Afery współistniejące
Stało się! Najpierw ukochany przez niemal cały naród „strażnik koronawirusa”, ten, który sam jeden (prawie) zatrzymał… no może nie Ziemię całą, ale gospodarkę Polski przynajmniej i dzięki temu nie mamy setek tysięcy trupów na ulicach. Później, ten sam przecież, z podobnymi worami pod oczami, zmęczony, a jednak wciąż na posterunku, zaczął nieco tracić zrozumienie, choć najwierniejsi pozostali. Jeszcze dziś widzę tych, którzy w 30 stopniowym upale tkwią w maseczkach, tęskniąc za czasem, kiedy nawet lasy Pan i Władca, kazał pozamykać, dla bezpieczeństwa Polaków, ma się rozumieć, a przy wejściach do parków powiesić… kartki. Takie duże, z informacją, że zabrania się surowo itd. … Och, jak powiało nagle stanem, jeszcze nie wojennym może, bo wróg przecież niewidoczny nawet pod zwykłym mikroskopem, ale tym swojskim, komunistycznym braniem za mordę wszystkich. Żeby było łatwiej, kazał założyć kagańce. No i higiena, czystość ponad wszystko! Siedzieć w domu i oglądać telewizję. A tam, to dopiero się napokazywali! Transporty trumien we Włoszech, nic to, że zdjęcia sprzed kilku lat, gdy chowano utopionych imigrantów. Liczy się wrażenie! No i tak niektórym zostało. Niestety, choć wszystkie fakty mówią coś przeciwnego, oni wciąż wierzą w pandemię. Nic to, że o 8% mniej osób zmarło w całym kraju nie tylko w porównaniu z 2019, ale wcześniejszymi latami również. Nic, że szpitale jednoimienne świecą pustkami, a uprzejmy wirus omija skrzętnie zagraniczne korporacje. Ponad 65.000 pracowników sieci Biedronka. Brak zakażonych, podobnie w Lidlu, Auchan itd. Wysoka odporność, prawda? Nie, to co cherlawi, niedożywieni górnicy. Ich Covid-19 dopadł prawie wszystkich. Ściślej rzecz ujmując, taką część, aby całą resztę wysłać na kwarantannę. Niektórych na 40 dni i więcej. A co! Nie będziemy sobie żałować. Nie, nie… na wybory wirus się wycofał. Trzeba przyznać, że był bardzo wyrozumiały. Wystarczyło grzecznie poprosić. Zresztą Rząd akurat z tego słynie. Nie tylko w kraju. Skuteczność w negocjacjach to podstawa. Pewnie dlatego płacimy tylko niespełna dwa razy więcej za podobne rakiety Patriot z USA, niż Rumunia, ale z takim wirusem, to przecież znacznie trudniej, niż z administracją amerykańską. A udało się, prawda? Poszli górnicy na wybory. Niestety, zaraz gdy wrócili, to koronawirus zaatakował podstępnie ze zdwojoną siłą. Teraz już nikt nie mógł dać odporu, więc minister (a)Sasin będzie musiał zamknąć kopalnie. No i wtedy Sars-Cov-2 przyjmie to znów ze zrozumieniem i odpuści…
Żarty żartami, ale to prawda. Minister Zdrowia – profesor Łukasz Szumowski podał się do dymisji! Nie będę udawał, że mi przykro. To byłaby jawna hipokryzja. Oczywiście, ktoś mógłby zwrócić uwagę, że tak wdzięczny „worek treningowy” znaleźć trudno i pewnie byłby dość bliski prawdy, ale wszystko ma swój koniec. Kij ma nawet dwa, a kiełbasa aż trzy końce. Tym, którzy nie znają zagadki wyjaśniam, że trzecim końcem jest ostatni kęs. Tym razem, jak wspomniałem, nie ma co płakać, ale należałoby się raczej zastanowić, co się takiego stało, że pan minister, pisząc językiem tenisa, nagle skreczował? Przecież jeszcze tak niedawno mówił, że choć czuje się zmęczony, to nigdzie się nie wybiera. No, ale gdyby kierować się tym, co mówił pan minister, to oczopląsu co najmniej można by dostać, albo rozdwojenia jaźni. Maseczek nie nosić, bo szkodzą, ale jednak nosić, bo są całkiem zdrowe. Zamykać się w domach, kiedy jest 100 zakażeń dziennie, ale kiedy jest 400, jak najbardziej wychodzić. A na wybory wychodzić koniecznie, bo są całkowicie bezpieczne. Sklepy też, gorzej z kościołami, no bo tam, to wiadomo… itd., itp.
Moja diagnoza? Kompletnie nie ma znaczenia, co mówił nam pan minister i co jeszcze może by zechciał powiedzieć. Naczelnik podjął decyzję i tyle. Kiedyś słynnym hasłem w polskim Sejmie było zawołanie Andrzeja Leppera – „Balcerowicz musi odejść!”, którym kończył każde swoje wystąpienie. Teraz wprawdzie nie z taką intensywnością, ale głosy o konieczności zmian, akurat na tym stanowisku, również się nasilały. Myślę, że Prezes Kaczyński przeczytał uważnie książkę „Fałszywa pandemia”, z którą nawet dał się w parlamencie sfotografować. Jeśli obejrzał też relacje z kilku krajów, zwłaszcza ostatnio z Berlina i zapoznał się z opiniami polskich specjalistów, którzy, choć w mniejszości, jednak zaczęli wyłamywać się z „frontu jedności ściemy”. Frontu, wspieranego z jednej strony przez media i korporacje farmaceutyczne, a z drugiej, przez świadomość sum do spłacenia w zaciągniętych kredytach oraz zadanie sobie pytania: „Z czego utrzymam rodzinę?”. Być może usłyszał też przeprosiny pani premier Norwegii, które wygłosiła do narodu, przyznając, że lockdown był pomyłką i że pracowali na fałszywych danych. Obostrzenia zniosła już Holandia, kraje skandynawskie zmieniły obowiązek noszenia maseczek, na zalecenie, a świadomość błędów staje się powoli powszechna. Wprawdzie jeszcze nie u nas. O ile w Berlinie protestowało ponad 800 tysięcy ludzi, to w Warszawie w ostatnią niedzielę było ich ledwie około 15-20 tysięcy. Dobre na początek i to. Ważne, że w ogóle ludzie zaczęli się budzić z letargu. W stu procentach mają rację ci, którzy mówią wprost, jak poseł Grzegorz Braun, że maseczki, aplikacje do rejestrowania miejsc pobytu i inne podobne „wynalazki” to nic innego, jak początek totalitaryzmu. Kiedyś zakładano ludziom opaski na ramię i mówiono, że to nic takiego. Tylko po to, żeby była łatwiejsza identyfikacja. Co się stało później, pamiętamy… Jeśli dziś słyszę, że w gruncie rzeczy, to dla świętego spokoju można założyć tę maseczkę, bo to nie jest jakaś wielka dolegliwość, martwię się stanem świadomości Polaków. Tych samych, którzy jeszcze niespełna 40 lat temu walczyli o wolność ryzykując życie, więzienie, albo co najmniej utratę pracy. Ograniczanie wolności konstytucyjnych, o czym pisałem niedawno, ewidentne łamanie prawa i napuszczanie na siebie ludzi, to czarny scenariusz jeszcze bardziej czarnego filmu, a właściwie rzeczywistości, która z filmem nic wspólnego już nie ma. To bardzo starannie realizowany, zbrodniczy plan. Nie wiemy jeszcze na pewno, czy ten sam, o którym mówiono na słynnym spotkaniu u Rockefellera sprzed 10 lat, czy tylko ten z lat 2018/19, gdzie Bill Gates mówił wprost o przebiegu pandemii z jej symulacją włącznie. Być może wykorzystano tylko nadarzającą się okazję i władze ze słabym kręgosłupem moralnym (a te z mocnym znaleźć dość trudno), przeprowadziły „plandemię” zgodnie z założeniami WHO uzyskując bardzo wymierne korzyści. Benefity okupione, niestety, cierpieniem wielu ludzi i krachem gospodarki.
Rozumiem tych, którzy są wciąż przerażeni, że za chwilę dopadnie ich śmiertelny wirus. Zmanipulowani przez media głównego nurtu do granic wytrzymałości. Nie dziwię się, że zaatakował mnie nagle starszy pan, kiedy zobaczył, że nie noszę „namordnika”. On, zamaskowany dokładnie i w niebieskich, jednorazowych rękawiczkach, po prostu nie rozumie, że szkodzi sobie podwójnie, a może i wielokrotnie, bo przecież kiedy po całym dniu w różnych miejscach, w tym komunikacji miejskiej, te rękawiczki zdejmie niezbyt fachowo, naprawdę może go zaatakować jakiś wirus. Wszak, co podkreślał dr Stefano Montanari, nasza skóra uzbrojona jest w miliony drobnoustrojów także po to, aby zwalczać większość wirusów. Rękawiczka wprost przeciwnie. Ona może ochronić na przykład operowanego pacjenta z otwartą raną, dlatego chirurg obowiązkowo zakłada ten lateksowy gadżet, ale natychmiast po zabiegu, wyrzuca, zdejmując we właściwy sposób. Inaczej nie chroniłby nikogo, tylko rozsiewał zbierane starannie przez wiele godzin bakterie, które w większości mogłyby się namnażać nie niepokojone przez system ochronny, w jaki wyposażony został człowiek. Lekarze dobrze o tym wiedzą, bo tego uczą na pierwszym roku medycyny. Czyżby zapomnieli? Czemu nie słyszymy o tym w mediach? Ile minut poświęcił nasz „zasłużony minister zdrowia” na instrukcje dla Polaków, jak mają wzmocnić swój system immunologiczny? A może wcale nie o to chodzi, żeby go wzmacniać, a wręcz przeciwnie? Wszak człowiek, który nie choruje jest dla Big Pharmy bezwartościowy. Ma być pacjentem, który konsumuje stosowne ilości leków, jeśli nie, to won! Maseczka i morda w kubeł!
