Doroczne święto patriotów, jakim jest Marsz Niepodległości w tym roku odbywał się w formule rajdu. Ściślej rzecz biorąc, miał się odbyć w takiej formie. Organizatorzy zdecydowali, że ze względu na decyzje Rządu o wprowadzeniu obostrzeń związanych z epidemią, a zwłaszcza dla bezpieczeństwa seniorów, którzy zwykle brali udział w manifestacji, aby ich nie narażać, wyjątkowo w tym roku będzie to przejazd przez stolicę. Oczywiście, wiadomo było, że nikomu spacerowania po Warszawie zabronić nie można i wielu patriotów, często całymi rodzinami, przyjedzie, aby kolejny raz zamanifestować w tym dniu, jak ważna jest dla nich ojczyzna i fakt odzyskania niepodległości po tak długiej przerwie.
Do takowego „spaceru” faktycznie doszło, bo chociaż Marsz w wersji mobilnej miał rozpocząć się o 14-ej, to już około 13.20 wyruszyły z Ronda Dmowskiego liczne grupy ludzi i ulica stała się biało-czerwona. Nie dochodziło do żadnych ekscesów, ludzie szli, podobnie, jak zwykle od 2015 roku, pokojowo i nie można było znaleźć choć jednego prowokacyjnego transparentu, choć hasła „Bóg, Honor i Ojczyzna”, ale też „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”, również tradycyjnie, były skandowane. Po oficjalnym otwarciu zgromadzenia przez prezesa Stowarzyszenia – Roberta Bąkiewicza, Marsz ruszył. Na czele dziesiątki motocykli, dalej samochody, wśród których były też auta zabytkowe. Niestety, wbrew zapowiedziom i uzgodnieniom z Policją, o których wspomnieli organizatorzy na konferencji prasowej w przeddzień imprezy, samochody policyjne zablokowały część miasta, aby nie dopuścić do przejazdu kolumny samochodów przez Warszawę. To wyjątkowy skandal, ponieważ nikomu nie można zabronić jeździć autem po stolicy. Tak by się mogło wydawać, a mimo to takie podstawowe prawo obywateli zostało złamane przez służby.
To była jednak tylko przygrywka do znacznie większej prowokacji. Policja kazała uczestnikom parkować samochody i iść dalej pieszo! Niebywałe? Przecież podobno jest jakaś pandemia? Funkcjonariuszy nikt o tym nie poinformował? Czyli nagle bezpieczniej zrobiło się na ulicy, niż w aucie? Prawda wygląda jednak inaczej, niż opowiada mediom nadkomisarz Sylwester Marczak, który podkreśla, że zgromadzenie było nielegalne.
„- Wiele osób zostało oszukanych. Wystąpienia organizatorów tego marszu wskazywały, że będziemy mieli do czynienia z przejazdem. Ale polska policja jest profesjonalna i brała pod uwagę różne warianty, pozytywne i negatywne. Zawsze zakładamy wariant optymistyczny, że każdy przychodzi świętować, ale bierzemy też pod uwagę wydarzenia niebezpieczne, które mogą nastąpić, i z takimi sytuacjami mieliśmy niestety do czynienia.”
Panie komisarzu! Jak mogliśmy mieć do czynienia z przejazdem, skoro Policja go zablokowała i sama wysadzała ludzi z samochodów?! Część z nich, niestety, posłuchała rady i próbowała dołączyć do Marszu, co było dość utrudnione, bo przecież ruszył on nieco wcześniej. W ten sposób utworzył się szereg mniejszych grup. W jednej z nich znaleźli się również przedstawiciele środowisk kibicowskich, nazywanych chętnie, zwłaszcza przez zwolenników Donalda Tuska i jego ekipy, „kibolami”, ale też prowokatorzy, ubrani niemal tak samo jak zawsze i wyposażeni w pałki teleskopowe. Kiedy grupa zbliżała się do Ronda de Gaulle’a zaczęło się dziać coś niedobrego. Pod empikiem kilku zadymiarzy przewróciło barierki ustawione przy bramie. Nieco dalej, znajdował się liczny oddział policji, bynajmniej nie nastawionych, jak w poprzednich latach, jedynie na ochronę Marszu, ale uzbrojony po zęby, w białych kaskach, z tarczami, gazem i bronią gładko-lufową. Rozjuszeni kibice rzucili kilkanaście zapalonych rac w ich kierunku. Trzeba przyznać, że odpowiedź gazem oraz strzałami gumowymi kulami nie nastąpiła natychmiast, ale jednak doszło do takiej, moim zdaniem nieuzasadnionej, brutalnej interwencji, gdzie jedna z kul trafiła w twarz 74-letniego Tomasza Gutry – reportera „Tygodnika Solidarność”. Kim trzeba być, żeby z kilku metrów celować w twarz człowieka, którego trudno pomylić z krewkim kibicem, bo miał na szyi wielki aparat fotograficzny? Niewiele brakło, aby reporter stracił oko. Wcześniej, przy przejściu przez Most Poniatowskiego, ktoś wystrzelił z rakietnicy kilka kolorowych pocisków w kierunku balkonów z prowokacyjnie wywieszoną flagą środowisk LGBT oraz emblematami Strajku Kobiet. Jedna z nich stała się przyczyną podpalenia drzwi balkonowych pracowni pana Stefana Okołowicza – witkacologa. W odległości kilku okien dalej stała przygotowana kamera TVN, by dokładnie zarejestrować pochód, a może też próbę podpalenia mieszkania, co już obiegło zapewne światowe media, jak to „polscy faszyści” niszczą wszystko, co spotkają na swej drodze. Oczywiście, w każdej grupie może znaleźć się jakiś bezmyślny baran, a nawet kilku, bo trudno określić to inaczej. Podobno sprawca został ujęty. Policjanci mieli, rzecz jasna, pełne prawo, a nawet obowiązek takie osoby zatrzymać. Pytanie, czy tak się stało w przypadku zdarzeń w okolicach empiku? Nie widać było żadnego auta odjeżdżającego z zatrzymanymi agresywnymi uczestnikami incydentu w okolicach Ronda de Gaulle’a. Na licznych filmach krążących w sieci można prowokatorów oraz chuliganów dość dokładnie. Zatrzymanie aut i rozerwanie w ten sposób płynności, którą widzieliśmy wcześniej oraz kilka prowokacji, które w poprzednich latach tłumiła sama Straż Marszu, znacznie zmieniło jego obraz. Grzegorz Braun, dość celnie określił go jako Kondukt Niepodległości, ponieważ radość, która zawsze towarzyszyła uczestnikom w tym dniu, została mocno przygaszona.
Mimo to, demonstrujący z pierwszych grup pochodu doszli spokojnie na błonia pod niegdyś Stadionem, a obecnie Szpitalem Narodowym, gdzie niezwykle szybko przewiezione zostały samochodami oddziały Policji. Co ciekawe, dokąd policjantów nie było, nic się w tym miejscu nie działo, zaś gdy dojechali do stacji Warszawa Stadion, zaatakowani zostali przez chuliganów kamieniami z podkładów kolejowych, i doszło do regularnej bitwy. Wyglądało to dość dziwnie, tak jakby cała akcja odbyła się na specjalne zamówienie.
Trzeba przy tym zaznaczyć z całą mocą, że nie miało to już kompletnie nic wspólnego z Marszem, a skąd się wzięli prowokatorzy, nie wiadomo. Wcześniej nikt nie atakował idących, a ludzie zaczęli się już rozchodzić. Każdy wiedział, że w tym roku nie ma pod stadionem żadnej sceny, więc można wracać. Przypadkowe osoby, które czekały na pociąg oraz uczestnicy zakończonego już przemarszu ucierpieli wyłącznie wskutek działań Policji. Przy okazji spałowano też dziennikarzy i fotoreporterów.
Media głównego nurtu pokazały ponownie Marsz, jako zadymę „polskich faszystów”, starannie wybierając co bardziej soczyste kawałki. Komu o to chodziło? Analizując cały scenariusz od początku, trudno oprzeć się wrażeniu, że został on bardzo starannie przygotowany i zrealizowany. Do tego wspólnie z władzami stolicy. Kto śledził ostatnie doniesienia i wyroki sądów, które zakazywały organizowania tradycyjnego przemarszu, ten wie, że bezprawie jakim jest blokowanie konstytucyjnie gwarantowanego prawa do zgromadzeń (przy zachowaniu określonych środków ostrożności), to był stały element walki z polskością. Ta wszak od dawna stoi ością w gardle nie tylko władzom stolicy i środowiskom lewicowym, ale przecież także tym, którzy uważają, że patent na patriotyzm jest ich własnością. Stąd ten bezpardonowy atak, ale to nie jedyny powód, o czym niżej.
Wróćmy jeszcze na moment do samej prowokacji. Trzy ostatnie edycje Marszu Niepodległości, nie licząc drobnych prowokacji, które natychmiast były likwidowane, przeszły bez zakłóceń, a wśród nich manifestacja z 2018 w setną rocznicę odzyskania niepodległości, kiedy wzięło w nim udział ponad 200 tysięcy uczestników i przysłowiowy kosz na śmieci nie został nawet wywrócony. Wtedy TVN, żeby coś znaleźć, musiał filmować sikających w bramie mocno zanietrzeźwionych obserwatorów zgromadzenia. Żadne siły policyjne gotowe do walki nie były na ulice wyprowadzane, a funkcjonariusze w normalnych mundurach po prostu służyli pomocą i ochraniali pokojowy przemarsz. Co się takiego stało, że nagle dziś, kiedy w dodatku Marsz miał przejechać, zamiast przejść, zgromadzono w centrum miasta kilkuset uzbrojonych po zęby policjantów? Mieliby tarczami bronić się przed agresywnymi kierowcami? Czemu atak prowokatorów na idących nastąpił akurat w sąsiedztwie miejsca, gdzie czekały oddziały, przypominające do złudzenia dawne ZOMO? Czy to wszystko przypadek? Nie sądzę. Kto szykuje oddział gotowy do walki wręcz, kiedy miał być tu jedynie przejazd samochodów? Chyba, że polecenie zablokowania ruchu kołowego i skłonienie tysięcy ludzi, aby poszli pieszo, to celowe, przemyślane działanie. Mam nadzieję, że to zostanie poddane szczegółowej analizie i przedstawiciele Marszu Niepodległości zgłoszą ten fakt do prokuratury. Świadome prowokowanie bójek oraz narażanie ludzi na utratę zdrowia, to przestępstwo. Tylko, czy można mieć jeszcze nadzieję, że TA prokuratura cokolwiek w takiej sprawie zrobi, skoro gołym okiem widzimy podwójne standardy, bo przecież wielotysięczne tłumy dewastujące pomniki i mury kościołów oraz zakłócające obrzędy religijne, wykrzykujące całymi godzinami wulgarne hasła, maszerujące w wielu miastach przez kilka dni, nie były niepokojone. Co więcej, policja te marsze ochraniała, a nikomu nie przyszło do głowy, żeby wypuszczać oddziały w białych kaskach z armatkami wodnymi i innymi gadżetami.
Pytanie, w co gra Rząd Kaczyńskiego wydaje się retoryczne. Widać jasno, że lewicowy do bólu program, który jest realizowany konsekwentnie od lat, teraz wszedł w nową fazę. Naczelnik, jak widać, pilny uczeń Donalda Tuska, nie tylko zaczął kopać w klatkę, ale ją wywrócił. Chyba, że Naczelnik utracił już realną kontrolę nad Policją i ona zaczęła działać na własną rękę. Konsekwencje? Kolejne protesty, które tym razem będą już miały pełne prawo walczyć z opresyjnym państwem. Skoro ten Rząd nie potrafi uszanować największego święta narodowego i chce za wszelką cenę konfrontacji z pokojowo, w większości, nastawionymi ludźmi, jadącymi do Warszawy setki kilometrów, aby manifestować swoje przywiązanie do prawdziwych wartości, to będzie miał czego chce, tylko w znacznie szerszym wymiarze. Przecież nawet, jeśli w wielotysięcznym tłumie zdarzyło się kilku durniów, którzy powinni zostać surowo ukarani, nie można na tej podstawie oceniać 99% uczestników i całego Marszu Niepodległości, który jest stałym elementem obchodów i jeśli tylko ludzie nie są prowokowani przez policję, potrafią sobie poradzić z prowokatorami sami, co pokazały poprzednie trzy edycje wydarzenia.
Szczytem hipokryzji są opinie magistratu, który „liczy ogromne straty”. Tymczasem nawet tylko pierwszy przemarsz tzw. Strajku Kobiet, spowodował nieporównywalnie większe zniszczenia. Wystarczy policzyć tylko „udekorowane” sprayem elewacje (łącznie ponad 100 obiektów), o rannych z powodu bandyckich zachowań, nie wspominając, a przecież tych marszy w całej Polsce było kilkadziesiąt i każdy z nich przynosił kolejne koszty, które zsumowane prawdopodobnie wielokrotnie przewyższają te z tytułu ostatnich 5 edycji Marszu Niepodległości.
Gorsze jest jednak to, że swoim przeciw-skutecznym działaniem władza sama wkłada w ręce europejsów różnej maści argument, że tutaj demonstrują jacyś faszyści, a więc należy Polskę piętnować i karać. Takich odsądzonych od czci i wiary „Polaczków”, którzy jakoby mieli historyczne powiązania z nazizmem, a najpewniej mordowali w obozach Żydów, łatwiej będzie „zoperować finansowo”, no bo, jeśli winni, niech płacą!
Czy komuś naprawdę zależy, aby tę niepodległość, wywalczoną z takim trudem, rzeczywiście utrzymać dłużej? PiS tworzy oddziały ZOMO, które strzelają ludziom w twarz z kilku metrów, pałują dziennikarzy. Przy okazji przymila się do lewicy. Widzicie, jak my tu walczymy z faszystami? No, to zagłosujcie, jak trzeba, kiedy wprowadzimy po raz trzeci do Sejmu projekt „bezprawie plus”. Co wam szkodzi? My też was będziemy chronić. Jak zawsze, od 1989 roku… Za chwilę wspólnie podniesiemy ręce za wymordowaniem wszystkich norek i będzie git! Tak wygląda schyłkowa postać władzy, która miała zatrzymać, dominujący już przecież nie tylko w Europie, lewicowy pochód. Nic z tego!
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przynajmniej część posłów tej formacji opamięta się wreszcie i przejrzy na oczy. Smutne, że nie ma obecnie silnej alternatywy dla zdrajców, którym ludzie raczej na pewno już nie zaufają. Czy z chaosu może powstać coś dobrego? Na razie to chyba jednak wyłącznie pobożne życzenia…
Czytaj również felietony: Gonić króliczka, Szatan się wściekł! Norka odarta ze złudzeń, Białoruski klangor, Kuriozum w stolicy, Legion Gorszycieli Bandytów i Terrorystów?, Prokuratorski skandal, Uratowani przez Covid?, Inteligentny koronawirus, Awans na królika
i artykuły: Zabijanie testem, Grypa umarła na Covid, Proszę zamknąć trumnę! Zamordyzm i namordyzm, Bezprawie plus, Wielka GAFA i zamordyzm, Czas ściemy i obłędu, Śmierci, których nie było, Bezczelność nie skończy się nigdy?, Bezprawie i niesprawiedliwość, Koniec wielkiej hucpy?, Totalna ściema, Wyszczepieni, A jednak się kręci