Koronawirusowe bezprawie
Można by sądzić, że choć rządy poszczególnych krajów realizują tę samą „pandemiczną” agendę, wmawiając obywatelom przy pomocy łże-mediów, że sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, to są jednak jakieś granice zdrowego rozsądku. Nic bardziej mylnego!
Ogłuszeni połykacze programów informacyjnych tzw. „głównego nurtu” upewnieni przez niemiecki portal dla Polaków oraz eskimoską gazetę dla tubylczej ludności, za chwilę gotowi rzucać się do gardła wszystkim, którzy żadnych szmat na twarz sobie zakładać nie zamierzają. W przekonaniu, że tak właśnie czynić należy, umacnia ich sam świeżo upieczony V-ce Minister Zdrowia, który bredzi coś o infamii dla opornych i nieczułych na ludzką krzywdę „dysydentów”, czyli w gruncie rzeczy normalnych osób, które tej korona-ściemy nie łykają, a w dodatku korzystają z pełni praw konstytucyjnych.
Korona-bezczelność nie zna granic
Szczerze pisząc nie wiem, kiedy trafią w końcu za kraty takie persony, bo na to co robią oraz, coraz częściej także, na to co mówią, są w kodeksie karnym odpowiednie paragrafy. Mordowanie społeczeństwa (dosłowne- to nie żadna przenośnia) trwa już od dobrych kilku miesięcy. O ile można było jeszcze w końcu maja mieć litość i wybaczyć, o co oczywiście grupa przestępcza powinna poprosić, o tyle po tym co się dzieje teraz, pokrzywdzeni skłonność do wybaczania będą mieli coraz niższą. Jasne, że nawet za największe kanalie modlić się należy, ale prawo jest też po to, żeby je stosować. Trudno przypuszczać, że Minister Ziobro wsadzi do pudła swojego kolegę, nawet jeśli za nim nie przepada, albo doprowadzi do uwięzienia samego Nad-Premiera. Może być nawet gorzej, bo niebawem wraca do Sejmu słynny projekt ustawy „bezkarność plus”, który brak odpowiedzialności za czyny, także te z marca, miałby zagwarantować wszystkim działającym w imię psycho-pandemii. Wtedy już nawet gdy wina zostanie (bez większych problemów) udowodniona, to kary wymierzyć się nie da, gdyż stosuje się zawsze prawo, które jest w chwili orzekania bardziej korzystne dla sprawcy. Oni doskonale wiedzą, że popełnili już tyle nadużyć (eufemizm) oraz przestępstw, że nie wywiną się żadną miarą, o ile nie przepchną tego skandalicznego aktu prawnego przez parlament. Czy to się uda? Miejmy nadzieję, że nawet w partii rządzącej znajdą się ludzie prawi, którzy na takie rozwiązanie się nie zgodzą. Obawiam się jednak, że Naczelnik zaasekurował się właściwie i projekt poprze lewica, a kto wie, może nawet i część KO, wdzięczna, że prócz amatora drogich czasomierzy jeszcze nikt z nich nie siedzi.
Nie wchodzę dziś dalej w politykę zbyt głęboko, żeby się nie ubrudzić, chociaż coraz trudniej mówić, czy pisać, zwłaszcza o kwestiach medycznych, w jakiś sposób jej nie dotykając. Trafny wydaje się tutaj pewien żart, kiedy to pacjent pyta lekarza: „Panie doktorze, kiedy ta epidemia się wreszcie skończy? Nie wiem, nie jestem przecież politykiem, odpowiada lekarz.”
