Słowo „zamordyzm” ma w naszym kraju wyjątkowo paskudną konotację, bo pamiętamy, zwłaszcza z niezbyt odległej historii, jak byli traktowani obywatele PRL, o terrorze okupacyjnym nie wspominając. Dlatego dziś może wydawać się użycie tak mocnego sformułowania za lekką przesadę. Otóż, nic bardziej błędnego! Paradoksalnie, nawet w czasie głębokiej komuny, w wielu aspektach wolności było znacznie więcej. Słynny Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk przy ulicy Mysiej 5 w Warszawie wraz ze swoimi agendami wojewódzkimi, zapisał się niechlubnie w historii, nakładając dziennikarzom i twórcom kaganiec z dużą bezwzględnością. Tomasz Strzyżewski, który przez 1,5 roku pracował w krakowskiej delegaturze GUKPPiW, zbiegł w 1977 roku do Szwecji z dokumentami oraz przepisanymi instrukcjami z „biblii cenzorskiej”. Ryzykując wieloletnie więzienie, przeszedł w Świnoujściu kontrolę celną idąc w marynarce i rozpiętym płaszczu z materiałami przytwierdzonymi do pleców. Początkowo nie uwierzono mu w autentyczność dokumentów. Wydana w tym samym roku w Londynie „Czarna księga cenzury PRL” wywołała szok nie tylko na zachodzie, ale i w kraju. Z pewnością przyczyniła się też do zdynamizowania działań opozycji. W 1999 roku Grzegorz Braun zrealizował bardzo dobry film dokumentalny „Wielka Ucieczka Cenzora”, o Tomaszu Strzyżewskim i historii powstania „Czarnej księgi”. Czemu o tym przypominam?
Cenzura i autocenzura
Dla wielu osób porównywanie sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat do tego, co się dzieje obecnie, może wydać się nieuprawnione. Jeśli jednak ktoś obejrzy film, o którym wspomniałem wyżej, zrozumie, że wcale tak nie jest. Owszem, istniała i często była dość dolegliwa, prawdziwa cenzura komunistyczna. Wiele informacji, ze szkodą dla Polaków, nie mogło się przebić do świadomości ludzi, a propaganda robiła swoje. Z drugiej strony, wykształciła się, zwłaszcza u publicystów i autorów książek, ale też u reżyserów filmowych, umiejętność „obchodzenia” zabiegów cenzorskich. Tyle tylko, że w wielu przypadkach była to zwyczajna autocenzura. Wiedząc jakie treści ich kontroler będzie skłonny przepuścić, a czego na pewno mu się nie wyperswaduje, istniały trzy drogi. Pierwsza, najbardziej finezyjna, polegała na pisaniu w taki sposób, by dla inteligentnego czytelnika intencja autora oraz przesłanie były czytelne pomimo braku pewnych informacji podanych wprost. Druga ścieżka, to własnoręczne nakładanie sobie kagańca w wielu miejscach, które mogłyby zostać zakwestionowane, z nadzieją, że już dalszej ingerencji nie będzie. Trzecia, to rezygnacja z publikacji i ewentualnie próba wydawania jej w obiegu podziemnym, albo za granicą. Na to mogli sobie pozwolić nieliczni, którym nie przetrącono kręgosłupa, a na żadne kompromisy nie mieli ochoty. Rzecz jasna, nie mógł tego zrobić ktoś, kto nie zamierzał zmieniać zawodu, ani czekać na lepsze czasy. Trudno potępiać kogokolwiek za to, że chciał pracować i do tego jeszcze miał pewną misję, bo żywił nadzieję, że pokaże Polakom choć część prawdy. W filmie, niektórzy cenzorzy sami mówią o tym, że bardzo szybko orientowali się z kim będą prowadzili tę, swego rodzaju intelektualną, grę, a kto zrezygnował z walki.
