Wydarzenia nabierają tempa. Dopiero co zbrodniczy, ale jednocześnie pobożny koronawirus przeniósł się z kościołów na Górny Śląsk. Tam świątynie zamykali już na początku epidemii, ale niczego nie sugeruję 😉
Tymczasem jednak ogłuszeni dotąd ludzie zaczynają powoli dochodzić do siebie, już to oglądając stan własnego konta, już to czytając niezależną prasę, czy oglądając programy w internecie zamiast (obok) telewizji „tradycyjnych”. Słusznie, ponieważ w tzw. „meinstrimie” (chyba jednak „mainstream” wygląda lepiej), połowy informacji w ogóle nie uświadczysz. Niestety, przeważnie do tego jeszcze, tej ważniejszej połowy. Jeśli jednak coś się już pojawi, najczęściej zmanipulowane do granic obrzydliwości, koniecznie z komentarzem przed i po kolejnym newsie, żeby nawet „gawiedź” o mocno stonowanej inteligencji nie uroniła przesłania oficera prowadzącego, pardon, „wydawcy programu”.
I co? Nie pomaga… Niby zakaz zgromadzeń na podstawie spec-ustawy i rozporządzeń RM wciąż obowiązuje, a Urząd Miasta Warszawy nie wydał pozytywnej decyzji, ale zdeterminowani organizatorzy postanowili oprzeć się na wyroku sądu apelacyjnego, który „jakoby” potępił działania urzędu miasta, który decyzję powinien wydać. Wyrok potępiający administrację (być może) przyszłego Prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego, nazywanego w pewnych środowiskach „rafalalem czosnkowskim” (ciekawe czemu?), nie zastępuje wprawdzie decyzji administracyjnej urzędu, ale kiedy się chce, zawsze można zgodę „wyinterpretować”, co zresztą obie główne strony sporu politycznego w Polsce robią nagminnie ze skutkiem coraz bardziej opłakanym…
Tym razem Plac Zamkowy w stolicy stał się więc świadkiem wydarzeń tyleż dramatycznych, co gorszących. Gdyby nie fakt, że niezależna telewizja wRealu24 prowadziła na żywo transmisję z demonstracji przedsiębiorców oraz tzw. „przedsiębiorców”, skąd ten cudzysłów wyjaśnię za chwilę, prawdy nie zobaczyłby pewnie nikt. Nie wiem wprawdzie, co się pojawiło w innych mediach na ten temat, ponieważ staram się nie włączać telewizora, co udaje się już od blisko trzech miesięcy, ale przeczucia mam jak najgorsze, czytając choćby tytuły na stronach TVP Info. Dość obiektywna wydaje się relacja Polsatu, którą przeczytałem w sieci, aczkolwiek jest niepełna. Dlaczego?
Otóż, prawdą jest, że ludzie mają dosyć. Mają dość więzienia w domu, maseczek, zabraniania zgromadzeń, nawet choćby kilku osobowych, zabierania im podstawowych wolności, jak zwyczajna, wspólna kawa na mieście, czy wizyta u fryzjera itd. … Jednak nade wszystko mają po dziurki w nosie kłamstw, półprawd, psychozy strachu i zamknięcia całej gospodarki, za co właśnie zaczęli płacić. Trudno się dziwić tym, którzy uznali, że do stracenia jest już niewiele i postanowili przyjechać. Nie, żeby demolować Plac Zamkowy, wyrywać kostki brukowe, czy rzucać płytami (choćby winylowymi). Nawet w większości nie po to, żeby zgłaszać roszczenia finansowe, bo wielu chce po prostu mieć tylko możliwość normalnej pracy i minimalnej pomocy od państwa w postaci nie pobierania przez jakiś czas podatków, czy opłacania dobrowolnie składek ZUS. Chcieli pokazać Rządowi żółtą kartkę, za wszystkie zbędne działania oraz za szereg zaniechań i obłudę. Kiedy Rząd mówi, że nałoży podatki, to nakłada, a gdy mówi, że coś da, to mówi… Tak to niestety wygląda w praktyce i co niby ma zrobić ktoś, kto prowadzi biznes i chciałby utrzymać swoich pracowników, a zamiast obiecanej pomocy otrzymuje figę, bo jakiś drobny błąd, albo kruczek prawny przy wypełnianiu wniosku, albo zwłoka w wypłacie sięgająca kilku tygodni, a do tego niepewność, co do kolejnych posunięć władzy. To są fakty. Słyszeliśmy wypowiedzi żywych osób (jeszcze żywych), które mówiły o tym na ulicy. Wcześniej miałem okazję oglądać program z zaproszonymi do studia po poprzednich manifestacjach, gośćmi (pani Jachira dodałaby pewnie „i gościniami”, ale tak daleko bym już nie szedł…). Przedsiębiorcy mówią mniej więcej to samo. Absurdalne zakazy, zatrzymanie gospodarki i brak realnej pomocy. Tarcza antykryzysowa jawi im się jako dziurawy ponton, bo dla znakomitej liczby osób żadnej realnej pomocy nie ma. Najgorsze jest to, że nie ma też żadnego sensownego planu odmrażania, więc wygląda to trochę tak, jakby rządzącym się coś „rozmroziło” przez przypadek, więc uprzedzają, że nie wiadomo jeszcze jak to będzie, traktując otwarcie salonów fryzjerskich czy restauracji, jako eksperyment, albo nagrodę, podczas, gdy w większości krajów europejskich jest to już standard. Rzeczą absolutnie podstawową są precyzyjne plany i kalendarz działań. Przecież to jest z punktu prowadzenia biznesu sprawa kluczowa. Przedsiębiorca musi wiedzieć, kiedy będzie mógł wysłać towar, kiedy zostaną otworzone granice, zaczną latać samoloty, czy i kiedy będzie mógł się spotkać osobiście z cudzoziemcem nie ryzykując kwarantanny. Takich pytań jest cała ciężarówka, a Rząd udaje, że coś robi i roztacza wizję powszechnej szczęśliwości, jednocześnie nie wyjaśniając skąd płynie ten optymizm. Minister Szumowski nie chce nawet ujawnić swoich doradców (ekspertów), więc jak można oczekiwać, że ktoś rozsądny uwierzy w te wszystkie opowieści?
Prócz przedsiębiorców do stolicy, albo tylko na miejsce zbiórki (bo znakomita liczba osób, to mieszkańcy warszawy), udali się wszelkiej maści zadymiarze, znani z tego, że demonstracji nie przepuszczą, bo skoro „będzie dym”, to i zabawa! Niektórzy wciąż uważają się za nietykalnych, a w połączeniu z wojującymi politykami, sympatykami KOD-u i Obywateli RP, stanowili oni drugą wspomnianą grupę, czyli tzw. „przedsiębiorców”. To ważne, bo protest nie był przez to czarno-biały, tak jak zapewne nie są czarno-białe relacje w mediach. Dla TVP będą to niechybnie prowokacje totalnych oraz hołoty, która chce na ulicy rozstrzygać spory i nie zawaha się zrobić kolejny ciamajdan. Dla części opozycji będą to walczący o wolność, których prawa są łamane przez reżim.
Komu wierzyć? Nie wierzyć! Oglądać i wyciągać wnioski. Relacje na żywo mają przynajmniej ten walor, że trudniej je zmanipulować, dlatego wiem, że nie polegają na prawdzie ani opowieści, że to wyłącznie prowokatorzy, którzy niczym dawni amerykańscy imperialiści dotarli do nas ze stonką, żeby obalić system, ani że sami przedsiębiorcy, którzy chcieli legalnie wyrazić swój sprzeciw. Obie tego typu narracje są ściemą i nie należy dawać im wiary. Natomiast na ile jest to manipulacja, w którą przedsiębiorcy zostali wciągnięci, a na ile podczepienie się prowokatorów, którzy o niczym innym nie marzą, jak o polskim majdanie, który wywróci stolik, nie potrafię na razie odpowiedzieć, ponieważ nie były to demonstracje zbyt liczne. Zawiedli górnicy, którzy ponoć zapowiadali swój przyjazd do Warszawy, ale może ktoś ich przekonał, by tego jeszcze nie robili.
Śmieszą mnie wypowiedzi niektórych publicystów, ale nie wszystkie. Zmartwił mnie na przykład bardzo pan Rafał Ziemkiewicz, którego atak, niczym funkcjonariusza frontu ideologicznego obecnej władzy, może zastanawiać. Panie Rafale! Pobudka! Tam naprawdę nie przybyli wyłącznie wszyscy warszawscy żule, żeby bić się z policją. Co więcej, nawet nikt tej policji nie atakował i to przez wiele godzin. Natomiast, kiedy dowódca wzywa do rozejścia się jednocześnie blokując taką możliwość, jak to było tydzień temu, albo prosi, żeby stać w bezpiecznej odległości, a kordon jednocześnie napiera, tak że ludzie stoją tuż obok siebie, bo inaczej się nie da, to kto jest tutaj prowokatorem? Użycie gazu, nawet w sytuacji, gdy jakiś policjant został popchnięty, nie jest standardem w demokratycznych krajach (no, może prócz Francji). Oczywiście, kiedy senator Jacek Bury nie chce opuścić policyjnej „suki” (pewnie sam najlepiej wie, dlaczego), to jest kabaret i akurat tego bym nie przywoływał, jako przejawu łamania zasad demokracji, czy naruszania immunitetu. Demonstracje są rzeczą normalną i nie można ich zakazywać. W Niemczech, gdzie ostatnio protestowało ponad 50 tyś. osób, a mniejsze zgromadzenia odbywały się w wielu miastach, jest rzeczą nie do pomyślenia, żeby policja pałowała albo traktowała gazem ludzi, którzy zachowują się spokojnie i przestrzegają zasad.
Tak, czy inaczej, kiedy Rząd sam zaczyna bujać łódką i to w czasie gdy fala idzie coraz wyższa, a pod powierzchnią czają się rekiny, trudno się dziwić, że ktoś nerwowo zaczyna się w tej łódce wiercić. Niektórzy politycy będą chcieli upiec przy okazji jakąś własną pieczeń, nawet jeśli jeszcze nie na trupie obecnej władzy, to z oczywiście podobną intencją. Panu Tanajno być może uwierzy ktoś, kto nie zna jego przeszłości politycznej, jednak nie wydaje się możliwe, żeby połączenie sił opozycji totalnej z prawdziwymi pracodawcami, czy mikro-przedsiębiorcami, było realne w jakimś dłuższym horyzoncie czasowym. Ludzie pamiętają kto im robił krzywdę i to nie tylko w czasach obecnych, ale też 8, czy 10 lat wcześniej…
Fale radiowe też niebezpieczne…
Opór, także ten uliczny, będzie się jednak nasilać. To, czego nikt w naszym kraju nie lubi, chyba bez względu na sympatie polityczne, to z pewnością zamordyzm i cenzura. A właśnie takie historie, jak to, co wydarzyło się radiowej Trójce, czyli skandal z cenzurą w tle, są niewybaczalne. Oto w ostatni piątek (15.05) doszło do bezprecedensowej w ostatnim 30-leciu sytuacji, kiedy dyrektor programu – Tomasz Kowalczewski unieważnił wyniki głosowania na Listę Przebojów Programu Trzeciego i obłożył cenzurą utwór Kazika Staszewskiego „Twój ból jest lepszy niż mój”, który wygrał w piątkowym notowaniu. Pan dyrektor w uzasadnieniu podał, że pojawił się w zestawieniu utwór spoza listy tych, na które można było głosować, a wyniki zostały zmanipulowane. Jak było faktycznie, nie wiemy. Artysta Kazik nawiązuje w tekście do wizyty Jarosława Kaczyńskiego na Powązkach, które 10 kwietnia były dla zwyczajnych ludzi zamknięte, a pogrzeby przeciętnego obywatela wciąż jeszcze obłożone są poważnymi ograniczeniami. Można dyskutować, czy taka forma „zaczepki” jest sensowna, ponieważ akurat w przypadku wizyt znanych osób (nie tylko polityków, ale nawet artystów) w nekropoliach niemal na całym świecie, stosowane są różnego rodzaju ułatwienia, jak wjazd limuzyn z ochroną, czy nawet czasowe zamykanie cmentarza i nikogo to specjalnie nie dziwi. Jednak wykorzystywanie stanowiska akurat w taki sposób nie rodzi dobrych emocji. Warto przypomnieć, że w momencie restrykcji z powodu epidemii, na placu, przed pomnikiem smoleńskim zgromadziło się kilkadziesiąt osób z ekipy rządowej bez środków ochrony typu maseczki i zachowania stosownych odległości, podczas gdy wymaga się tego od zwykłego Kowalskiego. Sprzeciw wydaje się więc uzasadniony. Dlatego myślę, że „ból” Staszewskiego jest bardziej metafizyczny i dotyczy całości tego, co wyprawia formacja rządząca, choć może sam tekst na to nie wskazuje. Natomiast cenzurowanie listy przebojów przywodzi na myśl skojarzenia jak najgorsze. Kto wie, może za chwilę zacznie działać Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk? Wprawdzie kilku ministrów, w tym Minister Kultury Piotr Gliński, odcięło się oficjalnie od metody. Czy szczerze, czy dlatego, że tak wypadało, trudno ocenić… Faktem jest, że w Trójce nie dzieje się dobrze już od dawna. Odchodzą kolejni dziennikarze, a w piątek wymówienie złożył Marek Niedźwiedzki, któremu rozgłośnia zawdzięcza jedyną tak kultową listę w Europie. Nigdzie zestawienia przebojów nie przetrwały 38 lat.
Jedno jest pewne, ani kołysanie łodzią, ani radiem, dobre nie jest. Ręczne sterowanie całym państwem, gospodarką, a potem obywatelami, nigdzie jeszcze się na dłuższą metę nie sprawdziło, o ile oczywiście mówimy o standardach demokratycznych. I nawet jeśli jest prawdą, że demokracja, to przewaga większości nad rozumem, nie wolno zmieniać zasad w trakcie gry. Kiedy robi się takie rzeczy, trudno potem się dziwić, gdy podejdzie ktoś z boku i wywróci stolik…
Czytaj też: Pobożny koronawirus, Gigantyczna manipulacja, Choroba nie musi być najgorsza, Szczyt Szumowskiego, Maseczka na każdą okazję, A jednak się kręci…, Koronawirus, maseczki i cyniczna gra