Morderstwo z zimną krwią
Czemu piszę w tytule o bezczelności? Ponieważ to, co się obecnie wyprawia, może doprowadzić do szału nawet najbardziej spokojnych ludzi. A którzy to, ci tacy spokojni? – spytałby, pewnie podobnie arogancko pan wiceminister. Ano, każdy kto przez kretyńskie zarządzenia o zamknięciu całej służby zdrowia dla wszystkich, prócz pozytywnie przetestowanych na obecność koronawirusa, nie otrzymuje świadczeń zdrowotnych, które mu przysługują w ramach praw konstytucyjnych. Dziś już wiemy na pewno, bo krzyczą głośno nie tylko onkolodzy, że w przyszłym roku ta już ponad 7-miesięczna indolencja, będzie kosztowała życie od 12 nawet do 30 tysięcy chorych na choroby nowotworowe. Brak diagnostyki i leczenia odsunięte w czasie o blisko rok, to po prostu dla wielu pacjentów wyrok śmierci. Jednak nowotwory, na które umiera codziennie blisko 300 osób, to nie jedyne poważne schorzenie. Co z pacjentami kardiologicznymi? Co z chorymi na nerki, czy choroby układu oddechowego? A kogo to obchodzi, być może wzruszy ramionami pan minister. Przecież teraz modny jest Covid-19. Modny do tego stopnia, że zwiększono kilkakrotnie liczbę testów. Testuje się bardzo chętnie i bardzo pozytywnie. Zbliżamy się do miliarda złotych wydanych tylko na ten cel przez rządzących (choć pewnie już tę magiczną sumę przekroczyliśmy). To jest właśnie początek wszystkich nieszczęść. Dlaczego? Zachęcam do wysłuchania tej korespondencji, w której Agnieszka Wolska z Kolonii cytuje obszerne fragmenty wywiadu z prof. Drostenem, tym samym naukowcem, którego test PCR o dziwo został przyjęty przez WHO, chociaż sam odkrywca reakcji łańcuchowej polimerazy Kary Mullis twierdził, że to się do diagnostyki kompletnie nie nadaje. Wspomniany prof. Christian Drosten również mówił kilkanaście lat temu, kiedy zastosowano tę metodę przy wirusie Mers w Arabii Saudyjskiej i nastąpił „wysyp zakażonych”, że jest ona zbyt wrażliwa i daje wadliwe rezultaty, ale odkąd został doradcą WHO zaczął mówić coś innego, a wspomniany test (RT-PCR) stał się kluczowym sposobem wpisywania ludzi na listę zakażonych. Mamy więc, jak słusznie twierdzi wielu publicystów niemieckich, do czynienia z pandemią testów, a nie choroby. Zobaczmy jak tłumaczył sytuację w Arabii Saudyjskiej prof. Drosten.:
„Metoda jest tak wrażliwa, że może wykryć pojedynczą, dziedziczną molekułę wirusa. Np. jeśli pielęgniarka ma taki patogen pędzący przez błonę śluzową nosa przez jeden dzień, bez zachorowania, nagle jest to już klasyfikowane jako przypadek Mers. Tam, gdzie zgłaszano tylko nieuleczalnie chorych, lub ciężko chorych pacjentów, teraz nagle łagodne przypadki, albo tam gdzie osoby są zdrowe, zaczęto je uwzględniać w statystykach sprawozdawczych. To również może wyjaśnić eksplozję liczby przypadków Mers w Arabii Saudyjskiej.”
Na pytanie redaktora, – czy uważa pan, że media mają wpływ na te dane sprawozdawcze? – profesor odpowiedział:
„W regionie nie ma prawie żadnego innego tematu w wiadomościach telewizyjnych lub codziennych gazetach, a lekarze w szpitalach są również konsumentami tych wiadomości. Uważają, że powinni mieć oko na tę chorobę, która była dotąd tak rzadka w Arabii Saudyjskiej. Medycyna nie jest wolna od fali mody. Obawiam się, że obecny wzrost jest spowodowany zwiększoną uwagą społeczną. Byłoby bardzo pomocne, gdyby władze Arabii Saudyjskiej powróciły do przestrzegania wcześniejszych definicji choroby, bo to co faktycznie interesuje medycynę, to poważne przypadki. Czy bezobjawowi, lub lekko zakażeni pracownicy szpitala są naprawdę nosicielami wirusa jest dla mnie wątpliwe. Co jest jeszcze bardziej wątpliwe, to czy oni mogą przekazywać wirusa innym.”
Brzmi znajomo? Czemu zatem ten sam naukowiec bierze dziś udział w podgrzewaniu atmosfery i korona-paniki? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to… wiadomo. Ale to nie koniec! W tym samym wywiadzie, zapytany – co sądzi o środkach do dezynfekcji i czy osoby wybierające się w podróż do Arabii Saudyjskiej powinny ze sobą zabrać preparat do dezynfekcji rąk na bazie alkoholu, odparł:
„W przeciwieństwie na przykład do norowirusów, które wywołują m.in. ostrą grypę żołądkową i można je zneutralizować tylko roztworem na bazie alkoholu, w przypadku koronawirusów woda i mydło są w zupełności wystarczające.”
Ciekawostka, prawda? Dlaczego każe się dzieciom dezynfekować ręce jakimś świństwem, a nawet, jak to się stało w jednej ze szkół, rozpylać preparat w powietrzu? Czy to jest normalne?
Bardzo interesująca była też wypowiedź jednego z najbardziej doświadczonych patologów niemieckich. Prof. Michael Sokos, który przebadał w swojej karierze zawodowej ponad 30.000 ludzkich zwłok, w programie telewizji NDR powiedział:
„Jako lekarze patomorfolodzy mamy do czynienia nie z ofiarami samego wirusa, a tak zwanych, skutków towarzyszących. Tylko w minionym tygodniu wielokrotnie przeprowadzaliśmy sekcje zwłok, tych, którzy od marca, kiedy zaczął się lockdown, nie opuścili więcej swoich mieszkań, z obawy przed infekcją. Ludzie z maskami przeciwgazowymi i jedzeniem dla astronautów, siedzieli zamknięci w swoich domach i nikt ich nie szukał. W mieszkaniach znajdowane są też zwłoki osób, które, mimo choroby, obawiały się pójść do szpitala wskutek tych czarnych scenariuszy, jakie im malowano.”
Przerażające… A ile podobnych przypadków miało miejsce u nas? Na razie nie wiemy, ale z pewnością to także zostanie zapisane na konto tych, którzy dziś mordują z premedytacją, bo oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że żadnej pandemii nie ma.
W polskim prawie karnym istnieje jeden z tzw. kontratypów, którym jest działanie w stanie wyższej konieczności. To sytuacja, w której poświęcone zostaje jakieś dobro, aby chronić dobro inne. Na przykład ktoś niszczy mienie, włamując się do domu, w którym widzi pożar, aby ratować osoby, które mogą się tam znajdować. Ale to także możliwa sytuacja, w której ktoś zanim włamie się do płonącego domu, aby ratować ludzi, uderzy osobę, która usiłuje go zatrzymać, tak nieszczęśliwie, że ona dozna poważnego uszczerbku na zdrowiu, a może nawet umrze. Stan wyższej konieczności wyłącza bezprawność czynu. Jak zatem bardzo musieli już nabroić nasi rządzący, skoro muszą wprowadzić specjalną ustawę „bezkarność plus”, bo istniejący kontratyp do ochrony może im nie wystarczyć? Pytanie jest retoryczne, bo to co wyprawiają woła o pomstę do nieba. Oni doskonale wiedzą, że ich działania nie mają nawet cienia pozoru legalności i że żaden normalny sąd nie przyzna racji nikomu, kto w jawny sposób łamie Konstytucję i inne akty prawne. Nie ma tu żadnego usprawiedliwienia. O ile jeszcze do połowy kwietnia mogliby się w niektórych sytuacjach tłumaczyć właśnie stanem wyższej konieczności, ponieważ trudno było wówczas przeprowadzić stosowne badania, a realne zagrożenie epidemiczne nie było zdefiniowane, do tego w kilku krajach wystąpiła wysoka śmiertelność, o tyle już w maju informacje były jednoznaczne, podobnie jak jednoznaczne są obecne dane choćby ze strony Worldometers, które pokazują sumaryczną ilość zgonów z całego świata i jasno widać, że kompletnie nic się nie dzieje.