A jak to wygląda dzisiaj? Przecież nikt (na razie) nie zabrania nam dostępu do większości miejsc, w których można znaleźć informacje. Ba! Nawet nie trzeba się nigdzie ruszać, bo wszystko podane na tacy. To nie oznacza jednak, że cenzura przestała istnieć. Przekonanie towarzyszące większości, która uważa, że naprawdę żyje w wolnym świecie, jest przygnębiające. Znamienne są słowa nieodżałowanego Stefana Kisielewskiego, jakie napisał w komentarzu do „Czarnej księgi cenzury w PRL”:
Myślałem, że o cenzurze wiem wszystko, tymczasem wiedziałem jeszcze mało. Teraz rozumiem, że Ruscy się ruszyli na Czechosłowację, kiedy prasa zaczęła tam drukować bez cenzury. Niewolnik jest niewolnikiem, dopóki o swojej niewoli nie wie. A o takiej postaci cenzury nie wie w Polsce chyba co najmniej 80 proc. ludzi. Niewolnicy, najczystsi niewolnicy!
I w tym pogrubionym fragmencie tkwi, w moim przekonaniu, najbardziej trafna diagnoza naszych obecnych czasów. Mamy w kraju miliony niewolników, którzy bardzo chętnie założą sobie na twarz kaganiec, nie tylko poprawności politycznej, ale jakąś szmatę, ponieważ nie mają pojęcia, że stali się więźniami i to bardzo dawno temu. Możemy ze zrozumieniem pokiwać głową, mając świadomość, że wówczas jedyną wyrocznią była Trybuna Ludu, a opublikowanie jakiegoś polemicznego tekstu, kwestionującego zawarte w niej treści, stanowiło wyczyn nieosiągalny dla jakiegokolwiek dziennikarza. Audycje radiowe, czy dostępne programy telewizyjne, (kiedy już pojawiła się telewizja), mówiły jednym głosem. Zaraz, zaraz… A jak jest dzisiaj?!
Woda z mózgu
Czy obecność wielu stacji i posiadanie w ręku pilota, dzięki któremu można skakać po kanałach do woli, coś naprawdę zmieniła? Ależ tak! Z całą pewnością! Niestety, na gorsze. W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, jeśli ktoś chciałby sprawdzić, czy ma do czynienia z jakąś straszliwą epidemią, wyszedłby po prostu na zewnątrz, by się przekonać, czy na ulicach leżą trupy. W innym przypadku, normalnie szedł do roboty, a gdy zachorował, do lekarza. No, jak to? Do lekarza?! Chory?! W trakcie pandemii?!!! Młodzież pewnie nie uwierzy, ale tak właśnie było. 😉
Wpisałem w wyszukiwarce Google hasło: grypa w latach siedemdziesiątych. Oto, co otrzymałem w odpowiedzi:
W sumie w latach 1969-1971 liczba chorych sięgnęła około 6 milionów czyli prawie 19 proc. populacji, z czego 25 tys. zmarło z powodu powikłań, głównie zapalenia płuc i niewydolności krążenia. Ostatnia w XX wieku fala masowych zachorowań na grypę, nie przez wszystkich uznawana za pandemię, uderzyła w 1977 r.
Kto nie wierzy, niech sprawdzi. Interesujący jest też opis epidemii w PRL zamieszczony na stronach IPN w Krakowie. Już dekadę wcześniej, a konkretnie w 1963 roku, kiedy we Wrocławiu wybuchła epidemia czarnej ospy, WHO prognozowała, że zachoruje 2000 osób, a umrze 200. W rzeczywistości zachorowało 99, z czego zmarło 7. To tylko dygresja, żeby pokazać skalę paranoi z jaką mieliśmy do czynienia przez ostatnie 3 lata i jak bardzo można ufać zbrodniczej organizacji, która zwykle się myli właśnie w podobnych, lub wyższych, proporcjach. Tylko, że wówczas nie była jeszcze organizacją prywatną, finansowaną przez Big Pharmę i różnych Billów Gatesów.
Faktem jest natomiast niebywała skala obecnej cenzury, przy której PRL wydaje się być jednak dziecinną igraszką. Owszem, gdyby komuniści mieli wówczas dzisiejszą technologię, to z tego „najweselszego baraku” w obozie już pewnie byśmy nie wyszli… Ale jeżeli „Czarna księga” zawierała zestaw zaleceń dotyczących treści i osób, na które był „zapis”, czyli pełna blokada, to co muszą zawierać algorytmy Google’a, Facebooka, Instagrama i podobnych mediów? O prasie, telewizji, łże-ekspertach rządowych i sprzedajnych urzędnikach oraz lekarzach, nie wspomnę, bo oni mają algorytmy cenzorskie wdrukowane w głowę, przeważnie za odpowiednim wynagrodzeniem. Zaryzykuję twierdzenie, że dziś, mimo szerokopasmowego Internetu, swobodnego dostępu do „niezależnych” mediów oraz względnej (jeszcze) swobodzie przemieszczania się, wiedza o zagrożeniach oraz fakcie bycia rzeczywistym niewolnikiem, nie jest tak powszechna, jak w PRL-u.
Nikt nie chce wiedzieć?
Jak to możliwe i skąd się bierze taka sytuacja? Wydaje się, że weryfikowanie oficjalnych źródeł nie jest przeważnie aż tak skomplikowane, żeby przekraczało zdolności przeciętnego użytkownika sieci. Skoro potrafiłem znaleźć na temat zbliżającej się „pandemii” informacje zupełnie odmienne od tych serwowanych w telewizji i to jeszcze w styczniu, czy lutym 2020 roku i kosztowało mnie to od kilku do kilkunastu godzin pracy, może to zrobić niemal każdy. Oczywiście, czym innym jest dalsze pogłębianie wiedzy i weryfikacja kolejnych źródeł, aby przygotować konkretny tekst, na co trzeba już poświęcić znacznie więcej czasu. Ale właśnie te, już gotowe, z podaniem odnośników i własnym komentarzem, artykuły były i są dostępne w wielu miejscach. Nawet jeżeli nie wszystkie da się znaleźć w prosty sposób, to media niezależne często podają źródła. Ponadto, jest kilka miejsc, jak Rumble, czy Odysee, lub Bitchute. Wystarczy tylko chcieć. Rzecz jasna, każdy ma wybór. Pytanie, czy lepiej obejrzeć kolejną telenowelę, albo jakiś program publicystyczny, w którym politycy opowiadają androny, a łże-eksperci robią widzom wodę z mózgu, czy jednak te kilka godzin w tygodniu poświęcić na zdobycie wiedzy nie podawanej na tacy, ale za to (przynajmniej potencjalnie) chroniącej zdrowie i życie. Należy, oczywiście, starać się wszystko weryfikować, bo wśród wielu „teorii spiskowych” mogą pojawiać się też różne rady, niekoniecznie najlepszej jakości. Informacje fałszywe istnieją wszędzie, ale jak pokazuje życie i doświadczenia kolejnych dekad, najwięcej kłamstw kolportują właśnie wiodące media.
Problem, o którym piszę, istniał też wcześniej. Zwrócił na to uwagę sam bohater dokumentu Grzegorza Brauna. Miał okazję przekonać się na własnej skórze, jak niewiele osób doceniło jego czyn i ryzyko. W ostatniej sekwencji, z pewnym rozżaleniem, Tomasz Strzyżewski mówi: „Nikogo nie obchodzi, czym jest cenzura. Jest cenzura tym samym, czym jest kłamstwo” – dodaje.
Czy rzeczywiście ludzie mają świadomość, że półprawda jest całym kłamstwem? Wydaje się, że nie. Podobnie, jak przed półwieczem, brakuje refleksji i zainteresowania tym, co robi władza. O ile wpływ opinii publicznej na reżim sprawujący władzę w powojennej Polsce, był całkowicie iluzoryczny, czemu zresztą służyły właśnie obezwładnione cenzurą media, dziś mamy sytuację gorszą. Czemu? Ponieważ wówczas ludzie przynajmniej wiedzieli, że nie należy się po rządzących spodziewać czegokolwiek dobrego. Brak zainteresowania cenzurą był po części wynikiem niewielkiej wiedzy o mechanizmach, które są stosowane w mediach i ich rzeczywistym wpływie na sytuację w kraju. Teraz, kiedy historia czasów słusznie minionych jest dość dobrze znana, a wciąż żyje wiele osób doświadczonych przez lata komuny, mogłoby się wydawać, że rozszyfrowanie działań zamordystów będzie znacznie łatwiejsze. Tymczasem zaufanie do formacji rządzącej jest w pewnych kwestiach niemal bezgraniczne. Kompletny brak refleksji dotyczącej stanowionego prawa i błędne przekonanie, że przynajmniej o zdrowie społeczeństwa i bezpieczeństwo państwa, każdy kolejny rząd dba, może nie idealnie, ale całkiem nieźle… Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że przy próbie uchwalania ustaw „inwigilacja plus”, czy wdrażania w całkiem jawny sposób agendy ID2020 (integracji danych z aplikacją mObywatel), albo podobnych, całkowicie bezprawnych, gniotach legislacyjnych, pod Sejm przychodzi zaprotestować 120 osób? A przecież 4 lata temu młodzież potrafiła, choć może niezbyt licznie, to jednak w całej Polsce, protestować przeciwko unijnym regulacjom ACTA 2.0 związanym z prawem autorskim i cenzurą w sieci. Czy ktoś to jeszcze pamięta?
Obecne propozycje nowelizacji prawa telekomunikacyjnego i wspomnianych wyżej ustaw, to całkowite zaoranie wolności, w tym tej „cyfrowej”, bo łamanie tajemnicy korespondencji, czy możliwość kasowania danych w chmurze, dotyczy właśnie komunikacji elektronicznej. Tyle, że dziś świat stał się już, w pewnym sensie, jedną, wielką chmurą, przenosząc się w dużej części do sieci. Zdalna praca i nauka, dotyczy coraz większej grupy osób. Według Raportu Gallupa (według stanu na czerwiec 2022 roku), tylko 2 na 10 pracowników pełnoetatowych w USA pracowało całkowicie stacjonarnie. Aż 56% badanych twierdzi, że ich pracę da się wykonywać w pełni zdalnie. Oczywiście, istnieją zawody, które do Internetu raczej się nie przeniosą, bo trudno naprawić na odległość samochód, czy choćby zwykły kran. Ale skala inwigilacji, którą proponują swoim „poddanym” (jeszcze chwilowo w cudzysłowie), rządy wielu państw, będzie wystarczająca, aby uczynić z obywateli niewolników. Wszak ta forma kontroli ma swoje przedłużenie w takich inicjatywach, jak likwidacja gotówki, wprowadzenie CBDC, czy piętnastominutowe miasta, o czym pisałem między innymi w tekstach: „Twoja praca zniknie” i „Piętnastominutowe więzienia”. I wciąż nikogo to nie obchodzi? Trudno uwierzyć, ale na to, niestety, wygląda…
Nie tylko cenzura
Brak reakcji, albo wyłącznie symboliczne protesty organizowane przez Konfederację, czy kilka organizacji społecznych, to zbyt mało, aby zastopować cały proces. Czasem jest to wystarczające do spowolnienia zmian, bo projekty, jak niesławna ustawa posła Hoca, czy „bezkarność plus”, zostały schowane (przynajmniej na chwilę) do szuflady. Walec jednak jedzie, a to, że jeszcze dość wolno, nie zmienia faktu, że kolejne bastiony wolności są coraz bardziej zagrożone.
Właśnie WHO dobiera nam się do skóry, a nasze „merdia”, jak mówią na ściekową prasę i telewizje we Francji, milczą. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ są kontrolowane przez globalistów i Big Pharmę, która jest głównym reklamodawcą. Dotacje rządowe na promocję „eliksirów”, (że niby takie „bezpieczne i skuteczne”), też zrobiły swoje. Sprawa jest poważna, o czym wspominałem kilkakrotnie opisując zbrodniczą organizację, jaką jest Światowa Organizacja Zdrowia. Jeśli ktoś wciąż nie wie czemu, poniżej pokazuję tabelkę, obrazującą proponowane przez bandytów zmiany w prawie o ochronie zdrowia.
To właśnie dziesięć powodów, które przedstawił James Roguski. Cały tekst, poświęcony WHO, z którego pochodzi grafika, można przeczytać w portalu Wiedza i Nauka.
To jednak nie koniec kłopotów. Nasi „zdolni politycy” (w znaczeniu – zdolni do wszystkiego), nie tylko zabijają swoimi decyzjami tysiące ludzi, wyrzucają pieniądze w błoto, nakręcają inflację, rozbrajają polską armię, czy próbują zapisać nas na wojnę. Oni, prócz szalenie groźnych, legislacyjnych potworków, robią znacznie więcej, aby zniewolić Polaków. Decyzje, popierające w pełni szaleństwa unijne, jak pakiet klimatyczny, dodatkowe podatki, czy wdrażanie Agendy 2030, to tylko fragment nieszczęścia. Oni nie zamierzają się zatrzymać, ani z niczego tłumaczyć. Prawdopodobnie liczą, że nikt ich nie rozliczy za całą covidową hucpę, która kosztowała życie już blisko 250 tysięcy obywateli, nie licząc tych, którzy odeszli z powodu C-19, albo innej choroby współistniejącej.
Przekręt na gigantyczną skalę, w świetle procesów w USA, w Niemczech, czy na Kostaryce oraz zapewne też w kilku innych krajach, nie powinien w żadnym wypadku pozostać bezkarny. Szansa, że ludzie zapomną, nie dowiedzą się, jak było naprawdę, albo machną na to ręką, zawsze istnieje. Zwłaszcza, gdyby ich zmusić do gwałtownej zmiany zainteresowań, a to można uzyskać, na przykład w przypadku wojny. Czy tego rodzaju scenariusz ma szansę się ziścić? Poświęciłem temu felieton „Podżeganie do pokoju”.
Na koniec chciałem pokazać jeszcze, na jakie badania wydaje się w naszym kraju pieniądze. Prawdopodobnie poniższy projekt obciąża konto poprzedniej formacji rządzącej, tym niemniej widać, jak bardzo zadbano o „obronność”. Oto krótki opis:
Gdzie wykorzystywana jest tego rodzaju broń? To znany już dobrze z USA system ADS (Active Denial System). Więcej można przeczytać tutaj. Mikrofalowa broń obezwładniająca bardzo dobrze się sprawdza przy rozpędzaniu demonstracji. Podgrzewanie czyjejś skóry falą elektromagnetyczną 95 MHz z pewnością nie jest aktem miłości, ani najlepszą formą kontaktu człowieka z człowiekiem. I na to wydaje się blisko 52 miliony złotych?! A może należało po prostu kupić ten niezbędny „gadżet” od naszych sojuszników, zamiast wywalać kasę na badania? Ale to już zupełnie inny temat.
Fakty wyglądają tak, że jeśli Polacy wkrótce się nie obudzą, trzymanie narodu za mordę, będzie się wyłącznie nasilać. Bandyci są zdeterminowani i jeśli z wewnętrznych sondaży wyjdzie im, że nie mają szans utrzymać władzy, nie zawahają się popełnić kolejnych zbrodni. Jak powiedział niegdyś Lord Acton: „Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.” Wydaje się, że właśnie jesteśmy świadkami przedostatniej fazy tego zjawiska…
Na koniec chcę podziękować wszystkim, którzy odpowiedzieli na moją prośbę i ponownie proszę, choć wiem, że to nudne. Jeśli cenisz moją pracę, wesprzyj mnie przelewając, choć drobną kwotę na konto w mBanku:
44 1140 2017 0000 4502 0148 3714 lub dla posiadaczy Revoluta, revolut.me/krzysz1b3i
Pozostałe możliwości znajdziesz w stopce. Ostatnie miesiące były wyjątkowo ciężkie, więc bardzo Ci dziękuję za wyrozumiałość. Nie będę w stanie inaczej rozwijać tego bloga, a research wymaga czasu… To też jest praca, więc może zasługuję choć na jakąś kawę 😉
Będę zobowiązany za zapoznanie się z moim projektem na stronie pomagam.pl/ostatni-oddech/, gdzie znajduje się też link do pobrania kilku opowiadań.
Czytaj również felietony: Podżeganie do pokoju, Elektryczne szaleństwo, Kaganiec oświaty, Antidotum na wirusy, Tydzień z hukiem, Ruskoonucyzm patriotyczny, Raszyńska masakra i czerwony diabeł, Obłędna miłość, Igrzyska śmierci w cieniu Pekinu, Klątwa Kurskiego i australijski skandal, Pudrowanie trupa i gry szpitalne, Strzały na granicy! Grobbing 2.0 i Halloween, Zjedz szczepionkę, Gladiator i dziewczyny, Turniej US Open Closed, Wymyk do podporu, Szczepionkowa propaganda nie działa! Szczepionkowe wakacje z QR kodem, Szczepionkowa schizofrenia, Największy przekręt i co dalej? Zabijamy ludzi, Złoty strzał dla seniora, To już nie teorie spiskowe! Uratowani przez Covid?
i artykuły: System się przewraca, Ryzyko śmierci większe o 276 procent, Piętnastominutowe więzienia, Czipowanie ludzi już wkrótce! Zjedz świerszcza, Szczepionkowe skandale, Odporność zabijana na raty, Grafen zamiast wirusa? Twoja praca zniknie, 500 szczepionek w ciągu 8 lat!, Czy to na pewno wirus? To nie wirus wywołał kryzys! Kredyt społeczny wchodzi tylnymi drzwiami, Jak walczyć z WHO? Zabijanie odporności potwierdzone, A co na to Kościół? Udarów więcej o ponad 100 tysięcy procent! Pfizer obnażony, Krew zaszczepionych niebezpieczna? 14.650 rodzajów powikłań! Mechanizm covidowego oszustwa, Zaszczepione dzieci umierają 137 razy częściej, Koniec teorii spiskowych? Umiera o 691 procent więcej dzieci, Zidiocenie czy konformizm? O 10.660 procent więcej nowotworów, Manipulują i zabijają, Jak kłamcy bronią morderczych szczepionek, Psychopaci wytworzyli HIV-1, Cała prawda o COVID-19, Co wzięli zamiast szczepionki? WHO w mętnej wodzie, Teoria spiskowa do korekty, Covidowe absurdy, Sprawdź szkodliwość swojej szczepionki, Niemal o 300% więcej diagnoz nowotworów, Szczepionki czy trutka na szczury? Co pływa we krwi zaszczepionych, Masowe zgony sportowców, Eliksir śmierci, Ofiary covidowych szczepień przemówiły, Co zawierają TE szczepionki? Norymberga 2.0 coraz bliżej, Działa tylko trzecia dawka! Powiedz STOP mordercom, Magnetyczne szczepionki i depopulacja, Nie szczep się! Panikuj! Maseczki groźne dla życia, Rosyjska ruletka, Milczenie owiec? Śmierci, których nie było, A jednak się kręci