Rząd wdraża Narodowy Program Szczepień, pod którą to nazwą ma się odbyć wielka kampania argumentów emocjonalnych pozwalająca „wyszczepić” co najmniej 70% populacji Polaków. Tymczasem okazuje się, że to, co nam chcą zaaplikować, TO NIE JEST SZCZEPIONKA!
Szok? Niedowierzanie? W takim razie polecam wysłuchać rozmowy z panem doktorem Jerzym Milewskim – członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie RP. On, ale przecież nie tylko on, bo mówią to samo także specjalni goście powstałej niedawno komisji sejmowej, która zaczęła gromadzić dane oraz ma rejestrować wszystkie przekroczenia prawa związane z Covid-19. Słynny już, nie tylko w Europie, człowiek, który zatrzymał szczepionkowe szaleństwo związane ze świńską grypą, dr Wolfgang Wodarg, czy też amerykański parlamentarzysta Robert Kennedy Jr, przestrzegają przed preparatem, który jest środkiem modyfikacji genetycznej, a w żadnym razie nie ma nic wspólnego z przyjętą dotychczas w medycynie i mikrobiologii, definicją szczepionki.
Jaka jest ta definicja? Można sprawdzić nawet w Wikipedii, choć mniemam, że wkrótce zostanie zmieniona. Wszak nie takie definicje już udawało się wywrócić „na lewą stronę”. Wystarczy wspomnieć zmianę naukowego określenia „pandemii”, której dokonała WHO w 2009 roku, wyrzucając spośród najważniejszych cech tego zjawiska, niezbędną dotąd – wysoką śmiertelność oraz ciężki przebieg choroby. Obecnie, zdefiniowane w ten sposób określenie pandemii, najlepiej spełnia więc zwykły katar, ponieważ zachowane zostały w zasadzie dwa kryteria, czyli możliwość zakażenia innej osoby i kryterium geograficzne, a więc występowanie zjawiska w wielu krajach świata. Celowo nie piszę „choroby”, ponieważ, jak już wiemy, można nie mieć objawów żadnych, żeby zostać uznanym za zakażonego, a nawet siewcę wirusa Sars-Cov-2. Absurd, w którego kultywowaniu pomaga wciąż słynny test PCR, nie mający KOMPLETNIE ŻADNEJ wartości diagnostycznej, o czym mówią już tysiące wirusologów i mikrobiologów na świecie, a w Portugalii zapadł w tej sprawie prawomocny wyrok sądowy, przyznający na podstawie badań naukowych, że wiarygodność testu nie przekracza 3% (sic!). Przypomnę jednak wspomnianą wyżej definicję szczepionki, żeby każdy mógł naocznie stwierdzić, że to, co się nam próbuje wstrzyknąć, to zupełnie innego rodzaju substancja:
SZCZEPIONKA – preparat biologiczny imitujący naturalną infekcję i prowadzący do rozwoju odporności analogicznej do tej, którą uzyskuje organizm w czasie pierwszego kontaktu z prawdziwym drobnoustrojem – bakterią lub wirusem.
Dodam od razu, że Wikipedia zaczerpnęła tutaj z definicji podanej przez Państwowy Zakład Higieny, a więc jest to stwierdzenie w pełni zgodne z obowiązującym w Polsce prawem. Tak, szczepionką jest „preparat imitujący naturalną infekcję”. Obecnie, warunki te spełnia, (prawdopodobnie), szczepionka firmy AstraZeneca, która miała być właśnie formą osłabionego wirusa. Czy tak jest w istocie, trudno stwierdzić. Fakt, że w trakcie badań ¼ ochotników otrzymała (ponoć przez pomyłkę) tylko połowę pierwszej dawki, a w grupie tej nie było ani jednej osoby powyżej 55 roku życia. W sumie w badaniach (gdzie połowa uczestników otrzymała placebo), jedynie 12% stanowili testujący starsi niż wspomniana wyżej grupa. Zdarzyły się co najmniej dwa przypadki poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego oraz jeden zgon osoby młodej (brazylijski lekarz – podobno otrzymała placebo). O powikłaniach media niezależne donosiły jednak z kilku krajów. Tym niemniej, to co proponuje BioNTech – Pfizer oraz Moderna, to z całą pewnością preparaty nie mające ze szczepionką nic wspólnego. Dlaczego? Ponieważ w praktyce to właśnie nasz organizm zostanie wykorzystany jako „maszyna do wyprodukowania” szczepionki, poprzez poddanie go określonej stymulacji i modyfikacji. To pewne uproszczenie, bo chodzi o możliwość wytworzenia przeciwciał atakujących obce białko. Tym nie mniej nie jest to w żadnym razie sytuacja, jaką znaliśmy dotąd jeśli chodzi o produkcję i model działania szczepionek określony w definicji.
Miało być pięknie i bezpiecznie. Lobbyści, dla niepoznaki nazywani „niezależnymi ekspertami”, mówią w mediach bez cienia zażenowania, że szczepionka jest super i wprawdzie czasem, gdzieś może się pojawić jakiś tzw. NOP, czyli niepożądany odczyn poszczepienny, ale to normalne, a rachunek zysków i strat jest, rzecz jasna, nieporównywalny, jako że wstrzyknięty w ramię preparat uratuje nam życie. Doprawdy? To poczytajmy, co „mieszka” w opublikowanej właśnie polskiej ulotce tegoż „eliksiru życia”. W punkcie 4.5 Interakcje z innymi produktami leczniczymi i inne rodzaje interakcji – czytamy:
Nie przeprowadzono badań dotyczących interakcji.
Dalej stoi też, że:
Nie przeprowadzono badań genotoksyczności ani rakotwórczości. Nie przewiduje się, aby składniki szczepionki (lipidy imRNA) miały potencjalne działanie genotoksyczne.
A może to błąd, że „się nie przewiduje”? W wielu przypadkach o wiele dokładniej przebadanych preparatów, jednak takie przewidywania istnieją, a tutaj nie? Instytucje promujące szczepionkę, choć ich zadanie jest całkiem inne, bo mają tylko (albo „aż”) stwierdzić, czy lek należy dopuścić do obrotu, wydają opinie typu:
„Nie ma ryzyka integracji mRNA z ludzkim genomem. W przypadku ludzi genom znajduje się w jądrze komórki w postaci DNA. Integracja RNA z DNA nie jest możliwa, między innymi ze względu na różne struktury chemiczne. Ponadto nie ma dowodów na to, że mRNA zintegrowany przez komórki organizmu po szczepieniu zostanie przekształcony w DNA” – informacja ze strony niemieckiego Federalnego Instytutu Szczepionek i Biomedycyny.
To ja pytam, a czy jest i gdzie się znajduje dowód, że mRNA na pewno nie zostanie przekształcony w DNA? Może jednak wypadałoby poczekać i to zbadać? Są przecież opinie, czy to wspomnianego doktora Wolfganga Wodarga, ale także polskich specjalistów – biologów i genetyków, pani profesor Kornelii Polok i pana profesora dr hab. Romana Zielińskiego, którzy zgłaszają szereg poważnych uwag nie tylko do obowiązującej w mainstreamie wersji, ale też konkretnych tez różnej maści „naukowców”. Oni uważają, że zdecydowanie należałoby kontynuować badania jeszcze bardzo długo, by zmniejszyć ryzyko poważnych następstw tych szczepień. Tylko, jak tu poczekać 15 lat, kiedy jest takie ciśnienie, że trzeba już, że natychmiast, bez gwarancji i odpowiedzialności producenta, byleby było i dojechało, koniecznie w tym roku. Gdzie znajduje się kres tej manipulacji i paranoi? Po niespełna tygodniu szczepień w USA mamy 3150 NOP-ów, w których pacjenci nie mogą pracować, podejmować codziennych aktywności życiowych i wymagają profesjonalnej opieki medycznej…
Czy trzeba to komentować? Oj, tam, oj, tam! – powiedziałby zapewne profesor Krzysztof Simon. Problem w tym, że to nastąpiło już po PIERWSZEJ DAWCE szczepionki, a co się zdarzy po kolejnej, strach się bać. W każdym razie, kiedy znamy dotychczasowy przebieg szczepień, to nawet nie można powiedzieć, że to będą NOP-y, ale raczej całkowicie spodziewane odczyny poszczepienne. Czy, być może wręcz, OCZEKIWANE? Skoro prezes koncernu sam nie chce się zaszczepić, (podobnie jak inni członkowie władz firmy Pfizer), a do tego sprzedaje swoje akcje tuż po ogłoszeniu skuteczności preparatu na poziomie 95%, to co można o tym myśleć? Jaką decyzję ma podjąć przeciętny człowiek, który z jednej strony widzi, że w jego wieku ryzyko śmierci z powodu Covid-19 nie przekracza setnych części procenta, a tutaj ma już „na dzień dobry” 2,6% szans, że coś mu się stanie (bo przecież część NOP-ów to powikłania poważne, które nie skończą się po kilku dniach), a z drugiej strony, stręczą mu szczepionkę nie tylko „eksperci”, media, premier z ministrem zdrowia, zaś z trzeciej, otrzymuje pismo od swojego dyrektora, że jeżeli się nie zaszczepi, nie przedłużą z nim kontraktu? I to się nazywa DOBROWOLNE SZCZEPIENIE! Jeden z najbardziej ponurych żartów, jakie ostatnio można było usłyszeć. Czekamy na decyzje kolejnych linii lotniczych, a potem może także kolei, autobusów MPK itd. Wtedy będziemy mieli komplet i SS całą gębą. Czemu „SS”? Ponieważ to skrót od Segregacji Sanitarnej, która właśnie rozpoczęła się w Polsce. Poseł Grzegorz Braun