Bezczelne korona-kłamstwa nie mają końca
Tymczasem Rząd, wzorem Słowacji, Czech, czy Niemiec, brnie w kłamstwa dalej. Zleca gigantyczne ilości testów, a lekarze rodzinni pakują kogo się da do szpitali, a wszystko to w celu wywołania kompletnie mylnego wrażenia, że mamy do czynienia z jakąś urojoną „drugą falą”. Owszem, zaczyna się powoli sezon grypy i przeziębionych, czy kaszlących osób będzie coraz więcej. Tak było zawsze i to się nagle nie zmieni. Natomiast bardzo chciałbym zobaczyć wyniki sekcji tych zmarłych, których uznano za ofiary Covid-19. Na razie nie przedstawiono żadnych danych, nie mówiąc już o danych wiarygodnych. Wiemy wprawdzie, że od marca do końca września zmarło przez koronawirusa 311 chorych, co daje niecałe 2 ofiary dziennie, podczas gdy na inne choroby zakaźne zmarło w Polsce ponad 30 tyś. pacjentów. Trzeba przypomnieć, może zwłaszcza Ministrowi Niedzielskiemu, że codziennie umiera w kraju ponad 1100 osób. Czemu zatem szczególną atencją otacza się tylko tych kilka, które miały nieszczęście pożegnać się z tym światem ze względu na Covid-19? Chociaż przyczyna nawet w przypadku owych kilkuset ofiar, o których donosi Ministerstwo Zdrowia, wcale pewna nie jest, bo ktoś musiałby najpierw wysłuchać opinii patologów. Ubolewam nad tym, że dotąd żaden polski specjalista tej gałęzi medycyny nie zabrał głosu, choć mamy wypowiedzi lekarzy włoskich, amerykańskich, czy niemieckich, jak cytowana wyżej. Wcześniej o braku podstaw do stwierdzenia jako przyczyny zgonów choroby Covid-19, mówił wielokrotnie prof. Klaus Puschell. Problem polega na tym, że lekarze z dużym dorobkiem naukowym, także w Polsce, jak choćby profesor Ryszard Rutkowski, alergolog, czy dr Zbigniew Martyka, mogą się swobodnie wypowiadać w mediach społecznościowych, nawet jeśli nie jest to łatwe, bo są często atakowani. Oni znajdą pracę poza szpitalem, ale co zrobi ze sobą patolog? Przecież nie ogłosi, że prowadzi prywatną praktykę, jako „lekarz ostatniego kontaktu”. Dlatego szansa na to, że ktoś otwarcie przyzna, że to wszystko to jedna wielka lipa, podobnie, jak zrobili to naukowcy z Niemiec, jest wciąż niewielka.
Fakty swoje, a minister swoje
Właśnie pan minister ogłosił, że wchodzą kolejne obostrzenia i że policja będzie teraz karać, a nie pouczać. Dyrektywy zostały już wydane. Czy grozi nam druga Australia? Czy funkcjonariusze będą podduszać na ulicach ludzi bez maseczek, albo zakładać je siłą, jak to widzieliśmy na filmach z kraju kangurów, albo wchodzić do domów Bogu ducha winnych ludzi razem z drzwiami? To na razie wydaje się jeszcze mało prawdopodobne, ponieważ wielu policjantów doskonale wie, że działają całkowicie bezprawnie i może się zdarzyć, że to oni kiedyś staną przed sądami. Tłumaczenie się wykonywaniem rozkazu nie powinno zwalniać z odpowiedzialności, kiedy Konstytucja jest im znana, a każdy obywatel przed ukaraniem może uprzedzić funkcjonariusza, że zatrzymując go i próbując wystawić mandat łamie prawo. Można zacytować konkretne artykuły np. 31 p.3 i uprzedzić, że to jest przekraczanie uprawnień. Jeśli tak, to co ma zrobić policjant? Ci, którzy naprawdę są ludźmi odpowiedzialnymi, zapewne złożą wypowiedzenia, ale nie będą, niestety, w większości. Nie każdy chciałby się znaleźć nagle na kurczącym się rynku pracy, zwłaszcza kiedy ma na utrzymaniu rodzinę. Jednak mogą się na to zdecydować, jeśli w końcu Polacy się obudzą i na kolejną demonstrację przeciwko obecnym działaniom Rządu (10 października) przybędzie do stolicy nie 20., ale co najmniej 200.000 ludzi, a na następną 24.X, o kolejne sto, czy dwieście tysięcy więcej. Jeżeli prawnicy będą występować pro bono broniąc tych, którzy mandatu nie przyjęli. Jeśli rodzice będą skarżyć dyrekcje szkół, które wbrew prawu i zdrowemu rozsądkowi, nakazują dzieciom noszenie maseczek i dezynfekcję rąk płynami na bazie alkoholu zamiast zwykłego mydła. Jeżeli wreszcie pokrzywdzeni przez system ludzie zaczną składać pozwy zbiorowe, czy to z powodu braku dostępu do diagnostyki i terapii, czy to z przyczyny ograniczania ich praw obywatelskich w jakiejkolwiek innej formie, jak choćby odmowa wpuszczenia do urzędu bez maseczki, albo próby mierzenia temperatury przy wejściu do różnych instytucji, co jest sprzeczne nie tylko z polskimi przepisami, ale też regulacjami Unii Europejskiej. Nie każdy wie, że to „niewinne” kliknięcie elektronicznym termometrem, to ujawnienie danych wrażliwych, na co pacjent musi wyrazić pisemną zgodę. Inaczej temperaturę może mu zmierzyć wyłącznie lekarz w swoim gabinecie, albo w domu.
35 milionów podejrzanych
Doszło do paranoi, która polega na tym, że obecnie mamy w kraju ponad 35 milionów ludzi podejrzanych o to, że są chorzy! To sytuacja nieznana dotąd w dziejach Polski. Mimo to, rządzący starają się wmówić ludziom, że to normalne i że tak właśnie należy. Mało tego! Zachęcają do ostracyzmu wobec współobywateli. Widzimy później takie relacje, jak ta z autobusu, gdzie kierowca nie przebierając w słowach i kopiąc pasażera wyrzuca go z pojazdu za brak maseczki. Patologie będą narastać, ponieważ rządowi, nie wiedzieć czemu, sekunduje nagle nie tylko Gazeta Wyborcza, ale także inne media, w tym największe, do niedawna jeszcze, opozycyjne telewizje. Nie widać też na ulicach ani KOD-u, ani innych przedstawicieli podobnych organizacji, które tak bardzo „troszczą się o demokrację”, jak choćby Obywatele RP, którzy krzyczeliby KON-STY-TU-CJA! Chociaż to teraz właśnie łamanych jest cały szereg artykułów, a nie, jak w przypadku ustaw sądowych, jeden czy dwa. Czyli nie przeszkadza im, że to kompletne bezprawie i że muszą nagle chodzić w kagańcach? Uważają, że to całkiem normalne.
Tymczasem nie tylko Konstytucja jest łamana, bo obowiązująca ustawa z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi w art. 46b pkt 4 stanowi, że w rozporządzeniu Rady Ministrów można ustanowić: „obowiązek poddania się badaniom lekarskim oraz stosowaniu innych środków profilaktycznych i zabiegów przez osoby chore i podejrzane o zachorowanie;”
A co to dokładnie oznacza? Ustawa określa, że osoby podejrzane o zachorowanie to tylko te, u których „występują objawy kliniczne choroby lub odchylenia od stanu prawidłowego w badaniach dodatkowych, mogące wskazywać na chorobę zakaźną”.
Zatem, co zauważył też bardzo mądrze na ostatniej konferencji prasowej Ministra Niedzielskiego, redaktor Maciej Pawlicki, podstawa działań policji i sanepidu, po prostu nie istnieje!
Rozporządzenie jest aktem niższego rzędu niż ustawa i jeśli jest aktem wykonawczym do konkretnej ustawy, musi – jak stanowi art. 92 ust. 1 Konstytucji – zmierzać wyłącznie do wykonania ustawy. Nie może być jednak ani sprzeczne z ustawą, ani też wykraczać poza zakres delegacji. Rozporządzenia nie mogą regulować spraw, które stanowią przedmiot wyłączności ustawy. To są fakty, z którymi polemizować się nie da, dlatego kolejne orzeczenia sądów w Polsce uchylają mandaty nakładane na obywateli.
Czas na rewanż!
Z pewnością jest już najwyższy czas, aby dobrać się rządzącym do skóry i zacząć wytaczać procesy. Odszkodowania mogą być gigantyczne! Nawet jeśli udałoby się posłom PiS z przystawkami przegłosować ustawę „bezkarność plus”, to państwo polskie będzie zmuszone do wypłat i jeśli nawet nie przez polskie sądy, to niemal na pewno przez trybunał unijny. Najgorsze, że to będzie już całkiem oczywisty dowód, że w Polsce nie ma praworządności, co pociągnie za sobą daleko idące konsekwencje, jak choćby ograniczenie funduszy unijnych, na który to mechanizm delegacja polska wyraziła ostatnio, podpisem Premiera Morawieckiego, przy podobnej decyzji innych państw, swoją zgodę.
Czy PiS wycofa się z obostrzeń? Nie sądzę. Partia i jej Prezes są przekonani o swojej bezkarności, co akurat może się udać, a to, co się po nich stanie z krajem, jak widać mają kompletnie w … nosie. Metoda „po nas choćby potop”, znana już wcześniej z rządów PO, jest, jak widzimy znów popularna. Zaorać, zakopać, a przy okazji zarobić. Stąd tak ważne jest, aby Polacy powiedzieli stanowcze nie i pokazali rządzącym czerwoną kartkę nie przy urnie za trzy lata, ale już teraz. Opowieści, że nie ma na kogo głosować i że do władzy powróci obóz zdrady i zaprzaństwa, to oczywista bzdura i straszenie, które dotąd było skuteczne. Miara się jednak przebrała. Zamykanie kopalni, stopniowe oddawanie całych strategicznych gałęzi przemysłowych, jak sektor paliwowo-energetyczny, w obce ręce, wbijanie noża w plecy rolnikom i nakładanie kolejnych podatków (za chwilę nr 37 i 38), w tym praktyczna likwidacja nawet 41.000 firm po podwójnym opodatkowaniu spółek komandytowych, a w planach są już nowe pomysły, do tego niesuwerenna polityka zagraniczna, karygodne niszczenie dobrego imienia Polski w świecie, poprzez finansowanie kłamców i hucpiarzy pokroju Tomasza Grossa, brak reakcji na obrażanie nas przez zagranicznych polityków, a nawet przez ambasadorów przebywających w Polsce, to tylko część grzechów PiS. Teraz dokładają do tego niszczenie służby zdrowia i wykonywanie wyroków z zimną krwią na całej masie chorych, pozbawionych możliwości leczenia, poprzez covidowe szaleństwo.
Manipulacje widoczne gołym okiem
Jak manipuluje Onet przypominam poniżej, ale nasze Ministerstwo Zdrowia, jest w tym znacznie lepsze!
Przyjrzyjmy się, jakich manipulacji dopuszcza się Rząd RP, chyba licząc na to, że ludzie nie potrafią czytać. Popatrzmy na aktualne statystyki zakażeń (nazywanych często zamiennie i kłamliwie zachorowaniami), wprost ze strony rządowej. Jaką mamy wartość faktyczną liczbę zakażonych i ofiar Covid-19? Ilość testów (gdyby przyjąć ich wiarygodność za 100%, co jest sporym nadużyciem) pokazuje, że liczba wyników pozytywnych utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie nieco ponad 3%. Oczywiście, nie można tego przenieść wprost na całą populację, ponieważ nie wykonano żadnych badań przesiewowych, a na testy kierowane są osoby, które miały kontakt z „korona-pozytywnymi”, bądź mają jakieś objawy. Gdyby jednak nawet założyć, że wirusa ma ponad milion Polaków, to patrząc na inne dane ze świata, które mówią, że tylko 5-15% zakażonych zachoruje, a z chorych tylko około 5% pacjentów będzie wymagała hospitalizacji, otrzymujemy zupełnie inne liczby. Okaże się, że będzie to poniżej 10 tysięcy osób, do tego znakomita część z nich już ma ten czas za sobą, bo przecież mówimy o okresie całego „sezonu koronawirusa”.
Rząd plącze się jednak nawet w swoich własnych kłamstwach, bo podaje na tych samych oficjalnych stronach liczby, które różnią się o 23%! A, co tam. Przecież to drobiazg… Tutaj mamy informację na temat śmiertelności akurat zgodną z enuncjacjami Onet-u:
Zaś dane na początek października pokazują, że jest to 2,6% (2717 dzielone przez 104.316). Czyżby śmiertelność spadała wbrew oficjalnej narracji, że właśnie rośnie? Przyjrzyjcie się uważniej, co się wyprawia! Mamy liczbę chorych, ale nie wiadomo gdzie, bo podanym źródłem jest WHO, podobnie jak w przypadku ozdrowieńców. Czy Rząd RP nie wie ile osób rzeczywiście choruje? Dowiaduje się o tym od WHO? Oczywiście, że nie wie! Przecież istnieją pacjenci bezobjawowi, których uznaje się za chorych. Ale tutaj dopuszczono się manipulacji celowo, bo przecież gdybyśmy odnieśli liczbę zmarłych do chorych, to mamy aż 10%! Brawo!
Pochylmy się jednak nad danymi z USA. To wielokrotnie wyższa populacja niż w Polsce. Jak podaje CDC – czyli odpowiednik naszego sanepidu, w ubiegłym roku na zapalenie płuc zmarło 49.157 osób. Czy dlatego w roku 2020 CDC podaje dane łączone z Covid-19 i grypą? W poniższej tabeli zaznaczyłem liczbę zgonów bez grypy. Teraz przenieśmy średnią liczbę ofiar zapalenia płuc z 7 miesięcy ubiegłego roku na rok bieżący. Czyli od 89.562 odejmijmy 28.627, aby otrzymać „czystą” dotychczasową liczbę zgonów na Covid-19. Pozostaje niecałe 61 tysięcy! Przy populacji 328 mln ludzi i stwierdzonej liczbie zakażeń 7.360.000, mamy 8,2 promila, a przecież w Stanach Zjednoczonych także nie przetestowano wszystkich, chociaż testów było ponad trzykrotnie więcej na milion mieszkańców niż w Polsce. Tam wskaźnik testów pozytywnych oscyluje wokół 6,4%.
Ktoś powie, no dobrze, ale przecież codziennie jest więcej zakażonych i więcej ludzi umiera. Na tym właśnie polega m.in. ta gigantyczna manipulacja. Jeśli wepchnie się na siłę ludzi do szpitali, zwłaszcza osoby starsze, z dowolną infekcją, to spora część z nich już do domu nie wróci. Nie dlatego, że ktoś ich tam chce zamordować, ale po prostu szpital, co potwierdzi każdy lekarz, nie jest najbezpieczniejszym miejscem dla schorowanych pacjentów. Bardzo łatwo złapać dodatkowe infekcje, co nie zawsze kończy się dobrze. Ponad 50 tysięcy przypadków sepsy rocznie, w których połowa chorych przenosi się na tamten świat, to tylko jedno z zagrożeń. Przecież sami specjaliści w wywiadach podkreślali, że jedną z przyczyn tegorocznej niższej śmiertelności w Polsce był właśnie spadek liczby pacjentów w szpitalach oraz zmniejszenie niemal do zera, zabiegów planowych. Jeżeli MZ podaje dziś, że na Covid-19 zmarło ostatniej doby ponad 70 osób, z czego 8 bez chorób współistniejących, to nasuwa się od razu pytanie, a ile osób zmarło dziś z powodu zapalenia płuc i grypy? Kolejne, to ile osób zakończyło życie dlatego, że zaniechano u nich diagnostyki i terapii ze względu na „pandemię”, a ile z tego powodu, że pozostali w domu z niewydolnością krążeniową, ponieważ bali się pójść do szpitala? Może Ministerstwo, albo jakiś dyżurny „specjalista” zechciałby na te pytania odpowiedzieć? Zanosi się na to, że za chwilę ze wszystkich umierających każdego dnia zrobi się ofiary koronawirusa i nawet jeśli ktoś z pozytywnym testem zginie w wypadku drogowym, to też go do takiej statystyki chętnie dopiszą. Widzieliśmy już jak przed ostatnimi Wyborami cały Śląsk nagle „ozdrowiał”, a inteligentny wirus przestał być groźny. Widzimy też, jak omija prywatne praktyki lekarskie po 16-ej oraz sieciowe sklepy zagranicznych korporacji… Komentarz zbyteczny.
Zamiast faktów medialnych
Wnioski? To, co wiemy od lekarzy, to fakt, że w szpitalach o kilkadziesiąt procent spadła liczba zabiegów kardiologicznych, w tym tych, które ratują życie, także związanych z udarami mózgu, że e-porady, to jest jakiś ponury żart, a w zasadzie kolejny, wcale nie dobrowolny, eksperyment medyczny na Polakach. Wiemy też, że liczba zgonów w kraju spadła rok do roku o 8% (dane GUS). Natomiast widać, że faktyczna śmiertelność na Covid-19, nawet liczona według tak niechlujnie prowadzonych statystyk, nie przekracza w Polsce 3 promili, czyli jest na poziomie średniej grypy, w której liczba zgonów waha się od 0,1 do 0,5%. Tego w żaden sposób ukryć się przecież nie da, bo dostępne są już dane z całego świata. Wydawać by się mogło, że nikogo nie da się w tej sytuacji oszukać, a jednak jest inaczej. Proszę podzielić 311 przypadków przez 104.316. Dodawanie osób, które zmarły na choroby współistniejące posiadając przy okazji pozytywny test na koronawirusa, albo pożegnały się z tym światem w wyniku grypy, czy zapalenia płuc, jest czystą manipulacją. Prawdopodobnie dlatego CDC zdecydowała się podawać te wyniki łącznie, bo jak sądzę, w sezonie grypowym bardzo trudno przyczyny zgonów oddzielić, zwłaszcza nie przeprowadzając starannych autopsji. A co byśmy zobaczyli, gdyby wykonano znacznie więcej testów? Kłamstwo dałoby się obnażyć jeszcze bardziej, ponieważ liczba zgonów nie wzrośnie nagle od samego testowania (mam nadzieję), 😉 ale wtedy mogłoby się okazać, że stosunek ilości ofiar do zakażeń, to tylko 1 promil. I to właśnie podpowiada zdrowy rozsądek. Owszem, wirus jest, podobnie, jak wiele innych, z którymi żyjemy od tysięcy lat i nikt z powodu grypy nie zamyka nigdzie gospodarki, ani nie każe zakładać ludziom kagańców. Tyle, że tu wcale nie chodzi o prawdę, ale o realizację starannie zaplanowanej i wdrażanej agendy, o czym pisałem poprzednio. Tylko czemu rządy w większości zgadzają się na ten scenariusz? Dobre pytanie…
Dla podsumowania całości tej paranoi, chyba najlepszy byłby cytat z tekstu Michała Zabłockiego do piosenki Grzegorza Turnau’a:
„Lecz pamiętaj, naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic, aż do końca…”
To w kwestii mniemanej pandemii, ale to nie znaczy, że nic nie stanie się z narodem wydanym na pastwę losu cynicznych, sprzedajnych polityków i różnej maści szaleńców, którzy mówią o konieczności noszenia kagańców przez dwa lata i obowiązkowych szczepieniach. Brońmy się, zanim będzie za późno!
Jak to zrobić? Można zacząć od tej strony, gdzie podano szereg przepisów i można uzyskać pomoc prawną także w egzekwowaniu odszkodowań, ewentualnie nabyć publikację mecenasa Jacka Wilka – „Jak zdjąć kaganiec”, ale przede wszystkim zapoznać się z materiałami cytowanymi w tym artykule i podawać tę wiedzę dalej. Tylko praca u podstaw i uświadamianie innych z jak gigantyczną manipulacją mamy do czynienia, może zatrzymać to szaleństwo. Pozostaje mieć nadzieję, że tak się właśnie stanie. Oby prędzej, niż kiedy liczba rzeczywistych ofiar „plandemii” sięgnie już nie dziesiątek, czy setek tysięcy obywateli, ale dotknie miliony, a tak się stanie jeśli rządzący nadal będą promować szkodliwe maseczki, zamykać ludzi w domach i odmawiać im podstawowych świadczeń opieki medycznej, o diagnostyce, czy profilaktyce nie wspominając.
Czytaj również felietony: Norka odarta ze złudzeń, Białoruski klangor, Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Inteligentny koronawirus, Awans na królika
i artykuły: Wielka GAFA i zamordyzm, Lockdown wisi w powietrzu, Czas ściemy i obłędu, Amerykański pogrzeb, Djoković wylany z kąpielą, List otwarty, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Bezprawie i niesprawiedliwość, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci