Bezczelność bez granic trwa w najlepsze
Jeszcze nie wystygł „trup” Szumowskiego, a już nowa normalność ponownie nas dopada. Ściślej rzecz ujmując, nowa, poprawiona wersja Pinokia, czyli Premier RP w kolejnym kłamstwie. W zasadzie już trudno się połapać, kiedy mówi prawdę. Czy wtedy, kiedy zapewniał, że z kredytami frankowymi jego bank nie miał nic wspólnego, aż pojawiły się w mediach kopie umów z jego podpisem, czy wtedy, gdy opowiadał o Strategii dla Polski, z której nic nie zostało zrealizowane, czy może gdy zapowiadał, że Polska wstaje z kolan, albo kiedy przekonywał, że koronawirus już nie jest groźny i można spokojnie pójść na wybory? A może, gdy mówił o sukcesie w Brukseli, który już teraz okazał się klapą, a jak wielki ma ona rozmiar przekonamy się wraz dziećmi i wnukami?
Słyszę właśnie, że musimy się przygotować na nową falę koronawirusa. Taki koronawirus 2.0, albo Covid jesienny… Czyli, że co? Nie był groźny i sobie poszedł, a teraz nagle wróci z podwójnymi zębami? No i pewnie Śląsk wybierze, bo tam najczystsze powietrze, więc mu będzie dobrze, jak Polakom nad Bałtykiem, prawie… Szkoły już mają być przygotowane na trzy warianty nauki. Takiej wewnątrz (pewnie z przyłbicami), mieszanej – trochę w szkole, a trochę z rodzicami, którzy rzucą robotę, bo wiadomo… Robota, to głupota, picie, to jest życie! No, ale jak tu nie pić? Człowiek słucha tych bredni i zastanawia się z kim tu jest coś niedobrze? Nie wiemy, co pali Premier, ale może czas zmienić dealera? Aha, bo bym zapomniał, oczywiście, ten trzeci wariant, to taki, który już był ćwiczony. Zamykamy dzieci w chałupie i niech się cieszą, że tam przynajmniej nie muszą nosić maski. A rodzice? A, kto by się tam przejmował takimi drobiazgami…
Bon edukacyjny natychmiast!
Dostrzegam w tym szaleństwie jakieś światełko. Może czas wdrożyć w końcu bon edukacyjny (zamiast turystycznego). Bon, który dawałby rodzicom pełne prawa do wyboru placówki nauczania dla swoich pociech. Wtedy byłaby szansa, że powstaną szybko prywatne szkoły, owszem, także takie najmniejsze, prowadzące nauczanie domowe dla kilkunastu dzieci choćby. Skończyłaby się farsa nazywana szumnie „obowiązkową, bezpłatną edukacją”, a zaczęło kształcenie na co najmniej przyzwoitym poziomie. Prywatna guwernantka w nauczaniu początkowym? Czemu nie? W czym będzie gorsza od pani, która ma w klasie 30-kę rozwrzeszczanych (często mocno znerwicowanych) niekoniecznie przyszłych naukowców, od tej z ósemką, czy dziesiątką bardziej chętnych do zdobywania wiedzy pociech, dostarczonych przez świadomych rodziców? Czy nie znajdą się chętni, nawet emerytowani nauczyciele, aby za niewielkie wynagrodzenie poprowadzić fachowo zajęcia z kilku przedmiotów? To wcale nie musi być kosztowne, zwłaszcza jeśli trzeba będzie przystosować fragment domu, czy bloku. Znajdą się developerzy, którzy chętnie zejdą z kosztów, aby mieć u siebie tego typu placówkę. Trzeba tylko nieco dobrej woli i kilku, wcale nie tak bardzo rewolucyjnych, zmian w przepisach. Wystarczy nie przeszkadzać. Zaletą nauczania domowego, prócz szansy na zdobycie prawdziwej wiedzy przez najmłodszych, jest z pewnością to, że pisząc kolokwialnie, nie „wjedzie nam na chatę” sanepid. Ale jeśli prócz swoich, będziemy uczyli też dzieci przyjaciół, sanepid również może nam co najwyżej „skoczyć… na plecy z rozbiegu”. Chyba, że pojawią się donosy „serdecznych” sąsiadów, że ktoś zakłóca spokój, bo dzieci śpiewają i czasem krzykną, więc na pewno są bite i upijane do nieprzytomności, albo jeszcze co gorszego. Fakt. Nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego, co może dać ci sąsiadka – cokolwiek miałoby to znaczyć, a nie zawsze musi być przecież fajnie…
Premier oderwał nogi od ziemi
Ktoś, kto uważnie obserwuje poczynania Rządu RP, nie może nie widzieć, że logiki w działaniach żadnej nie ma. Chodzi tylko (a może aż), o zachowanie władzy, tak długo jak się da. Tu można nawet rozumieć to sformułowanie dosłownie, bo partia wie, że jak się nie da, to nic z tego nie będzie. Zatem zabiera się przez cztery lata, a potem przed wyborami nagle pojawiają się świecidełka, a to 300+, a to 13 emerytura, a to bon turystyczny. No i ogłuszony emeryt nasączony odpowiednio przez TVP, że aż mu propaganda nosem wychodzi, nie tylko zagłosuje, jak należy, ale jeszcze da się pokroić, za to, że nie ma żadnej alternatywy. Mało tego, zagrozi najbliższym restrykcjami, jeśli zechcą głosować inaczej, a z częścią przyjaciół zerwie kontakty. Nic to, że przedsiębiorcy się skrzywią i zmielą w ustach przekleństwo po wprowadzeniu kolejnego podatku, dla niepoznaki nazwanego jakąś formą „opłaty”. Nic, że przyciśnięci inflacją ludzie będą musieli zrezygnować z części planów. Nikogo nie zainteresują takie pomruki. To jedna strona medalu.
Jest jeszcze druga, czyli ulica i zagranica. Na zagranicę liczyć specjalnie nie można, chociaż akurat Niemcy, jak się wydaje, obudzili się na dobre i już sobie władze na pewne rzeczy na pewno tam nie pozwolą. Oficjalne czynniki, zwłaszcza organy, UE z całą pewnością pomocy nam w kwestii praw obywatelskich nie udzielą. Pozostaje więc ulica. Niestety, protest dwudziestu, czy nawet pięćdziesięciu tysięcy ludzi, niewiele tutaj zmieni, ale gdyby przybyło 12 września do stolicy pół miliona uczestników, to media raczej nie mogłyby tego ukryć, a politycy, przeoczyć… Premier, jak się wydaje, idzie w zaparte i opowiada o konieczności dalszej walki z pandemią. Jak widać, absolutnie nie przeszkadza mu, że żadnej pandemii nie ma. Zresztą, to nawet da się wytłumaczyć. Wszak znacznie łatwiej utrzymywać, że się skutecznie walczy, gdy przeciwnik leży na deskach, albo nie dotarł na ring. Z kolei niektórzy komentatorzy, jak np. Marcin Masny, są zdania, że Mateusz Morawiecki zerwał się ze smyczy banksterów, w każdym razie, tej ich części, która znajduje się za oceanem i że teraz będzie czas odwilży, bo nikomu w Rządzie nie zależy na konfrontacji ze społeczeństwem. Ciekawa opinia, choć sam akurat jej nie podzielam. Dziś mamy sytuację, w której ludzie sami gotowi są zagryzać innych i to wcale nie z zawiści, ale ze strachu. Tak działały i nadal działają media. Jedyna możliwość, aby odkręcić paranoję, z którą mamy do czynienia, to wielka, narodowa debata toczona w głównym nurcie przez naukowców, lekarzy, ale też specjalistów od PR-u i przedstawicieli mediów właśnie oraz szeregowych pracowników służby zdrowia i poszkodowanych pacjentów. Społeczeństwo w większości już wie, że do lekarza się dostać nie sposób, a jeśli się uda, to kolejna wizyta jest e-wizytą, więc jeśli stan pacjenta się pogorszy, to pozostaje mu wezwać pogotowie. Jeśli będzie miał pecha, to zamiast we właściwym miejscu wyląduje w szpitalu jednoimiennym z Covidem-19. To nic, że w 95% bezobjawowym, bo paradoksalnie może się okazać, że choć sam wirus go nie zabije, ale brak określonej procedury medycznej, na którą czekał wiele miesięcy, już tak. Wtedy dodatkowym „bonusem”, będzie jeszcze zgon z koronawirusem, a nie na koronawirusa, ale w statystykach przeczytamy, że zmarły miał „choroby współistniejące” i prawdopodobnie powiększy grono ofiar Covid-19. Tych ludzi nikt nie słucha, a relacje, z którymi można było się zapoznać w trakcie niedzielnej demonstracji, w wielu momentach szokowały i przerażały. Bezsilność wielu pokrzywdzonych jest dojmująca. Słuchając relacji w każdym normalnym człowieku budzi się gniew. Owszem, mamy przebaczać i modlić się także za naszych nieprzyjaciół, ale czyż jest normalne, że aż takim wrogiem może stawać się własne Państwo? Przesadziłem, bo przecież państwo to pojęcie szersze, a myślę tu o władzy. Cynicznej, wypranej z podstawowych uczuć, z zimną krwią, mordującej swoich obywateli. To mocne słowa i wiem, że w odniesieniu do wielu zwykłych urzędników, czy pracowników służby zdrowia, niesprawiedliwe. Oni bardzo często chcieliby coś zmienić. Starają się w ramach kretyńskich przepisów, robić więcej niż mogą, ale system został tak ustawiony, że mogą coraz mniej. I to właśnie ci, którzy stanowią chore, skandalicznie zabójcze, prawo, powinni zgnić za to w więzieniu.
Nie ma przypadków, są tylko znaki
Znane i celne powiedzenie ks. Bozowskiego. Nie wierzę, że Premier nagle się przebudzi i teraz już pójdzie z narodem. Nie wierzę, że ludzie będą mieli ponownie dostęp do lekarzy, bo tak naprawdę, nikomu na tym nie zależy, prócz pacjentów. Prywatna służba zdrowia jakoś sobie radzi, a jeśli kogoś nie stać, niech umiera… Może będzie miał szczęście i spotka życzliwych ludzi, którzy mu życie przedłużą, czasem naginając nieco chore procedury. Czy ktoś za to wszystko odpowie?
O niekonstytucyjności przepisów związanych z maseczkami i nie tylko, pisałem już tutaj, ale przecież nie chodzi tylko o zewnętrzne pozory wolności. Owszem, jeśli namordnik ostałby się jeno zaleceniem, a nie wymogiem, byłby to pewnie powód do odłożenia, a w każdym razie na pewno do rozmiękczenia protestów. Ludzie chcą żyć w miarę normalnie, robić zakupy, wyjść do parku, czy wsiąść do autobusu bez obawy, że ktoś ich opluje za brak maski i jeszcze wezwie do tego policję. Z kolei wyznawcy Covid-19, czyli tzw. „covidianie”, dadzą sobie uciąć rękę i może nawet nie tylko jedną, za to, że maseczki ochronią ich przed zarazą. Pamiętamy, że senatora Libickiego, jakoś nie ochroniły… To, że szkodzą, podkreślali naukowcy wielu krajów, artykuły z periodyków medycznych na ten temat cytowałem wcześniej. Ostatnio próbowała rozprawić się z taką tezą BBC. Zawsze znajdą się „eksperci”, którzy za pieniądze powiedzą, że białe jest czarne. Kto widział najprostszy z możliwych eksperyment w jednej z amerykańskich telewizji pokazany m.in. tutaj, ten wie, że długotrwałe noszenie takiego „gadżetu” nie może być dla zdrowia obojętne. Zresztą można sobie to powtórzyć w domu z dowolnym czujnikiem CO2. Owszem, są w sieci nagrania, które pokazują saturację i poziom CO2 we krwi mierzony nawet po kilku godzinach, który pozostaje w normie. To nie oznacza jednak, że tlen w tkankach jest na podobnym poziomie. Od dawna wiadomo, że organizm pobiera nie tylko tlen zresztą, ale wiele innych pierwiastków niezbędnych do życia z krwi i dba o to, żeby cały system pozostawał w homeostazie, swego rodzaju równowadze. Wiadomo też jednak, że bardzo często kogoś mogą łapać skurcze, bo ma niedostateczny poziom magnezu i potasu, pomimo, że we krwi te poziomy będą nadal w normie. Cytat z Medonet.pl:
Należy jednak pamiętać, że nawet jeśli saturacja jest wysoka, wartość tlenu na poziomie tlenowym może być niska. Badanie saturacji nie odnosi się bowiem do metabolizmu tlenowego w komórkach.
Dodatkowym aspektem, którego w ogóle się w filmikach zaprzeczającym „fake news-om”, jakoby maseczka była szkodliwa (np. tutaj ) nie porusza, to zmiany środowiska sprzyjającego namnażaniu bakterii, wilgotności i wszystkich kwestiach związanych z listą innych groźnych chorób, jak grzybica, zmiany skórne, etc., które powoduje długotrwałe noszenie maseczek. A przede wszystkim nie ma ŻADNYCH medycznych dowodów, że one pomagają, a już na pewno, że pomagają chronić ludzi zdrowych. Gdyby to było naturalne i tak dobre dla zdrowia, jak przekonują niektórzy (o zgrozo) lekarze, zapewne rodzilibyśmy się z maskami na twarzach, a z jakiegoś powodu Pan Bóg stworzył nas bez tego gadżetu. Ktoś zaoponuje, że to argument populistyczny, bo rodzimy się bez parasola, a jednak go używamy. Owszem, ale tylko z własnej, nieprzymuszonej woli i tylko wtedy, kiedy pada, albo chronimy się przed słońcem. Nie słyszałem, żeby ktoś chodził cały dzień z otwartym parasolem, bo może jednak będzie kiedyś kropić…
Lex retro non agit
Same maski, to jedynie drobna część przestępczych działań władzy, bo znacznie bardziej dotkliwe jest zabranie ludziom dostępu do świadczeń medycznych, który normalnie i tak jest na skandalicznie niskim poziomie. Tymczasem rządzący podjęli pierwszą próbę zapewnienia sobie na przyszłość całkowitej bezkarności kierując do Sejmu projekt ustawy podpisany przez 47 posłów. Te nazwiska należałoby sobie wryć w pamięć, żeby NIKT NIGDY na tych „przedstawicieli narodu” w życiu swym nie zagłosował. Coś niewyobrażalnego. To pokazuje, że Rząd ma pełną świadomość, że działa poza prawem, ale koncepcja, że nawet to nieskuteczne prawo mogłoby działać wstecz, to już bezczelność tak niezwykła, że trudno to skomentować. Przytoczona wyżej łacińska maksyma, to jeden z filarów prawa rzymskiego, ale zdaje się, że rządzącym żal rozum odbiera całkowicie i już nic nie jest w stanie powstrzymać amoku. Szczęśliwie poseł Grzegorz Braun zorientował się w porę, co się tu święci, gdyż pani Marszałek ma tendencję do takich przyspieszeń w odczytywaniu tego, na co posłowie mają za moment głosować, że niewiele brakowało, by doszło do nieszczęścia. Liczba obecnych, na sali i przy tabletach, posłów koalicji PiS okazała się jednak nie wystarczająca do odrzucenia sprzeciwu przedstawiciela Konfederacji i przynajmniej będą teraz choć dwa tygodnie, które ten szatański plan odsuną w czasie.
Jestem przekonany, że nasze władze realizują agendę podyktowaną prawdopodobnie zza oceanu. Sami tego wszystkiego raczej nie wymyślili. Czy Premier Morawiecki jest w stanie stanąć przed narodem i powiedzieć, jak pani premier Norwegii, przepraszamy, myliliśmy się. Wiele naszych działań nie miało sensu i podstaw naukowych. Wycofujemy się. Owszem, zalecamy ostrożność, jak przy każdym wirusie, na przykład przy grypie. Nikt normalny z katarem i kaszlem nie pakuje się w tłum ludzi, żeby ich zarazić. Podobnie, jak chorzy nie udają się na imprezy, żeby się bawić, a jeśli muszą jechać transportem publicznym, to zasłonią twarz, żeby nie kasłać na kogoś. To są normy cywilizacyjne i można, a pewnie niektórym nawet należy, o nich przypominać, ale nie jest to bynajmniej powód do zamykania gospodarki, czy pozbawiania wszystkich pozostałych obywateli praw podstawowych, albo zakładania im jakichkolwiek kagańców. Bezczelność i dotychczasowa bezkarność tego Rządu nie skłania do optymizmu, dlatego uważam, że bez poważnej manifestacji się nie obędzie. Jest taka kategoria ludzi, którzy wycofują się tylko pod presją. Niezbędne będą pozwy zbiorowe oraz pokaz siły społeczeństwa, które można oszukiwać nawet dość długo, ale z pewnością ten czas dobiega końca.
Czy nowy „zderzak” będzie funkcjonował krócej, czy dłużej, zależy w gruncie rzeczy już tylko od cierpliwości Polaków. Tym razem wymiana może być niezbędna znacznie wcześniej, nie wykluczone, że nawet, nomen omen, z całą maską i pasem przednim. Ale zdarza się i tak, że czasem trzeba sobie sprawić również nowy silnik, albo naprawa po prostu przestaje być już opłacalna…
Czytaj również felietony: Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Jak zostać bękartem, Ruskie onuce i matematyka, I po strachu, Zgadzam się z Winnickim, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska,
i artykuły: Szumowski musiał odejść, Bezprawie i niesprawiedliwość, Cynik, prowokator, czy ignorant?, Podwójna zdrada, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, 447 godzin, A jednak się kręci, Szczyt Szumowskiego