Pożyteczni idioci i całowanie lwa
Wybory sfałszowane, dyktator morduje ludzi, demokratyczna Białoruś, wspierajmy wolną Białoruś! To hasła, które słychać w mediach od kilku tygodni, a doniesienia z protestów u naszego wschodniego sąsiada, prześcigają się w przedstawianiu jaki to ten prezydent Łukaszenka satrapa i jak bardzo wszystkie kraje, w tym oczywiście również Polska, powinny się zjednoczyć, żeby wprowadzić na Białorusi nowy ład.
Zapytam, wkładając kij w szprychy tej wszechobecnej nagonce, a co z naszą, polską racją stanu? Czy na pewno, mamy ważny interes, aby się w to mieszać? Ba! Czy w ogóle jakikolwiek „plus dodatni”, stosując retorykę naszego słynnego donosiciela, można by z tego uzyskać? Patrząc na dotychczasową politykę zagraniczną naszego nieszczęśliwego kraju, a w zasadzie na jej brak od kilku ładnych lat, można wzruszyć ramionami, że to przecież standard. Nie gloryfikując, bynajmniej, poprzedników, którzy składając hołd lenny Niemcom, zasłynęli z podobnie jednowymiarowej „strategii”, tyle że skierowanej na bliski zachód, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest jeszcze gorzej. Pohukiwanie i organizowanie ad hoc jakiś akcji potępiających reżim, podburzenie Białorusinów do jeszcze bardziej skutecznej walki o odzyskanie państwa i angażowanie się w konflikt, jest jak zabawa małych dzieci, znalezionym na polu niewypałem.
Jeżeli ktoś naprawdę sądzi, że uda mu się wepchnąć Białoruś w objęcia krajów UE, to jest nie tylko niepoprawnym marzycielem, ale po prostu, idiotą. Jakieś minimum wiedzy geopolitycznej powinien mieć przynajmniej premier rządu, zwłaszcza w 38-milionowym kraju. Tak mogłoby się wydawać, ale okazuje się, że ignorancja, podobnie jak głupota, granic nie ma. Interesującego wywiadu na temat Białorusi udzielił ostatnio Krzysztofowi Łukszy pan dr Leszek Sykulski. Polecam, zwłaszcza naszym służbom dyplomatycznym. Wprawdzie zmiana polityki od zaraz raczej możliwa nie jest, a błędy powtarzane od lat z konsekwencją godną lepszej sprawy, nie mogą pozostać bez wpływu na pozycję naszego kraju w stosunkach ze wschodnim sąsiadem.
Ktoś mógłby się żachnąć, że jak to? Przecież trzeba wspierać dążenia białoruskiego narodu do wolności i walkę z dyktatorem. Że przecież Polska była w podobnej sytuacji, kiedy walczyła z komuną i że wtedy nasi przyjaciele pomogli, wspierali, wyrażali solidarność i tego typu podobne komunały… Kto chce, niech wierzy. Jak mówił Winston Churchill, choć maksymę tę wypowiedział po raz pierwszy blisko 100 lat wcześniej, Henry Temple: „Anglia nie ma wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów, ma tylko wieczne interesy.”
