ten, który uwielbia zaplątywać się we własne nogi. Grzegorz ma rację. Nie dajmy się oszukać! Zwłaszcza, że kłamią, mataczą i robią Polakom wodę z mózgu już od lat. To nie jest wyłącznie specyfika tej władzy. Oszukiwali nas od 1989 roku, jeśli ktoś chce przyjąć ten punkt w historii, jako początek życia „w wolnej Polsce”. Miraż trwa, podtrzymywany wciąż przez polskojęzyczną, niemiecką prasę i inne media, w tym przodującą w starannym wdrażaniu pedagogiki wstydu, Gazetę Wyborczą.
Jak się wykańcza kredytobiorców?
Oj! Na wiele sposobów. Mechanizm kredytów frankowych bardzo dobrze opisał w swojej książce „Czas niewolników”, Józef Białek. Polecam, ponieważ daje wiedzę znacznie szerszą, zwłaszcza w kontekście przepływów finansowych w obecnym świecie. Pozwala zobaczyć, kto rzeczywiście tym wszystkim rządzi i w jaki sposób się to stało. Wróćmy do nieszczęsnych klientów banków w Polsce Anno Domini 2022. Co wymyślono tym razem? Niczego szczególnego nie trzeba było nawet wymyślać, ponieważ mechanizm jest prosty, jak budowa cepa. Klienci, najczęściej, nie wiedzą, co to jest WIBOR, LIBOR, stopa lombardowa, itd. Ich interesuje wynik końcowy, czyli oprocentowanie rzeczywiste, które przekłada się na kwotę, którą co miesiąc należy zanieść w zębach do naszego właściciela. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, ale prawda jest taka, że jeśli masz mieszkanie, czy dom w kredycie, który jest niespłacalny, Twoim właścicielem jest faktycznie bank. Czemu? Ponieważ może Ci przysłać komornika, który zabierze inne przedmioty, które były Twoją własnością, a jeśli to nie wystarczy, podyktuje Ci, co musisz zrobić, żeby się od zobowiązań uwolnić. Innymi słowy, to BANK zorganizuje Ci dalsze życie na tym łez padole. Często również Twojej najbliższej rodzinie. Oczywiście, ktoś może się żachnąć, że własność, to przecież nie wszystko, bo pozostaje sfera duchowa. To prawda. Niestety, praktyka jest taka, że tylko niewielka część społeczeństwa to rozumie. Rosnąca liczba samobójstw wskazuje, że dla wielu ludzi pozycja, utrzymanie standardu życia, czy status zawodowy, stanowią cel sam w sobie. Bez odniesienia do Boga, pozostaje psycholog lub psychiatra, a na końcu jeszcze gruby sznur, lub inne formy zakończenia ziemskiej wędrówki. To wiemy. Spójrzmy zatem na mechanizm, który doskonale opisał w 25 częściach na swoim Twitterze, użytkownik występujący pod pseudonimem @synxchaosu – Piotr D. Ponieważ jednak nie każdy korzysta z tego medium, w skrócie przybliżę o co chodzi. Otóż, WIBOR, to innymi słowy, stawka, po której banki są skłonne pożyczać sobie nawzajem pieniądze. Popularne wskaźniki to WIBOR 1M, 3M i 6M, czyli określające stawki dla miesiąca, kwartału lub sześciu miesięcy. LIBOR dotyczy takich stawek przy pożyczkach od banków zagranicznych, ale dla naszych potrzeb wystarczy tylko ten pierwszy. Czym jest stopa lombardowa? To inaczej, stopa oprocentowania, którą stosuje Narodowy Bank Polski, jeśli pożycza pieniądze bankom komercyjnym. Stopę tę ustala i publikuje, właśnie NBP. Podręczniki oraz informacje w broszurach NBP określają, że WIBOR powinien się mieścić w widełkach pomiędzy stopą depozytową, a lombardową.
Czemu? To dość logiczne, bo jeśli bank miałby pożyczyć od innego banku pieniądze drożej, niż wskazuje na to stopa lombardowa, pożyczyłby by je po prostu od NBP. No, dobrze, ale co to ma wspólnego z moim kredytem? Ano ma! Ponieważ oprocentowanie kredytów jest zależne nie tylko od ustaleń bieżącej stopy procentowej, którą ogłasza co jakiś czas Rada Polityki Pieniężnej, ale składa się na nią kilka czynników, z których WIBOR odgrywa, niestety, znaczącą rolę. Bardzo ładnie ujął to Maciej Samcik na swoim blogu „Subiektywnie o Finansach”:
(…) Polska zawsze była krajem patologicznych kredytów hipotecznych. Najpierw był kredyt o urokliwym imieniu „Alicja”, który miał tę cechę, że im większą jego część się spłaciło, tym więcej pozostawało do spłaty (bo naliczane odsetki były wyższe, niż płacone raty, a niedobór bank dopisywał do kapitału). Potem pojawiły się kredyty frankowe (przypominające zakład walutowy), a wreszcie – kredyty oparte na stawce WIBOR, której sposób ustalania przypomina kabaret (bankowcy się spotykają i radzą: „po ile byśmy pożyczyli pieniądze od siebie nawzajem, gdybyśmy ich nie brali za darmo od klientów?”).
No, właśnie! Sedno tkwi w tym, że banki nie muszą od siebie pożyczać ŻADNYCH pieniędzy, bo mają depozyty i bieżące środki swoich klientów. Zatem ustalanie stopy WIBOR w istocie jest zabiegiem sztucznym i dla niektórych komentatorów, dość zabawnym, gdyby nie fakt, że kredytobiorcom do śmiechu wcale nie jest. Zwłaszcza teraz. Kto określa wskaźnik WIBOR? Do 16 grudnia 2020 robiła to Rada Polityki Pieniężnej. Od 17 grudnia 2020 Komisja Nadzoru Finansowego wyraziła zgodę, aby czyniła to powołana wcześniej prywatna firma GPW Benchmark. Podmiot ten powołany został właśnie po to, żeby dostosować realia bankowe do systemu unijnego (już się boję…). Tak, czy inaczej, fakty są bezwzględne. Wspomniany wyżej Piotr D. zrobił proste zestawienie, z którego wynika, że od jesieni ubiegłego roku wskaźnik WIBOR nieco „rozjechał się” ze stopą lombardową i znajduje się od tego momentu wciąż powyżej niej. Kilku czytelników, w tym redaktor Tomasz Wróblewski „zaatakowało” pana Piotra, twierdząc, że w analizie znajduje się sporo nieścisłości, bo przecież WIBOR 6M mówi nam o estymacji stopy procentowej za 6 miesięcy, więc banki w oparciu o analizę bieżącej sytuacji (wzrost inflacji), przewidują wzrost stóp procentowych i prognoza jest niekorzystna. Oczywiście, można by przyznać im rację, gdyby nie fakt, że inflacja rosła od 2001 roku kilkakrotnie i nie były to wzrosty kosmetyczne, co można zobaczyć poniżej, a jednak WIBOR w latach 2006-2008, jak 2016-2017 utrzymywał się w widełkach poniżej wysokości stopy lombardowej.
Stopy procentowe, mimo wzrostu inflacji, niemal cały czas spadały, co może tłumaczyć, że do przebicia krzywej wskaźnika stopy lombardowej nigdy nie doszło. Tymczasem jednak np. od 1.03. 2006 do 26.06.2008 stopa procentowa urosła z 4% do 6%, a mimo to nie doszło do wzrostu WIBOR ponad wspomnianą wyżej granicę. Ale po co mi kredyt o zmiennej stopie procentowej, mógłby spytać ktoś, całkiem rozsądnie, zresztą. Warto zauważyć, że klienci dopiero od niedawna uzyskali możliwość zaciągania kredytów o stałym oprocentowaniu. Tyle tylko, że 7%, proponowane przez banki, przy kredycie hipotecznym wydawać się może rozbojem w biały dzień. Czyż nie okaże się wkrótce, że to dobra cena, bo za chwilę możemy mieć stopy na poziomie 10%. No, może nie za chwilę, ale generalnie w tym kierunku zmierzamy, a pewnie finalnie będzie 13%, albo lepiej… Nie jestem specjalistą, ale słucham uważnie ludzi, którzy się na tym znają całkiem nieźle. Tak, czy owak, możliwość zaciągania kredytów o stałej stopie procentowej dotyczy nowych kredytów, a co całą resztą, która ściągnęła sobie na głowę dzisiejsze kłopoty wiele lat temu? Znajdą się tacy, którzy wzruszą ramionami i powiedzą, że nikt ich nie zmuszał, a stopy procentowe zmieniają się w czasie i to nie jest żadna wiedza tajemna. Tylko, czy ktoś mógł przewidzieć, że wybrany w demokratycznych wyborach, „patriotyczny” rząd, zacznie wpychać Polskę w przepaść?
W mojej ocenie, to co się wyprawia na wskaźniku WIBOR, to NIE JEST żaden przypadek. Autor opracowania zwrócił uwagę, że już różnica rzędu 0,1% to dla banków miliony dodatkowych złotówek, a przy 1% można mówić o miliardach. Dodajmy, wyciąganych BEZKARNIE, pod pozorem „poprawiania WIBOR” przez prywatną firmę. KNF dał zgodę, RPP umywa ręce, bo przecież nie podnosi tego wskaźnika sama, a klient płacze i płaci. Jak długo da radę?
Nie łudźmy się. Jeżeli ktoś myśli, ze za chwilę będzie lepiej, to mam złą wiadomość. Lepiej, już było. Mamy to za sobą i spokojnie możemy się przygotowywać na dość długi kryzys. Jak bardzo długi? To zależy od wielu kwestii. Także od tego, czy dotknie nas głód z powodu zabiegów globalistów. Wiemy na pewno, że wojna jeszcze potrwa. Właśnie Sekretarz stanu Antony Blinken powiedział europejskim sojusznikom, że Stany Zjednoczone wierzą, że wojna rosyjska w Ukrainie może trwać do końca 2022 roku! No, ale nie będzie to wojna trzydziestoletnia, więc może są powody do optymizmu? Dworuję sobie, choć problem nabrzmiewa. Jeśli polityk poważnego mocarstwa mówi coś takiego, oznacza, że to jest całkiem prawdopodobne. W świetle tego, co napisałem wyżej oraz posunięć Chin, być może nawet pożądane? Nie bójmy się tego powiedzieć wprost. Ta wojna jest potrzebna kilku mocarstwom oraz z całą pewnością, globalistom!
Mimo wszystko, cieszmy się, bo przecież oczekujemy Świąt pełnych radości. Tak, wiem, że nie dla wszystkich będą one czasem, w którym można się śmiać. A jednak informacja, że nie umrzemy, ponieważ śmierć została pokonana, zupełnie zmienia perspektywę. Jasne! Potrzeba do tego wiary, więc właśnie wiary, ale też nadziei i dużo miłości, życzę wszystkim Czytelnikom na te Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Oczywiście, świat od dawna próbuje zrobić z tego okresu parodię. Nie wychodzi to najlepiej, bo trudno skomercjalizować Wielkanoc podobnie, jak zrobiono to z Bożym Narodzeniem. Sprowadzanie całości do kolorowych pisanek i zająca, nie tylko może, ale powinno drażnić każdego, kto rozumie, czym naprawdę są te Swięta. Ktoś ładnie powiedział, że „Chrystus nie zmartwychwstał dla jaj” i tego się trzymajmy! 😊