Żal i złość
Miłośnicy białego (niegdyś) sportu właśnie podzielili się na dwa obozy. O co chodzi?
Czytelnikom, którzy nie specjalnie śledzą wielkie wydarzenia w świecie tenisa, do których z pewnością należy wielkoszlemowy turniej US Open, przybliżę, że kilka dni temu doszło do sytuacji uważanej przez wielu komentatorów i kibiców, za skandal. Oto bowiem lider rankingu i główny kandydat do tytułu w tegorocznej edycji turnieju – Serb Novak Djoković, został czwartej rundzie, podczas meczu z Hiszpanem Pablo Carreno-Busta, wyrzucony z turnieju już po niedokończonym pierwszym secie. W ten sposób, jak się szacuje, stracił co najmniej kilka milionów dolarów, a dodatkowo nałożono na niego kary finansowe, które krzywdy mu raczej nie wyrządzą, ale mogą się odbić także na kontraktach sponsorskich. Niektórzy wieszczą, że to nie koniec i organizacja ATP, z którą Novak Djoković ma od dawna na pieńku, może dołożyć jeszcze jakąś półroczną dyskwalifikację. Co się stało?
Dobre pytanie. Mimo, że materiały filmowe są w sieci dostępne i można zobaczyć całą sytuację z różnych kamer, zdania są podzielone. Otóż, nasz bohater, po przegraniu kilu ważnych punktów pod koniec pierwszego seta, ze złości strzelił piłką za siebie, przez lewe ramię, lecz niestety, choć (na szczęście) nie było to uderzenie z całej siły, nieszczęśliwie trafił sędzię liniową prosto w krtań. Kobieta krzyknęła i upadła. Novak natychmiast znalazł się przy niej, podobnie jak inne obecne na korcie osoby, w tym służby sanitarne. Okazało się, że wizyta w szpitalu nie jest niezbędna. Tym nie mniej, w zgodzie z regulaminem, za uderzenie sędziego jest tylko jedna kara – dyskwalifikacja i zweryfikowanie wyniku na korzyść przeciwnika, jako walkower. W sytuacji, w której gra się do trzech wygranych setów, bo tak właśnie odbywa się to w turniejach wielkoszlemowych, czyli Australian Open, Rolland Garros, Wimbledonie i US Open właśnie, to kara dotkliwa. Gdyby można było za tego rodzaju incydent odebrać gema, a nawet seta, być może byłoby lepiej. Dyskusja, czy w tej sytuacji dolegliwość regulaminowa nie idzie zbyt daleko, toczy się w mediach i wśród zawodników. Oczywiście, karygodne zachowania tenisistów, (tenisistek zresztą również, co można było zobaczyć kilkakrotnie choćby w wykonaniu Sereny Williams), są dość częste. Można nawet powiedzieć, że należą do ulubionych elementów tego sportu, choć gustuje w nich tylko część widzów. Pamiętamy występy słynnego niegdyś enfant terrible tenisa – Johna McEnroe, na którego mecze niektórzy przychodzili właśnie po to, aby obejrzeć kolejną ostrą kłótnię sędziami, co było niemal gwarantowane. Dziś takie emocje zapewnia Australijczyk Nick Kyrgios, który potrafił np. w trakcie meczu powiedzieć przeciwnikowi – Stanowi Wawrince z kim sypiała jego ówczesna dziewczyna, o wielokrotnym obrażaniu arbitra już nie wspominając. Szaleńców na kortach nie brakuje, ale akurat Djoković do nich dotąd nie należał, choć zdarzały mu się wpadki. Obecny sezon, to ciąg nie zawsze najlepszych, delikatnie pisząc, decyzji. Zorganizowanie przez niego pokazowego turnieju w Belgradzie w trakcie „pandemii” nie było pewnie niczym złym, ale pozytywne koronawirusowe testy u kilku zawodników, w tym u naszego bohatera oraz kilka kontrowersyjnych wypowiedzi, m.in. ta, że nie zaszczepi się na Sars-Cov-2, a potem jeszcze próba zakładania organizacji alternatywnej do ATP, nie przysporzyły mu przyjaciół. Choć akurat uważam, że w wielu kwestiach Novak ma rację.
Dura lex, sed lex, można rzec i zakończyć dyskusję. Wszak każdy, a już z pewnością zwłaszcza, zawodowy gracz na tym poziomie, regulamin znać nie tylko powinien, ale wręcz musi! Kiedyś, na jednej z konferencji prasowych, po meczu, gdzie Serb strzelił piłką z całej siły w trybuny, a ta trafiła akurat w puste krzesełko, dziennikarz spytał go, czy ma świadomość, że mógł komuś wyrządzić krzywdę, bo przecież wystarczyło tak niewiele. Djoković odpowiedział, że się dziwi, że w ogóle zadają mu takie pytania i że równie dobrze w hali mógł spaść śnieg, a nie spadł. To pokazuje swego rodzaju niefrasobliwość w traktowaniu ludzi. Nie chodzi o to, żeby teraz wylewać na lidera rankingu wiadra pomyj, co bardzo chętnie czynią hejterzy. No, bo milioner, bo odniósł sukces, bo ciągle wygrywa, bo wykorzystał okazję, kiedy Federer i Nadal nie wzięli udziału w tegorocznym turnieju itd., itp. Czy od gościa, który jest na szczycie nie należy wymagać więcej? Nie wiem. Każdy ma prawo do błędu. Regulamin powinien moim zdaniem różnicować tego typu zachowania. Czym innym jest uderzenie sędziego z premedytacją, niż w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Rzucanie rakietą, czy strzelanie na oślep piłką, kiedy wokół stoją ludzie, nie jest na pewno zbyt rozsądne. Opanowanie emocji bywa trudne, ale należy zachować się z klasą. Tego mi zabrakło. Djoković, kolokwialnie pisząc, miał wszystkich w tyle i nie pojawił się na obowiązkowej konferencji prasowej. Być może słusznie, jeśli w emocjach miałby jeszcze kogoś obrazić, albo powiedzieć kilka słów za dużo. Stać go na zapłacenie 7,5 tysiąca dolarów kary, zwłaszcza gdy stracił już 250 tyś premii i „dołożyli” mu za incydent kolejne 10.000 USD. Dwadzieścia tysięcy w tę, czy w tamtą stronę? Ktoś powie, że to średnie roczne zarobki managera w polskiej korporacji, a więc kwota nie do pogardzenia. I co z tego? Każdy ma prawo dysponować swoimi pieniędzmi jak chce. To nie jest kluczowy argument, to znaczy nie powinien być, gdyby nie jedno ale… Otóż, próba zakładania alternatywnej do ATP organizacji tenisistów, którą skrytykowali mocno inni wielcy zawodnicy Roger Federer i Rafa Nadal, miała podtekst ściśle z pieniędzmi związany. Novak wycofał się niedawno z rady zawodników w ATP protestując m.in. przeciwko niepotrzebnemu jego zdaniem i nielogicznemu zrównaniu nagród w turniejach kobiecych i męskich. Faktem jest, że zarówno zainteresowanie sponsorów, jak telewizji, w przypadku turniejów żeńskich jest znacznie mniejsze, zatem rzeczywisty podział nagród nie ma uzasadnienia ekonomicznego, a jest tylko emanacją poprawności politycznej. Walka o urealnienie i tak już przecież gigantycznych gratyfikacji, zwłaszcza w turniejach Wielkiego Szlema oraz Premier Mandatory 1000, zostanie z pewnością potraktowana, jako przejaw chciwości, a chęć odebrania tenisistkom części apanaży raczej sympatyczek Novakowi nie przysporzy. Można się zastanawiać, czy 65 tyś. USD za udział tylko w pierwszej rundzie US Open, to kwota właściwa, ale skoro są sponsorzy gotowi zapłacić tyle pieniędzy, to czemu nie? To kwota brutto. Netto jest sporo mniej, ale i tak stanowi poważny zastrzyk finansowy dla zawodników i zawodniczek, którym udało się dostać do głównej drabinki turnieju, czasem po trzystopniowych kwalifikacjach, nie jest w gruncie rzeczy niczym złym, jeśli policzyć koszty, które muszą ponieść. Ekipa choćby tylko trzyosobowa, z trenerem i fizjoterapeutą, to spory wydatek, bo przecież trzeba dolecieć czasem na inny kontynent, gdzieś spać, coś zjeść, opłacić korty i sparingpartnera do treningów itd., a przecież bywa, że odpada się w kwalifikacjach, a zawodnicy spoza TOP 100 nie mają zbyt wyszukanych ofert reklamowych. Nagrody w turniejach rangi ITF, nie są w stanie pokryć większości kosztów, a trenować trzeba przez cały rok. Nie ma czego zazdrościć. Kilkanaście lat w turze, to często również pasmo kontuzji, a leczenie ich w państwowej służbie zdrowia jest zwykle równoznaczne z zakończeniem kariery. Łatwo się mówi: „Oni zarabiają za dużo!” To wyjdź człowieku na kort i trenuj od przedszkolaka, żeby zagrać choćby na średnim poziomie w rozgrywkach krajowych, które żadnych pieniędzy nie dadzą. Każdemu wolno. Niech próbuje…
Słusznie, czy nie słusznie?
Nie zazdroszczę ani Novakowi, ani żadnemu innemu tenisiście. Paniom również, a nawet zwłaszcza im! Wydaje się, że wyrzeczeń by utrzymać wysoki poziom gry, jest w ich przypadku jeszcze więcej. Wracając do głównego wątku, można zapytać czy dyskwalifikacja Djokovića nie jest „wylaniem go z turnieju wraz z kąpielą?” Nie chodzi o to, że kibice serbscy, a także bliscy i przyjaciele zawodnika oraz część fanów, ma za sędziom złe podjęcie tak brzemiennej w skutkach decyzji. Jak napisałem wyżej, prawo jest surowe, ale takie samo dla wszystkich. Pozostaje jednak pewien niedosyt, bo przecież, jak piszą słusznie niektórzy obserwatorzy, gdyby trafił kobietę nie w krtań, a w nogę, prawdopodobnie nie otrzymałby nawet ostrzeżenia. Wszak zawodnicy zawsze oddają sędziom piłki w trakcie meczu i nieco mocniejsze uderzenie mogłoby ujść uwadze sędziego, a nie zostałoby na pewno potraktowane jako celowe działanie, kiedy tenisista stał przodem do kortu. Czy zatem kara jest sprawiedliwa? Z drugiej strony, co by się stało, gdyby w wyniku uderzenia w tak newralgiczne miejsce, kobieta poniosła poważny uszczerbek na zdrowiu, albo nie daj Boże, zmarła? Co wówczas mówiliby kibice? Bandyta na korcie? Morderca? Pewnie znalazłyby się i mocniejsze sformułowania, a historię nieodpowiedzialnych zachowań Novaka przytaczałaby na wyścigi wszystkie media. Tak to po prostu działa! Nieliczni zapewne mówiliby o nieszczęśliwym wypadku.
Czy współczuję zawodnikowi? A jakie to ma znaczenie? Tak, po ludzku, pozostaje gdzieś żal, że nie pomyślał, emocje wzięły górę i w tym momencie liczyła się tylko rywalizacja. Pamiętam, choć nie grałem sportowo w tenisa, to zmagania w każdej dyscyplinie, którą choćby liznąłem tylko, zawsze wywoływały stan, w którym otoczenie miało znaczenie znacznie mniejsze, niż sam pojedynek. Może to kogoś zdziwić, ale nawet brydż, czy gra w szachy, na pewnym poziomie, wywołują często stany euforii bądź depresji, a adrenalina, kiedy w grę wchodzi ambicja i całkiem niemałe pieniądze, jest pewnie na o wiele wyższym pułapie. Nie przyłączam się do chóru hejterów, którzy dziś odsądzają Novaka od czci i wiary. Owszem, mógł zachować się lepiej, może nawet znacznie lepiej, ale jest tylko człowiekiem. Nie uważam też, jak pewnie chcieliby niektórzy, że należy to ciągnąć i odsunąć zawodnika od kolejnego wielkoszlemowego turnieju, który przecież zaczyna się niebawem w Paryżu. Zapłacił cenę i jestem przekonany, że wyciągnie z tej lekcji naukę. Media chętnie mieszają poglądy tenisisty, a nawet jego małżonki, z zachowaniem na korcie, jakby fakt, że Djoković nie jest fanem szczepionek, miał tu jakieś znaczenie. Doskonale go w tej akurat kwestii rozumiem, w przeciwieństwie do tych, którzy teraz chętnie wyciągnęliby mu wszystkie brudy z całego życia. Oj, tak! Tysiące frustratów, którym nigdy nie udało się odnieść przez całe lata jakiegokolwiek sukcesu, będą grzebać w życiorysach gwiazd, aby potwierdzić swoje przypuszczenia, że to oni są w porządku, a ci „wielcy”, to oszuści i złodzieje, a w najlepszym wypadku szczęściarze z ohydną przeszłością.
Pseudo-pandemia na kortach
W cieniu afery numer jeden, jaką z pewnością było wykluczenie lidera rankingu, mieliśmy kilka mniejszych, związanych z koronawirusem. Wykluczony z zawodów z powodu jednego pozytywnego wyniku testu (po czterech negatywnych!) Benoit Pair, został pierwszą ofiarą, ale to co miało miejsce później, to skandal, moim zdaniem, wcale nie mniejszy niż wyrzucenie Novaka z turnieju. Czemu? O ile Djoković zawinił i złamał regulamin, o tyle rozstawiona w turnieju z nr 1 para deblistek Kiki Mladenović i Timea Babos, miała olbrzymią szansę wygrać te zawody. Tymczasem podjęto dwie sprzeczne ze sobą decyzje. Najpierw uznano, że osoby, które miały kontakt z francuskim tenisistą mogą pod pewnymi warunkami (zakaz opuszczania pokoju między wyjazdem na korty), grać w turnieju, jeśli uzyskały negatywny wynik testu. Od chwili kontaktu z Benoit Pair-em minęło 10 dni. Przypomnijmy, że w wielu krajach kwarantanna została skrócona (m.in. w Polsce) właśnie do takiego okresu czasu, a gdzieniegdzie nawet do tygodnia. Tymczasem Timea Babos testowana czterokrotnie (nie miała kontaktu z Francuzem, a jedynie, co naturalne, ze swoją partnerką deblową), za każdym razem z wynikiem negatywnym. Kristina Mladenović testowana była aż 11 razy! I tutaj również zawsze rezultat był negatywny. Mimo to, na wniosek sanepidu hrabstwa Nassau, na terenie którego mieści się hotel uczestników US Open, przepisy ponownie zaostrzono i debel nr 1 został wykluczony z turnieju z przyczyn bezpieczeństwa. Podkreślam, 11 testów negatywnych oraz 10 dni kwarantanny!!! Standardy jednak są podwójne, bo przecież Francuz Adrian Mannarino, który również miał kontakt z Benoit Pair-em wywalczył sobie prawo wyjścia na kort i zagrał z Alexandrem Zverevem. Czyli, można! Całą historię Węgierka – Timea Babos opisała w sieci po powrocie do domu.
„Siedzę w kuchni i płaczę. Zaczynam sobie uświadamiać co się stało i nie rozumiem tego. To okropnie niesprawiedliwe. Nie widzę żadnego racjonalnego powodu, przez który to się tak potoczyło” – napisała zawodniczka.
Można rzec, że i tak miała szczęście, bo opuściła Stany błyskawicznie, zanim ktoś wpadł na pomysł, że może jednak jakaś kwarantanna, mimo 4 negatywnych wyników, by się przydała. Widzimy więc, że paranoja pseudo-pandemii dotknęła również słynny wielkoszlemowy turniej, a w zasadzie zawodników, bo to oni ponoszą straty finansowe i moralne. Można skonstatować, że tenisistki i tak mają lepiej, bo odjechały wprawdzie z żalem, ale bez wstydu, czego nie da się powiedzieć o Novaku Djokoviću.
Zostawmy Nole (jak nazywają go fani) w spokoju. Popełnił błąd i został ukarany. Dobrze, że skończyło się tylko tak, bo przecież mogło być znacznie gorzej…
Czytaj również felietony: Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Jak zostać bękartem, Ruskie onuce i matematyka, I po strachu, Inteligentny koronawirus, Awans na królika, Opcja antypolska,
i artykuły: List otwarty, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Szumowski musiał odejść, Bezprawie i niesprawiedliwość, Cynik, prowokator, czy ignorant?, Podwójna zdrada, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci