Teoria spiskowa?
Pisałem w niedzielę o coraz bardziej prawdopodobnym lockdownie, nie tylko w Polsce zresztą i o zwiastunach, które wskazują na taki rozwój wypadków. Zwróciłem też uwagę na możliwe przyczyny, ale to właśnie dziś chcę pochylić się nad tym tematem nieco mocniej.
Zatem spróbuję, mimo ewentualnych zastrzeżeń co do mojej poczytalności, nakreślić ramy „teorii spiskowej”, która być może wcale nie pozostanie w sferze teoretycznej, a nawet wręcz przeciwnie… Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka, ale kiedy zaczniemy łączyć fakty, wygląda to na działanie bardzo dobrze skoordynowane i przemyślane. Nic to, że sam pomysł może być szalony, chodzi o to, czy w ogóle jest to możliwe?
Nie wiadomo kto stoi za decyzjami wdrażanymi posłusznie w kolejnych państwach. Niektórzy twierdzą, że to jakiś rząd światowy, inni, że to zwykły spisek finansjery, a jeszcze inni, że międzynarodowych korporacji, zwłaszcza Big Pharmy, które zyskują najbardziej. Gdyby rozłożyć to na czynniki pierwsze, plan mógłby wyglądać tak:
Faza pierwsza: Strach
Wzbudzenie obaw ludzi o własne życie, to czynnik podstawowy, bez którego nie da się ograniczyć praw obywatelskich. Zatem media i ośrodki rządowe nakręciły spiralę strachu.
Faza druga: Prawo
Zmieniono przepisy, aby najpierw zniewolić ludzi, a potem móc wykorzystać tę sytuację do dowolnych działań. Większość obywateli nie ma pojęcia, że większość tych przepisów jest sprzeczna nie tylko z Konstytucją, ale też innymi ustawami obowiązującymi w Polsce.
Faza trzecia: Znak
Obywatele muszą mieć jakiś znak, symbol, który pokazuje, że uwierzyli władzy i są podlegli. Takim znakiem jest obecnie „maska niewolnika”.
Faza czwarta: Kontrola i cenzura
Wzmożenie represji ma podtrzymać w założeniu „autorytet” państwa, a intensywne sprawdzanie, czy obywatele stosują się nowych obostrzeń ma zniechęcić do ewentualnego stawiania oporu. Jednocześnie z przestrzeni publicznej, w tym z sieci, usuwa się wszelkie niewygodne treści, które kwestionują „nową normalność”. Tam, gdzie nie da się wszystkiego skasować, stosuje się argumenty „ad hitlerum”, dyskredytując ludzi, dziennikarzy i niepokornych lekarzy.
Faza piąta: Lockdown
Kiedy już strach jest wszechobecny, a w kontroli zaczynają pomagać sami obywatele poprzez liczne donosy, można zamrozić gospodarkę.
Faza szósta: Oddech i inwigilacja
Nie można uwięzić ludzi od razu na dłużej niż 3 miesiące, ponieważ są do tego nie przystosowani. Aby uniknąć wybuchu społecznego, trzeba rozluźnić restrykcje, co umożliwi o wiele większe ich zaostrzenie w przyszłości. To także czas, w którym można prześledzić wszelkie powiązania potencjalnych „dysydentów”, czy nonkonformistów, którzy nie stosują się do zaleceń i mogą stać się zarzewiem ewentualnych protestów. W tym czasie zapowiada się w mediach możliwość powrotu obostrzeń, a dane statystyczne zakażeń utrzymywane są na zbliżonym poziomie, co umożliwia manipulacja liczbą testów.
Faza siódma: Nowa fala
Poprzez tworzenie fikcyjnych „ognisk” i zwielokrotnioną akcję testów, podnosi się statystyki „zakażeń”, które dodatkowo są nagłaśniane w mediach jako „zachorowania”. Wysyłanie zdrowych lub tylko przeziębionych, ludzi do szpitali, ma w jak najkrótszym czasie stworzyć wrażenie, że właśnie mamy do czynienia z „nową falą koronawirusa”. Jednocześnie wywierana jest presja na kwalifikowanie każdego przypadku zgonu zgodnie z nową klasyfikacją WHO. Przypomnę, że dzięki wprowadzeniu dwóch nowych numerów przyczyn zgonu, można uznać, że był nią Covid-19 nie tylko wtedy, gdy u pacjenta stwierdzono konkretne objawy (w tym obrazowe zmiany w płucach) przy jednoczesnym pozytywnym teście na Sars-Cov-2, ale również wówczas, kiedy test nie dał jednoznacznego wyniku (np. dwa z których jeden był negatywny), albo jego wykonanie było niemożliwe lub bardzo utrudnione. W ten sposób można jednym ruchem zakwalifikować wszystkie powikłane zapalenia płuc, jako Covid-19.
Faza ósma: Pandemia medialna, czyli – Niech Rząd coś zrobi!
Kiedy w mediach podaje się katastroficzne wizje i sfałszowane statystyki, zaczynają się pojawiać coraz głośniejsze nawoływania „dyżurnych specjalistów” i pożytecznych idiotów, pod tytułem „Niech Rząd coś z tym w końcu zrobi!”. No, bo przecież tu ludzie umierają, a szpitale wypełnione. Stawiamy namioty i nic nie pomaga. Pomóc nie może, bo miejsca zostały starannie zapełnione wcześniej. W tej sytuacji nawet rzeczywisty przypadek poważnych powikłań może skończyć się śmiercią, bo nie ma dostępu do szybkiej diagnostyki i aparatury. A opis tego rodzaju, to woda na młyn łże-dziennikarzy, którzy wieszają psy na rządzących za brak właściwej reakcji i nakręcają spiralę strachu.