Gdyby pokojowe „wyrwanie” Polski z objęć komunistów nie leżało w interesie geopolitycznym USA, nigdy by do tego nie doszło, mimo, że sytuacja była sprzyjająca. Zresztą, jeśli prześledzimy uważnie, co się stało później, słowo „wyrwanie” zostało użyte w cudzysłowie celowo, bo przecież podległość polityczna zamieniła się w ekonomiczną, a deal zawarty z komuną przy tzw. „okrągłym stole” obowiązuje nadal. Owszem, wytworzyła się sprzyjająca okazja, aby oficjalnie zamienić system socjalistyczny na kapitalizm kompradorski, czyli nie taki normalny, ale ten, w którym przyjaciele królika mogli się uwłaszczyć na państwowym mieniu, a potem „rżnąć głupa”, jak to się dorobili ciężką pracą w legalnym biznesie. Tak było, czego skutki odczuwamy do dziś. Czy podobną ścieżkę chciałaby przejść Białoruś? Trzeba by spytać mieszkańców. Szczerze wątpię. Zresztą tam nikt poważny, a już zwłaszcza zwykli ludzie, nie kwestionują wpływu Rosji oraz faktu, że to ich największy partner i sojusznik. Nie ma żadnych oznak, że chcieliby stać się nagle Europejczykami pełną gębą z całym tym „urzędniczym nawisem” i sześciokolorową propagandą. Ukraiński scenariusz takich przemian również nie należy do zachęcających. Majdan, o którym już głośno mówi się, że wywołany został przy wsparciu służb CIA i innych, nie doprowadził do wolności, o której przeciętny obywatel Ukrainy mógłby marzyć. Państwo straciło Krym, ale przecież to nie koniec. Miliony Ukrańców na emigracji, wprawdzie częściej ekonomicznej, niż politycznej, ale to nie zmienia faktu, że nikt, kto jest w sile wieku i zdrowie mu pozwala, nie liczy już na nagłe odrodzenie Ukrainy. Często nie wiążą swej przyszłości z powrotem do kraju, nie wierząc, że coś się tam zmieni. Czy Białorusini o tym nie wiedzą? Wiele wskazuje na to, że cały ten zgiełk, podsycany z zewnątrz, ma na celu realizację rosyjskich interesów, a przy okazji duże, poważne, europejskie państwa chciałyby coś uszczknąć, wchodząc na nowy rynek. Może 10 mln ludzi, to nie jest olbrzymi market, ale przecież są do zrobienia również inne interesy. Kraj z pewnością potrzebuje nowych technologii, środków finansowych itd. Napisałem „państwa poważne”, mając na myśli zwłaszcza Niemcy i Francję, bo Polska, nad czym ubolewam, do kategorii tak rozumianych krajów, niestety, nie należy, o czym świadczy wieloletnia indolencja w polityce zagranicznej w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem polityki wschodniej.
Wiele wskazuje na to, że dotychczasowy, rządzący Białorusią już 26 lat, prezydent, tym razem zostanie zmuszony do poważnych ustępstw. Wydaje się, że nacisku Rosji może nie wytrzymać. Czy stanie się łagodny jak baranek? Kreml pewnie właśnie na to liczy. Odpowiedź na pytanie o to, co jest w obecnej sytuacji polską racją stanu w odniesieniu do wschodniego sąsiada, wydaje się dość banalna. Nasze bezpieczeństwo na wschodniej flance w dużej mierze zależy od tego, czy państwo białoruskie będzie suwerenne, czy tę suwerenność utraci. Dotychczas Aleksander Łukaszenka zachowywał, mimo pewnych, niezbędnych ustępstw, zdrowy balans w stosunkach z Rosją, co oczywiście na Kremlu podobać się nie mogło. Koncepcja wsparcia od wewnątrz wymiany rządzącego Białorusią, przeprowadzana właśnie przez Władimira Putina, jest więcej niż prawdopodobna. Rozmowy ze zwykłymi mieszkańcami, którzy przyjeżdżają do Polski nie zawsze, wbrew relacjom dziennikarzy wiodących mediów, prowadzą do wniosku, że wszyscy chcą odsunąć satrapę i wybrać sobie nowego prezydenta. Świadomi zmian, które zaszły w Europie zachodniej i na świecie, Białorusini, często cenią sobie skromne warunki bytowe i przewidywalność polityki Łukaszenki, bardziej niż gruszki na wierzbie obiecywane przez tak zwaną opozycję.
Nie oznacza to, rzecz jasna, że wszystko jest tam w jak najlepszym porządku i nikt nie podnosi głosu. Tylko, czy Polska, mając realną szansę na stanie się swego rodzaju pomostem, pomiędzy Białorusią, a Zachodem, zrobiła cokolwiek, by Łukaszenka miał alternatywę? Czy choćby, jak mówi we wspomnianym wywiadzie, dr Leszek Sykulski, zaproponowała sąsiadowi choćby dostęp do naszych portów, co mogłoby uniezależnić Białoruś od Rosji w większym stopniu? Ba! Takie otwarcie mogłoby doskonale przysłużyć się też polskim rolnikom i wielu firmom, które mogłyby wejść znacznie szerzej na białoruski rynek. Teraz jest ich około czterystu, a czemu nie więcej? Można było? To dlaczego nic takiego się nie wydarzyło, a ponad 20 mln wsparcia otrzymuje telewizja Biełsat, który z pewnością nie służy dobrze naszym stosunkom z tym krajem, a co do promocji Polski w taki sposób, można mieć również poważne zastrzeżenia. Telewizja ta jawnie wspiera białoruskich nacjonalistów, którzy twierdzą np., że 17 września 1939 roku Armia Sowiecka wyzwoliła naród białoruski… Czy naprawdę tego rodzaju wsparcie leży w naszym interesie?
No, tak, powie ktoś – ale przecież nie można rozmawiać z Łukaszenką, bo kto rozsądny chciałby współpracować z dyktatorem… A z Chinami można? Jasne, bo przecież wszyscy z nimi handlują, prawda? Warto przypominać sobie ciągle, przytoczoną wyżej, maksymę angielskiego polityka i arystokraty, Henry’ego Temple. Ona nie dotyczy tylko Anglii, co być może naszych, raczkujących wciąż w temacie stosunków wschodnich, przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych, cały czas dziwi.
Na fali ogólnego szaleństwa pod tytułem „Wolna Białoruś”, nikt już nie zwraca uwagi na fakty, ponieważ na ulice Mińska wyszło 250 tysięcy ludzi. Nikt nie zadaje sobie pytań, kto finansuje wspierające protesty media. W sieci można znaleźć strony, jak wolnabialorus.pl, której autorzy są nieznani. Polski Rząd wprowadza ruch bezwizowy dla Białorusinów, którzy chcą opuścić kraj. Oczywiście, jeśli ludzie zechcą rzeczywiście zrzucić z siebie jarzmo dyktatora, mają prawo to uczynić, ale jeżeli inspiracja wychodzi z Moskwy, a wiele na to wskazuje, przy wykorzystaniu wielu środowisk w charakterze „pożytecznych idiotów”, to może warto najpierw przyjrzeć się temu lepiej, bez zbędnych emocji. Białorusini z pewnością nie będą nam wdzięczni, jeśli doprowadzimy do scenariusza ukraińskiego, do którego dziś jest znacznie bliżej, niż jeszcze kilka tygodni temu. Oddawanie, przez naszego Premiera Mateusza Morawieckiego, willi pani Swiatłanie Cichanouskiej, aby tworzyła rząd na uchodźctwie, to ewidentny przykład bezmyślności i wkładania palca między drzwi. Białoruś suwerenna, to gwarancja względnego bezpieczeństwa na wschodzie, także dla Polski, ale państwo, które zostanie przekształcone w kolonię rosyjską ze specjalną strefą wpływów Niemców i Francuzów, z pewnością suwerenne nie będzie.
Precedens wpierania przez Polskę rządu „na uchodźctwie” wobec kraju, które jest członkiem ONZ i z którym utrzymujemy stosunki dyplomatyczne, jest bardzo niebezpieczny i w przyszłości może się srodze zemścić. Inni też kiedyś mogą zdecydować, że utworzą sobie polski rząd za granicą, kiedy ten w kraju im się nie spodoba. Czy to tak trudno sobie wyobrazić, zwłaszcza z naszymi doświadczeniami historycznymi? Z zabawą w żarliwych obrońców białoruskiej demokracji jest trochę tak, jak z całowaniem lwa w d… – ryzyko duże, przyjemność żadna.
Czytaj również felietony: Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Jak zostać bękartem, Ruskie onuce i matematyka, I po strachu, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska,
i artykuły: Djoković wylany z kąpielą, List otwarty, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Szumowski musiał odejść, Bezprawie i niesprawiedliwość, Cynik, prowokator, czy ignorant?, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci