W koło Macieju to samo. A to, że Gowin powiedział…, albo Saczka, ale za to Dworczyk, no, a Horban, to w ogóle… itd. Ludzie! Obudźcie się! Przecież to są bzdety, które mają WYŁĄCZNIE kupić nieco czasu całej tej pandemicznej zgrai. Oni dokładnie wiedzą, że grozić, to mogą już tylko sobie nawzajem, bo za moment, kiedy pętla zacznie się zaciskać, będą spoglądać na siebie nieufnie, próbując odgadnąć, kto pierwszy zacznie sypać?! To ważne, bo właśnie TYLKO ten pierwszy otrzyma szansę wyjścia, może nie z twarzą (którą dawno stracili), ale z niższym wyrokiem, a być może uratować życie sobie i rodzinie. Konstrukcja się sypie i tego nie da się zatrzymać.
Jak w czeskim filmie…
Nic w narracji się już nie zgadza nie tylko z poprzednio głoszonymi tezami, ale brakuje nawet elementarnej, dwuwartościowej logiki w odpowiedzi na najprostsze pytania. Choćby takie: „Jak to możliwe, że skoro zaeliksirowani mogą nie tylko się zarażać, ale też przenosić dalej patogen, a do tego chorować i umierać częściej, niż ci, którzy żadnego „antidotum” nie przyjęli?” Opisany kazus z Wysp Brytyjskich. Dlaczego firmy w Anglii wysyłają na kwarantannę w pełni „zaszczepionych”, jeśli tylko mieli kontakt z jakimś zarażonym? No, ale co tam na jakiejś wyspie! Przecież u nas chcą zrobić to samo! Minister Śmierci zapowiada lockdowny, mimo, że UDOWODNIONO szeregiem badań oraz statystykami z całego świata, także z naszego kraju, że TO NIE DZIAŁA! No i dlaczego zamykać ludzi, jeśli odporność zbiorową osiągnęliśmy już bardzo dawno, bo przecież ze świecą szukać osoby, która z patogenem się w ciągu półtora roku nie zetknęła? Ale jeżeli ten eliksir jest tak skuteczny, to czemu w krajach (Izrael, Holandia), gdzie wyszczepienie osiągnęło niemal 80%, stosuje się segregację sanitarną? Niestety, ta forma „ochrony” także NIE DZIAŁA! W Utrechcie przekonali się o tym na własnej skórze, kiedy mimo QR kodów i wpuszczenia na koncert wyłącznie zaeliksirowanych i ozdrowieńców, ponad 1000 osób zostało zarażonych! A skoro tak, po co w ogóle się „szczepić”? Tego też nikt nie wie. Ba! Minister Śmierci oraz PZH nie są w stanie udzielić odpowiedzi nawet na tak banalne zapytanie, jak: „Ile cykli denaturacyjnych przewidziano w testach PCR stosowanych w Polsce?” Wiadomo, że ponad 40, ponieważ można to sprawdzić w przychodniach, które oferują wykonanie takiego „badania”. Podanie w wyszukiwarce nazwy producenta wystarczy, aby na jego stronie ustalić wartości znajdujące się w ulotce produktu. Okazuje się jednak, że ani pan minister, ani nawet cały Państwowy Zakład Higieny, nie wpadli na to proste rozwiązanie i na 10 pytań w tej kwestii, wystosowanych przez Grupę C19 odpowiadają, że nie posiadają takich informacji. Nie wiedzą też (podobno), od kogo Polska nabyła testy (sic!) Baaardzo śmieszne?! Może i tak, gdyby nie fakt, że na podstawie tychże „testów”, których wiarygodność już powyżej 25 cykli jest bliska zera, wysłano 3 miliony Polaków na kwarantanny (a czyni się to nadal!), zaś bardzo wielu z nich zostało wskutek tego zarażonych koronawirusem w szpitalach covidowych, do których trafili wskutek „wynalazku” pana Drostena. Zapewne jakaś część starszych pacjentów zakończyła tam swoje życie, gdy zamiast na kardiologię, czy chirurgię, zapakowano ich na zakaźny, poczęstowano wirusem, a potem respirator dopełnił dzieła… To już zabawne raczej nie jest.
Z tego też powodu wszyscy bandyci i mordercy, którzy są odpowiedzialni za zbrodnie i zniszczenie firm, a przy okazji polskiej gospodarki, MUSZĄ odpowiedzieć karnie! Być może niektórzy wciąż myślą, że się uda, że wystarczy tylko „uciec do przodu” i wprowadzić kolejne restrykcje. Nic z tego! Napiszę jeszcze raz, bo to ważne: NIE MA ŻADNEJ PRAWNEJ MOŻLIWOŚCI WPROWADZENIA PRZYMUSU SZCZEPIEŃ NA COVID-19 PRZED 2024 rokiem! Czy to jasne? Nie? A przecież wystarczy tylko chwilę pomyśleć. Kiedy skończą się badania III fazy preparatów zwanych dla zmylenia przeciwnika „szczepionkami”? No, no… ciepło, ciepło, gorąco! Właśnie tak! Dla niektórych firm będzie to rok 2024, ale nawet zakończenie badań w końcówce 2023 nie spowoduje, że z automatu będzie można wpisać substancję na listę preparatów w pełni sprawdzonych. Obecnie są dopuszczone w trybie awaryjnym, a zatem w świetle prawa (nie tylko polskiego zresztą) TO JEST EKSPERYMENT MEDYCZNY z samej definicji. Stąd też nie da się legalnie wprowadzić obowiązku „szczepień”, jeśli nie istnieje „szczepionka”, czy to tak trudno pojąć? A ONA NIE ISTNIEJE! Także dlatego, że to jest, jak podkreśliło wielu naukowców, broń biologiczna, a nie żadna szczepionka. Jeśli nie wierzysz, sprawdź osobiście. Posiadasz może polisę na życie w jakimś towarzystwie ubezpieczeniowym? Pójdź, a dowiesz się, że Twoje ubezpieczenie, to tylko NW, o ile umowa je zawiera. Oczywiście, śmierć może być także uwzględniona (jeśli jest w OWU z każdego tytułu), wszak karencja z powodu samobójstwa nie przekracza 24 miesięcy, więc jeśli tyle przeżyjesz, nie będą mogli podnieść zarzutu, że wziąłeś udział w eksperymencie leczniczym, aby dać się zabić. Jednak na pewno nie uzyskasz ŻADNEGO świadczenia na wypadek zachorowań, bo polisa eksperymentu nie obejmuje! Koniec i kropka. A skoro tak, nie można też wpisać eliksiru na listę preparatów, które masz przyjąć OBOWIĄZKOWO. Tak to nie działa. Jasne, że nasz premier ma duże doświadczenie w robieniu bandyckich numerów, które pokazywał w kolejnych NIELEGALNYCH rozporządzeniach, bo przecież złamano w nich tuzin przepisów ustawy zasadniczej. Tylko, że ŻADEN SĄD nie podtrzyma decyzji o ukaraniu Cię jakimś mandatem z powodu odmowy poddania się nieznanej procedurze medycznej. Warto o tym wiedzieć i przestać się bać oraz znaleźć sobie bardziej produktywne zajęcie niż wysłuchiwanie Dworczyków, Horbanów, czy Simonów, a nawet samego Ministra Śmierci, pokrzykujących, jak to nam tu zaraz wprowadzą „obowiązek”, jeżeli nie stawimy się natychmiast w punkcie ukłuć. Mogą nam co najwyżej skoczyć… na plecy z rozbiegu. Do tematu jeszcze powrócę niżej.
Trupy wypadają z szafy
W pewnym sensie, niemal dosłownie. Za chwilę prawdopodobnie „zrobi się widno” w całych Stanach. Nie tylko z powodu kolejnych enuncjacji o postępach w grillowaniu WHO i innych instytucji przez grupę mecenasa R. Fuellmicha, ale też kiedy rozpocznie się proces winnych fałszowania danych CDC, a konkretnie wycofania z rejestru VAERS tysięcy zgonów po „eliksirach” na C19. Informatorka – podpisana pod dokumentem jako Jane Doe, jak twierdzi adwokat z Ohio – Thomas Renz, pod przysięgą zeznała, że tylko w ciągu 3 dni szczepień w bazie danych znalazło się ponad 45.000 śmierci wywołanych przez różne rodzaje „antidotum” i zostały one wycofane przez administratorów! Spójrzmy na cytat z tekstu opublikowanego na stronie Vaccine Impact:
„Deklaracja została złożona wczoraj w Alabamie, a jej kopię przesłano do Health Impact News. (…)
Wydaje się, że demaskatorka nie pracuje dla CDC, jak pierwotnie pisaliśmy, ale jest „programistą komputerowym z doświadczeniem merytorycznym w dziedzinie analizy danych medycznych”.
Osoba ta twierdzi, że ma dostęp do „danych Medicare i Medicaid utrzymywanych przez Centers for Medicare and Medicaid Services (CMS)” oraz że „w ciągu ostatnich 25 lat opracowała ponad 100 odrębnych algorytmów wykrywania nadużyć zdrowotnych, zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym.”
Autor tekstu zwraca uwagę, że rzeczywista liczba nadużyć w tym zakresie może być olbrzymia, ponieważ sfałszowane dane pochodzą zaledwie z niewielkiej części (tzn. z jednego) systemu, z którego wczytywane są dane VAERS. Jeśli zestawimy to z oficjalną liczbą NOP-ów, w tym zgonów, w USA, która na moment ujawnienia zeznania nie przekraczała 11.000, można sobie wyobrazić, o jakiej skali śmierci związanych z przyjęciem preparatów zwanych „szczepionkami” tutaj rozmawiamy… Tymczasem Joe (czyli Józio) Biden zauważył chyba, że za jedno piwo nie ma do szczepień zbyt wielu chętnych, więc postanowił wdrożyć swoją nową geriatryczną wizję i teraz będzie rozdawał po $100 za ukłucie. Proszę się nie pchać!
Pozostawieni sami sobie
Eudra Vigilance z 17 lipca ma w Europie zarejestrowanych już niemal 19 tysięcy zgonów i ponad 1,8 mln innych odczynów niepożądanych.
Warto sobie uświadomić, że niektóre z NOP-ów wyglądają tak, jak u tej kobiety z Nigerii, która z mężem wyemigrowała do USA kilka lat temu i podjęła pracę w jednej z klinik medycznych w Minnesocie. Pod naciskiem przyjęła „antidotum” Pfizera, co po drugiej dawce skończyło się fatalnie. Obecnie ma amputowane obie nogi, a za chwilę straci najprawdopodobniej także obie dłonie.
I tu nie chodzi o epatowanie cudzym nieszczęściem, ale przestrogę oraz podanie źródła, po to, aby można było pomóc kobiecie zebrać środki na leczenie i rehabilitację. W USA, podobnie jak w innych krajach, ŻADNA firma ubezpieczeniowa NIE PŁACI ofiarom eksperymentów medycznych, więc ich sytuacja, zwłaszcza w kontekście cen świadczeń leczniczych, jest tragiczna. Nie łudźmy się, że w Polsce będzie lepiej! NIKT, prócz kilku fundacji, czy portali crowdfundingowych, które mogą pomóc zebrać stosowne kwoty, nie wyłoży ich dobrowolnie. Być może znajdą się hojni darczyńcy, ale przy olbrzymiej skali potrzeb, które będą rosły wraz z liczbą poszkodowanych i w miarę upływu czasu od zakończenia akcji „wyszczepiania”, to tylko kropla w morzu. Procesy przeciwko państwu polskiemu, o ile kogoś będzie na nie stać, potrwają, w najlepszym razie 5-6 lat, choć obecnie toczą się nawet dwukrotnie dłużej. Za co ci ludzie będą mieli w tym czasie żyć, o ile nie mają zamożnej rodziny i przyjaciół? Skąd wziąć środki nie tylko na utrzymanie, ale też kosztowne zabiegi medyczne i leki? Nikt o tym nie myśli? To może być niezwykle kosztowny w skutkach błąd… Ale przecież:
Wygrasz hulajnogę!
Wystarczy tylko wstrząs anafilaktyczny i pobyt w szpitalu, aby uzyskać równowartość ceny marnej hulajnogi, czyli nieco ponad 3000 zł. Ale za to jeśli będziesz „miał szczęście” spędzić po „eliksirze” na oddziale szpitalnym 120 dni, to pełna pula „wygranych” stanie przed Tobą otworem, ponieważ „nagroda główna” wyniesie wtedy „aż” 100.000 złotych! Wchodzisz w to? O czym piszę? O projekcie sejmowym, który wreszcie ponoć ma wejść w życie. Nie wiadomo jeszcze kiedy, ale „fundusz kompensacyjny” obiecywany od blisko roku, „już” po 7 miesiącach „wyszczepiania narodowego” powoli staje się faktem. No, to w końcu jesteś bezpieczny… Po kwartale w szpitalu dostaniesz jednorazową kwotę i dalej się bujaj sam! Nieważne, czy jałmużna wystarczy na kolejne 3-4 miesiące, czy może „aż na cały pierwszy rok leczenia” (co jest mało prawdopodobne, ale możliwe).
Niestety, ten ponury żart, może byłby nawet zabawny, gdyby nie to, że tysiące ludzi zostanie na lodzie, bez środków do życia i szans nie tylko na wyleczenie, ale na opłacenie medykamentów, które uczynią ich życie bardziej znośnym. Kiedy posłuchałem kilku ofiar tego eksperymentu medycznego, nie było mi wcale do śmiechu. Zacytuję dwa fragmenty. Pierwszy krótki, z zapowiedzi wywiadu:
Na imię mi Emily, mam 31 lat, mieszkam w Los Angeles. Pierwszą dawkę Pfizera dostałam 23 lutego. Byłam całkowicie zdrowa, ćwiczyłam na swoim rowerze spinningowym sześć dni w tygodniu, godzinę dziennie. A teraz czuję, że wewnątrz mojej twarzy, w mojej głowie szaleje wojna. I tkwię w tym 13 i pół tygodnia. I to się po prostu robi stopniowo i coraz gorzej, aż do punktu, kiedy jest nie tylko na mojej twarzy. Teraz jest w skórze głowy. Mrowienie i ból neuropatyczny schodzący do nóg i stóp, mięśnie są słabe, ręce są słabe, mam skurcze mięśni, wibracje wewnętrzne, absurdalny ból, a przy tym muszę wyglądać jak zupełnie normalny człowiek, który musi sprostać obciążeniu pracą w pełnym wymiarze godzin. Na przykład wtedy, kiedy moja szczęka zaczyna się zaciskać lub gdy moja skóra głowy płonie. Więc trudno się nie złościć, że mogliśmy sobie z tym poradzić dwa miesiące temu, gdyby lekarze zrozumieli wówczas, że tak się dzieje. (…) Wiesz, po prostu myślę, że oni nic nie wiedzą o takich odczynach, więc nie chcą traktować tego w sposób, który mógłby być ryzykowny, lub mógłby wpędzić ich w kłopoty. A ponieważ nikt ich nie wspiera, mamy to, co mamy.
Drugi jest nieco okrojonym przeze mnie obszernym fragmentem historii, która spotkała kobietę pozytywnie nastawioną do „szczepień”. Myślę, że nieźle pokazuje z czym się spotykają ofiary tej „zabawy w doktora Mengele”. Zapewne Polska nie będzie tutaj jakimś chlubnym wyjątkiem.:
Nazywam się Candace Hayden. Mieszkam w rejonie Michigan, otrzymałam szczepionkę Moderna 2 marca i następnego dnia doznałam bólu ramienia, chociaż do 4 marca nic nie wskazywało na to, że dostałam jakiś zastrzyk. A potem, 30 marca przyjęłam drugą dawkę i doznałam bólu ręki, oba zastrzyki były zrobione w lewą rękę. Następnego ranka nie tylko bolało ramię, ale ciało od tego miejsca, aż do ucha. Cała moja szyja była obolała i nie mogłam poruszać głową od lewej do prawej. Zostałam w domu, ponieważ nie mogłam prowadzić samochodu, by pojechać do pracy, nie mogłam też wykonywać ruchu głową w lewo i w prawo. Do 1 kwietnia wszystko to minęło. Powiem, że po prostu słuchając doświadczeń innych ludzi, po pierwszym zastrzyku odczułam drętwienie i mrowienie na twarzy i dłoniach. Ale otrząsnęłam się, po prostu zatrzymałam się i powiedziałam sobie, wiesz co, to wszystko jest w twojej głowie. Idź dalej, wszystko w porządku. W każdym razie 18 kwietnia, czyli w niedzielę, miałam typowy dzień, poszłam popływać, pobiegałam, popracowałam w ogrodzie, zjadłam kolację z przyjacielem. Około 19:00 rozmawiałam z nim. Odwróciłam się, żeby wejść do domu i poczułam najdziwniejszy, nieznany ból pod lewą łopatką. I stanęłam na chwilę, bo mnie to zaskoczyło. Ale znowu otrząsnęłam się i wykonałam krok prawą nogą i potknęłam się. Nie wystarczyło to by upaść, ale starczyło, bym zauważyła, że coś jest nie tak. Właściwie przypisałam to bieganiu, bo przebiegłam około pięciu, sześciu mil. Pomyślałam więc, że chodzi o bieganie. Zatem po prostu kontynuowałam wchodzenie do domu. Włączyłam telewizor (…) myślę, że się zdrzemnęłam. Była północ. Postanowiłam wstać i pójść do łóżka. Ale kiedy spróbowałam się podnieść, znalazłam się znów na podłodze. Pomyślałam, że to bardzo dziwne, że może to sen, albo dzieje się coś innego. Miałam świadomość, że próba wstawania w salonie się nie powiedzie, ponieważ nie mam w nim niczego stabilnego. Więc dosłownie wczołgałam się do kuchni i wciągnęłam na blat, który jest twardą powierzchnią. Złapałam równowagę i podeszłam do wyjścia z kuchni, a moje nogi znów się ugięły. Chwyciłam się blatu, ale też krzyknęłam, co obudziło mojego syna. A potem opadłam na podłogę, bo poczułam, że nie mam nóg. Dosłownie spojrzałam w dół, żeby zobaczyć, czy one tam są. Ale ich nie było. Nie funkcjonowały. Nie czułam stóp. Od pasa w dół nic nie czułam. Przyszedł mój syn. I nie wiem czemu nie pomyśleliśmy, żeby zadzwonić po pogotowie, powiedziałam mu tylko, że muszę dostać się do szpitala. I kazał mi poczekać chwilę. Wrócił z kulami, ale pomyślałam, że nie dam rady ich używać. Pracowałam wcześniej w ogrodzie, więc powiedziałam mu, żeby poszedł po nakolanniki, które miałam. I zaczęłam wyczołgiwać się z domu, żeby się dostać do auta, a mieszkamy na wzgórzu i wszędzie w domu są schody, więc mój syn powiedział: „Mamo, nie możesz tego zrobić.” A ja mówię do niego, że nie mam nóg. To jedyny sposób, w jaki dostanę się do samochodu, więc dosłownie wyczołgałam się z domu po schodach i wciągnęłam się do auta. Nie pytaj mnie, jak to zrobiłam. Syn patrzył na mnie, nie mając pojęcia, co robię. Ale wiesz, on pracuje razem ze mną. I zabrał mnie do szpitala. To był wzmożony czas COVID w naszym regionie, więc umieścili mnie na korytarzu. Przeprowadzili kilka testów, które nie dały rozstrzygających wyników, więc chcieli zrobić rezonans magnetyczny. I miałam dwie możliwości. Mogłam zostać przyjęta do szpitala, lub wrócić do domu i zadzwonić w pewnym momencie, aby zrobić MRI. Poinformowali mnie, że minie sporo czasu, zanim będę mogła umówić się na rezonans magnetyczny. Szybko zrozumiałam, że chyba chcę zostać w szpitalu, zwłaszcza że w tym momencie nie mam nóg i od klatki piersiowej w dół jestem kompletnie zdrętwiała, nawet tego nie czuję, nawet nie wiem, że te części mojego ciała nadal istnieją. I tak jest dzisiaj. (…)
Po około 24 do 30 godzin po przyjęciu do szpitala zrobili mi rezonans. Niedługo potem przychodzi chirurg i mówi mi, że nie ma niczego rozstrzygającego na moim MRI. Więc jako zespół chirurgiczny nie podejmą się zabiegu w moim przypadku i życzą mi szczęścia. Do tego czasu byłam w szpitalu prawdopodobnie od 36 do 40 godzin. A widziałam tylko chirurgów, a teraz mówią mi, że nic nie mogą zrobić. Nie mogę podać ram czasowych, ale wszedł internista, przedstawił się i powiedział, że będzie tu jako mój lekarz prowadzący, gdy będę pod opieką szpitala i że będą informować mojego lekarza pierwszego kontaktu na bieżąco. I że rozmawiał w mojej sprawie, ale w tym momencie nic nie mógł zrobić. Więc znowu leżę na plecach i słyszę te rzeczy, ale tak naprawdę nic się nie dzieje. Wydaje mi się, że lekarz przyszedł do mnie trzy razy w ciągu dwóch i pół dnia, mówiąc mi, że nic nie może zrobić. I za trzecim razem, kiedy przyszedł, nie będę powtarzała moich słów, ale powiedziałam mu, żeby nie wracał, dopóki nie znajdziecie kogoś, kto może coś dla mnie zrobić, albo przenieść mnie stąd. – Ponieważ powiedziałeś mi trzy razy, że nic nie możesz zrobić. To już wiemy, więc znajdź kogoś, kto może mi pomóc. Wyszedł i dwie godziny później zjawił się neurolog. A on przyszedł z poleceniem zbadania mnie, bo właściwie wcześniej nikt tak naprawdę nie dotknął mojego ciała. Pobrali krew i patrzyli na mnie, jakbym… mogła mieć jakąś chorobę, która sprawiała, że się wycofywali. Po prostu tak to ujmę. Ale neurolog wszedł, zrobił kilka testów ruchowych wraz z badaniem czucia i powiem, że w tym czasie kiedy mnie dotykał, czułam, jakby go drapało naraz 10 kotów. W trakcie tych wszystkich badań, które przeprowadzał, starałam się nie denerwować, ani nie przesadzać. Mam na myśli to, że dotykanie mnie było dla niego bolesne, nawet nie posłuchał mojego serca. Po prostu czułam, jakby ostry przedmiot wbijał mi się w klatkę piersiową. Posłał mi spojrzenie, jakbym nie miała pojęcia, co się dzieje. Ale to, co zamierzał zrobić, to zamówić MRI i CT. Tak więc podczas mojego pobytu w pierwszym szpitalu, w którym byłam, miałam w sumie sześć rezonansów magnetycznych, krew do podstawowych badań przez pierwsze pięć do sześciu dni pobierali mi codziennie, a niektóre inne badania krwi też były wykonywane. Powiem, że te wszystkie moje rezonanse magnetyczne nie przyniosły jednoznacznych wyników. Poszukiwano początkowo poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego. A badanie krwi było niespójne. Zrobili tomografię komputerową mojego serca z angioplastyką. I jedyną rzeczą, którą mogę wyjaśnić, używając medycznych określeń to, że gdyby w moich płucach wytworzyły się pęcherzyki, to w tomografii komputerowej, świadczyłoby to o przebytej zakrzepicy krwi, ale nie wytworzyły się żadne bąbelki.
Miałam MRI dolnej części pleców, górnej części pleców, mózgu, dwa razy rezonans mózgu i dwa razy dolnej części pleców i nic nie pojawiło się w MRI. Uwielbiam moje badania krwi, każda rzecz, którą testowali, była negatywna. Zrobili też nakłucie lędźwiowe, również wróciło z negatywnym wynikiem. (…) Przeskoczę do przodu i powiem, że byłam w szpitalu łącznie 26 dni. I z tego całego przedziału czasowego nadal nie mamy ostatecznej diagnozy, co się stało. Ostateczną diagnozą był GBS (zespół Guillain-Barré – przyp.wł) I to tylko po to, żeby ubezpieczenie opłaciło mój pobyt w szpitalu, bo musiałam mieć diagnozę, żeby pozostać w szpitalu przez 26 dni. Mogę więc powiedzieć, że znowu jestem zdrętwiała od klatki piersiowej w dół. Czuję się nieustannie jak poduszka do szpilek, a porażenie prądem przechodzi przez moje palce u nóg. I to ciągle będę powtarzała, że będąc w szpitalu, zawsze pytano mnie o ból. I dopiero pod koniec zaczęłam traktować to jak ból, ponieważ to nie jest bolesne w takim znaczeniu. To frustrujące, nie wiem, czy jako dziecko, czy kiedykolwiek wziąłeś baterię dziewięciowoltową i przyłożyłeś ją do języka. To uczucie, wyobraź sobie takie odczucie przez cały dzień, przez cały czas! To nie jest bolesne. Po pewnym czasie robi się to bardzo frustrujące i denerwujące. Wrażenie, które mam od klatki piersiowej do stóp. Kiedy się ruszam, to uczucie się nasila. I zaczynam się czuć, jakbym miała na sobie pończochy uciskowe, ale może od 15 do 16 par pończoch uciskowych, które sięgają aż do górnej części ud. Więc kiedy się poruszam, moje ciało zaczyna się kurczyć, a plecy czuję, jakby kładziono na nich 50-kilogramowy ciężar, a gdy się poruszam, to tak, jakby ktoś po prostu pchał ten ciężar i pchał go dalej w moje plecy. Nie mogę w pełni korzystać z moich kończyn. Moja prawa strona jest bardziej zdrętwiała i doświadcza więcej słabości niż strona lewa. I mój brzuch. Czuję się jak w gorsecie. Jeśli pomyślisz o gorsetach w dawnych czasach, gdzie w rzeczywistości były to sznurki, to czuję, że po obu stronach są dwie osoby i ciągle pociągają za te sznurki, żeby gorset się zacieśnił. I tak właśnie czuje się mój brzuch na co dzień w każdej minucie dnia.
Jak powiedziałam, kiedy zwiększa się ilość ruchów, choćby tylko po to, by przejść z jednego pokoju do drugiego, wszystkie te odczucia nasilają się. Brakuje mi lepszego słowa. To po prostu irytacja, ponieważ nie tylko z tym mam problem, ale nie mogę nawet postawić jednej stopy przed drugą, kiedy idziemy. Mam też odczucia, które zachodzą w całym moim ciele. Jestem 55-letnią kobietą, która wcześniej była niezwykle aktywna. Chciałabym powiedzieć, że jestem triathlonistką. Uczestniczyłam w triathlonach. Nie po to, by wygrywać, ale by wziąć udział. I mogłam uczestniczyć we wszystkich trzech dyscyplinach. W tej chwili nie mogę tego zrobić. Nie upadłam, nie odniosłam ostatnio żadnej kontuzji, jak powiedzieli lekarze: – Jesteś zdrowsza niż większość 55-latków.
Wcześniej nie brałam nawet aspiryny. I muszę powiedzieć, że też nie łykałam witamin, moje zdrowie nie było problemem.
(…) Minęło 56 dni, odkąd to mi się przydarzyło, i zostałam odesłana do domu ze szpitala, lekarze prawie mnie skreślili. Jedyny lekarz prowadzący moją sprawę powiedział mi, żebym przyzwyczaiła się do niepełnosprawności. To mi nie pasowało. Bo generalnie, kiedy coś takiego się dzieje, masz przyczynę, masz przyczynę i skutek. Po prostu nie kładziesz się na podłodze, a potem nie możesz wstać i nie możesz się ruszyć. A też spójrz na naszą społeczność medyczną, aby mogli pomóc, wiesz, pomóc zrozumieć, co mogło się stać i pomóc zrozumieć, jak doprowadzić mnie do następnego punktu. Nie mogę pogodzić się z tym, że będę niepełnosprawna do końca życia. Odmówiłam przyjęcia tego do wiadomości. Podczas mojego pobytu w szpitalu, kiedy doszliśmy do momentu, w którym nie było diagnozy, zaczęłam zadawać pytania, czy to może być efekt szczepienia? I szybko zostałam spisana na straty. Każdy lekarz, z którym rozmawiałam, mówił, że nie ma mowy, żeby to było szczepienie. I ja, no wiesz, stoję tam i krzyczę, mówiąc, że to jedyna rzecz, którą zrobiłam, która była inna. Nie miałam zawału serca, nie miałam udaru mózgu, możesz mi powiedzieć wszystko, czego nie miałam. Ale nie możesz mi powiedzieć, co miałam. I mogę ci powiedzieć, że otrzymałam najlepszy dar (zdrowie). Więc dla mnie jest to proces eliminacji. Jak już mówiłam, nie jestem przeciwna szczepieniom. Jestem całkowicie za tym. Ale są i wiemy, że istnieje grupa ludzi, mały segment, który doświadcza tych neurologicznych anomalii. I niestety, tak naprawdę przypisuje się nam to, że jesteśmy albo niespokojni, albo szaleni, kolejne dwie rzeczy, których nie akceptuję, ponieważ znam swoje ciało. I wiem, że dzieje się coś dziwnego, ale nie wiem, co z tym zrobić. I jak już mówiłam, ufam nauce. Proszę tylko o jakiś rodzaj uznania, że wciąż jesteśmy częścią eksperymentalnego fascynującego badania, ponieważ udowodniliśmy, że może istnieć anomalia. A teraz proszę tylko o włączenie nas do testu zawartego w badaniu i odkrycie, dlaczego jesteśmy różni? (…)
Wiemy też, że teraz dotyka to dzieci. Jak daleko musimy się posunąć? Albo kogo musi to dotknąć, zanim zostanie rozpoznany problem i że my, nasze głosy, zostaną wysłuchane? Wiesz, osobiście uważam, że jest rozwiązanie tego problemu. Ale jeśli nigdy nas właściwie nie zdiagnozują… Nie możesz naprawić czegoś, o czym nie wiesz, że to się dzieje, więc jeśli nigdy nie będzie rozpoznania, nigdy nie zostanie znalezione rozwiązanie.
(…) Kiedy neurolog był w mojej sprawie, chyba po raz drugi, kiedy przyszedł do mnie, zapytałam go o szczepionkę. I powiedział mi:
„- O nie! To nie mógł być zastrzyk.”
Potem poprosiłam innego lekarza, prawdopodobnie w ciągu pierwszych 10 dni. I wszyscy mi tak mówili, ponieważ minęło 30 dni.
-Och, w żadnym wypadku to nie może być ten „strzał”.
Pamiętam, ale nie mogę podać dokładnej daty, kiedy zaczęłam prowadzić własne badania. Widzę, że CDC mówi, że w ciągu 90 dni, należy zgłosić niepożądane reakcje. I dlatego poszłam dalej i 29 kwietnia wysłałam swój własny raport. Podczas gdy wciąż proszę lekarzy o zgłoszenie mojego odczynu, na dwa dni przed wypuszczeniem ze szpitala, jeden lekarz w końcu powiedział:
„OK, no cóż, zgłoszę to.” Szczerze? Nie wierzę, że to zrobili. I naprawdę nie ma sposobu, żebym się dowiedziała. (…)
Przeszliśmy już te wszystkie testy. Mówię tylko, że byłam całkowicie zdrowa. Co wtedy sobie myślisz? Jaki to ma sens? Więc wiesz, to naprawdę zaczęło być bardzo frustrujące. W tym czasie wyśledziłam kilka doniesień prasowych od dwóch pań, jedna w Pensylwanii i jedna w Tennessee, które miały bardzo podobne objawy. I rozmawiam z tymi lekarzami, opowiadam im o tym i mówię, że jest na YouTube, możesz to zobaczyć na własne oczy. I dosłownie dwóch lekarzy powtarzało mi, że każdy pacjent jest inny. Więc jak możesz przypisać to, przez co przechodzisz, temu, że wiesz, przez co przechodziła inna osoba? I wiesz, w końcu powiedziałam do jednego z lekarzy, że to nie jest nauka o rakietach. Słucham jej wywiadu, tego, co zgłaszają pacjenci lub dokładnie tego, co ci zrelacjonowałam i może jeśli tylko poświęcisz chwilę, aby podejść i popatrzeć na to, zrozumiesz, co mówię, że tak może być również u mnie. Ale znowu zostałam całkowicie zignorowana. Więc byłam sfrustrowana. No wiesz, brakiem lepszego sposobu na wyjaśnienie tego, czułam się zraniona, że nawet nie brano pod uwagę tego co mówię, ponieważ, no wiesz, moi lekarze czuli, że to musi być coś innego. Cóż, może łatwiej zaakceptujesz, jeśli dowiesz się, że może być to coś innego, ale proponowałam i prosiłam, aby sprawdzili, a oni nawet tego nie rozważyli. (…)
Przez cały mój pobyt w szpitalu miałam dwie rzeczy, które były frustrujące. A najgorszą było to, że nikt mnie nie słuchał, że zadawałam pytania, albo ujmę to tak: Myślę, że po raz pierwszy, to, gdy przez 10 dni w zasadzie postępowałam zgodnie z programem. Znowu budzę się i nie chodzę. Przeżyłam więc poważny szok. Nadal nie chodzę, patrzę w sufit i jestem w szpitalu z czterema ścianami i bez okna. Więc czułam się prawie jak w więzieniu. I wyszłam z tego. Nie byłam odurzona, to było bardziej jak szok, że to się dzieje naprawdę. I w pewnym momencie, po ciągłym wysłuchiwaniu: „Nie wiemy, nie wiemy”, zaczęłam prowadzić własne badania, zaczęłam, no wiesz, poszukiwania, by spróbować zrozumieć, co się dzieje z moim ciałem. I poczułam, że od kiedy użyłam swojego głosu i spróbowałam się bronić, zostałam zamknięta. Zamknięta pod hasłem: „Jak w ogóle śmiesz kwestionować co mówimy?” I to tak, że „nie dyskutuję z tobą, bo nie masz nic, o czym moglibyśmy dyskutować”. Po prostu proponuję ci alternatywę, bo jako zwykły człowiek oczekuję, że zrobisz coś z tą informacją, poza powiedzeniem mi, że wiesz, że to nie może być to. Bo skąd wiesz, skoro tego nie sprawdziłeś? Ok, więc zrobiłam własne badania, nie dostałam odpowiedzi na niektóre z trwających tygodniami procedur i testów, by nie być wysłuchaną, kiedy to dotyczyło mnie. Więc znowu, to było frustrujące, to było irytujące, muszę w tym momencie wtrącić, że dosłownie leżę na plecach, że tylko wstaję, wiesz, tylko z powodów osobistych. A teraz prowadzę poszukiwania i dowiaduję się, że wszystko, co uznali za mój stan, wymaga fizjoterapii. Ale jeszcze nie otrzymuję fizjoterapii. Nie otrzymuję niczego. Więc zaczęłam o to pytać. I powiedziano mi, że w szpitalu, w którym obecnie przebywam, nie ma łóżek, a oddział fizjoterapii jest zamknięty. Więc zaczęłam zadawać pytania typu: Co masz na myśli mówiąc, że nie ma łóżek? Ja nie potrzebuję łóżka, bo już mam. Wszystko czego potrzebuję to fizjoterapii. I każda diagnoza, którą mi stawiasz, mówi, że po trzech dniach braku ruchu prawdopodobieństwo, że to się odwróci, jest coraz mniejsze. Więc w tym momencie wiem na pewno, że jest takie, jak w 10-tym dniu i mówię lekarzowi, że jestem tu 10 dni, a wy nic nie zrobiliście. A teraz mówisz mi, że nie masz łóżka? Cóż, nie potrzebuję łóżka, ponieważ jestem w łóżku. Jestem w ośrodku, który musi mieć najnowocześniejszą fizjoterapię. Dlaczego nie możesz otworzyć drzwi? Sprowadź tu fizjoterapeutę i zaczynamy pracę. To znaczy, nie rozumiem tego. (…) Czuję też, że nikt nie chce mi pomóc i że zostałam wciągnięta w system, który nie przejmuje się nawet tym, że zadzwoniłam do adwokata szpitala. Zapytałam tę osobę, czy przyjdzie się ze mną zobaczyć, a ona powiedziała, że nie, zrobimy to przez telefon. I tu zapaliło mi się pierwsze czerwone światełko. Więc mówię jej, przez co przechodzę. I na koniec rozmowy mówi, że bardzo jej przykro, że przeżyłam to, czego doświadczam, i że otrzymam list ze szpitala. I właśnie odłożyłam słuchawkę i siedziałam tam nie mając nikogo, kto mógłby mi pomóc. A w tym czasie jesteśmy w środku COVID. Więc nie mogę nikogo wpuścić. Jestem sama. (…) Jestem, jestem taka zagubiona. I przyszedł kapelan, zobaczył mnie i spytał, czy się smuciłam i mówię mu, człowieku, nie miałam czasu na żałobę, jestem tutaj i walczę o życie. Nie mam nawet czasu na modlitwę, bo teraz nie czas na modlitwę. Wszystko, co wiem, to że mam używać mojego głosu i krzyczeć tak głośno, jak tylko mogę, dopóki ktoś nie wejdzie do tego pokoju, żeby mi pomóc. To wszystko, co wiem w tej chwili. Prawie powiedziałam kapelanowi, że jeśli nie przyszedłeś tutaj, żeby mi pomóc, możesz pomodlić się gdzie indziej, doceniam to, ale potrzebuję pomocy teraz! Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi zrozumieć, co się dzieje z moim ciałem, zapewni mi fizjoterapię, którą powinnam otrzymywać. I zacznijmy składać wszystkie te elementy razem. Wiem, że kręciłam się w kółko, ale tak właśnie się czułam nie mogąc chodzić i wyjść.
Opuściłam ten szpital po 17 dniach, zostałam przeniesiona do innego z tej samej grupy, aby rozpocząć fizjoterapię. Byłam w tym drugim szpitalu od 18 do 26 dnia. W domu jestem od 33 dni. (…) W pierwszym szpitalu powiedziano mi, że zostanie przeprowadzona ocena mojego domu, zanim mnie wypuszczą. I w dniu wypisu pytam panią, która do mnie mówi, czy wiem, o której godzinie zostanę odebrana i co mam? Więc pytam jak mam iść do domu i kto mi pomoże? A ona na to: Cóż, twój system wsparcia? A ja: Czy otrzymam jakąkolwiek opiekę pooperacyjną? A pani dosłownie się śmiała, więc mówię, że nie widzę tu nic śmiesznego. Zadaję ci pytanie, bo zaraz odeślesz mnie do domu. I gdyby ktoś mnie nie podwiózł czuję, że wsadziliby mnie do furgonetki, wysadzili na końcu mojego podjazdu i odjechali tak szybko, jak tylko to możliwe. Bo to jest tak, że nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Więc ona przeprasza za śmiech i mówi: „No wiesz, to wszystko jest bardzo kosztowne. Mogę ci podać kilka numerów telefonów.”
Rozmowa jest dłuższa, ale myślę, że wystarczy. Pełnych wersji można posłuchać w oryginale na tej stronie.
Czy relacja Candance nie brzmi znajomo? Nasz system „opieki zdrowotnej” nie jest lepszy od amerykańskiego, a cyników też mamy na pęczki, nie tylko w kadrze medycznej, ale choćby w osobach historyka – Morawieckiego, czy ekonomisty – Niedzielskiego. Mistrzowie cynizmu! Dzielnie sekundują im profesorowie Horban, Simon et consortes. Całkiem słusznie zwrócił uwagę, podczas konferencji prasowej na Podkarpaciu, poseł Grzegorz Braun, że KAŻDY, kto zobaczy Ministra Choroby, powinien dokonać zatrzymania obywatelskiego i przekazać go organom ścigania, ponieważ ten człowiek ma krew na rękach. Dodajmy, krew ponad 150.000 Polaków! Oczywiście, nie licząc tych, których zabiły preparaty zwane dla zmylenia przeciwnika, „szczepionkami”.
Zewsząd słychać pytania „dziennikarzy” i „ekspertów”: Jak zachęcić Polaków do szczepień”, a przecież zasadniczą kwestią, o którą jakoś dziwnie nikt nie pyta, jest nie „jak”, tylko PO CO?! Dlaczego kogokolwiek zachęcać do niebezpiecznego eksperymentu medycznego, który NIC NIE DAJE!? Wyniki z Anglii, Izraela, Seszeli i coraz większej liczby innych miejsc na świecie pokazują, że obecnie choroba oraz wyższa liczba zgonów dotyka właśnie tych, którzy dali się „zaszczepić”. Narracja, WBREW OCZYWISTYM FAKTOM, jest jednak zupełnie inna. Kłamstwo podawane jest przy tym przez łże-ekspertów lub funkcjonariuszy medialnych z tak pewną miną, jak te, które słyszeliśmy około miesiąc wstecz, na antenie Polsat News w programie pani Biedrzyckiej, jakoby NIKT w Polsce nie umarł po szczepionce, a na świecie „może raptem kilka osób” na wiele milionów zaantidotumowanych. Takie brednie opowiadała prowadząca program, którego gościem był poseł Andrzej Sośnierz, a on NIE ZAPRZECZAŁ! A przecież już wtedy MZ przesłało Grzegorzowi Płaczkowi cytowaną przeze mnie informację, o liczbie 1670 zgonów, które miały miejsce po jednej bądź dwóch dawkach „eliksiru” tylko do połowy kwietnia! Pod koniec czerwca wiedzieliśmy już o 3.500 takich ofiar. Dane VAERS i EudraVigilance są publikowane regularnie i kto zechce, może do nich dotrzeć, żeby sprawdzić sytuację w UE i USA.
Potem wystarczy już tylko pomnożyć to przez 100 i pomyśleć, czy w tej sytuacji warto jakkolwiek w ogóle choćby tylko ROZWAŻAĆ przyjęcie „eliksiru”. Mało? To popatrzcie, co się stało w Szkocji!
Ponad 5,5 tysiąca osób, które zmarły w ciągu 28 dni od przyjęcia eliksiru… Dane można w postaci pliku xls ściągnąć sobie z oficjalnej strony Public Health of Scotland. Warto dodać, że już są nieaktualne, bo z 23 czerwca. Przypomnę, że w Szkocji mieszka zaledwie 5,5 mln osób! Nie robi wrażenia? Generalnie powinno, no, ale jeśli ktoś zamiast głowy ma telewizor…
Mimo to należy rozmawiać, uświadamiać, pokazywać przykłady oraz wypowiedzi fachowców, których nazwisk na listach Big Pharmy trudno szukać. Może to coś da? Ktoś w końcu zapyta, ile w takim razie mamy FAKTYCZNIE ofiar w Polsce, skoro mieszka u nas 7 razy więcej ludzi? Tak zwana wyszczepialność w Szkocji jest wyższa, bo wynosi obecnie 58%, co nie zmienia faktu, że jest to dramat. Umiera jedna na KAŻDY TYSIĄC zaszczepionych osób! Czy nadal pragniesz wygrać tę hulajnogę?
Festiwal kretyńskich projektów
Ale w Polsce jest jeszcze inny problem! Mamy do czynienia z luką prawną oraz pasztetem, jaki zafundował nam rząd, który KOMPLETNIE NIE MA KONCEPCJI, jak miałby się zachować w sytuacji, kiedy zupa się jeszcze nie wylała, ale kocioł już mocno przechylony… Otóż zasadniczy kłopot w kwestii prawnej polega na tym, że „szczepionki” są formalnie dobrowolne. A skoro tak, jakikolwiek fundusz kompensacyjny nie ma racji bytu! No, bo po co tworzyć pulę wsparcia dla osób, które świadomie i dobrowolnie biorą udział w eksperymencie medycznym?! No, tak… tyle, że ani świadomość, ani tym bardziej dobrowolność w tym przypadku w zasadzie nie istnieje. Wielka ściema pod nazwą Narodowego Programu Szczepień, jest kompletną fikcją. Nie tylko dlatego, że ani on narodowy, ani to program, a już z pewnością nie „szczepień”, bo wiemy, na czym normalnie tego typu procedury polegają. Jest jednak znacznie gorzej, ponieważ ludzi zwyczajnie OSZUKANO! I to na wielu poziomach, o czym pisałem m.in. w tym tekście, analizując słynną rządową ulotkę z 15-oma kłamstwami. Jednakowoż od strony prawnej mamy dobrowolność, a więc państwo nie musi się troszczyć o ofiary, tym bardziej, że zdecydowanej większości z nich albo nie będzie stać na długotrwały proces, albo umrą wcześniej, a rodzina machnie ręką. Natomiast wprowadzenie szczepień obowiązkowych, zmieniłoby wszystko diametralnie! Każdy z bandytów, mordujących bezprzykładnie ludzi kretyńskimi, antyhumanitarnymi przepisami, które zabrały pacjentom możliwość leczenia, dokładnie o tym wie! Dlatego też opowieści o „szczepieniach obowiązkowych” można między bajki włożyć, bo:
Po pierwsze, ciężar odpowiedzialności za eksperyment zostałby podzielony pomiędzy państwo, a lekarzy. KAŻDY pacjent musiałby przed poddaniem go takiej procedurze, zostać DOKŁADNIE I WSZECHSTRONNIE ZBADANY! Żaden zdrowo myślący medyk nie wziąłby odpowiedzialności za nałożenie obowiązku „szczepienia” na kogoś, kto ma cień szansy na poważny NOP, o bezpośrednim zgonie po „eliksirze” nawet nie wspominając. NIKT nie chce dobrowolnie skazać się na postępowanie przed Izbą Lekarską i odebranie praw do wykonywania zawodu, pomijając już procesy cywilne, karne oraz zemstę rodziny. Zatem CZAS, KOSZTY BADAŃ i ODPOWIEDZIALNOŚĆ…
Po drugie, nie mogłoby być mowy o rzuceniu jakiegoś ochłapu poszkodowanym, ale państwo MUSIAŁOBY płacić do końca życia wysokie renty, OBOK jednorazowych świadczeń odszkodowawczych w znacznie szerszym zakresie (nie tylko utrata zdrowia, ale WSZYSTKIE inne koszty, w tym choćby utrata zysków, z powodu przerwy w prowadzeniu działalności gospodarczej, czy wykonywania zawodu).
Po trzecie, gdyby coś poszło źle (a wiemy, że już teraz poszło „nie najlepiej”!), formacja polityczna przyjmując PEŁNĄ odpowiedzialność za taki stan rzeczy, praktycznie sama odsunęłaby się od władzy JUŻ NA ZAWSZE…
Po czwarte, przeprowadzenie takiej operacji od strony prawnej przez parlament byłoby nie tylko problematyczne, ale arytmetycznie raczej niemożliwe. Zmiana Konstytucji oraz szeregu innych ustaw, choćby w kierunku przeformatowania samej definicji „eksperymentu medycznego”, a potem wpisanie nowej procedury na listę szczepień obowiązkowych? Chciałbym zobaczyć, jak posłowie głosują za odebraniem obywatelom prawa do decydowania o tym, jakie substancje są im wstrzykiwane oraz jak Polacy siedzą cierpliwie w swoich domach oglądając transmisję z posiedzenia Sejmu w tej kwestii i już na zapas podwijają rękaw…
Wreszcie, po piąte, musiałoby ulec zmianie również prawo unijne, wszak nie tylko chodzi o RODO, ale przecież to właśnie Parlament UE przyjął rezolucję wykluczającą przymus „szczepień” oraz potępiającą jakąkolwiek segregację z tego tytułu. Jak się ma do tego QR kod? Nie wiadomo… Ale to normalna „logika unijna”, najczęściej sprzeczna z tą zwykłą, dwuwartościową.
Przymus bezobjawowy
Przymus bezobjawowy, czyli jak się pozbyć wyszkolonego za ponad milion złotych obrońcy ojczyzny, usłyszeliśmy w trakcie posiedzenia komisji sejmowej z udziałem obecnych (jeszcze) i byłych już, niestety, żołnierzy. W książce Hellera był przynajmniej „paragraf 22”, który tłumaczył niemal wszystko. Póki co, w polskim wojsku stosowane jest prawo Kaduka, bo przecież żadne nowe szczepienia obowiązkowe dla armii nie zostały wprowadzone. A jednak! Mimo to, można prześladować, a nawet zwolnić z pełnienia służby, bez ŻADNEGO innego powodu, człowieka, który wypełniał wszystkie rozkazy, otrzymywał wyróżnienia i sam zabiegał o to, żeby zaszczepić się przeciwko różnym patogenom, które mogą być dla osób pełniących służbę w różnych warunkach terenowych, potencjalnie groźne (np. tężec). Do tego, szkolenie pancerniaka, jak szybko policzył sam zainteresowany, to koszt podstawowy przekraczający pół miliona, ale w skali kilku lat, co najmniej dwukrotnie wyższy. I co? I NIC! Należy ZMUSIĆ go do przyjęcia preparatu, który wprawdzie przed niczym nie chroni (o czym było już tutaj wielokrotnie), ale za to powstała „moda” na „eliksir”, a przecież nowoczesny wojak powinien być „trendy”, prawda? Posłuchajcie całości, choć to 2,5 godziny, z pewnością warto! Zwłaszcza, że wypowiadają się tam również eksperci z dziedziny medycyny, wojskowości oraz prawa, rozkładając cały ten bałagan na czynniki pierwsze.
Komu łapówkę i komu mandat?
Co się będzie działo z nauczycielami? Minister Czarnek już mówi o nauczaniu hybrydowym. Czytam w Polska the Times ile w 2021 roku średnio ma zarabiać pedagog. Wynagrodzenie średnie dla nauczyciela dyplomowanego z tytułem zawodowym magistra i przygotowaniem pedagogicznym w 2021 ustalono na 6 509,55 zł brutto. Dużo to, czy mało? Skoro brutto, to mało, ale przecież jeśli w tej kwocie ma się znaleźć 18 godzin w nauczaniu hybrydowym, a więc w praktyce przez kilka miesięcy zdalnym, to stawka może wydawać się gigantyczna! Wszak 360 zł za godzinę, nawet z podatkami, bez potrzeby ruszania się z domowych pieleszy, jest propozycją, której raczej nikt nie oprotestuje. Wiadomo, że te kilkanaście godzin zajęć, to tylko teoria, bo przecież trzeba się też do nich przygotować. Mimo to, stawki nie są niskie. Co otrzymają lekarze? Czy będzie próba przekupienia tych „poszkodowanych” spoza oddziałów covidowych? Jakie inne jeszcze grupy zawodowe nasi lucyferianie postanowią futrować gotówką, aby siedziały cicho? Kolejna podwyżka dla policji? Wszak bez tego mogą się szczególnie nie kwapić do ponownego robienia z siebie idiotów na ulicach polskich miast, firmując bezprawie obnażane przez tysiące umorzonych postępowań i wiele mocnych uzasadnień wyroków sądowych oraz ten najważniejszy, wydany przez Sąd Najwyższy. Najgorsze, że nie chodzi wyłącznie o wykonywanie bezprawnych poleceń, ale też możliwą, a w niektórych przypadkach niemal PEWNĄ odpowiedzialność karną i cywilną, o hańbieniu munduru i etosu pracy policji, nie wspominając.
Mimo wszystko, oczekuję jesieni z umiarkowanym spokojem, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że cała ta toporna narracja i bezczelny plan ograbienia i wymordowania ludności tubylczej, nie wywróci się w spektakularny sposób. Nie wiadomo tylko, czy stanie się to, kiedy jeszcze temperatury będą umiarkowane, a chęć do wyruszenia na ulice w obronie podstawowych wolności, nieco większa, niż w czasie mroźnej zimy. Pan doktor Zbigniew Martyka w tekście z początku lipca zatytułowanym „Czy zostanie w Polsce uruchomiony aparat przymusu„, pokazał konkretne dowody na to, jak robiono Polakom wodę z mózgu i ŻADNA z rządowych prognoz się nie sprawdziła. Stąd wysnuł wniosek, że prawdopodobnie, skoro nie da się ludzi przekonać faktami, formacja rządząca użyje przemocy. Nie podzielam jego opinii w tym zakresie, bo wprowadzenie przymusu „eliksirowania”, co pokazałem wyżej, nie jest wcale tak proste, jak mogłoby się wydawać. Tak, czy inaczej, nie dajmy się bandytom!
Na koniec przypomnę, że można pobrać fragment mojej książki w formie e-booka, albo poczytać w sieci, jako flipbook. No i pamiętajcie, jeśli to możliwe, o rodzinie moich przyjaciół, która marzy wciąż o własnym lokum bez grzyba…
Czytaj również felietony: Szczepionkowa propaganda nie działa! Szczepionkowe wakacje z QR kodem, Szczepionkowa schizofrenia, Maseczki z kluczykiem?, Największy przekręt i co dalej? Zabijamy ludzi, Złoty strzał dla seniora, To już nie teorie spiskowe! Talerz dla policjanta, Dno dna i szczepionka plus, Kondukt Niepodległości, Gonić króliczka, Norka odarta ze złudzeń, Uratowani przez Covid?, Awans na królika
i artykuły: Życie zaczyna się po szczepionce? Wyszczepieni na medal? Wspólnota zaszczepionych, Jak jeszcze mogę Panu pomóc? Życie za hulajnogę? To jest wojna! Magnetyczne szczepionki i depopulacja, Loteria na ostatniej prostej, Chcą wyszczepić Wasze dzieci! Nie szczep się! Panikuj! Maseczki groźne dla życia, Mordowanie w imię bezpieczeństwa, Szczepionki zabijają w ciszy, Rosyjska ruletka, Polska mutacja koronawirusa, Kolejna teoria spiskowa, Najlepsza szczepionka przeciw Covid-19, Milczenie owiec? Śmierci, których nie było, A jednak się kręci