Jeszcze jeden szczyt…
Wprowadzona izolacja przesunęła spodziewany szczyt zachorowań na Covid-19 w Polsce nawet do jesieni. Dalej jesteśmy w tendencji wzrostowej, chociaż jest znacznie wolniejsza niż przewidywaliśmy – powiedział niedawno Minister Zdrowia prof. Łukasz Szumowski dla jednej z telewizji.
Wiara może przecież nawet góry przenosić i choć nasz dzielny Pan Minister aż takiej wiary pewnie nie ma, to jednak sam szczyt dał radę przenieść. Nie wiadomo wprawdzie dokąd, zatem to przeniesienie jest chwilowo nieco wirtualne i wygląda trochę tak, jakby szef resortu wciąż ten szczyt trzymał w swoich rękach i zastanawiał się gdzie go położyć. Jednak pisząc zupełnie serio, to co wygaduje nasza „wschodząca gwiazda polityki zdrowotnej” i mediów przy okazji, coraz częściej, niestety, brzmi jak ponury żart, albo przywołuje z pamięci sceny z wielu nieśmiesznych komedii.
Trudno by było żartować z ofiar jakiejkolwiek choroby i też nie mam najmniejszego zamiaru tego czynić, ale nie sposób czasem słuchając wypowiadanych z emfazą słów Ministra, pomyśleć, że humor go jednak nie opuszcza. Zwłaszcza czarny humor.
Mowa nie musi być nawet srebrem
Wystarczy przypomnieć sobie kilka wcześniejszych wypowiedzi, żeby zrozumieć, że z całą pewnością milczenie jest złotem. Oto bowiem najpierw usłyszeliśmy na antenie poważniej rozgłośni radiowej, (bodaj w lutym), że maseczki ochronne nic nie dają i generalnie są „be”. Po czym w kwietniu stały się nagle nie tylko obowiązkowe, ale mamy nawet zapowiedź, że będziemy je nosić, aż do wprowadzenia szczepionki, czyli być może nawet 1,5 roku lub dłużej. No, a co jeśli, co też jest przecież możliwe, bezpiecznej i skutecznej szczepionki wyprodukować się nie da? Pamiętamy, że tak właśnie się stało w 2009 roku ze szczepionką na świńską grypę, której wdrożenie wywołało głośny skandal, a Szwecja do dziś płaci odszkodowania za skutki uboczne tego specyfiku. Szczepionka spowodowała narkolepsję u wielu osób, zwłaszcza u młodych ludzi. Zatem co wówczas? Będziemy już chodzić w maseczkach do końca świata i jeden dzień dłużej?
Jest oczywiście pewien pozytyw, ponieważ nasz Minister poglądy jednak zmienia, więc w tej sytuacji nie żałujemy, że nie będzie dawał mleka. Wszak tylko krowa nie zmienia poglądów… Cytujmy dalej.
Łagodząc ostatnie obostrzenia związane z epidemią, trafił się panu prof. Łukaszowi Szumowskiemu lapsus dość kosztowny, ponieważ stwierdził, że „O takich wakacjach, jakie mieliśmy do tej pory, możemy zapomnieć. Możemy zakładać, że w wakacje nie będzie kolonii, nie będzie obozów, a z koronawirusem będziemy borykać się przez rok”.
Czemu kosztowny? No, bo wiele osób odwołało po takim tekście swoje wakacyjne rezerwacje, czasem dla całej licznej rodziny. W sytuacji, kiedy turystyka i tak już leży na łopatkach, można by tę wypowiedź potraktować właśnie wprost jako kopanie leżącego. Odebranie resztek złudzeń i ostatnich pieniędzy wielu firmom. Tak oto wygląda rządowa „odpowiedzialność” za słowa, bo być może nasz ulubieniec nawet mówi co wie, lecz z pewnością nie wie, co mówi…
Właśnie na naszych oczach, ze „zbawcy świata”, pierwszego człowieka, który zatrzymał epidemię, albo parafrazując tytuł socrealistycznej powieści Janiny Broniewskiej z 1948 roku, „człowieka, który się pandemii nie kłaniał”, powoli staje się postacią groteskową, która zaplątała się we własne nogi, ale zamiast próbować wstać, robi kolejne supły. Wśród wielu „uratowanych” Polaków słychać coraz częściej głosy, że chyba jednak ktoś tu robi im wodę z mózgu. Po pierwsze, fakty są takie, że służba zdrowia przestała działać, a w każdym razie z pewnością przestała działać normalnie. E-wizyty kończą się coraz częściej tak, że sfrustrowani ludzie dają sobie spokój, postanawiając przeczekać. W pustym gabinecie siedzi lekarz i zastanawia się, tak jak jeden z poznańskich internistów, co się stało z tymi, którzy być może powinni już od dawna być leczeni w szpitalu, a nie przychodzą nawet się zbadać?
Liczba chorych diagnozowanych w kierunku raka płuc spadła np. o 2/3 (to cytat z wywiadu z prof. Pawłem Krawczykiem z Lublina). Zatem tak, owszem, będą liczne ofiary koronawirusa, ale nie w wyniku Covid-19, tylko z powodu zapaści, jaką medialna spirala strachu wespół z Panem Ministrem nakręciła i wciąż nakręca.
Będzie się gdzie wieszać…
Po drugie, jak ktoś celnie skomentował, lasy zostały otwarte, żeby ludzie mieli się gdzie wieszać. Rząd zatrzymał gospodarkę, a Pan Szumowski idzie dalej i mówi śmiało, że przesuwamy szczyt zachorowań nawet do jesieni. Gratulacje! To znaczy, że w większości państw europejskich wszystko zacznie wracać do normalności od maja, a u nas od września? A może jestem optymistą, bo dopiero od listopada. No, ale wtedy przecież, jak twierdzą niektórzy epidemiolodzy, czeka nas kolejny „rzut” epidemii, który dodatkowo może wystąpić wspólnie z sezonową grypą. Taka kumulacja w promocji… Bonus specjalny od Ministerstwa Zdrowia. Co wtedy? Jeśli już dziś Minister Finansów Tadeusz Kościński mówi, że każdy miesiąc epidemii kosztuje Polskę spadek PKB o 2 punkty procentowe, co prawdopodobnie jest mocno niedoszacowane, bo wychodzenie z recesji może być bardzo długim procesem, a i miesiąc miesiącowi nierówny, to gdzie będziemy jesienią? Pewnie drzew do wieszania się nie zabraknie, chyba że lasy będą masowo płonąć, co ostatnio nawet działo się nad Biebrzą.
Ktoś mógłby zaprotestować i powiedzieć, że przecież słuszne decyzje resortu zdrowia i zamknięcie granic (miejmy nadzieję, że nie na zawsze), uratowały wiele istnień ludzkich itd.… Tyle, że w miarę prawdziwe dane będziemy mieli najwcześniej za rok, a przebieg epidemii w wielu państwach różni się diametralnie. Liczba zgonów ma niewielką korelację z liczbą zakażeń, a dane śmiertelności tygodniowej z euromomo.eu pokazują wzrost ponad średnią tygodniową z poprzednich lat w Hiszpanii, we Francji, Włoszech, Anglii, Belgii i Holandii, zaś w wielu krajach są one znacznie niższe niż w latach ubiegłych. Tak jest m.in. w Niemczech, Austrii, Irlandii czy na Węgrzech. Średnia zgonów dla wieku 65+ przebiła wprawdzie dane z okresu zachorowań na grypę w końcowych tygodniach roku 2017 i 2018, ale w grupie 15-64 lata jeszcze jest spory zapas. Tendencja zmieniła się już w spadkową. Demonizowany wynik Szwecji (około 2500 zgonów) wcale nie musi być najgorszy, biorąc pod uwagę, że tam ograniczeń nie było prawie żadnych, prócz zdrowego rozsądku i zakazu zgromadzeń powyżej 50 osób. Gospodarki nikt nie zastopował. Chroni się za to osoby starsze. Czy fakt, że do podobnej liczby dojdziemy być może kilka miesięcy później, usprawiedliwia wszystkie restrykcje? Nawet jeśli na świecie zmarło z powodu koronawirusa (co należy podkreślić w ciągu ponad kwartału), ponad 200 tysięcy ludzi, to nadal jest to trzykrotnie mniej niż umiera co roku na zwykłą, sezonową grypę.
Warto przy tym zwrócić uwagę na sposób klasyfikacji Covid-19 zalecany przez WHO. Numer statystyczny zgonu jest podwójny. Jakie są różnice? Wystarczy przeczytać:
Kod U07.1 jest przypisany do rozpoznania Covid-19 potwierdzonego testami laboratoryjnymi
Kod U07.2 jest przypisany do klinicznego lub epidemiologicznego rozpoznania Covid-19, gdy wynik potwierdzającego testu laboratoryjnego był nierozstrzygający lub nieosiągalny. (tłum. S.Karczmarewicz)
Co to oznacza w praktyce? Interpretacja jest dość swobodna. Być może nie bez przyczyny docierają informacje zza oceanu, w których czytam, że w „tajemniczy sposób” spadła nagle liczba zgonów na zapalenie płuc. Dlaczego? Teraz, to już nie jest zwykłe zapalenie płuc, ale Covid-19. Kolejna teoria spiskowa? Poczekajmy na dane z Polski… Na razie w Łodzi wieści z zakładów pogrzebowych są takie, że ogólnie zgonów jest mniej, niż w tym samym okresie ubiegłego roku, nawet o 40%. Mniej, nie więcej! Jak zatem to wszystko nazwać, jeśli nie gigantyczną manipulacją?
Czy nie należałoby przestać w końcu straszyć ludzi i zadbać już nie o jakąś „nową normalność”, jak określił to nasz Premier Mateusz Morawiecki, ale o taką normalność zwykłą? Coraz większa staje się obawa, że cytat z Władysława Gomułki: „Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”, będzie miał przełożenie na ograniczenia naszej wolności również po zakończeniu epidemii.
No i może byłoby lepiej tych szczytów nie przenosić na jesień, albo i na kolejne lata, chyba że Pan Minister postawił sobie za punkt honoru, że wśród wielu różnych wzniesień i wierzchołków musi być jednym tchem wymieniany w przyszłości również „Szczyt Szumowskiego”…
Czytaj też: Maseczka na każdą okazję, Gigantyczna manipulacja, Choroba nie musi być najgorsza, A jednak się kręci, Koronawirus i wszystko jasne!?