Faza dziewiąta: Wzrost zamordyzmu
Rząd udaje, że się stara wprowadzając kolejne obostrzenia, czerwone strefy, maseczki na ulicach, wyższe mandaty oraz czasowy ZAKAZ ZGROMADZEŃ! To jest kluczowy moment, bo odtąd już wszelkie ewentualne protesty stają się nielegalne, a uczestników rozpędza zamaskowana policja. Równolegle media przestrzegają przed kontaktami z innymi, zamykają się większe kluby, stadiony i inne obiekty sportowe oraz kluby nocne. Wprowadza się restrykcje w kościołach i zakaz organizowania wesel. Szkoły i uczelnie przechodzą na system hybrydowy, a tam gdzie się da, na całkowicie zdalne nauczanie. Media trąbią, że to za mało i nagłaśniają pojedyncze przypadki zgonów ludzi młodszych, którym w akt zgonu wpisano (czasem za zgodą rodziny) Covid-19. Media wciąż „dokładają do pieca”.
Faza dziesiąta: Powtórny lockdown
Teraz już można. Grunt został przygotowany właściwie, a obostrzenia w innych krajach sugerują sceptykom, że „coś jest na rzeczy”, bo przecież wszyscy nie mogli zwariować (a dotąd mogli?). Ludzie donoszą na siebie na wyścigi, a niepokornych próbują linczować sami. To idealny moment, aby ogłosić lockdown. Rząd uspakaja, że są środki i będzie pomoc dla wszystkich, a skoro mus, to mus…
Tak z grubsza może wyglądać kolejny scenariusz, który powoli materializuje się na naszych oczach. No, dobrze. Nawet jeśli poznaliśmy mechanizm, to wciąż narzuca się jedno, podstawowe pytanie: PO CO TO WSZYSTKO?
I tutaj, jak sądzę, dość trudno wytłumaczyć to zdrowemu na umyśle człowiekowi, skoro wszystko wygląda jak pijany sen wariata. Przyjęliśmy jednak na początku założenie, że rządy nie realizują własnej agendy. Czyli co? Który z wariantów jest prawdziwy? Big Pharma, czekająca z miliardami szczepionek? Czy spisek korporacji, a może banków? NWO? Rząd Światowy, o którym mówi się od ponad 20 lat z okładem, a już tak bardziej intensywnie od ponad dekady? Żeby odpowiedzieć na to pytanie nie wystarczy, niestety, pójść tropem pieniędzy. Gdyby tak było, ustalenie sensownej przyczyny również nie byłoby proste, ale łatwiejsze.
Wielka GAFA!
Jedną odpowiedź znamy już na pewno. Wiemy, kto najbardziej zyskał na poprzednim lockdownie. Już tylko w ciągu pierwszych dwóch miesięcy „pandemii” największe firmy w branży IT, zwłaszcza powiązane z handlem w sieci, oraz mediami społecznościowymi, zarobiły blisko pół biliona dolarów! Nieźle, prawda? Zatem co to za wielka GAFA? To proste: Google, Amazon, Facebook i Apple. Oczywiście, zarabiały nie tylko te, ale fakt, że to Jeff Bezos, właściciel Amazona powiększył stan posiadania o 1/3, jest dość znamienny. Czy jednak jest możliwe, żeby miały aż tak ogromny wpływ na polityków, aby przekupić rządy większości państw na świecie? Być może… Tylko co dalej?
Jeśli przyjmiemy nawet, że doraźnie taka akcja spowodowałaby gigantyczny wzrost obrotów i zysków, to przecież w dłuższym dystansie musiałaby niechybnie prowadzić do katastrofy. Po pierwsze, „kupienie sobie” polityków na taką skalę nie leżałoby chyba w zasięgu nawet tych największych, połączonych razem, choć ktoś musiałby to dobrze policzyć. Patrząc na to, co robią politycy polscy, jestem skłonny uwierzyć, że mogliby wprowadzić lockdown tylko za cenę uśmiechu tego, czy owego dygnitarza innego państwa, na przykład pani Żorżety… No, ale zostawmy patologię, mówmy o realnym biznesie. Jeśli akcja by się powiodła, to ubocznym efektem mrożenia gospodarki musiałaby być pauperyzacja, zwłaszcza klasy średniej, gdyż uderzenie w niewielkie, rodzinne firmy, skazałoby na bardzo skromną, żeby nie powiedzieć, dramatyczną, egzystencję znakomitą rzeszę całych gospodarstw domowych. Czy w tej sytuacji kogoś byłoby stać jeszcze na zakup większości dóbr, w tym dóbr luksusowych? Czy to w efekcie nie przełożyłoby się na długotrwały spadek obrotów nie tylko Amazona, ale wielu korporacji światowych? Nie ma innej możliwości! Prawdopodobnie nie byłoby to możliwe nawet jeśli pojawiłaby się…
Pensja obywatelska
Ten wynalazek odrzucony kilka lat wstecz przez obywateli Szwajcarii, powraca i Ruch 5 Gwiazd we Włoszech zgłosił postulat wprowadzenia go w ubiegłym roku. W tym samym czasie lider francuskiej lewicy Benoît Hamon zaproponował 750 euro dla każdego Francuza. Roczny koszt takiego przedsięwzięcia oszacowano na blisko 400 mld euro! Tylko w skali Francji, oczywiście. W trakcie lockdownu dyskusje na ten temat trwały też w USA. Mówi się o podobnym rozwiązaniu także w innych krajach, a w Kanadzie prace nad projektem są zaawansowane i wiadomo już, że taka pensja wynosiłaby 2000 dolarów. Premier rządu powiedział ostatnio do Kanadyjczyków w trakcie lockdownu:
– „Nie martwcie się o przyszłość. Nie musicie zaciągać długów, bo my – Rząd, zaciągniemy długi za was”.