określił to wprost jako „sanitarny apartheid”, co jest akurat w 100% trafnym podsumowaniem, oddającym czekającą nas rzeczywistość. Jednak wciąż mam nadzieję, że nim Polacy zaczną być masowo „wyszczepiani”, nie da się ukryć przed opinią publiczną tego, co dotyka właśnie obywateli Zjednoczonego Królestwa, czy USA. Odwaga, czy głupota? A może brawura? Jak zdefiniować zgodę na wstrzyknięcie sobie substancji o kompletnie nie znanym działaniu oraz skutkach tego masowego eksperymentu na ludziach? Każdy ma swój rozum i jeśli chce się szczepić, droga wolna. Proszę tylko zostawić w spokoju pozostałych. Nie grozić, jak ostatnio pan doktor Bartosz Fijałek, który wymyślił sobie, żeby osoby nie godzące się na szczepienie, płaciły za leczenie w przypadku zarażenia się koronawirusem Sars-Cov-2. Brawo, panie lekarzu! Niech alkoholicy płacą za leczenie wątroby, a palacze za terapie przeciwnowotworowe. Poszedłbym, dalej! Czemu nie obciążyć kosztami lekarzy za każdą błędną diagnozę, a poważniejszych błędów nie karać konfiskatą ich majątku? Przecież pacjent był w porządku, zgłosił się i chciał by go pan wyleczył, prawda? Idźmy jeszcze nieco do przodu, by być w awangardzie Fijałkowego postępu – jeśli okaże się, że zaszczepienie przyniosło poważne skutki uboczne, to tych co namawiali, ukarzmy karą śmierci. A co! Że się nie da, bo jest moratorium? Mhm… To może spytajmy pana Fijałka, z całą pewnością jest tak mądry, że coś wymyśli. Może jakieś honorowe samobójstwo, czy coś… Wszak podobno prawdziwy programista wiesza się razem ze swoim oprogramowaniem. No, ale gdzie szukać teraz honorowych przedstawicieli tej branży, skoro ostatni, „honorowo” odszedł i zajął się filantropią. A lekarze, zwłaszcza ci najbardziej „honorowi” potrafią radzić tylko przez telefon, albo telewizor, chyba że włożą strój kosmity, wtedy już można to i owo zbadać, czy doradzić jak podłączyć kogoś, na ostatnią drogę, do respiratora. Po co leczyć i być wiernym przysiędze Hipokratesa? To takie niemodne i prostackie. Lepiej brać kasę od koncernów medycznych i doradzać, że tylko ich lek jest naj, naj… No i całkiem bezpieczny. Tak bardzo, że sam szef firmy oddaje swoje miejsce w kolejce starszym i spragnionym, którzy przebierają nogami od marca, żeby spełnić marzenie życia i sobie wstrzyknąć „zbawienny preparat”. Gratulacje!
Hasło STOP SEGREGACJI SANITARNEJ! należy powtarzać do znudzenia wszędzie, a do władz lokalnych pisać petycje. Może ktoś się w końcu opamięta.
Zanim jednak zapakują nas w kaftan, bądźmy w dobrych nastrojach, zwłaszcza, że Zbawiciel Świata, (nie, nie ten o imieniu Bill), właśnie nam się narodził i jest mocniejszy od wszystkich, którzy chcą nas uszczęśliwiać na siłę. Zatem, niech te rozpoczęte Święta Narodzenia Pańskiego i cały piękny czas z nimi związany, będą dla nas wspaniałą okazją do przemyśleń, modlitwy i pochylenia się nad problemami innych. Z wstrzykiwaniem sobie czegokolwiek, raczej bym, przynajmniej trochę, się wstrzymał, nawet jeśli ciśnienie jest duże. Może się okazać, że jeszcze zanim do tego w Polsce dojdzie, skutki eksperymentu okażą się już na tyle opłakane, czego oczywiście nie życzę obecnie „wyszczepianym” obywatelom innych państw, że przynajmniej część decydentów zechce się zapaść ze wstydu pod ziemię. Nawet jeśli się łudzę, że któryś z polityków może w ogóle mieć „wbudowane” jakieś poczucie granic żenady i obciachu, to i tak czas będzie grał tutaj na naszą korzyść. Tego sobie i państwu życzę w nadchodzącym roku. Niech przynajmniej nie będzie gorszy…
Czytaj również felietony: Zabijamy ludzi, Złoty strzał dla seniora, To już nie teorie spiskowe! Talerz dla policjanta, Dno dna i szczepionka plus, Kondukt Niepodległości, Gonić króliczka, Szatan się wściekł! Norka odarta ze złudzeń, Białoruski klangor, Kuriozum w stolicy, Uratowani przez Covid?, Awans na królika
i artykuły: Manipulacja strachem, Zabijanie testem, Grypa umarła na Covid, Proszę zamknąć trumnę! Zamordyzm i namordyzm, Bezprawie plus, Wielka GAFA i zamordyzm, Czas ściemy i obłędu, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Bezprawie i niesprawiedliwość, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci