Zaklinanie czarowanie…
Choć Premier Mateusz Morawiecki zaklinał się jeszcze dwa miesiące temu, że kolejnego lockdownu już nie będzie, na co miał nawet całkiem racjonalne argumenty, to dziś nabrał wody w usta.
„Nie planujemy blokady i izolacji właśnie dlatego, bo to było bardzo bolesne dla gospodarki, nie tylko dla polskiej, ale całego świata” – mówił na antenie Polsat News 24 lipca br.
Tymczasem minister Niedzielski poczyna sobie coraz śmielej i ogłasza kolejne żółte i czerwone strefy. Może powinien jeszcze wprowadzić strefy niebieskie i fioletowe, na przykład tam, gdzie zamykane będą parafie, bo ksiądz, czy jakiś wierny, akurat został zakażony (a przynajmniej miał pozytywny test) modnym w tym sezonie koronawirusem. Co na to wszystko pan Premier? Nie wiadomo. Gra w dobrego i złego policjanta wychodziła znacznie lepiej za czasów ministra Szumowskiego. Ten, jak już „pojechał”, to od razu po bandzie. A to, że maseczki są całkiem bez sensu i nie wiadomo po co ludzie je noszą, bo są szkodliwe, a to, że nie ma żadnych badań, które by wskazywały na szkodliwość tych ostatnich, a to, że będzie druga fala, a w ogóle, to trzeba będzie maseczki nosić nawet przez dwa lata, czyli do wynalezienia szczepionki itd.
Szczepionka i profesor Golarow
Z tym „wynalezieniem” szczepionki jest trochę tak, jak z tym „najsłynniejszym radzieckim naukowcem”. Kto nim był? Profesor Golarow. A co wynalazł? Maszynkę do golenia. A gdzie wynalazł? Na śmietnisku za ambasadą amerykańską… O to, to… właśnie! Koncern medyczny AstraZeneca „wynalazł” był szczepionką w tempie iście rekordowym. Fakt, że w wyścigu brało udział ponad 70 liczących się (czytaj wspieranych przez lobbystów wielu krajów) firm, ale nad preparatem pracowało podobno blisko dwukrotnie więcej ośrodków. Kilka z nich wybrał sobie pan Gill Bates, czy jakoś tam odwrotnie. W każdym razie, akurat dziwnym zbiegiem okoliczności, większość z nich zaproponowała nowy model szczepionki, czyli szczepionkę genetyczną. Podobno co nas nie zabije, to nas wzmocni. Obawiam się, że ochotnicy, którzy wzięli udział (jak się domyślam nie całkiem charytatywnie) w badaniach nad tym „wynalazkiem”, nie podzielają już tego zdania. To, co wiemy na pewno, po części z komunikatów oficjalnych, a dodatkowo np. z wywiadu z profesorem Sucharitem Bkahdi, co najmniej dwoje spośród setki zdeterminowanych „królików doświadczalnych” (sic! – ponieważ etap badań na zwierzętach został pominięty), cierpi w wyniku eksperymentu medycznego ze szczepionką, na poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego – chorobę, która w normalnych warunkach przytrafia się raz na milion zdrowych ludzi. Oczywiście, ktoś mógłby wzruszyć ramionami i powiedzieć, no, choroba, jak choroba, do wesela się zagoi, czy coś podobnego, ale to zapalenie rdzenia kręgowego niszczy mielinę, osłonę włókien nerwowych, co przerywa komunikację miedzy komórkami nerwowymi rdzenia i resztą ciała. Czyli mówiąc bardziej zrozumiałym językiem, powoduje paraliż, który raczej nie będzie już odwracalny. Większość z pozostałych ochotników miała bardzo silne bóle głowy i tzw. „przeczulicę”, czyli szczególną wrażliwość na ciepło lub zimno. Jeśli wystąpi łagodniejsza postać poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego, część pacjentów skarży się na „ciężkość nóg”, potykają się, lub ciągną jedną stopę, odczuwają drętwienie w kończynach itp. Oj, tam, oj tam! Zdarza się – jak pisał Kurt Vonnegut w „Rzeźni nr 5”. Nie wiem, czy to, co się właśnie szykuje, to nie będzie jakaś Rzeźnia nr 6, bo dywanowy nalot na Drezno, to przy tym pikuś, zważywszy, że Kill Bill mówił coś o 14 miliardach sztuk takiej szczepionki. Brawo! Żeby dodać sprawie pikanterii, AstraZeneca zmieniła protokół badań, co jest nieodpuszczalne, ale jednak, jak się okazuje, są równi i równiejsi. Zapowiedziała też, że testy będą kontynuowane. Wybrańcom firmy wypada zatem życzyć zdrowia. Duużo zdrowia! Ale to pewnie nie powstrzyma i tak zapisów na szczepionkę, które już ponoć trwają w aptekach. W końcu strach przed śmiercią wskutek koronawirusa, jest większy, niż przed paraliżem, a media nie odpuszczają. I nie odpuszczą nam aż do śmierci, pewnie nawet nie jednego, a wielu pacjentów, którzy się na taką „ochronę” skuszą. Może najpierw powinna zostać wyprodukowana jakaś szczepionka na głupotę? To byłby Nobel murowany, chociaż też nie wiadomo, bo do tego co jest głupotą, a co nią na pewno nie jest, zdania są podzielone również w Polsce.
Chamstwo i drobnomieszczaństwo
Jak mówił w słynnym skeczu nieodżałowany Jan Kobuszewski. Oto bowiem jeden z prominentnych lekarzy zadaniowany na główną linię frontu, jako Alfa i Omega pandemii, prof. Simon, w ordynarny, ohydny sposób, obraża ludzi i to po raz kolejny. Ledwie zdążył zasłynąć ze swojej wypowiedzi o tym, że:
„Jeśli ktoś się nie boi wirusa, to jest idiotą. Niech się przejdzie do kliniki bez zabezpieczenia i pomoże mi z pacjentami, jak się nie boi, serdecznie zapraszam” – która pojawiła się w wywiadzie dla Faktu.
Tym razem wydalił z siebie tekst następujący:
„Osobami odpowiedzialnymi za wzrost zakażeń koronawirusa są ci, którzy nie noszą maseczek i nie przestrzegają przepisów.” Stwierdził też, że „winna jest policja, która nie egzekwuje przestrzegania zaleceń oraz antyszczepionkowcy i antymaseczkowcy, którzy są „szkodnikami społecznymi”
Po drodze miał jeszcze inne wypowiedzi, które wstyd przytaczać. Pan profesor kpi, albo udaje tylko, że nie wie o niekonstytucyjności antymaseczkowych zapisów. Ale to jeszcze by było pół biedy. Gorzej, jeśli ktoś z takim tytułem nie ma pojęcia, że maseczki nic nie dają, a w dodatku szkodzą. Tutaj nawet minister Szumowski był już choć raz szczery. Potem mówił, co musiał, bo biznes, jest biznes, ale wiemy przynajmniej co myślał. Tutaj chyba jedynie chęci są dobre, ale wiadomo, co nimi jest wybrukowane… Strach, to nie jest dobra emocja, panie profesorze. Każdy medyk powinien to wiedzieć. Nie da się oprzeć skutecznej terapii na strachu. A do Pana kliniki i tak nie wpuszczą nikogo bez maseczki, więc niech Pan nie opowiada bzdur zapraszając do wolontariatu.
Okazuje się jednak, że profesor Simon nie tylko obraża, ale też oskarża.:
„Epidemia się rozwija, niewątpliwie te dane wcześniejsze były zaniżane i dostęp do testów był utrudniony” – skomentował w rozmowie z Wirtualną Polską.
Nie wiemy wprawdzie, czy po tej wypowiedzi zawiadomił prokuraturę, no bo skoro ktoś ukrywa dane, a może i „lewych” koronawirusowych pacjentów pod łóżkiem, to skandal jakiś i przestępstwo niechybnie. Panie profesorze! Czy Pan to gdzieś zgłosił? No, ale wydaje się, że jest znacznie ważniejsza kwestia. Czy Pan profesor wie ile było przeprowadzonych autopsji i ile osób umarło w Polsce na Covid-19, a ile tylko z pozytywnym testem PCR, który ani nie daje pewności, że zakażenie miało miejsce, ani tym bardziej, że ktoś jest chory? Bo przecież fragment RNA, który pokazuje pozytywny wynik, może być dowolnym nie tylko koronawirusem, ale i każdym innym wirusem, których mamy w sobie olbrzymie ilości. Nosicielstwo, to nie koniecznie jest nowe zakażenie, a zakażenie to nie jest jeszcze choroba. Panie profesorze! Czy Pan naprawdę o tym nie wie, a śmie Pan pytać, kto dał dyplom profesorowi Ryszardowi Rutkowskiemu?! Warto przypomnieć, że prof. Simon, to ten sam człowiek, który 31 stycznia br. na specjalnej konferencji prasowej dotyczącej podejrzenia dwóch wrocławskich pacjentów o zakażenie koronawirusem, powiedział:
„Nie ma zagrożenia epidemią koronawirusa” i dodał – „ Apeluję o zachowanie spokoju. W Polsce nie ma obecnie żadnego potwierdzonego przypadku zachorowania na koronawirusa. Wielu pacjentów myli zwykłe przeziębienie z objawami wirusa. – Ludzie się zgłaszają z urojeniami, z pomówieniami. Każdy kichający twierdzi, że ma koronawirus.”
Według TVP Info, powiedział też, żeby nie siać paniki, bo niedługo wyjeżdża na urlop w Indiach. No, proszę. A teraz, chociaż umarło mniej ludzi, niż w roku ubiegłym, a na koronawirusa bez chorób współistniejących, tylko około 300 osób, to epidemia jednak jest… Jak widać takie wizyty w Indiach mogą okazać się bardzo groźne. Ale zostawmy pana profesora Simona, który może po prostu marzy o popularności takiej jak Simon Templar, a nie tylko wirus i temperatura mogą odebrać człowiekowi jasność myślenia, ale też parcie na szkło.
Dekonstrukcja władzy
Tymczasem kończy się hucpa pod tytułem „rekonstrukcja rządu”.
Dowcip dnia: „Zjednoczona Prawica będzie działać dla poprawy losu Polaków” – powiedział Jarosław Kaczyński dla mediów po podpisaniu w sobotę nowej umowy koalicyjnej.
Przypomina mi się sytuacja z czasów komuny, kiedy ogłoszono, że w jakimś mieście padł rekord szerokości uśmiechu. Stało się to w chwili, kiedy ktoś wszedł do sklepu mięsnego i przeczytał „Klient ma zawsze rację”. Proszę bardzo. Dziś taki rekord byłby pewnie ustanowiony z uśmiechem dookoła głowy (gdyby nie uszy), tyle że to taki śmiech przez łzy. Jedno krótkie zdanie i aż pięć kłamstw!
No, bo ani zjednoczona (może miało być złajdaczona?), jako że na jedność Morawieckiego z Ziobrą, chyba już nawet dzieci się nie dadzą nabrać.
Po drugie, jaka to Prawica? Przecież to nawet centrum nie jest, a po ogłoszeniu piątki dla zwierząt, to już po lewej stronie od Kaczyńskiego jest tylko ściana. Zandberg został daleko na prawo. Można zaryzykować, że przy Naczelniku, to centrysta jest.
Idźmy dalej – „będzie działać”. No i kto w to ma niby uwierzyć? Przecież ten rząd, jak żaden inny, zaniechał koniecznych działań zaraz po ustanowieniu 500+. Przypomnę tylko zaoraną całkowicie politykę zagraniczną, czy ochronę interesów Polaków na Kresach, brak wypowiedzenia konwencji stambulskiej, brak ustawy reprywatyzacyjnej, najważniejsze projekty społeczne wciąż w zamrażarce, rozgrzebana reforma sądownictwa itd. Jedyne co się udało, to przejęcie synekur w spółkach Skarbu Państwa oraz 35 podatków, a kolejne 3 (a pewnie więcej) już zaplanowane.
Po czwarte – „dla poprawy”. Jakiej poprawy? Przecież, za co się nie wezmą, to pisząc kolokwialnie, spieprzą. Nawet radiową Trójkę udało się zaorać w ciągu 5 miesięcy, więc słowo „poprawa” można by odnieść co najwyżej do sytuacji wielodzietnych rodzin, które słusznie (choć w dziwny i etatogenny sposób), otrzymały wsparcie. Reszta, to porażka totalna.
No i na deser – „losu Polaków”. Rząd, który właśnie zadłuża rodaków na kilka pokoleń, zaciągając kredyty unijne i likwidując najważniejszą gałąź gospodarki, jaką jest energetyka, wpisując się w obłędną agendę klimatyczną, rząd, który wbrew faktom historycznym i polskiej racji stanu, próbuje zaspokoić bezczelne uroszczenia organizacji żydowskich, który zarżnął całkowicie polską politykę historyczną i zamordował gospodarkę, a teraz próbuje jeszcze wykończyć rolników, czy taki rząd działa dla poprawy losu Polaków? Być może dla poprawy losów Amerykanów, Żydów, Niemców, ale na pewno nie obywateli swojego kraju.
Niestety, wygląda na to, że będzie jeszcze gorzej i to znacznie! Ten rząd realizuje agendę, która na pewno z Polski nie pochodzi. Wypadałoby prześledzić przepływy finansowe, tak na kontach księgowych prominentnych polityków, jak też wpływów budżetowych. Jeśli znienawidzony Aleksander Łukaszenka powiedział ile mu oferowano za wprowadzenie lockdownu, to nie ma powodu żeby mu nie wierzyć, tylko dlatego, że następuje reżyserowana z Moskwy, przy współpracy „pożytecznych idiotów” z zachodu, próba odsunięcia go od władzy. Co niby mógł zyskać ujawniając te informacje? Zresztą najlepszym dowodem na to, że miał rację, są fakty. Demonstracje, które gromadzą podobno nawet do 250 tysięcy ludzi, odbywają się od ponad miesiąca i co? Żadnej epidemii koronawirusa? Taki ten wirus inteligentny, że na Białorusi przestał działać na czas zmiany prezydenta? No, ale kiedy się go uda zmienić, to już ten wirus im wtedy pokaże! Zobaczą Białorusini ruski miesiąc, nawet jeśli Ruscy nie wejdą.
Czy zamrożą nas po raz kolejny?
U nas trwają, nieśmiałe jeszcze, ale coraz bardziej energiczne próby zmierzające do kolejnego zamrożenia gospodarki. Jak podała, w ostatniej korespondencji z Kolonii, Agnieszka Wolska, już na początku sierpnia dziennikarz, Syryjczyk, pracujący w Niemczech od wielu lat, przedstawił światu informację, że od 18 września zaczną się intensywne przygotowania do półrocznego tym razem zamrożenia gospodarek krajów Europy i nie tylko. Przewidział, że nastąpi gwałtowny wzrost liczby testów, aby zwiększyć maksymalnie statystyczną ilość zakażeń i tym samym uzasadnić kolejne obostrzenia. Podam tylko kilka faktów, które pokazują, że tak się dzieje w istocie:
1) coraz więcej testów, żeby pokazać wzrost zakażeń – w Polsce pojawił się rekord – 1587 zakażonych
2) Episkopat podpisał właśnie umowę z TVP o emisji codziennych Mszy św. i Koronki do Miłosierdzia Bożego, czyli tak, jak to było w okresie poprzedniego lockdownu.
3) Minister Niedzielski mówi wprost o nowych obostrzeniach, a wtóruje mu kilku „dyżurnych specjalistów” w TVP i TVN oraz innych mediach głównego nurtu.
4) Nowa polityka Ministerstwa Zdrowia nakazuje lekarzom rodzinnym kierować jak najwięcej osób do szpitali zakaźnych, po to, aby je szybko przepełnić.
5) Prezydent Czech zmienił właśnie ministra zdrowia na człowieka big pharmy i przeprosił, że zbyt wcześnie zniesiono obostrzenia, chociaż w Czechach nic złego się ni dzieje, a dotąd umarło nieco ponad 500 osób, z czego pewnie bez chorób współistniejących, jak wszędzie, jakieś 10-15%.
6) Zaostrzenia są już w Hiszpanii, Niemczech, UK, a w Australii policjanci biją ludzi za brak maseczki i wchodzą do domów razem z drzwiami. To samo zaczyna się w Kanadzie i Nowej Zelandii.
7) Na Słowacji ogłaszają właśnie stan wyjątkowy (przy 48 ofiarach koronawirusa w ciągu 7 miesięcy!). Ostrożność? 😉
Warto przyglądać się tej kolejnej paranoi, która wbrew faktom, staje się coraz groźniejsza. Tym razem, jeżeli ludzie dadzą się nabrać, może nie być „tak wesoło”. O ile tarcza antykryzysowa okazała się, w pewnym sensie, kroplówką dla biznesu, pozwalając przetrwać przynajmniej części MŚP, o tyle kolejny cios wymierzony starannie w przemysł oraz średnie firmy, dobije gospodarkę całkowicie. To znaczy nie aż do tego stopnia, żebyśmy przestali być kolonią niemiecką, ale tam również próbuje się zniszczyć przemysł, więc skala problemu będzie międzynarodowa.
Ktoś powie, że to jakaś teoria spiskowa, że masoni, trala, lala, itd. Tak? To czemu cenzuruje się internet? Czemu zawieszono na 6 miesięcy w prawie do wykonywania zawodu panią dr Annę Martynowską? Dlaczego nie są zapraszani do mediów eksperci, którzy mają kompletnie inne zdanie niż doradcy Rządu, a do tego opierają je na sztywnych danych, czego nie widać po drugiej stronie? Czemu nikt dotąd nie odpowiedział merytorycznie na szereg pytań pana profesora Ryszarda Rutkowskiego? Jakoś nikomu nie udało się też podważyć badań cytowanych przez doktora Zbigniewa Martykę, które mówią o szkodliwości maseczek oraz bezsensie związanym z ich noszeniem w charakterze podnoszenia antykoronawirusowego bezpieczeństwa. Przecież w suwerennym państwie obywatele mają prawo do rzetelnej debaty publicznej, zwłaszcza kiedy wprowadzane dolegliwości rujnują im życie w coraz szerszym aspekcie przejawów. Nikt nie może być pewien, że za chwilę nie wsadzą go na kwarantannę, bo jest niewygodny, powiedział coś niestosownego, albo zwyczajnie, żeby go ukarać za „nieprawomyślność”. Pracownicy sanepidu potrafią, o czym opowiadał na antenie jednej z telewizji, red. Wojciech Sumliński, zadzwonić do kogoś i wmówić mu (a przynajmniej usiłować), że znalazł się w jakimś miejscu, gdzie stwierdzono ognisko zakażeń, więc należy się zamknąć w domu. Tak było dotąd, bo teraz lekarze rodzinni kierują wszystkich do szpitala. Może jeszcze na razie nie będą kierować przez telefon… W nowej polityce Rządu, każdy pacjent z podejrzeniem infekcji ma znaleźć się w szpitalu. Ludzie alarmują (lekarze zresztą też), że to droga do zatkania szpitali. Większość z hospitalizowanych nie ma żadnych objawów prócz kataru, czy lekkiego bólu gardła, więc powinni (także dla własnego bezpieczeństwa) zostać w domu. O co zatem chodzi?
Ktoś, całkiem słusznie mógłby powiedzieć, że to wszystko brzmi nieprawdopodobnie, bo jaki cel mógłby mieć Rząd w dalszym rujnowaniu gospodarki? Dobre pytanie. Jeżeli spojrzeć na to logicznie, widać czysty absurd, ale podobnych absurdów namnożyło się bardzo wiele. Spróbuję to wyjaśnić w kolejnym wpisie, który powinien pojawić się we wtorek. Przeczytajcie koniecznie!
Tymczasem nasunęła mi się taka refleksja, że kiedyś były różne zajęcia i warsztaty nazywane Ogniskami, jako że miały na celu rozpalić miłość do jakiejś dyscypliny naukowej, artystycznej, czy sportowej. Różne ogniska zainteresowań zmieniły się dziś w „ogniska koronawirusa”. Taki znak czasów. I jak tu nie pić? – mógłby spytać ktoś, kto próbował odstawić używki rozweselające na dłużej…
Czytaj również felietony: Norka odarta ze złudzeń, Białoruski klangor, Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Inteligentny koronawirus, Awans na królika
i artykuły: Czas ściemy i obłędu, Amerykański pogrzeb, Djoković wylany z kąpielą, List otwarty, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Bezprawie i niesprawiedliwość, Cynik, prowokator, czy ignorant?, FakeHunter czy FakeSpreader?, Koniec wielkiej hucpy?, Kiedy rozum śpi, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci