Pamiętamy z dzieciństwa takie przekomarzanki, które miały nawet pewien urok. Dzisiaj chyba staramy się raczej nie używać podobnej retoryki, no może z pewnymi wyjątkami.
Minister potrafi!
Tak! Co wolno wojewodzie, to nie tobie, starosto… jak mówi znane przysłowie. Jakże więc można krytykować samego jaśnie oświeconego Pana Ministra Sasina, który w wywiadzie radiowym uznał, że to właśnie jest odpowiedni poziom rozmowy. „Wiem, ale nie powiem”. Jasne, ponieważ odpowiedź mogłaby być szokująca. Czytelnik zapewne domyślił się, że chodzi o słynny druk kart wyborczych, który Pan Minister zlecił bez umocowań prawnych, „żeby było szybciej”. A pytanie na antenie brzmiało: „Ile ten druk kosztował?” Przy okazji warto dodać, że usługę wykonała firma z kapitałem zagranicznym, aby przypadkiem z trefnego, jak się okazało, procederu nie pożywił się przy okazji polski przedsiębiorca. Nie, nie… Tak daleko nie idźmy! Nie należy mieszać naszych firm w afery. Słusznie…
Gdyby nie fakt, że minister może powołać się na spec ustawę, która wyłącza odpowiedzialność karną urzędników działających w ramach zagrożenia pandemią, pewnie ktoś zgłosiłby ten fakt do prokuratury. Zresztą, nie wykluczone, że już taki wniosek wpłynął, ale jak wiadomo, „ktoś tam komuś łba nie urwie”, żeby nie operować dosadnymi słowami. No, bo co ma wspólnego druk kart wyborczych z pandemią? Generalnie NIC! Można było normalnie, zgodnie z prawem i bez pośpiechu. Wystarczyło tylko ogłosić stan klęski żywiołowej, nawet choćby na dwa tygodnie, co umożliwiłoby przesunięcie wyborów o trzy miesiące i byłby wilk syty i Manchester City, a tak wykonano operację na wyborcach, kandydatach oraz na członkach własnej formacji politycznej, w której już (po tak grubym, kolejnym numerze) coraz więcej posłów zaczyna się nerwowo wiercić i rozglądać gdzie by się tu schować do jakiejś mysiej dziury. Czemu?
Karty walają się po ulicach
Jeśli prawdą jest, że karty wyborcze trafiły nie tylko do rąk kandydata na prezydenta, Stanisława Żółtka, ale także można je było znaleźć na jednej z wrocławskich ulic, to skandal jest niebywały i za to właśnie w pełnej rozciągłości ponosi odpowiedzialność Pan Minister Sasin, oczywiście wspólnie z Naczelnikiem i swoją partią. Pisząc Naczelnikiem nie mam na myśli naczelnika poczty, która w tym sezonie miała w dużej mierze zastąpić Państwową Komisję Wyborczą, ale na szczęście do tego (być może tylko chwilowo), nie doszło. Chociaż, jeśli wspomniany właśnie Naczelnik Państwa znalazł w sobie tak wysokie pokłady determinacji, aby wybory prezydenckie odbyły się natychmiast, że zaryzykował nawet rozpad koalicji, to kto wie, co jeszcze nas może czekać w najbliższym czasie…
Debata bez debaty
Tymczasem w chwili, kiedy Prezes PiS przystępował do decydujących rozmów o warunkach utrzymania koalicji z Jarosławem Gowinem, w TVP odbywała się wymagana prawem debata kandydatów na Prezydenta RP. W rzeczywistości słowo „debata” jest dla tego „czegoś”, co można było zobaczyć w okienku telewizora, pojęciem kompletnie nieadekwatnym. No, bo jak można takim mianem nazwać program, w którym kandydaci nie mogą wchodzić ze sobą w jakąś interakcję słowną, czy zadać wybranym konkurentom pytań? Dlaczego takie spotkanie z kandydatami nie mogło trwać dwa razy dłużej? Zwłaszcza, że miało to być jedyne takie spotkanie przed kamerami telewizji zwanej (jak mawia Grzegorz Braun – dla zmylenia przeciwnika), telewizją publiczną? Rozumiem, że dyrekcja TVP a priori uznała, znając przecież doskonale jakość swoich programów i scenariusz „debaty”, że dwóch godzin czegoś podobnego, to widzowie nie wytrzymają nawet śpiąc w swoich fotelach…
Kuriozalne oświadczenie
Debata dobiegła końca, urzędującemu Prezydentowi nie stała się krzywda, większość kandydatów opuściła studio z niedosytem, a chwilę później usłyszeli, że żadnych wyborów na razie nie będzie i czeski film potrwa dłużej. Jarosław z Jarosławem wydali bowiem kuriozalnie oświadczenie, z którego wynikało ni mniej, ni więcej, że Sąd Najwyższy uzna teraz wybory za nieważne i zostaną ogłoszone nowe wybory. Naprawdę? Panowie, a co się stanie, jeśli SN oddali taki wniosek? Czy ktoś o tym pomyślał? Albo np., w jakiż to magiczny sposób Sąd ma uznać za ważne lub nie ważne wybory, które się w ogóle nie odbyły? O ile mi wiadomo, to cisza wyborcza nie obowiązuje w tę sobotę, a więc raczej nawet nieudanej próby jakichkolwiek wyborów nie będzie. A jeśli nie zapadnie oczekiwana decyzja SN, to co? Znów Trybunał Konstytucyjny? „Pani Julio, pani coś z tym zrobi. Przecież da się jakoś z tej Konstytucji wyprowadzić sensowne rozwiązanie, prawda?” Jasne! Akurat z tej konstytucji da się „wywnioskować” niemal wszystko, w zależności od chęci, nawet bez specjalnych kwalifikacji prawniczych. Bełkot i dziury, jak w durszlaku, jeszcze to potęgują. No, bo co się stanie, jeśli do 6 sierpnia nie będzie nowego Prezydenta RP? Kto przejmie jego kompetencje, jeśli, co daj Boże, bo nie życzymy przecież źle obecnej Głowie Państwa, nie zginie w żadnym wypadku i nie dotknie go wydarzenie losowe, ale po prostu wygaśnie jego kadencja, a w wyborach z różnych przyczyn (np., terminów) nie uda się wyłonić zwycięzcy?
A, tak na marginesie, czy to elegancko zakładać (już bez żadnej krępacji), że Sąd Najwyższy coś ma zrobić, bo Naczelnik tak powiedział? Rozumiemy, że są już nowi sędziowie i nawet p.o. Pierwszego Prezesa, ale żeby aż tak oficjalnie, w komunikacie?
W mętnej wodzie łatwiej coś złowić?
Tak mówią, ale czy w tym przypadku ma to jakiś sens? Nie wiem. Faktem jest natomiast, że woda w polskiej polityce staje się wyjątkowo mętna, a brak powagi państwa jest dojmujący. Nie dziwi, że rozpoczęły się właśnie codzienne protesty przedsiębiorców, które pewnie będą się nasilały. To, co nam funduje Naczelnik, (bo przecież już nawet nie próbuje się ukrywać, że oficjalne organy państwa takie jak Sejm, Sąd Najwyższy, czy Trybunał Konstytucyjny, stały się zbędne), jest groźne, ponieważ coraz mniej przewidywalne. Skoro można wydrukować miliony kart do głosowania bez umocowań prawnych i próbować zastąpić PKW działaniami Poczty Polskiej zastępując jej prezesa człowiekiem z MON, skoro można z dnia na dzień wyeliminować z gry kandydatów opozycji, którym nie wolno prowadzić normalnej kampanii, a urzędujący Prezydent kontynuuje ją w sposób naturalny, skoro można wreszcie jednym pociągnięciem pozbawić praw wyborczych kilkanaście milionów Polaków za granicą, to można zrobić też jeszcze znacznie gorsze rzeczy. Jakie? Obyśmy nie musieli przekonać się wkrótce…
Czytaj też: Gigantyczna manipulacja, Choroba nie musi być najgorsza, Szczyt Szumowskiego, Maseczka na każdą okazję, A jednak się kręci…