Co dalej Panie Jacku?
Czy prawdziwy As w talii Prezesa, okaże się zabójcą polskiego górnictwa, a przy okazji grabarzem innych przedsiębiorstw? Wszak wiemy, choć może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że przemysł maszynowy, zwłaszcza w jego ciężkiej odmianie, kopalniami stoi… To one są jednym z poważnych odbiorców tego rodzaju produkcji. Oczywiście nie tylko w Polsce. Jednak nam chodzi przede wszystkim o własne podwórko. No, właśnie! Wszystkim? Wygląda na to, że są wyjątki. Pal sześć, gdyby to była tylko totalna opozycja, która na złość, ale też dla określonych celów politycznych, gotowa sprzedać własną matkę, ale jeśli podobne, albo gorsze rzeczy robi Rząd, podobno prawy, sprawiedliwy oraz patriotyczny, to ręce i nogi się uginają.
Tymczasem faktem jest, że „z powodu koronawirusa” – w każdym razie epidemia jest przyczyną oficjalną działań Rządu, kilkanaście kopalń zostało zamkniętych (podobno czasowo), aby zaraza się nie rozlała szerzej. Jak zakomunikował pan Wicepremier i Minister Aktywów Państwowych – Jacek Sasin:
– „Żadna z dwunastu kopalń, które przez koronawirusa czasowo wstrzymały swoją działalność, nie zostanie zamknięta.”
„Wstrzymaniem normalnego cyklu technologicznego przy wydobyciu węgla kamiennego objęte zostały kopalnie i ruchy wydobywcze: Bolesław Śmiały w Łaziskach Górnych, Piast w Bieruniu, Ziemowit w Lędzinach, Halemba i Pokój w Rudzie Śląskiej, Chwałowice w Rybniku, Marcel w Radlinie, Rydułtowy w Rydułtowach, Mysłowice-Wesoła w Mysłowicach oraz Wujek w Katowicach. Działalność wstrzymały także KWK Knurów-Szczygłowice oraz Budryk w Ornontowicach, które należą do JSW.” – donosi portal wnp.pl
Tyle wersja rządowa. A jakie są fakty? Należy postawić kilka pytań. Skoro, jak twierdzi sam pan Minister, należało zamknąć, bo nie wszyscy górnicy zostali przebadani, to czemu nie zamknięto kilku innych kopalń, w których również było wiele przypadków zakażeń? Dlaczego, jak donoszą sami górnicy, na wynik testu trzeba czekać nawet do 3 tygodni i są one wysyłane aż do Gdańska?
Związkowcy twierdzą, że zamknięcie kopalń jest nieracjonalne. Szef Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz nie owija w bawełnę i mówi:
„Wstrzymanie wydobycia na 3 tygodnie doprowadzi do likwidacji kopalń. Warunki górniczo-geologiczne w każdej z nich są bardzo trudne.„
Czyli realne niebezpieczeństwo istnieje. Dlaczego tak jest?
„Albo by doszło do zawalenia wyrobisk albo co gorsze do zapalenia wyrobisk. Utrzymywanie tylko minimalnego zatrudnienia jak jest to przewidywane w decyzji wicepremiera Sasina, mogłoby spowodować naprawdę katastrofalne skutki dla górników, którzy tam pracują” – dodaje Dominik Kolorz.
Pęta Prezydenta
Jaka jest prawda? Czy obietnice pana Ministra mają pokrycie? Pojawiły się, nieodosobnione przecież, głosy, że to ze względu na zbliżające się wybory prezydenckie. Miłościwie panujący nam Rząd nie chce przecież problemów, jakie, zwłaszcza wobec spadających notowań urzędującego Prezydenta RP, mogłyby wystąpić, gdy górnicy pojawiliby się w stolicy, co przecież zapowiadali. Słyszymy, że Główny Lokator Pałacu nie pomaga i wciąż odbija się od ściany do ściany, przez co jego słupek traci wysokość w dość szybkim tempie. Czemu? Temu, że raz w wywiadzie dla Wprost zapowiada, by może by poparcie dla związków par jednopłciowych rozważył, to znów krzyczy, że LGBT jest straszną ideologią, by po chwilę tłumaczyć się z tych słów w mediach społecznościowych (tym razem, wyjątkowo, po angielsku) odbierając jedocześnie połajanki od urzędującej Pani Namiestnik, tzn. Ambasador oraz swojego przyjaciela Jony Danielsa, który pisze bez ogródek: „Przeproś!”. Na co Pan Prezydent zaprasza do swego pałacu znanego z prowokacyjnej akcji „malowania drogowskazów” i antykatolickich wystąpień, aktywistę. W charakterze „listka figowego”, albo „przyzwoitki” doprasza tzw. „konserwatywnego geja”, co znów ściąga na jego głowę wiadra pomyj wylewanych przez zgorszonych tym faktem miłośników LGBT. O co tu chodzi? – mógłby spytać ktoś całkowicie od naszego „Bantustanu” oddalony? Złośliwie można by powiedzieć, że komuś tutaj żal rozum odbiera, a może to doradcom zabrakło fachowości, jednak trudno nie zauważyć różnicy pomiędzy jakością kampanii zaproponowanej przez panią Beatę Szydło, a tym co się dzieje obecnie. Oczywiście, faktem jest, że wykonując takie ruchy, zwłaszcza przy wcześniejszych zaniechaniach (opuszczeni frankowicze, zablokowanie ustaw związanych z reformą sądownictwa, podpisanie ustaw wprowadzających ponad 30 nowych podatków itd.) słupki rosnąć nie mogą. Prezydent się „zużył”, ale nie tyle w działaniu, co w zaniechaniu. Skoro brakuje wyrazistości, co niby miałoby być „magnesem”? Wszak podobne tezy głosi i pan Władysław Kosiniak-Kamysz, i Szymon Hołownia, a w dużej mierze również pan Rafał Trzaskowski. W zdecydowanej kontrze stoją panowie Krzysztof Bosak i Robert Biedroń, choć z zupełnie innych pozycji. Pozostali kandydaci oscylują w sondażach w okolicach 1%, zatem mimo że odróżniają się w swoim programie i retoryce od urzędującego Prezydenta, szans na udział w drugiej turze raczej nie mają.
Wybory, czy układ z UE?
To była „dygresja wyborcza” i pewnie pogląd, że zamykając kopalnie Rząd zabezpieczył się na wypadek ewentualnych protestów, jest całkowicie uprawniony. Nie wyklucza to jednak znacznie bardziej ponurego scenariusza. W świetle wypowiedzi pana Dominika Kolorza, wyłączenie kopalni z ruchu może wiązać się z nieodwracalnymi skutkami. Nawet jednak jeśli uda się je ponownie uruchomić, straty będą. Zatem wynik ekonomiczny na koniec roku musi być ujemny, co Rząd ma szansę wykorzystać do dalszego wygaszania górnictwa. Tak, jak bez rozgłosu zamknięto Kopalnię „Krupiński”, może uda się wygasić kolejne. Nie wszystkie na raz, bo to wiązałoby się z potężnymi protestami, ale systematycznie, pokazując, że to nie ma ekonomicznego sensu, że ekologia, podpisane traktaty itd. Pytanie tylko, jaki ma sens sprowadzanie węgla z Rosji, podczas gdy na hałdach leży polskie „czarne złoto”? No i zasadnicze, po co Rząd podpisywał dokumenty, które w perspektywie muszą doprowadzić tę branżę do zapaści i to wiedząc, że w tym samym czasie Niemcy budują elektrownie węglowe? Gdzie jest tutaj logika oraz polska racja stanu? A może jest tak, że skoro obiecano Polsce, idącą w dziesiątki miliardów euro, pomoc w ramach euroobligacji, to nie ot tak sobie? Czy wygaszanie górnictwa nie jest częścią układu z Niemcami (bo przecież to one dyrygują całą Unią)? Dowiadujemy się, że jednym z warunków pomocy będzie przestrzeganie praworządności, a Polska ma z tym ponoć wciąż poważne problemy, byłoby więc „roztropne” ich nie mnożyć. Oczywiście, słowo „roztropne” musi być wzięte w cudzysłów. Polska posiada już sprawdzoną w Kopalni „Wieczorek” technologię zgazowania węgla pod ziemią. Można ją udoskonalać i stać się w przyszłości krajem bogatszym od Norwegii. To nie jest megalomania, ale bardzo ostrożne szacunki, gdyż patrząc na ogólne zasoby (nawet tylko te ujawnione w części w niedoskonałych badaniach sprzed blisko 30 lat), możemy być państwem o znacznie większym potencjale nawet niż Niemcy. Czemu nikt nie wykonuje pierwszego kroku? Czy decyduje tu suwerenny Rząd, czy może jacyś „starsi i mądrzejsi”?
To przykre, że nie udało nam się dotąd wydobyć z głębokiej komuny, przynajmniej w kwestii mentalnej. Być może działa nadal pedagogika wstydu wsączana w umysły Polaków całymi latami. Nawet dziś, wydawałoby się całkiem rozsądnym i wykształconym ludziom, nie chce się przeczytać dokumentów, które zadają kłam wielu teoriom i „faktom” przyjmowanym nadal bezkrytycznie, chociaż prawda jest zupełnie inna. Dotyczy to nie tylko szkalowania pamięci żołnierzy wyklętych, czy Jedwabnego, ale też bardzo wielu kwestii dotyczących Kresów, czy całej polityki zagranicznej powojennej Polski. To są elementy, których naprawianie będzie trwało przez kilka pokoleń i to przy założeniu, że zacznie się wkrótce, o ile jeszcze będzie co naprawiać…
Tymczasem jednak to Rząd „dobrej zmiany” ma szansę stać się grabarzem polskiego górnictwa, którego nie udało się zaorać wcześniejszym formacjom. Czy wspomniany Pan Minister okaże się assassin-em (nomen omen) górniczym, choć zabijanie tej branży nie pozostanie bez wpływu także na wiele innych? Przypomina się słynne zdanie z piosenki nieodżałowanego Wojciecha Młynarskiego, „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie? Co by tu jeszcze spieprzyć?” Jednak tym razem nie chodzi już o tylko o jakieś „nędzne 70 milionów”, o czym wyborcy pewnie zdążyli zapomnieć, łykając jak pelikan cegłę propagandę, że to wszystko niby wina opozycji…
Miejmy nadzieję, że Polacy na to nie pozwolą, ale na razie światełko w tunelu nie świeci zbyt jasno…
Czytaj również: A jednak się kręci…, Totalna ściema, Kiedy rozum śpi, W cieniu pandemii, Prezydenta nie będzie!, 8 minut…, Wyszczepieni