
Ilekroć słucham naszego „syntezatora mowy”, który opowiada na konferencjach prasowych, co jeszcze nam chętnie zrobi „dobrego” w bliższej lub dalszej przyszłości, odnoszę wrażenie, że całe społeczeństwo tkwi w jakimś Matriksie i parafrazując Stefana Kisielewskiego, już nawet nie tylko tkwi, ale się w nim urządza.
Nie wiem ilu już teraz trzeba by miesięcy, a może i lat, aby ludzie przestali zakładać na twarz kagańce, jak najbardziej dobrowolnie, witać się normalnie, zamiast trącać pięścią, czy łokciem, a już żeby się przytulali, to… Czarno widzę. Spustoszenie, jakiemu zostaliśmy poddani przez ponad rok prania mózgów, nie pozostanie tylko jedną z ciemnych kart, o których należy jak najszybciej zapomnieć. W tym przypadku zresztą uważam, że zapominanie byłoby ostatnią rzeczą, jaką należy zrobić. O ile w ogóle uda się postawić bandytów różnej narodowości przed trybunałem podobnym w swej konstrukcji do tego z Norymbergi, trzeba zrobić wszystko, żeby podobna historia powtórzyć się już nie mogła. Niestety, co widzą zwłaszcza dzisiejsi, nieco bardziej światli, albo choćby z dostępem do Internetu, seniorzy, wraca stare! Najpewniej w znacznie gorszej postaci, choć dziś jeszcze trudno sobie wyobrazić, że palenie ludzi w obozach, czy zbrodnie stalinowskie, zdoła ktoś przebić. Patrząc na szybkość „postępu”, wspieranego myślą techniczną różnej maści Kill Billów i Schwabów, jest dla mnie oczywiste, że to, co zgotują nam nowi marksiści będzie czymś o wiele gorszym, choćby ze względu na skalę.
Tymczasem wiosna w pełni i wielce łaskawy Minister Pandemii, pozwoli wszystkim zdjąć na wybiegu kagańce. Jakaż to będzie wdzięczność! Co za łaska?! Jakiż wielki okruch spadł z pańskiego stołu! Wirus został na zewnątrz oswojony i już nie kąsa. Oczywiście, tylko chwilowo… Za to strasznie atakuje we wnętrzach. W sklepach trzeba koniecznie rękawiczki, chyba że się uda tak dokładnie zniszczyć koronawirusa płynem antybakteryjnym, najlepiej razem ze skórą, że już będzie można czuć się bezpiecznie, a jeśli będziemy grzeczni, to nam pan Premier wystruga „bon zdrowotny”, dzięki czemu może nawet do dermatologa dostaniemy się szybciej niż na jesieni. Kto wie?
Wiosna, wiosną, ale przecież po niej lato, a w wakacje, wiadomo, wszyscy zaraz do samolotu i na Zanzibar. No, może teraz już nie, bo po normalnym prezydencie nastała tam pani ze Światowego Forum Ekonomicznego, więc wirus zapewne powróci i zagości dłużej. Cóż… nawet krótki lot w cieplejsze rejony Europy prawdopodobnie okaże się jednak również niemożliwy, jeżeli uparcie odmawiasz wstrzyknięcia sobie jednego z modnych w tym sezonie preparatów. Niby jest szansa, że zaakceptują jakieś dłubanie w nosie, ale to zawsze może się skończyć w „zaskakujący” sposób. Cudzysłów oczywisty, bo przecież zaskoczenia dużego być nie powinno. Zatem wyobraź sobie, że masz już spakowane bagaże, kupione bilety, powiedzmy dla 5-osobowej rodziny (a co!), wymarzona od jakiegoś czasu Malta czeka z gwarantowaną pogodą, no i nagle ZONK! Zapłaciłeś za „niezbędną procedurę medyczną”, a tutaj niespodzianka. Pozytywne testy otrzymujesz Ty oraz najstarszy syn. I co dalej? Żona leci z dwójką maluchów? Teoretycznie, jeśli nikt nie wie, może udałoby się jakoś wyłgać, że w zasadzie, to żyjecie z małżonką w separacji i ostatnio nie mieliście ze sobą kontaktu, a tak w ogóle to mieszkacie osobno itd. Bardziej realny okaże się jednak rodzinny urlop spędzony w domu. Będziesz się mógł wspólnie z najbliższymi radować, że nikogo nie zabrali siłą do szpitala, czy izolatorium, jak w Kanadzie i pocieszać, że w sumie, to może nawet i dobrze, bo nie wiadomo, jak z tą zagranicą… Moglibyście przywlec coś gorszego, albo się utopić, a już na pewno wydałbyś całą masę pieniędzy, a tak za cenę pięciu biletów uzyskałeś spokój.
Sam widzisz, że szczepić się trzeba, prawda? NIEPRAWDA! Dworuję sobie, bo właśnie pewnie za chwilę, za nasze pieniądze, Rząd wyprodukuje „reklamy”, które być może opowiedzą w skrócie podobną historię. Tym razem promując paszporty szczepionkowe. Oj, co za ohydna nazwa. Jakie tam, paszporty? Green Pass – brzmi lepiej? No! Zdecydowanie! Po pierwsze „zielony”, więc jest ekologicznie, ponadto „paszporty szczepionkowe”, to mowa nienawiści. Przecież, o czym być może nie każdy jeszcze wie, dyskusja w UE nad wprowadzeniem tego kuriozalnego dokumentu odbywa się w ramach bardziej sumiennego wypełnienia postanowień traktatowych, mówiących o… UWAGA!: „Ułatwieniu przemieszczania się obywatelom państw Unii Europejskiej”. Tak! Szczyt cynizmu? Bynajmniej! Wystarczy posłuchać, co mówi europoseł Andrzej Halicki wiceszef Komisji Wolności Obywatelskiej, Praworządności i Sprawiedliwości (sic!) Naprawdę ta komisja nosi taką nazwę. No, ale wiemy jak to z nazwami bywa… Zachęcam do zapoznania się z tym materiałem, bo „z obfitości serca usta mówią” i pociągnięty za język europarlamentarzysta powiedział prawdę. Oczywiście, słuchając tego niezbyt uważnie łatwo zgubić sens i uwierzyć, że to w sumie nic groźnego. Taki tam sobie zwykły QR kod. Jaki paszport? O co chodzi? Przecież, jak mówi pan Halicki „To wszystko ma nam pomóc, a nie zaszkodzić.” Z drugiej strony „…nigdy nie będziemy bezpieczni, nawet jeśli zaszczepieni dwiema dawkami”. Wprawdzie teoretycznie państwa mogą osiągnąć te 70% „wyszczepienia”, które jest niezbędne dla odporności zbiorowej, ale kto powiedział, że to w ogóle zostanie wzięte pod uwagę? NIKT! Gdyby tak było, wprowadzanie paszportu szczepionkowego nie miałoby żadnego sensu, bo po prostu wystarczyłoby zaczekać do końca roku, nawet już z tymi „ulubionymi testami”, jako że później żaden tego rodzaju „certyfikat czystości” nie byłby potrzebny. Nikt się nad tym nie zastanawia i nie zadaje prostych pytań? Ciekawe czemu? Pan europoseł, jak sam przyznał, testuje się co dwa dni. Być może nie pozostało to bez wpływu na stan jego zdrowia, pomijając fakt, że dłubanie w nosie nie jest szczególnie eleganckie.
Co zatem wynika z tej rozmowy? Ano tyle, że każdy policjant, strażnik, czy inny funkcjonariusz, będzie mógł uzyskać dostęp, do Twoich danych wrażliwych! Tak będą wyglądały wakacje z QR kodem… Nikt nie mówi, że już sam projekt łamie kilka ustaw, w tym polską Konstytucję i zapewne nie tylko naszą, ale też przepisy, które stworzyła sama UE, czyli RODO. Lecz przecież, jak słyszymy, „nie jesteśmy krowami na pastwisku”, więc trzeba to rozumieć inaczej. Czyli jak? Prawda o tym niegroźnym QR kodzie jest jednak zupełnie inna, niż mogłoby się wydawać. Jedna z „teorii spiskowych” mówi, że w rozmowach kuluarowych w Parlamencie Europejskim, nawet szczególnie się już nie ukrywa, że ma on być wykorzystywany także (a w przyszłości przede wszystkim) do kontroli wewnętrznej w poszczególnych państwach. To z pewnością tylko złe języki i plotki, które nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość… Kto chce, niech wierzy. Niestety, większość zwolenników tego „nowoczesnego rozwiązania”, prawdopodobnie nie może, choćby z racji wieku, pamiętać, jak reżim potrafił wziąć wszystkich za twarz bez żadnego zaawansowania technologicznego. Komputer Odra o mocy obliczeniowej małego Atari (kto jeszcze dziś pamięta Atari!?) zajmował cały, sporej wielkości pokój, a o telefonie komórkowym nikt wówczas nie słyszał. To były lata 70-te, ale przecież zniewolić naród udało się także wcześniej. Dlaczego? Ponieważ do tego niezbędna jest socjotechnika, a niekoniecznie jakiś zaawansowany technologicznie sprzęt. Niewolnikiem zostaje się przede wszystkim mentalnie, bo wolnym człowiekiem można być nawet w najcięższym więzieniu, co pokazują choćby historie słynnych dysydentów radzieckiej Rosji, ale też wcześniejsze, z naszego podwórka, jak Rotmistrza Witolda Pileckiego, a zwłaszcza świętego o. Maksymiliana Kolbe.
Przykre jest to, że wybrani w demokratycznych wyborach parlamentarzyści wraz rządem, już nie tylko kradną, czy osłabiają resztki suwerenności państwa, ale bez zmrużenia powiek mordują swoich obywateli i starają się ich zniewolić w stopniu, który wcale nie jest konieczny do prowadzenia ich szemranej polityki. Teraz przyszła kolej na segregację sanitarną. Co zaproponują w kolejnym kroku „dla naszego dobra”? A wszystko to w oparach absurdu wielopiętrowego kłamstwa, w które uwierzyła, jak widać, lwia część populacji cywilizowanych (wydawałoby się) krajów. Nie sądzę, żeby był to jedynie konformizm, ale może się mylę i przyjdzie w końcu otrzeźwienie. Oby nie za późno!
Napisałem w tytule „szczepionkowe wakacje”, więc przepraszam tych, którzy mieli już nadzieję, że chodzi o wakacje od szczepionek. Nic z tego! Na koniec wciąż aktualna myśl, którą otrzymałem wczoraj na dzień dobry od niezastąpionego researchera, Pana Jacka:
„Wyobraź sobie szczepionkę tak bezpieczną, że muszą ci grozić, żebyś się zaszczepił, z powodu choroby tak śmiertelnej, że musisz się przetestować, aby wiedzieć, że ją masz.”
Czytaj również felietony: Szczepionkowa schizofrenia, Maseczki z kluczykiem?, Największy przekręt i co dalej? Zabijamy ludzi, Złoty strzał dla seniora, To już nie teorie spiskowe! Talerz dla policjanta, Dno dna i szczepionka plus, Kondukt Niepodległości, Gonić króliczka, Norka odarta ze złudzeń, Uratowani przez Covid?, Awans na królika
i artykuły: Nie szczep się! Panikuj! Maseczki groźne dla życia, Mordowanie w imię bezpieczeństwa, Zatrzymać to szaleństwo!, Szczepionki zabijają w ciszy, Zaklinacze rzeczywistości i Astra od Zenka, Zaszczep się i zostań bohaterem, Rosyjska ruletka, Polska mutacja koronawirusa, Kolejna teoria spiskowa, Najlepsza szczepionka przeciw Covid-19, Milczenie owiec? To nie jest szczepionka, Śmierci, których nie było, A jednak się kręci