Taka to ironia losu. Niby system opiekuńczy, ale do lekarza się dopchać nie sposób. Zresztą w obecnej sytuacji, słowo „dopchać” wydaje się nad wyraz niestosowne, bo przecież dystans społeczny trzeba zachować, a ten dystans wciąż rośnie. Dziś, wbrew pozorom, to już nie metr, półtora, czy nawet dwa metry, ale wręcz setki metrów. Oddalamy się od siebie w postępie niemal geometrycznym. Fakt, że u specjalisty tylko pierwsza wizyta, po miesiącach oczekiwania, może być w miarę normalna, o ile za normalność uznamy dwie osoby, które rozmawiają o chorobie oddzielone od siebie o wymaganą odległość, zamaskowane i często jeszcze z przyłbicami „na wszelki wypadek”. To prawda, zdarza się odważny lekarz, który decyduje się nawet, o zgrozo, dotknąć pacjenta, żeby nie było, że nie zbadał. No, właśnie, to badanie może być czasem kluczowe, bo kolejna wizyta, to już tylko telefonik, nawet nie Skype jakiś, żeby był kontakt wzrokowy, o… co to to nie! Tak dobrze być nie może. Zatem „dopychamy się” telefonicznie. Kto ma sporo szczęścia, to i za 20-tym razem da radę się dodzwonić. Mnie się nie udało. To znaczy, żeby być obiektywnym, w przychodni szpitala klinicznego, owszem odebrali w końcu telefon i zapisali, ale przecież trzeba było donieść skierowanie, bo niby wierzą na słowo, że takowe pacjent posiada, ale zaryzykować, że nie zapomni go przynieść na wizytę, już nie chcą. Kretyński przepis mógłby być zmieniony już kilka lat temu, ale jakoś minister nie znalazł czasu. No, a potem… wiadomo. Kto by się tam jakimś pacjentem schorowanym, który jedzie na drugi koniec miasta bez sensu, przejmował, kiedy interesu maseczkowego pilnować trzeba, albo załatwić drożej respiratory, czy zamknąć lasy. Kupa pożytecznych zajęć, z przewagą kupy, oczywiście.
Wracam do meritum. Szumowski musiał odejść! Nie tylko ze względu na afery współistniejące, czy nowy program zdrowotny „Maseczka+”, ale po prostu z powodu „zużycia się materiału” w takim stopniu, że zaczął zagrażać stabilności Rządu. Może przeceniam nacisk wolnych mediów, gdyż realnie docierają łącznie prawdopodobnie do niecałych 2 milionów Polaków, może nawet i to jest zbyt optymistyczna liczba, o czym świadczy choćby ostatni warszawski protest „Kończymy Plandemię”. Przybyło ponad 40 razy mniej ludzi niż na podobną manifestację w Berlinie. Jednak kolejny już 12 września i myślę, że liczba protestujących będzie rosła w szybkim tempie. Chyba, że…
Gorzej być już nie może?
To jest właśnie ta nadzieja. Nowy minister, który będzie miał odwagę powiedzieć prawdę. Dziś wiemy, że będzie nim Adam Niedzielski, dotychczasowy szef NFZ. Zatem, czy będzie lepiej? Czy może zużyje się jeszcze szybciej i będzie musiał odejść? Czy zabiją go jakieś nowe afery współistniejące? Przypomina mi się anegdota o różnicy pomiędzy pesymistą, a optymistą.
Pesymista mówi: „No, gorzej to już być nie może”. Na co optymista: „Ależ może, może, może…”
I tu właśnie jestem akurat optymistą 😉 Miałem i jeszcze nadal posiadam, choć coraz słabszą, nadzieję, że przynajmniej w zakresie podstawowym, czyli faktów znanych dość powszechnie, powinien być konsensus. Jednak jak się wydaje, albo z tą „powszechnością” jest coś nie tak, albo nawet gdy politycy czytają, to bez zrozumienia…
Fakt pierwszy: mamy o ponad 8% mniej zgonów licząc rok do roku. Fakt drugi: zakażenie nie jest równoznaczne z chorobą, a w mediach stosuje się te sformułowania zamiennie. Czas z tym skończyć. Fakt trzeci: więcej testów, to więcej wykrytych zakażeń. Fakt czwarty: jeśli ktoś nie ma objawów, to nie znaczy, że „choruje bezobjawowo”, tylko wręcz przeciwnie, że ma wystarczająco silny system immunologiczny, który zwalcza także koronawirusa Sars-Cov-2. I takich osób, jak szacują wirusolodzy, jest od 95 do 97%! Fakt piąty: ponad 85% zmarłych miało choroby współistniejące, co oznacza, że większość z nich zakończyła życie z koronawirusem, a nie na koronawirusa. Dość istotna różnica, prawda? Covid-19 to wciąż dyskusyjna jednostka chorobowa, bo ma bardzo wiele cech wspólnych z powikłanymi zapaleniami płuc towarzyszącymi np. grypie, choć trzeba przyznać, że w wielu wypadkach ich przebieg bywa bardzo gwałtowny. Fakt szósty: istnieją leki, mamy też polski preparat, które działają bardzo dobrze. Amerykańscy lekarze, których konferencję prasową można obejrzeć tutaj, mówią wprost, że chlorochina ratuje życie. Niektórzy twierdzą, że nie umarł im żaden pacjent z koronawirusem. Fakt siódmy: statystyki w wielu krajach świata były i są wciąż fałszowane, a rzeczywista liczba zmarłych z całą pewnością nie jest wyższa niż przy zwykłej, sezonowej grypie. Jeśli się zjawisku przyjrzeć bardziej wnikliwie, może okazać się, że jest wręcz wielokrotnie niższa! Oczywiście, jeśli dane będą kumulowane przez kolejne pół roku, okaże się, że zmarło milion ludzi. Tyle tylko, że epidemia zaczęła się w październiku w Chinach, więc licznik należy zatrzymać z końcem września, a potem odjąć wszystkie sfałszowane przypadki. Nie da się? Jasne, że nie, bo w wielu miejscach sekcji zwłok zakazano, a ciała zmarłych zostały poddane kremacji. Dowody zamieniły się w popiół.
Jak jest u nas? Prosty rachunek – jeżeli prawdą jest, że „bezspornie”, czyli bez chorób współistniejących, życie z powodu Covid-19 zakończyło w Polsce około 300 osób, to odnosząc ten rezultat do liczby „chorych”, bo przecież za takich się uważa zarażonych, ilość zgonów nie przekracza 4,5 promila, a oficjalnie, przypominam, że w sposób znacznie zaniżony, podaje się śmiertelność sezonowej grypy na poziomie 0,1 do 0,2%. Gdzie ta pandemia, Panie (były) Ministrze?
Wiara kardiologa, czy naukowe fakty?
To jednak nie koniec, bo przecież jest jeszcze interpelacja posła Sachajko skierowana do MZ na podstawie listu otwartego prof. dr hab. Ryszarda Rutkowskiego z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, którą pokazuję poniżej:
Kto na nią odpowie? Minister Szumowski wolał nawet nie próbować, bo pytania, nawet bez odpowiedzi, po prostu miażdżą narrację Ministerstwa Zdrowia. Być może opisane wyżej fakty, wraz z artykułem tygodnika „Sieci” autorstwa Macieja Pawlickiego, który także, cytując obszernie naukowców o światowej renomie, dolał oliwy do ognia, obnażając podstawy mniemanej pandemii, złożyły się na reakcję Prezesa Kaczyńskiego. Wywiadu z Maciejem Pawlickim można posłuchać tutaj. Długotrwała zmiana nastojów społecznych w obliczu końca sezonu ogórkowego, wzrostu cen i pogorszenia się standardu życia wielu Polaków, może nieść za sobą niebezpieczeństwo znacznego wychylenia się wahadła sondaży w kierunku przeciwnym do oczekiwanego. Taki precedens byłby niebezpieczny, bo mógłby zagrozić utrzymaniu się do końca kadencji dość kruchej koalicji „zjednoczonej prawicy”.
Cóż, nie po to ma się zderzak, żeby go nie wykorzystać w momencie kolizji. Zużyty po prostu się wymienia. To nie jest droga naprawa…
Czytaj również felietony: Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Jak zostać bękartem, Ruskie onuce i matematyka, I po strachu, Zgadzam się z Winnickim, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska,
i artykuły: Bezprawie i niesprawiedliwość, Cynik, prowokator, czy ignorant?, Podwójna zdrada, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, 447 godzin, A jednak się kręci, Szczyt Szumowskiego,