Nieźle, prawda? I jak tu nie kochać takiego rządu, powie ktoś niewtajemniczony, tym bardziej, że bezrobotni, którzy otrzymywali 1000 dolarów zasiłku, teraz mogli by mieć w sumie 3000. Ale co to takiego dokładnie, ta pensja obywatelska? To pomysł zasiłku dla każdego. Innymi słowy, czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy. Pamiętamy to hasło z czasów… tak jest! Z czasów słusznie minionych, czyli głębokiego socjalizmu. Wtedy ono było realizowane poprzez rozbuchany etatyzm, bo przecież nie uchodziło, żeby w komunie ktoś nie miał pracy. Zatem menelowe plus, to pomysł nie nowy, tyle że kiedyś należało jeszcze za tę kwotę do pracy czasem przyjść, a niektórzy musieli ją wykonywać nawet nieco bardziej sumiennie. Wprawdzie trudno było wylecieć z roboty za alkohol i jakieś inne drobne niedociągnięcia, ale było to jednak możliwe. Teraz pomysł poszedł dalej. To w istocie wizja wywodząca się z ideologii marksistowskiej, czyli każdemu według potrzeb. Faktem jest, że przysłowiowe dwa tysiące, nawet liczone w złotówkach, wielu osobom rozwiązałyby podstawowe problemy bytowe, jak opłacenie czynszu, telefonu i innych rachunków oraz wyżywienia i to nawet być może dla dwóch osób. Dlatego populiści mogliby zupełnie realistycznie i śmiało patrzeć w przyszłość rządzenia państwem przez kolejne lata, gdyby taki projekt udało się w krótkim czasie przeforsować. Czemu tego rodzaju pomysł jest szkodliwy, zwolennikom wolności gospodarczej tłumaczyć nie muszę, ale poświęcę zagadnieniu osobny wpis. Tutaj wystarczy tylko pytanie, kto nie chciałby głosować na partię, która dba o wszystkich i nikomu nie da umrzeć z głodu? Odpowiadam i jednocześnie pytam: Należę, prawdopodobnie do wąskiego grona tych, którzy będą przeciw. Kto jest ze mną? Myślę, że każdy, choć odrobinę przedsiębiorczy człowiek, a do tego jeszcze z nieco więcej niż odrobiną wyobraźni, po prostu musi być przeciw. Jednak nie do takiego elektoratu odwołują się populiści. Dla kogoś, kto lubi leżeć cały dzień z flaszką piwa przed telewizorem, w czym od czasu do czasu nie ma nawet nic złego, takie rozwiązanie byłoby idealne. Oczywiście, mogłoby się okazać, że te 2 tysiące, to trochę mało, bo jedno piwo po pracy wieczorem, a jedno na cały dzień leżenia, to nie to samo, ale tego rodzaju menelowe plus z pewnością przyjętoby, eufemistycznie pisząc, z dużym zrozumieniem…
Czemu to ma służyć?
Wróćmy do naszej teorii spiskowej, a nawet niech będzie, że do mojej teorii. Przyjmijmy, że drugi lockdown trwa pół roku, a przez kolejny kwartał konająca gospodarka jeszcze próbuje pełzać, zaś przemysł oraz małe firmy, a wraz z nimi klasa średnia, w dużej części zostają zrujnowane. Przy okazji, najbiedniejsi stają się całkiem ubodzy, najbogatsi jeszcze bardziej majętni, a rzesza kredytobiorców pozbawiona majątku i środków do życia. Co się wówczas dzieje? Oczywiście, dużo pracy mają terapeuci, o ile jeszcze kogoś na nich stać, zwiększa się liczba samobójstw, powstają nowe formy pracy umożliwiającej przetrwanie, znakomita część biznesu i innych dziedzin życia przenosi się niemal całkowicie do sieci. Niemal, ponieważ trudno się przez internet ostrzyc, czy wyleczyć zęby, ale zakupy można już zrobić w całości, choć z ciuchami, czy butami może być pewna komplikacja. Do czasu, bo powstaną programy symulacyjne, które przecież już dziś występują w coraz większym zakresie. Dokonanie przymiarki online, czy dobranie koloru sukienki do makijażu, albo sprawdzenie, jak konkretny lakier będzie wyglądał na paznokciach, to niezbyt duże wyzwanie dla programistów. Jednak i oni muszą mieć dla kogo tworzyć. Fakt, że można coś nabyć przez internet, nie powoduje jeszcze wzrostu gospodarczego. Niezbędne są środki, aby te dobra, o ile wciąż będą produkowane, ktoś mógł kupić. I tu dochodzimy do miejsca, w którym wkracza pensja obywatelska. Wprawdzie na normalnym rynku tuzy typu GAFA i inni, mogliby stracić, ale nie w sytuacji, kiedy resztki konkurencji zostały już wyeliminowane z gry, a co bardziej „smakowite kąski”, połknięte właśnie przez największych. Na to akurat rok powinien w sam raz wystarczyć. Zatem wiemy już, że monopoliści nie stracą, a nawet jeśli, to prawdopodobnie nie na tyle, żeby upaść. Tylko, że to nadal nie przybliża nas do odpowiedzi, czemu, albo komu, ten cały bałagan ma służyć? Idźmy dalej…
Lockdown dobry na wszystko
Zamrożenie gospodarki nie każdemu jawi się, jako wielka tragedia. Niektórzy z powodzeniem odnaleźli się w pracy online, a niektóre firmy nawet wzmocniły swoją pozycję, pozbywając się balastu, w postaci, czy to drogich powierzchni biurowych klasy A, czy to zbędnej części pracowników, a przy okazji kadry managerskiej oraz kosztów transportu. Inni chwalą sobie taki rodzaj pracy, bo na dojazdy do biur, czy zakładów tracili co najmniej 1,5 godziny dziennie. Teraz mogą dłużej spać i obniżyć nieco koszty, a do tego więcej uwagi poświęcić rodzinie. Wszystko to prawda, pod warunkiem, że nie zostali zredukowani przez korporację, albo jedną z małych, bądź średnich firm, zwanych pieszczotliwie MiŚ-ami. Dla nich również pensja obywatelska mogłaby być jakimś rozwiązaniem. Jednak po co ten lockdown, pytają ludzie? Na co on komu potrzebny, zwłaszcza, kiedy nic się nie dzieje, a stosu trupów na ulicach jakoś nie widać? No i dlaczego wykańczać nieźle prosperującą gospodarkę wielu państw? Dla tych kilku, czy kilkuset monopolistów, którzy i tak sobie świetnie poradzą? Nie! To byłoby dość irracjonalne, przynajmniej moim zdaniem. Zastanów się, w jaki sposób mógłbyś wykorzystać lockdown będąc na przykład dyktatorem jakiegoś państwa. To może być dość traumatyczne zadanie, zwłaszcza jeśli ktoś kompletnie nie interesuje się polityką, a do władzy nigdy się szczególnie nie garnął. Ale wykonaj takie ćwiczenie. Załóżmy, że chcesz przeprowadzić pewną kosztowną inwestycję, która mogłaby się nie spodobać pewnej części Twoich poddanych, zwłaszcza, gdyby dowiedzieli się, że może ona służyć znacznie większemu zamordyzmowi w przyszłości. Porównanie takiego projektu do budowy olbrzymiego więzienia, choć może być niezłą analogią, zapewne nie przekona nikogo, kto uważa się za człowieka przestrzegającego prawa, nawet jeśli nie jest jakimś zdeklarowanym legalistą. Przyjmijmy więc, że jesteś dobrym władcą i wiesz, że to, co chcesz zrobić będzie służyło ludziom, bo dzięki realizacji inwestycji zdecydowana większość społeczeństwa zyska. Jednocześnie masz świadomość, że ci najbardziej pyskaci, którzy chętnie podburzają tłum i z przyjemnością odebraliby ci władzę, będą protestować. Mało tego! Zgromadzą się w różnych miejscach całego kraju i mogą doprowadzić do poważnych zamieszek. Może nawet ktoś przez to zginie, a przecież byś tego nie chciał, prawda? Czy wybierzesz termin realizacji takiego projektu na czas, gdy z całą pewnością zostanie on zablokowany, czy może na ten moment, kiedy ludzie z jakiegoś powodu nie mogą masowo wychodzić z domów? Mhm?
Inwigilacja 2.0
I teraz uwaga, jeśli ktoś dotąd tylko częściowo uważał mnie za wariata, to po tym, co za chwilę napiszę, sytuacja może ulec radykalnej zmianie… Przechodzimy do konkretów. Zapewne słyszeliście o różnych szurach, którzy łączą covid-19 z siecią 5G? Takie informacje pojawiały się na różnych blogach i nawet były dementowane przez słynny serwis FakeHunter, jako zgroza i absolutny szczyt szurii wszelakiej. Kto w ogóle ośmiela się coś takiego dopuszczać, to nie tylko zwolennik teorii spiskowych, ale kompletny „przypał” i nie warto poświęcać mu nawet chwili uwagi. Nie lękam się. Przejdźmy do faktów. Kiedy sieć Plus-a uruchomiła oficjalnie w kilku miastach możliwość korzystania z technologii 5G? Podpowiem – 11 maja 2020. Główne prace, choć rozpoczęte wcześniej, wykonywane były właśnie w trakcie lockdownu. To na pewno jakaś zupełnie przypadkowa koincydencja, nieprawdaż? Załóżmy, że tak. Pytanie jest inne. Czemu ma służyć, tak naprawdę, sieć 5G? Entuzjaści, zwłaszcza karmiący się propagandą podawaną przez firmę na jej stronach, albo łykający, jak pelikan cegłę, wszystko co powie znany ekspert fizyki pan Tomasz Rożek, wyrecytują na jednym oddechu, że chodzi o szybszą transmisję muzyki, filmów, teraz też w 4K i 8K, większą pojemość sieci, internet rzeczy, samochody autonomiczne itd., itp. Tyle tylko, że nawet w połowie nie zostały jeszcze wykorzystane dotychczas możliwości 4G, a wcześniej 3G. Jaka jest zatem prawda? Owszem, chodzi o szybkość, tylko, że nie wykorzystywaną w tego rodzaju transmisji, bo to zostało już dawno opanowane, a położenie światłowodów rozwiązuje problem definitywnie. Chyba że… trzeba przetwarzać olbrzymie ilości danych w czasie rzeczywistym w sposób absolutnie stabilny i bezbłędny, nawet tam, gdzie duża ilość zakłóceń może sprawić problemy, czyli zwłaszcza w dużych aglomeracjach.
Uczmy się od klasyków?
Dla Chin, to już nic nowego, bo oni uporali się w dużej mierze z takim problemem. Takim, znaczy z jakim, spyta ktoś, kto nadal nie rozumie o co chodzi? Zatem wyjaśniam. Problemem dla władz Państwa Środka, bynajmniej nie był, ani internet rzeczy, ani transmisja multimediów, ale coś zupełnie innego. Tym „wynalazkiem” jest pełna kontrola nad obywatelami. Kiedy można ją uzyskać? Wtedy, gdy nawet w wielomilionowym mieście, żadna mysz, a tym bardziej człowiek, nie przemknie bez zrobienia mu szeregu fotografii i porównania ich z tymi, które znajdują się w bazie danych oraz zapisu wszystkich odwiedzanych kolejno miejsc od momentu pojawienia się w dowolnym punkcie miasta. Tutaj nie może być żadnej „skuchy”. Pełna precyzja i wszystko (czytaj – wszyscy) pod kontrolą. No, ale co to ma wspólnego z Polską? – spytasz.
Sięgnijmy do nie tak dalekiej przeszłości. Wystarczy cofnąć się 19 lat wstecz. Tak, 11 września 2001 miał dla świata brzemienne skutki. Wcale nie dlatego, jak mogłoby się wydawać, że nastąpiło „zjednoczenie społeczeństw” solidarnych w walce z terroryzmem. To komunały na użytek gawiedzi. Prawda jest taka, że wprowadzono wówczas ograniczenia swobód obywatelskich, o których świat wcześniej nie słyszał, a które zostały już z nami na zawsze, a przynajmniej do dziś. Pod hasłem „bezpieczeństwa” Wielki Brat chce o Tobie wiedzieć wszystko, a jeśli już zamierzasz znaleźć się na pokładzie samolotu, to jeszcze więcej. No i nie możesz wnieść na pokład nawet butelki perfum (chyba, że tester), bo wszystko jest „podejrzane” o możliwość użycia w ataku na załogę. Po drodze zrobią Ci na lotnisku setki zdjęć, o których nawet nie wiesz, ani nie masz pojęcia, w jaki sposób jeszcze mogą zostać wykorzystane. Przecież to wszystko zaczęło się w USA, a gdzie i czy w ogóle się skończyło? Tych ograniczeń w trakcie lockdownu jest oczywiście znacznie więcej, ale to tylko środek co celu.
Co zatem jest celem? To samo, co w Chinach. Ten system się tam sprawdził i podoba się nie tylko kompletnym szaleńcom. Perspektywa, że możesz jako władca znać twarz każdego poddanego i wiedzieć w dowolnym momencie gdzie on się znajduje, pewnie nie dla wszystkich będzie kusząca, ale za taką wiedzę wiele daliby nie tylko różni psychopaci, ale np. służby specjalne. Wciąż nie widać pełnego związku z lockdownem, bo przecież takie skomplikowane projekty, mimo pewnych oporów społecznych, da się jednak realizować. W Chinach nie zamrażano w tym celu całej gospodarki. Owszem, ponieważ tam już znacznie wcześniej wdrożono system punktowy. Nikt nie podskoczy, prócz garstki dysydentów, dokąd jeszcze znajdują się chętni do walki z domkniętym systemem. Na czym to polega? Za wszystko co robi obywatel przyznawane są mu punkty. Można by, parafrazując klasyka, powiedzieć, że takie plusy dodatnie i plusy ujemne. Jeśli jest grzeczny i donosi na sąsiada, ma plus, bo to ceniona postawa obywatelska i jakieś punkty na konto wpadają. Kiedy przekracza prędkość, coś mu odejmą, podobnie, jeśli okaże się, że nie przestrzega innych przepisów, albo sugestii władz. Wówczas traktuje się go, jako istotę aspołeczną, a gdy liczba punktów spada poniżej określonego limitu, nie otrzyma paszportu, albo nawet nie będzie mógł się przemieszczać w ramach Chin. System kar i nagród jest mocno rozbudowany, lecz przecież to samo testuje się już w Europie, czego przykładem są państwa skandynawskie. Wyobraź sobie spotkanie towarzyskie, w którym pada pytanie „ile masz punktów?”
Obłędny projekt marksistów
Nie da się jednak wytłumaczyć sensu całej teorii, jeśli nie sięgniemy do przyczyn natury ideologicznej. Rujnowanie gospodarki dla samego jej zaorania wydawać się może kompletnym idiotyzmem, ale gdy zestawi się takie działanie z innymi celami, które stawiają sobie zwolennicy, a może też po części, projektodawcy „nowej normalności”, to szaleństwo podniesione zostanie do sześcianu.
W dużym skrócie można przypomnieć (polecam tutaj wykłady pana Krzysztofa Karonia), że marksiści zorientowawszy się, że wymordowanie prawie wszystkich, a przy okazji zdobycie aplauzu pozostałych przy życiu, raczej się nie uda, zmienili kilkadziesiąt lat wstecz, swoją taktykę działania. Metody Stalina okazały się mało finezyjne, rozpoczął się więc wielki marsz przez instytucje. Dziś widzimy efekty, bo większość uczelni, to wylęgarnia rzesz wyborców lewicy i zwolenników wszelkiej sodomii i gomorii. Nauka, sztuka, potem polityka… Czemu tak? Ponieważ nie udało się „obronić proletariatu”. On (znaczy dawny proletariat) miał marksistów w tyle, bo ci „wyzyskiwacze”, od których robotnicy powinni zostać wyzwoleni, płacili całkiem godnie, a stopa życiowa podnosiła także najbiedniejszym, więc nie mieli motywacji do tego, żeby szukać obrońców. Zwłaszcza wilków w owczej skórze. Dlatego lewica musiała znaleźć sobie jakiś proletariat zastępczy. I to się udało. Teraz tę funkcję pełnią właśnie środowiska LGBT, które są cały czas „wyzwalane od prześladowców”. Wcześniej byli to m.in. niepełnosprawni, a z czasem strasznie pokrzywdzonymi stali się wszyscy, których trują kopalnie i te straszne zakłady przemysłowe, które uwzięły się, żeby pozabijać co jeszcze się rusza… Lewica zawsze musi mieć kogo wyzwalać, a skoro stosunki własności już nie są argumentem, trzeba szukać dalej, a jeżeli się nie znajdzie, należy odpowiednią grupę stworzyć.
I co to ma wspólnego ze zbliżającym się lockdownem? Pozornie niewiele, ale gdy przyjrzymy się bliżej obłędnym postulatom marksistów, którzy wywracają, a w dużej części już wywrócili, Świat na lewą stronę, gdzie prawem człowieka jest zabijanie nienarodzonych i parzenie się z kim popadnie, także z dziećmi, zwierzętami (a co z prawami tychże?), czy umarłymi. Obłęd, w którym mamy kilkadziesiąt płci kulturowych, a najgroźniejszą istotą na planecie jest … człowiek, zmierza wprost do redukcji tego „chwastu”. Wszak zwierzątka i roślinki są ważniejsze. Znacznie ważniejsze! Stąd właśnie, najprawdopodobniej, wzięły się marzenia „Kill Billa” o depopulacji, bo przecież miliard, czy półtora „chwatit”. Siedem można będzie jakoś powoli „wyeliminować”. Czemu nie zacząć od siebie, tego już Bill nie powiedział.
Kiedy więc, wracając do meritum, zestawimy fakty, okaże się, że pozornie, to się „trzyma kupy”, przy czym kupa jest generalnie jest na każdym etapie tego toru myślenia. Opisałem w poprzednim tekście kolejne etapy wdrażania zamordyzmu. One są dość spójne i powtarzalne, ale najpewniejszym i niezbędnym elementem, wciąż pozostaje strach. Owszem, da się coś zbudować stosując samą marchewkę, bez kija, tylko to trwa dłużej i kosztuje drożej. Strach… to ten, co ma wielkie oczy i powoduje, że np. dziś trwają zapisy na szczepionkę, która działa, jak słyszeliśmy, doskonale! Przeczulica, to tylko jeden z łagodniejszych skutków ubocznych, ale co tam. Niektórzy zaryzykują i nawet zapłacą, żeby uwolnić się od myśli, że mogliby zakończyć życie szybciej. Poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego i ewentualny paraliż, też ich nie powstrzyma.
„Dojechałem” w skróconej wersji działań rządu do powtórnego lockdownu. Zobaczmy zatem, jaka jest dalsza sekwencja wydarzeń i do czego miałaby one doprowadzić.:
- W czasie zamrożenia gospodarki instalacja niezbędnej infrastruktury pozwalającej wdrożyć nowy system inwigilacji
- Kolejne zaostrzenie prawa i prace nad systemem punktowym, zapowiedź prac nad pensją obywatelską lub podobną formą wsparcia nie tylko dla bezrobotnych
- Całkowity zakaz zgromadzeń = zredukowanie groźby milionowych protestów
- Wprowadzenie szczepionki genetycznej najpierw na zasadzie dobrowolności
- Wypłaty w ramach nowego programu pomocy
- Wdrożenie testowego systemu inwigilacji obywateli na znacznie szerszą skalę
- Stopniowe ograniczanie obrotu gotówkowego
- Zmiany przepisów faktycznie powodujące przymus szczepień poprzez warunkowanie sprzedaży biletów lotniczych, czy wydania określonych dokumentów, albo karty kredytowej, od okazania certyfikatu szczepień na Covid-19, a może też na inne choroby.
- Wdrożenie systemu zdobywania punktów (tzw. „kredyt społeczny”) na wzór Chin
- Pełna atomizacja społeczeństwa i wzrost donosicielstwa
Ująłem tu cały harmonogram w pewnym skrócie, ograniczając go w sumie do 20 punktów. Oczywiście, po drodze są możliwe korekty, ponieważ nie da się zrobić wszystkiego w czasie 9 miesięcy. Dlatego prawdopodobne jest uwolnienie ludzi na pół roku po to, żeby ogłosić nową pandemię związaną z innym wirusem i wówczas, powtarzając zmodyfikowany nieco scenariusz, „domknąć” system. Patrzę wciąż z poziomu naszego kraju, ale globalnie może to wyglądać nieco inaczej i być rozłożone w czasie znacznie dłuższym. Jeśli się przyjrzeć Agendzie 2030, przyjętej przez ONZ dwa lata temu, widać jasno, że zrównoważony rozwój będzie prawdopodobnie oznaczać zupełnie coś innego, niż wykoncypowali to sobie rządzący państwami. Chociaż nawet patrząc na oficjalnie określone cele, można się nieco przerazić, bo perspektywa płacenia za czyste powietrze, czy zniszczenie podstawowej wartości społecznej i cywilizacyjnej, jaką jest rodzina, to nie są działania popierane przez większość Polaków. Są też w agendzie na rzecz zrównoważonego rozwoju m.in. takie zdania, określające jaki ma być ten „piękny” Świat:
„Świat, w którym rozwój i wykorzystywane technologie ograniczają swój wpływ na zmiany klimatu, dbają o zachowanie różnorodności biologicznej i są odporne na niekorzystne warunki zewnętrzne. Świat, w którym ludzkość żyje w harmonii z naturą oraz w którym zapewniona jest ochrona przyrody i innych żyjących gatunków”
Brzmi atrakcyjnie, prawda? Tyle tylko, że to „zachowanie różnorodności biologicznej” może być w obecnej sytuacji tzw. „przeludnienia świata”, traktowane zupełnie inaczej, niż przeciętny mieszkaniec Ziemi sobie wyobraża. Dlaczego? Lewica już dawno uznała człowieka za największego szkodnika na planecie, dlatego, nie miejmy złudzeń, będzie wspierać każdą inicjatywę, która może populację ludności zmniejszyć. Tak, jak wspiera eutanazję i aborcję, dokładnie zrobi to samo w przypadku depopulacji, naiwnie sądząc, że ich to nie będzie dotyczyło. Owszem, będzie. Rewolucja zawsze zjada własne dzieci. Plan, żeby na świecie pozostało maksymalnie 1 – 1,5 mld ludzi, trzeba w jakiś sposób zrealizować… Jedną z organizacji, która może w tym pomóc, jest GAVI The Vaccine Aliance.
Jej przyszły szef (zmiana nastąpi w grudniu br.) José Manuel Barroso powiedział tuż po nominacji:
„W obliczu najgorszej pandemii od ponad wieku świat potrzebuje Gavi teraz bardziej niż kiedykolwiek, zarówno po to, aby szczepionki COVID-19 dotarły do wszystkich krajów, bogatych i biednych, jak i aby kontynuować swoją podstawową misję ochrony setek milionów ludzi przed chorobami, którym można zapobiec ”.
Jeśli pamiętamy kilka historii związanych ubezpłodnianiem młodych kobiet w Kenii szczepionką przeciwtężcową, afery z wąglikiem w Niemczech, czy szczepionką na świńską grypę w 2009 roku, wiemy już dość dokładnie, jakie szkody może wyrządzić niewinnie wyglądający preparat w strzykawce. To, co się dzieje obecnie ze szczepionką firmy AstraZeneca, wynalezioną na Covid-19, to kolejny skandal, który pewnie także zostanie wyciszony. Niemcy zakupiły 54 miliony tego „eliksiru życia”. Ile zakontraktowała Polska?
Wiadomo, że GAVI jedzie na pasku darczyńców, a ich potężnym partnerem jest Fundacja Billa i Melindy Gatesów. Jednak myliłby się ten, kto powie, że głównym celem całej koronawirusowej plandemii, właśnie z przyczyn finansowych, jest szczepionka na Covid-19.
Jeśli zgodnie z projektem, o którym można przeczytać na stronie GAVI, jest wdrożenie szczepionki w jak największej liczbie krajów, a przy tym Bill Gates mówił o 14 mld sztuk preparatu, to przy sugerowanej maksymalnej (przynajmniej w biedniejszych krajach) cenie 3 USD za sztukę, można by uzyskać ze sprzedaży zaledwie 42 miliardy dolarów. Powiedzmy, że w pozostałych krajach będzie to $5 za sztukę i niech tyle kosztuje nawet 60% szczepionek, to przekroczyliśmy dopiero nieznacznie 52 miliardy USD. Czy to kwota, dla której najbogatsi tego Świata chcieliby dokonywać aż tak radykalnych zmian? Nie sądzę…
Kim są ci najbardziej majętni? Bank Rozrachunków Międzynarodowych – czyli bank banków centralnych, stworzony w 1930 roku przez 8 tysięcy najbogatszych ludzi świata. Kapitalizacja tej „placówki”, to około 500 bilionów dolarów i to właśnie ten bank ustala standardy bankowości i wspiera proces stabilności finansowej w ramach tzw. „procesu bazylejskiego”. Niżej w tej hierarchii stoją Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Czemu o tym wspominam? Ponieważ to instytucje, które biorą aktywny udział w całym procesie, obliczonym na wiele lat. Nie bez przyczyny „filantrop” Gates, nazywany przeze mnie Kill Bill-em, zawsze może liczyć na wsparcie swoich projektów. Ten, z którym mamy właśnie do czynienia, jest wyjątkowo koszmarny.
Wspomniałem o kwocie, którą można realnie „wycisnąć” ze szczepionek. Nawet jeżeli by pomnożyć tę kwotę przez cztery i odjąć koszty badań, produkcji i dystrybucji, to z pewnością nie mówimy o sumach powalających dla takich organizacji jak Bank Światowy, czy nawet dla najbogatszych biznesmenów. Dlatego uważam, że kompletnie nie o to chodzi. Tu najbardziej istotną rolę odgrywa IDEOLOGIA. Pisząc jeszcze prościej, można zacytować św. Pawła:
„Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12)
Tylko tak można logicznie wytłumaczyć to, co się dzieje. Podsumujmy zatem:
Cała operacja, prowadzona na żywej tkance społecznej świata, polega na tym, aby stworzyć klasę próżniaczą, całkowicie zależną od państwa, bez cienia skłonności do oporu, która zostanie dodatkowo „przetrzebiona” przy pomocy szczepionek genetycznych, dwukomponentowych, które z jednej strony ograniczą płodność większości populacji, a z drugiej, wyeliminują najsłabsze jednostki. Pozostaną ci, którzy muszą utrzymać cały ten bałagan we względnym ruchu, a chcąc liczyć na coś więcej niż ochłap w postaci pensji obywatelskiej, będą musieli służyć nowej „elicie”.
Wspomniany wyżej opór nielicznych zostanie jeszcze bardziej zredukowany przez zniszczenie klasy średniej, która nie tylko odpowiada za tworzenie od 60 do ponad 80% produktu krajowego i rozwój ekonomiczny każdego państwa, ale też znajdują się wśród niej ludzie świadomi, zdolni do działań powstrzymujących różne patologie społeczne. System punktowy zdecyduje o tym, do której kategorii „zombie” się zaliczasz. Kredyt społeczny określi co możesz, a czego nie możesz robić. Internet rzeczy pomoże w tej ocenie, bo jeśli na przykład piwo z Twojej lodówki zacznie znikać za szybko, będziesz podejrzany o alkoholizm, nawet jeśli kto inny zrobił Ci zakupy i nie ma śladu alkoholu na Twojej karcie kredytowej. To samo może być z cukrem, bo przecież zbyt wiele napojów słodzonych, czy lodów, to ryzyko zwiększenia wydatków medycznych związanych z Twoim zdrowiem, więc musi kosztować kilka punktów. Itd… Wystarczy popatrzeć na kraje skandynawskie, w których ten system, w nieco okrojonej postaci, działa sprawnie. W Norwegii próbowali zabrać dzieci Silje Garmo m.in. dlatego, że kupowała za dużo środków przeciwbólowych… Tak więc wszyscy ci, którzy będą próbowali za mocno „wywijać”, podobnie jak w Chinach, zostaną na różne sposoby „wyeliminowani z gry”. Nowy, wspaniały Świat, jawi się, jak w złym śnie, a przecież może skończyć się jeszcze gorzej. Tam, gdzie lewica sięga po władzę nieograniczoną niczym, w tle zawsze są jakieś druty…
Degradacja społeczeństw, w tym klasy średniej, zaczęła się już dość dawno. Rozmiękczanie konserwatywnego podejścia do ekonomii i życia w ogóle. Niszczenie rodziny, promocja wszelkich dewiacji i hedonizmu. Wielkie „sukcesy” na tym polu odniosły wielkie koncerny medialne, w tym m.in. Netflix i Google, które kształtują świadomość kolejnego młodego pokolenia. Jeśli dodać do tego muzykę i świat celebrytów oraz szeroko rozumiane media społecznościowe, to mamy to, na co sobie zasłużyliśmy. Zdecydowane zmniejszenie się liczby ludzi z myśleniem rzeczywiście prorodzinnym i prospołecznym, wolnościowym, w dobrze pojętym znaczeniu tego słowa. Hasło „róbta co chceta” prowadzi na manowce. Niestety, w cały ten ponury krajobraz wpisuje się „nowoczesne” szkolnictwo i to na każdym poziomie nauczania. W USA pozostało już tylko 5 uczelni konserwatywnych. Widzimy, że nawet w tak „zaściankowo-prawicowej” Polsce, nie ma w praktyce tego typu placówek, gdyż kilka o proweniencji katolickiej już od dawna z nauczaniem Kościoła ma coraz mniej wspólnego.
Nie wszystko stracone?!
Mógłbym zakończyć smutną konkluzją, że w zasadzie jest już „pozamiatane” i nie ma szans, żeby odwrócić bieg historii. Można tylko załamać ręce i czekać na ostateczne rozstrzygnięcia. Nic bardziej błędnego! Napisałem kiedyś, że świat na trzeźwo jest nie do zniesienia… bez Różańca. Właśnie tak! Modlitwa! Ateiści mają medytację, chociaż to nie to samo. Ale prócz modlitwy trzeba też zacząć działać. Ostateczna rozgrywka i tak odbędzie się poza nami, lecz póki tu jesteśmy, mamy obowiązek coś zrobić, choćby z myślą o przyszłości dzieci, które przecież sobie jej nie wybierały. To nie jest tak, że władza, jakkolwiek rozumiana, pozostaje bezkarna i może czynić co chce. Tak stanie się tylko wówczas, gdy na to pozwolimy.
Jeśli dziś wmawiasz sobie, że w gruncie rzeczy ta maseczka, to nic strasznego i nie ma co kopać się z koniem, to nie dziw się, kiedy za rok będzie za późno, a bez maseczki nie pozwolą Ci wejść nawet do toalety we własnym mieszkaniu.
Właśnie 10 października odbędą się w wielu miastach na naszym kontynencie, a być może i szerzej, protesty przeciwko szerzeniu dezinformacji, korona-panice, zamordyzmowi i wszelkim negatywnym konsekwencjom tych zjawisk, które dziś widać gołym okiem. Wiemy już na pewno, że przez ostatnich osiem miesięcy umarło znacznie więcej ludzi z powodu braku dostępu do świadczeń medycznych, niż z powodu mniemanej „pandemii”. Nie dotyczy to wyłącznie naszego kraju, chociaż u nas akurat widać to jak na dłoni, bo przecież do końca sierpnia bez chorób współistniejących, mieliśmy zaledwie 300 ofiar Covid-19, choć i to nie jest poparte twardymi dowodami w postaci sekcji zwłok. W ciągu roku 10 razy tyle osób traci życie w wypadkach drogowych. Czy to oznacza, że mamy zabrać wszystkim w Polsce prawo jazdy i zlikwidować ruch kołowy? Mnożeniu absurdów czas powiedzieć dość! Skutecznie można to zrobić tylko w jeden sposób. Wychodząc masowo na ulice. Rząd nie przestraszy się żadnych petycji. Owszem, one mają znaczenie medialne, jako jedna z form nacisku, ale to nie to samo, co milion ludzi pod Sejmem. Wtedy żarty się kończą i przychodzi czas odwrotu. Nie da się rządzić terrorem w 35 milionowym kraju położonym w sercu Europy. W każdym razie, jeszcze nie teraz. Uświadamianie jak największej liczby ludzi z jak gigantycznym oszustwem mamy do czynienia, to kolejna kwestia do załatwienia „od zaraz”. Możesz zadać sobie pytanie: Ilu osobom wysłałeś, czy wysłałaś jakiś link do programów w mediach niezależnych, czy choćby do tego Bloga? No, właśnie… Taką metodą daleko nie zajedziemy.
„Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani” – napisał Mark Twain. To prawda. Widzę to na każdym kroku, a dziś jeszcze lepiej, niż kiedykolwiek indziej. Dlatego praca, aby to wyprostować jest trudna. Ale, czy ktoś obiecywał, że będzie łatwo?
Czytaj również felietony: Norka odarta ze złudzeń, Białoruski klangor, Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Inteligentny koronawirus, Awans na królika
i artykuły: Lockdown wisi w powietrzu, Czas ściemy i obłędu, Amerykański pogrzeb, Djoković wylany z kąpielą, List otwarty, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Bezprawie i niesprawiedliwość, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci